niedziela, 12 sierpnia 2012

Lost, sezon 4 | odcinki 9-13 (14)

4x09: "The Shape of Things to Come". Śmierć Alex podkreślona monologiem Bena który rani ją do żywego a miał ją uratować. Niestety, wyszło jak wyszło. Czyli w ogóle. Bez emocji na wierzchu. Zimne zabójstwo, zimna strata. Chyba od tego odcinka Ben stał się najlepszą postacią (aktorsko) obok Locke'a.

Mamy jego futurospekcję, w której najpierw znajduje się na środku pustyni (dlaczego? I to na dodatek w kurtce zimowej?), by potem dowiedzieć się, w jakim czasie się znajduje oraz, że Sayid ożenił się z Nadią! Ale ona zgineła, a teraz będzie jej pogrzeb. Ben postanawia pomóc znaleźć Sayidowi zabójcę jego żony by w ten sposób go zwerbować do swojej... armii? A na koniec odwiedza Widmore'a by powiedzieć mu, że zabije Penny. W rewanżu za Alex.

W tym odcinku dowiadujemy się czemu Sayid będze pracować dla Bena oraz poznajemy relację Ben - Widmore. Mają przeszłość...

Teraźniejszość? Ben wzywający dymek. Wtf? 8/10.




4x10: "Something Nice Back Home". Relatywnie nieciekawy odcinek, przedstawiający losy Jacka i Kate po opuszczeniu Wyspy. Zostają razem, potem małżeństwem... Niestety Jack zaczyna wariować. Najpierw Hugo budzi w nim dziwne uczucia, przekazując mu wieść od Charliego: "Nie powinieneś go wychowywać". Potem widzi własnego ojca i zaczyna brać lek dla wariatów. Na samym końcu chyba ma żal do Kate za jej niewystarczającą wdzięczność za to, że ją uratował. Chyba, trochę niejasny i niedopracowany ten wątek.

Wiemy, że Jack dowiaduje się, iż jest wujkiem Arrona. Że Sawyer został (żyje?) na Wyspie, i poprosił o coś Kate zanim ta uciekła z Wyspy. I miał wybór, by to zrobić. Oraz, że ktoś odwiedzi Jacka w przyszłości...

Teraźniejszość to Clair idąca w cholerę do dżungli w środku zostawiając dziecko na pożarcie dymkowi oraz wyrostek Jacka. Niezłe rozbudowanie relacji Juliet - Kate - Jack. "Wiem, że jesteś przytomny". 7/10.




4x11: "Cabin Fever". Przeszłość Locke'a - matka w wieku 16 lat potrącona przez samochód musiała rodzić przedwcześnie. Ale John to wojownik, podgladany przez... Alperta? Czemu?
Matka nie była w stanie go przytulić, babcia nawet nie rozważała innych opcji poza adopcją. Młody John i jego życie - bycie tym wyśmiewanym przez pozostałych, lubiącym sport wbrew swojemu przeznaczeniu - nauce. Wtedy pierwszy raz powiedział "Nie mów mi, czego nie mogę zrobić".

W teraźniejszości Keamy wrócił ze starcia z dymkiem, wymuszając na kapitanie łamanie reguł w celu powrotu na Wyspę i porwania Linusa a następnie... spalenia Wyspy. Kapitan nie na to się pisał.
W tle Desmond z Sayidem planują transportowanie ludzi na frachtowiec za pomocą pontonu. Michael czeka skuty na decyzję innych, co z nim zrobią. Nie wypiera się niczego.

Locke z Hugo i Linusem szukają chatki Jacoba. Swoją drogą - dobrze, że gdy Ben prowadził Johna w III sezonie to ona się nie przeniosła, miło zich strony. W każdym razie - Wyspa im podpowiada, gdzie chatka leży, w postaci snu w którym John spotyka Horacego. Czyli domek Jacoba został wybudowany przez jednego z Dharmy w celu bycia domkiem wypoczynkowym. Locke wraca do dołu z trupami Dharmy, odnajduje ciało Horacego a przy nim mapę do chatki. W samej chatce spotyka Christiana i Clair która... nadal niewiadomo czemu zostawiła syna, ale przynajmniej wiadomo gdzie jest. W teleportującym sie domku wypoczynkowym. Dobra, liczy się jedno: Christian wyjaśnia Johnowi, jak ten może uratować Wyspę przed najeźdzcami. Przenosząc ją.

Swoją drogą, Widmore wiedział, że Ben pójdzie do Orchidey by przesunąć Wyspę. Ale... czemu sam Ben tego nie wiedział? Z innych drobiazgów które nie podobają mi się. Zabicie doktora oraz sposób w jaki Ben mówi: "Los to kapryśna dziwka". Sam nie wiem czemu.
Generalnie - znowu dużo chodzenia, mało się dzieje... 7/10.




4x12: "There's No Place Like Home: Part 1". Znowu mamy się nabrać na sztuczkę z heroicznym Jackiem który mimo krwawiącej rany rusza na ratunek komuś tam. Problem w tym, że tym razem to wcale nie jest już dramatyczne. Tak jak reszta historii z wycinaniem wyrostka.

Uwielbiam fakt kompletnej bezużytności nowych postaci na Wyspie jak Miles lub Dan (który znowu pokazuje, że potrafi przedramatyzować każdą kwestię, choć nadal go lubię). Wytnijcie ich ze scenw których są - zauważycie róznicę. Ale ledwo. Na szczęście i tak mają ich niewiele, więc to zbytnio nie razi.

Inna sprawa - w tym odcinku świat usłyszał fenomen pod tytułem "There's No Place Like Home"... I w ogóle go to nie obeszło. Bo gdy słyszymy ten utwór za pierwszym razem, w ogóle go nie słyszymy. Zamiast niego jest niewycięty niewiedzieć czemu ryk samolotu. Za drugim razem słyszymy wariant tego utworu, z wyciętym wstępem i zakończeniem, na dodatek przyspieszony by pasował do zakończenia.

W przyszłości jest ważne wydarzenie - Jack dowiaduje się, że Claire to jego siostra. Czyli jest wujkiem Arrona i tak dalej. Dosyć gruba sprawa, na którą zabrakło uwagi twórców. Cały ciężar emocjonalny i nie tylko zrzucony został na barki Foxa który w kilka sekund miał okazać, jak ta wiadomość wpłynie na jego życie i sumienie spowodując finalnie dycyzję by wrócić na Wyspę. Nie mówię, że przegrał wtedy, ale... też niezachwycił swoim aktorstwem. Widać zbyt dużo od niego oczekiwano w tamtej scenie.

W teraźniejszości też jest taka scena, Jin i Sun dowiadują się o Michaelu - i znowu, jedna scena ograniczona do jakiś 5 zdań. Wraca morderca i zdrajca, pracujący pośrednio dla Bena, chcący odkupić winę zdarzeń na Wyspie... I nic. Ta scena po prostu mija.

Co dobrego? Właściwie cały wątek przyszłości. Powrót samolotem, oddalenie z ujęcia na niego pokazujące, że kamera jest w samolocie. Rozmowy Oceanic 6, konferencja, Nadia, witanie się z rodziną w slow-mo, impreza u Hugo, pogrzeb ojca Jacka (choć miałem wrażenie, że sporo kwestii zostało nagrane jeszcze raz potem w studiu ). Również wciąż niewiemy, co stało się z Wyspą i wszystkimi na niej, wielki plus za to.

Największym plusem odcinka jest zakończenie, podsumowujące wstęp do finału sezonu. Rozmach przy prowadzeniu kilkunastu wątków naraz zawsze będzie mnie zachwycać, co poradzić. Do tego zbliża się moment, kiedy teraźniejszość połączy się z futurospekcjami. Na ten moment czekaliśmy, twórcy trzymali buzię na kłodkę do ostatniego momentu. To naprawdę czuć. 5/10




4x13: "There's No Place Like Home: Parts 2 & 3". Prawie półtorej godziny finału, w którym wreszcie na pierwszy plan wychodzą tytułowi zagubieni.

Napięcie jest wręcz nieskończone - przesunięcie Wyspy, bomba na frachowcu, braki w paliwie, Sawyer skaczący z helikoptera, pośpiech... Dzieje się tu tak dużo, że można odpaść. Ben zostaje wysłany w przyszłość po przesunięciu Wyspy i pewnie już nigdy nie wróci na nią - jednak wcześniej mści się na Keamym, ten jednak był podpięty do bomby czasowej na frachtowcu, w razie zatrzymania serca wszyscy na nim zginą. Ben na to nie zważa, ładując bez przerwy do windy różne metalowe elementy by wysadzić stację Dharmy w powietrze, a wszystko po to by dostać się do tajemniczej energii będącej prawdopodobnie Sercem Wyspy.

Frachtowiec wybucha, a co tam się dzieje... Michael ginie od bomby, spotykając wcześniej Christiana który go uspokaja na sekundę przed śmiercią. Giną też wszyscy inni na statku, łącznie z Jinem. Widzi to Sun, która moment wcześniej przyleciała helikopterem z Jackiem, Kate, Arronem, Frankiem, Hugo i Sayidem. Zabierają ze sobą jedynie Desmonda który pogania ich by uciekli bo tu jest bomba. Biorą tyle paliwa by wrócić na Wyspę, ale nawet i wtedy ledwo im się uda uciec... Niestety - Wyspa znika na ich oczach.

Co się z nią dzieje? To tylko jedno z wielu pytań tego odcinka. Co tak naprawdę stało się po opuszczeniu Wyspy przez Oceanic 6? To mnie najbardziej martwi, bo z tego powodu zapewne tam wrócą. Wiemy, jak wygląda ich życie w przyszłości. Ale co... z resztą?

Poznajemy też zawartość trumny i prawdziwą osobowość Jeremy'ego Berthama. Wspaniały finał sezonu, 9/10.

sobota, 11 sierpnia 2012

Lost, sezon 4 | odcinki 5-8

4x05: "The Constant". Desmond w czasie lotu na frachtowiec zostaje trzepnięty. Kolejne konsekwencje implozji bunkra, tym razem połączone z opuszczeniem Wyspy. W jakiś sposób sprawia, że świadomością cofa się do przeszłości. Ale wraca też do teraźniejszości jednak nie wiedząc, czym ta teraźniejszość jest. A oprócz tego jego mózg nie wytrzyma wielu takich skoków w tę i spowrotem, więc... musi się spieszyć, bo inaczej umrze. Uratuje go znalezienie sobie jakiejś stałej w obu tych płaszczyznach, wtedy też przypomni sobie kim jest i tak dalej... Eee... Ciężko to opisać.

Jak to w ogóle miało działać? Sporo niejasności w związku ze stałą i czasem przebywania w 1998, a poza tym skutki wywołania też się kupy nie trzymają... Ale przynajmniej jest napięcie, budzi ciekawość, a finał z rozmową pokazaną naprzemiennie jest świetny. Głupi, ale emocji jest mnóstwo. Poważnie, nie mieli innych linii dialogowych poza "zadzwonię za 8 lat, bo tak"? Bez jaj. Ten serial ma tyle rewelacyjnych kwestii i dialogów, a tu taki kloc.

A poza tym za dużo się w odcinku nie dzieje. Sayid jest Sayidem, Dan jest Danem, ale w '90 ma długie włosy... I elo. 6/10




4x06: "The Other Woman". Dan z Charllote idą do stacji Burza, gdzie Inni prowadzili eksperymenty chemiczne, po drodze nokautując Kate czym wkurzą Jacka od którego odłączy sie Juliet by w pojedynkę powstrzymać dwójkę nowych. Czemu? Nie wiem. Może jest wyznawczynią hasła "W pojedynczej osobie siła"?

Ale sam finał okazuje się dobry, znowu powracają wątpliwości kto jest dobry a kto zły. Najpierw dowiadujemy się, że Ben wie, kto wynajął frachtowiec - Kuba Widmore, który chce odnaleźć Wyspę by ją wykorzystać... A może to tylko ściema? Z drugiej strony Dan neutralizuje gaz w stacji, by Ben nie mógł ponownie z niego skorzystać i zabić wszystkich na Wyspie. Finalnie jednak Benowi znowu się udało, ma własny domek... i plan. Jak zawsze.

Ciekawa jest retrospekcja Juliet - najpierw wkręcają widza, że Juliet jest jedną z Oceanic 6. Jednak okazuje się, że to nie FF tylko retrospekcja w której poznajemy Bena z drugiej strony, święcie przekonanego, że Juliet należy do niego. I bój się każdy, kto myśli inaczej. Jakby powiedział Turk ze "Scrubs": Ben is crazy. Po raz trzeci i ostatni widzimy katastrofę Oceanic 815 z punktu widzenia miasteczka Innych.

A w Burzy można zobaczyć wyraźnie dublerkę Juliet.:) 8/10.




4x07: "Ji Yeon". Wymieszanie retrospekcji z futurospekcją dało ciekawy efekt. Poznajemy w tym odcinku ostatnią z Oceanic 6: Sun. Jest w Korei, rodzi dziecko - córeczkę, przy porodzie wzywając Jina... Ale Jin leży na cmentarzu. Odwiedzają go tam razem z Hurleyem ubranym w garnitur (czyli to jeszcze przed zobaczeniem Charliego i zamknięciem się w psychiatryku?).

Znakomicie kontrastuje to z teraźniejszością, w której Sun musi wybrać: czy zostać z Jackiem i liczyć, że zostaną uratowani? A może jednak Juliet kłamała z tymi nieszczęśliwymi porodami i wrócić do Locke'a, by chronić dziecko? Na to nakłada się Jin mówiący "Nigdy cię nie opuszcze" a potem dowiadujący się o zdradzie Sun (robota Juliet).

Zaraz potem mamy świetną scenę z Bernardem i Jinem prowadzących męską rozmowę na łodce. :D Świetnie całość wypada.
A na koniec dowiadujemy się, że szpiegiem Bena na łódce jest Michael... Albo ktoś podobny do niego? Albo może z wyczyszczoną pamięcią (?) - poważnie, takie myśli naszły mnie po pierwszym obejrzeniu. Świetnie zagrali, trzeba przyznać. Swoją drogą, można go było zobaczyć trochę wcześniej, w scenie gdy Desmond rzuca się za tonącą kobietą - ma na sobie kaptur, ale widać że to ta sama postać. Jeśli to ona, wróciła do serialu po... 28 odcinkach. Jak do tego doszło?! 8/10.




4x08: "Meet Kevin Johnson". Pierwsza retrospekcja będąca istotna dla historii danego odcinka! :)

Dostałem potwierdzenie: to Michael. Ten Michael. Po opuszczeniu odcinka zwierzył się swojemu synowi z tego, co zrobił w 2x18, ten w odpowiedzi go znienawidził. Oczywiście. Jakbym nie lubił Michaela to jego dramat jak najbardziej zrozumiałem - bez syna, bez przeszłości, chcący popełnić samobójstwo... Ale usłyszał od Toma "Wyspa ci na to nie pozwoli". Tamci go śledzili by teraz zlecić mu misję i dać szansę na uratowanie przyjaciół których zdradził - Charles Wimdore sfingował wrak lotu Oceanic 815 by przywłaszczyć Wyspę dla siebie, a Michael pod przybranym nazwiskiem wybierze się w podróż by wysadzić jego statek.

Jest tam wiele świetnych scen - samobójstwo w rozpędzonym samochodzie, pisanie listu pożegnalnego rozpoczęte od ujęcia na cieknący kran. Jest zakończenie z Sayidem zdradzającego Michaela. Jest Alex tracąca chłopaka i matkę (!!!) w desperacji poddającą się niewidzialnemu sprawcy z okrzykiem "Jestem córką Bena".

Jest ponowna zmyłka - kto tak właściwie kogo tu oszukuje. Wiemy już,ze to Widmore sfingował samolot - ale w jakim celu? By uratować tych, którzy są na Wyspie? Czy też by ich wybić w drodze po Linusa, a następnie zachować Wyspę dla siebie? Co będzie dalej z Michaelem i Alex? 8/10.

środa, 8 sierpnia 2012

OAZA

Drama, 2002


Nie tylko oni nie są przystosowani do nas, ale też my do nich

Ten film wymagał jaj, naprawdę. Nie był łatwy w oglądaniu, uprzedzam. Sam oglądałem go na raty, i choć drugą połowę obejrzałem za pierwszym podejściem to nie była to wcale pewna decyzja. Jest to film z tych, których oglądanie potrafi zaboleć, a nawet... zawstydzić. Hm.

Zacznijmy od tego, o czym to było: chłop zaczyna nawiązywać kontakt z dziewczyną. On niedawno wyszedł z więzienia i jest trochę jakby skrzyżowaniem typowego Wietnamczyka ze stadionu z dresem z bloku. Ręce w kieszeni, cały czas pochylony, wciąż wyciera nos i ma problem ze skonstruowaniem zdania. Typ głupka który wpakuje się w problemy najdalej za godzinę. A ona... ma porażenie mózgu (za opisem filmwebu, nie pamiętam czy w filmie wyjaśniono co jej jest).

Tutaj zaczynają się schody - chora osoba i w pełni potraktowanie tematu na serio. Ten temat mógł przerosnąć wielu, ale nikt nie spietrał ani nie poszedł na skróty. Każdy w tym film podołał, nawet licząc ze statystami. Bo Gong-ju jest pierwszą tego typu postacią w kinematografii, dzięki której byłem wręcz pewien, że poznałem kogoś niepełnosprawnego. Kogoś, kto ma naprawdę problem z czymś normalnym, jak choćby wyprostowanie palców. Samo przebywanie obok takiej postaci rodzi problemy, a co dopiero kręcenie z nią filmu. Trzeba było mieć jaja, by to pociągnąć do końca.

Druga sprawa, czyli intencje zakochanych. Gdy Jong-du pierwszy raz nawiedzi Gong-ju to dojdzie prawie że do gwałtu. On przerażony ucieknie, a ona po wszystkim do niego zadzwoni. Wszystko to było dla mnie oczywiste, czemu on jej zaniósł kwiaty, czemu w ogóle chciał nawiązać z nią znajomość, czemu ona zadzwoniła. Tu nie ma lamerstwa ("Och, to miłość, kto ją zrozumie") ani dziecinady ("miłość to takie różowe i miłe, ooo"). Gówno, ten film jest zbyt dojrzały na takie zagranie i wie, dlaczego jego bohaterowie robią to co robią.

Co by dalej napisać... Scenariusz jest bardzo precyzyjny i pomysłowy, jest nawet pewien twist fabularny, narracja jest bardzo filmowa, a z czasem pojawia się coraz więcej podobieństw między bohaterami takich nie do końca oczywistych. Obie zostały wykorzystane dla przykładu, obie były traktowane niemal tak samo podczas ważnego momentu filmu, obie żyły w swoim świecie. Na koniec bohater robi coś dziwnego w środku nocy, policja przyjeżdża i się go pyta "Co robisz?". A on odpowiada, co robi. Tylko tyle. Bo to w jego świecie była pełna odpowiedź, podczas gdy w naszym świecie odpowiedzią byłoby wyjaśnienie tego co robił.

Efekty specjalne. Tak, są użyte w tym filmie, i to w sposób któremu nawet ich najwięksi przeciwnicy przyklasną. Są aż tak dobre. Szczególnie te uzyskane bez użycia komputerów. Więcej nie zdradzę, magia!

Ogólnie to film zabiera w inny świat którego pewnie z 99% ludzi nigdy nie odwiedziła i jest z tego zadowolona. Ten film to zmienia w dosyć brutalny sposób, nie dając wyboru tylko zmuszając do refleksji zawartej w tytule tego tematu- i to tylko jej początek. Ten film daje przyjemność, ale tylko taką jaką daje obcowanie z dobrym kinem.


8/10
http://www.youtube.com/watch?v=49OFrzLHl74
http://rateyourmusic.com/film/오아시스/