niedziela, 9 grudnia 2012

SKYFALL

Spy & Action, 2012


Recenzja bez opisu fabuły. Deal with it.

Bond jadąc na motocyklu uderza w murek nad mostem, wylatuje w powietrze by wylądować na przejeżdżającym niżej pociągu. Oczywiście "wylądować" oznacza złapać się jedną ręką w ostatniej sekundzie i następnie się wdrapać. Przeciwnik twardo ostrzeliwuje naszego bohatera, ten więc nie ma wyjścia - musi skorzystać ze stojącej akurat obok koparki która również jedzie tym pociągiem. Przeciwnik jednak nie daje za wygraną i odłącza wagony - Bond wbija łopatę koparki w dach wagonu i przebiega po jej ramieniu by w ostatniej sekundzie wskoczyć na pociąg - podczas gdy reszta, łącznie z koparką i oderwanym fragmentem wagonu, turla się z tyłu w najlepsze. A nasz protegowany jedynie poprawia krawat i biegnie dalej.

Jakieś 10 minut później stwierdziłem, że właśnie obejrzałem najbardziej intensywne, trwające 17 minut otwarcie w kinie w 2012 roku. Sceny akcji w "Skyfall" naprawdę są wykonane na wysokim poziomie. Zróżnicowane, ciekawe, trzymające w napięciu. I bardzo kreskówkowe. Jest taka scena, w której Bond dopada tego, kogo ścigał. Ten naciska guzik i robi dziurę w dachu. Bond zdziwiony: "To było dla mnie?". I słyszy: "Nie... ale to tak". I przez dziurę wjeżdża wagon metra. Świetne! Ale przerysowane zdrowo.

Jednak większość seansu to wyczekiwania na kolejne sceny akcji. Również dlatego, że jako jedyne w filmie są w pełni oryginalne. To co jest między nimi dosyć szybko przywołuje z pamięci takie filmy jak "Avengers", "Czas Apokalipsy" lub Nolanowską trylogię Batmana (również pod względem muzyki). Nie są przez to jednak złe, większość jest nawet w porządku... I tylko tyle. Wyraźnie odstają od walk lub pościgów, które są intensywne i świeże. Cała reszta ma swoje mniejsze lub większe bolączki. Jest chaos w części scen, np. Bond ściga kogoś, traci trop, jego cel ucieka... Cięcie, nowe pomieszczenie, Bond już znowu jest na tropie, nie wiadomo jak i skąd. Jest wątek wyczerpania bohatera, widzimy jak nie daje rady na początkowych testach sprawności, trafia pół metra od celu i tak dalej. Dalej w akcji widzimy jego zmęczenie lub wachanie czy podoła. I to tyle, wątek ten znika nie bardzo nawet wiem kiedy.

W końcu zostaje przeciwnik Bonda, tajemniczy nieznajomy. Z początku sprawia wrażenie najlepszego elementu filmu, bardzo opanowanego i hipnotyzującego, mającego bardzo mocne motywacje by robić to co robi. Nawet nie przeszkadza, że jego zachowanie jest trochę zbyt "różowe". I nic. Absolutnie nic. W konfrontacji z Bondem, bohater filmu okaże się zbyt jednowymiarowy by podjąć dyskusję lub sprawdzić, czy może jego wróg ma rację. Nie robi nic, niczym robot bez słowa wykonuje swoją robotę do końca. Również pozostawiony samemu sobie, zawaha się bez powodu gdy będzie mógł zrealizować swój cel, a na koniec pójdzie w schemat, czyli: na ślepo będzie strzelać by zabić, przywiezie helikopter i bomby, a w sytuacji sam na sam z bezbronnym Bondem... właściwie nic nie zrobi.

Jeśli oczekujecie scen akcji, będziecie bardzo zadowoleni. Jeśli oczekujecie równego filmu, wtedy jest już gorzej, bo jeśli się wgryźć w intrygę lub cokolwiek innego poza scenami akcji, to na dłuższą metę funta kłaków to nie jest warte.


7/10.
http://rateyourmusic.com/film/skyfall_f1/

PS. Ostatnie 30 minut to porażka, z zastawianiem pułapek w stylu Kevina, teorią "Idźmy na drugi koniec świata, film musi trwać jeszcze pół godziny dłużej!" i kaleczeniem tego, co do tej pory było dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz