wtorek, 20 grudnia 2016

Cinema Post Cast: podcast o filmie "Łotr 1"

- Czyli robimy więcej tych podcastów?
- Tak.
- Na jaki temat?
- A co jest najbliższą dużą premierą?
- Rołg Juan.
- No to załatwione.

I poszliśmy. Obejrzeliśmy. Nagraliśmy podcast, który rozrósł się do 95 minut, w skład których wchodzi nie tylko gadanie o "Łotrze 1" (bez spoilerów oraz razem z nimi), ale też mówimy o naszych osobistych doświadczeniach dotyczących "Gwiezdnych wojen". Zebrało się nam nawet na nostalgię i wspominamy jak to zbieraliśmy czipsy w których były dodatki związane ze "Star Wars". Znalazło się też miejsce na bloopersy.

Ku mojemu zaskoczeniu, całości słucha się naprawdę dobrze. A im dalej tym jest lepiej. Wiem, że dużo, ale sam przesłuchałem całości i byłem zdziwiony, że to już koniec. Jakby co, jeśli nie jesteśmy fanami podcastów to polecam zacząć od słuchania robiąc jednocześnie coś jeszcze. Słuchać do jazdy na rowerze, sprzątania, kąpieli... Sam ostatnio bardzo lubię tego słuchać, grając jednocześnie w "Zombie Driver HD". Niby drobna gra, a jednak frajda pełna. Już ponad 10 godzin nabiłem, a nie chcę się zatrzymywać.





Wystąpili:
Garret (reżyser, wokal, twórca, hejter Star Wars)
PiQ (wokal, fan Star Wars)
Adrian (reżyser dźwięku, montażysta, człowiek słownik, montaż dźwięku, wokal)

czwartek, 15 grudnia 2016

Picie herbaty to dla już osobisty rytuał




Jest jeden temat, który wraca co jakiś czas w moim miejscu pracy. Mianowicie:

- Garret*, a ty coś pijesz?

wtorek, 29 listopada 2016

Podcast o Festiwalu Pięć Smaków

- Ej, Adrian.
- Tak?
- Byłeś na tym festiwalu 4 dni. Ja byłem... półtora. Wiem, że ciebie nie uprzedziłem, ale chciałbym z tego nagrać podcast. Z tobą. Myślisz, że mamy wystarczająco dużo do powiedzenia, by nagrać jakieś 10-20 minut?
- Głupie pytanie.


Usiedliśmy i wyszło nam półtorej godziny. Z czego po ostrym montażu wyszło 68 minut. Gadamy o tym, dlaczego festiwal ma taką a nie inną nazwę; co nam się podobało a co nie - negatywne i pozytywne zaskoczenia. Dwa słowa o najlepszych filmach które zobaczyliśmy, ale najistotniejsze jest to, że w trakcie tej długiej rozmowy udało się odtworzyć trochę atmosfery jaką czuje się między ludźmi podczas takiego festiwalu. A to był nasz cel - zachęcić was do uczestnictwa w takich imprezach. Filmy to tam, chuj.

Poniższy podcast można pobrać i słuchać offline kiedy wam tam pasuje. Ja najbardziej lubię słuchać takich rzeczy gdy się budzę (pomagają mi się rozbudzić) oraz podczas grania w niektóre tytuły, które nie posiadają własnych dialogów do słuchania. Ostatnio Dirt 3 był taką gierką. A jak to jest w waszym przypadku?



poniedziałek, 14 listopada 2016

Filmstruck - Netflix dla niszowego kina

Rynek VOD na abonament mały obecnie nie jest, ale konkurencja zawsze jest mile widziana. W listopadzie tego roku powstał Filmstruck, portal z inicjatywy TCM oraz Criterion Collection. Można tam oglądać mnogość tytułów niszowych, artystycznych i okupujących wysokie miejsca w rankingach najlepszych filmów w historii. Obecnie można korzystać z Filmstruck'a w USA, oraz poprzez VPN.



poniedziałek, 7 listopada 2016

Ulubione piosenki Garreta z lat 70. XX wieku




Blisko sześć godzin muzyki. 70 najlepszych utworów z lat 70tych XX wieku. To przypadek. Miałem dobić do stu, ale to jeszcze nie ten moment.

wtorek, 1 listopada 2016

Obejrzałem w październiku dobre filmy. I seriale.

Dzień żywych trupów / Day of the Dead - 7+/10. Nie jestem fanem serii. Zarówno "Noc..." jak i "Świt..." mnie nużyły, i przeszedłem obok nich obojętnie, bardziej z obowiązku. "Dzień..." nie ma tego bagażu, i podszedłem do niego na zasadzie "zobaczę początek, jak umrę z nudów to włączę coś innego". Okazało się, że to nie jest taki film, który chciałbym wyłączyć. Pierwsza scena snu mnie chwyciła - pokazała mi, że to będzie inne kino. Opening, w którym główna bohaterka wędruje helikopterem po okolicy i szuka ocalonych - już ta scena samotnie zyskała z miejsca status ulubionej. Pustkowie, z pieniędzmi walącymi się po ulicy, gdzie pojedynczo zaczynają wyłaniać się zombie... A między nimi CHOLERNY KROKODYL! Co za klimat! Tutaj nie było kogo ratować. Wrócili do bazy, gdzie sobie... żyją. Tak, to zaskakujące, ale tak naprawdę nie ma tutaj fabuły. Są ludzie i ich życie, jakieś rzeczy się dzieją i następują po sobie, ale koniec końców nie mamy zielonego pojęcia, do czego ta produkcja prowadzi. Każda scena jest jakąś niespodzianką, a niepokojące napięcie towarzyszy nam cały czas. Wiemy, że wybuch może nastąpić w każdej chwili, w końcu ile można tak siedzieć w bazie podczas inwazji zombie z myślą, że jesteśmy jedynymi żywymi ludźmi na świecie? Wśród tych ludzi wyjątkiem jest nasza główna bohaterka - ostatnia dorosła osoba na świecie? Reszta łatwo traci nerwy, ale w przeciwieństwie do wielu innych produkcji o zombie, oni nie byli po prostu debilami. Byli ludźmi, których sytuację omówiono zaskakująco barwnie, i jesteśmy w stanie ich zrozumieć. Czuć po prostu, że dawno przekroczyliśmy granicę kiedy można było powiedzieć coś w stylu: "Uspokójcie się!". To również buduję obłędną atmosferę, ale... cholera, te efekty specjalne! Wszystko, co słyszeliście o filmie "Wołyń" jest prawdą, ale w "Day of the Dead". Słowa nie zdradzę, co tutaj się wyprawia - to może być najbardziej dorosły film, jaki w życiu widziałem. Przemoc nie jest tutaj traktowana jak w "Wołyniu" albo "Pile", bo jest... mało filmowa. Oczywiście, można mieć frajdę z tego jak to wszystko wygląda, jak w każdym innym brutalnym filmie. Można też się zachwycać czysto technicznie efektami specjalnymi, które przecież powstały bez pomocy komputerów. Ale w żadnym momencie podczas seansu nie poczułem, że wszystkie te brutalne rzeczy, które są na ekranie, były w jakiś sposób podbite. Ten temat zasługuje na oddzielny tekst, dlatego teraz napiszę tylko: one były naturalne. Były częścią życia. Pokazywano mi je w taki sam sposób jak całą resztę, bez ambicji wywołania szoku. To były okropne rzeczy, których nigdy bym nie chciał oglądać.


****SERIALE****



MacGyver (sezon I) - 7/10. Powtórka po latach. Na Hulu obecnie jest tylko pierwszy sezon, z czego obejrzałem 10 epizodów - i bawiłem się przednio, powiem wam. Zapewne znacie ten serial i tę postać - człowieka, który ucieknie z celi korzystając wyłącznie z łóżka, a do sejfu włamie się przy użyciu butelki wina. Serial idealnie trafił w swoje czasy i widownię - wtedy każdy chciał być jak MacGyver. Swobodny i zorganizowany, umiejący sobie poradzić w dowolnej sytuacji. Uczył każdego dzieciaka wartości "odwrócenia uwagi przeciwnika". Trudno było podpiąć umiejętności MacGyvera do jednej gałęzi wiedzy. Zdawał się on znać na wszystkim, od fizyki przez biologię na szkole przetrwania kończąc. A my chcieliśmy wiedzieć tyle samo, by być takim jak on. Dowiedzieć się, jak działa to co widzimy na ekranie - bo tego nigdy nie pokazywano. Wiemy, że można otworzyć zamek scyzorykiem, a samochód odpalić korzystając z gumki recepturki, ale w jaki sposób? Tego nie było nam dane obserwować. Jego praca? Były wojskowy od zadań specjalnych. Ochrona świadka, dostarczenie ważnych dokumentów, odebranie skradzionych dóbr. Pod względem konstrukcji ten serial jest prawie jak produkcja o idiocie który ma dużo szczęścia. Głupku, który rzuca podkową przez ramię we właściwym momencie i trafia zawodowego mordercę światowej klasy. Inni to widzą i myślą sobie: "Czyli ten głupek tylko udaje głupka!". Wiecie o czym mówię? Tak też jest tutaj - przeciwnicy MacGyvera nie dotrzymują mu klasy. Oglądając serial miałem kilkukrotnie wrażenie, że gdyby kolejne zagrożenie dla życia naszego bohatera było faktycznie poważne, to MacGyver by przegrał bardzo szybko. Czy to przeszkadza? Niekoniecznie. Jak dla mnie ten balans jest dobrze wyważony, i akcja jest odpowiednio dramatyczna. Trzyma w napięciu, a okoliczności są wyjątkowe dla każdego epizodu.  Metody bohatera zawsze umieją utrzymać uwagę, a on sam jest niezwykle sympatyczny. Chce się go oglądać. Chętnie obejrzę kolejne sezony, gdy będę miał taką możliwość. Najlepsze epizody: "The Heist" (Mac napada na kasyno w pojedynkę!), "The Prodigal" (Mac prowadzi skradziony samochód zanim jeszcze wypił poranną kawę!), "Target MacGyver" (słynny morderca zostaje wynajęty by sprzątnąć naszego bohatera, więc Mac odwiedza swojego dziadka. Pojedynek z zabójcą jest wyjątkowo niepoważny, ale rozbudowa relacji jest wystarczająco dobra!), "Nightmares" (Mac ma tylko sześć godzin, by położyć łapy na odtrutce, inaczej umrze!), "Countdown" (bomba na statku podłożona przez błyskotliwego terrorystę, znakomity pojedynek umysłów!), "The Escape" (Mac ucieka z więzienia!) i "The Assassin" (kolejny pojedynek wielkich umysłów). Dobra, trochę tego się zebrało. Najlepszym jest " The Escape" (1x20).

poniedziałek, 17 października 2016

Adam Sandel nie mógłby tworzyć w Polsce

Obejrzałem nowy film Sandlera: "The Do-Over". Dlaczego? Bo był "za darmo" na Netflixie i zagrał w nim najlepszy aktor wszechczasów: Michael Chiklis (Vic Mackey w "The Shield"). Mała rola, wściekły mąż w wydaniu komediowym. Pojawia się od 30 minuty, ale jest przyjemna i fani tego aktora nie będą zawiedzeni. Ale o samym filmie też warto napisać kilka słów.

Sandler wie co robi. Sprzedaje marzenie. Mamy oto "The Do-Over" - opowieść o człowieku imieniem Charlie, który nie jest zadowolony ze swojego życia. Samochód i praca od lat nie zmieniły się, własne dzieci go nie szanują, nie zrealizował młodzieńczych aspiracji. Ale pojawia się w jego życiu Adam Sandler, który zabiera go na weekend, gdzie finguje śmierć obojga, i dzięki temu zaczynają życie na nowo. A ten nowy los oznacza wieczne wakacje: drogie samochody, drogie rezydencje, drogie jachty. A do tego jeszcze kobiety które nie noszą majtek (a w łóżku bawią się bez zdejmowania staników z jakiegoś powodu), chętne są na wszystko, alkohol leje się strumieniami... Ale bez nieprzyjemności. Drinki to jedynie dobra zabawa, pozwalające cieszyć się życiem. Do tego skoki na spadochronie, narty wodne, tatuaże i wieczne słońce.

poniedziałek, 3 października 2016

Obejrzałem we wrześniu dobre filmy.



Sportowiec mimo woli (1939-40) - 7/10. Urocze screwball comedy z podczaswojennej Polski. Film zniszczony, częściowo stracony, kręcony przed wojną, produkcja wstrzymana przez wrzesień '39 roku, a premierę miała rok później. W 2015 roku zrekonstrowano go cyfrowo. Fabuła? Piątek zostaje pomylony z Czwartkiem, i dlatego fryzjer będzie grać w hokeja. O tak. Jest zabawnie, ciepło i w stylu starego, polskiego kina. Trochę pośpiewają i wszystko będzie dobrze. Anegdota o zwariowanym fryzjerze, który przystawił ostrze klientowi do gardła i zaczął gadać głupoty - najlepsze!


Pan Idealny / Mr. Right (2015) - 6/10. Anna Kendrick gra tutaj dziewczynę, której nikt nie chce. To pierwszy poważny problem tego filmu, trudno go potraktować na poważnie i dać wiarę w to wszystko. Widz częściej się zastanawia, czy coś tutaj nie wyszło, i dlatego żart nie działa, czy też takie właśnie były intencje twórców, i dlatego żart działa. Widać tu wyraźnie mieszanie współczesnego poczucia humoru (ogłaszanie światu, że jest się niezręcznym) z tym, co było parę dekad temu. Widać, że te żarty mógłby działać w "Zabójczej broni", ale dzisiaj za kamerą stoją inni ludzie, którzy nie czują tego typu kina. I wychodzi z tego taki "Pan Idealny", który miał ogromny potencjał. Sam Rockwell znowu gra jedną z najlepszych postaci w historii kina, jego sceny ze Stevem są przezabawne. Gościa chce się oglądać, ale film jako taki to... Nic specjalnego. To nawet nie jest film. To jest pilot serialu. Fabuła jest byle być, by widz poznał tych bohaterów. Mógłbym na koniec powiedzieć: "to nie było nic specjalnego, ale w sumie chętnie zobaczę kolejny epizod". Ale nie na niczego więcej. To wszystko co dostajemy.

poniedziałek, 26 września 2016

Relacja z pobytu w Warszawie. Filmweb Offline, technologia 4DX i Bela Tarr.

Uwaga na początek: nie używałem wszystkich imion i pseudonimów. Jak chcecie, żebym to zmienił, to dajcie mi znać.



****Czwartek****

Piąta rano. Wsiadam do autobusu jadącego do Warszawy. Nie spałem całą noc. Włączam sobie po raz pierwszy płytę PJ Harvey "To Bring You My Love". Pierwszy utwór zdobywa moją miłość. To jeden z tych momentów, gdy piosenka wchodzi idealnie pod otoczenie. Ten autobus, ciemność za oknem, przesuwające się latarnie... I ten kawałek. Mistrzostwo świata. W innych warunkach zapewne nawet nie zwróciłbym na nią swej uwagi. Spróbujcie kiedyś pojechać w trasę nocą na pustej drodze i puścić sobie ten kawałek.




poniedziałek, 12 września 2016

Ranking filmów sprzed 1920 roku


Czyli, będąc dokładnym, z lat 1888-1919. Wtedy powstała najstarsza polska partia polityczna, wybuchła pierwsza wojna światowa, Polska odzyskała niepodległość, rodził się jazz, Titanic wypływał w dziewiczy rejs, a do tego jeszcze rewolucja październikowa - było co robić! A kilku ludziom było mało, więc zaczęli się bawić w kino.

Dwa tygodnie temu napisałem, po co ja w ogóle oglądam takie starocie. Zawarłem tam powody osobiste, pomijając przy tym wiele innych. Na ten przykład, oglądając te tytuły dowiedziałem się, że wczesny Chaplin bardzo różnił się od późnego okresu twórczości tego artysty, czyli jego pełnometrażowych filmów. Wtedy niby powstała legenda Chaplina - człowieka, który utożsamiał tego zwykłego obywatela Stanów Zjednoczonych, i opowiadał o problemach które tacy ludzie mają. Szczególnie było to widoczne w "City Lights", gdzie Chaplin opowiadał z wrażliwością los ludzi dotkniętych kryzysem. A jak wyglądał początek jego kariery? Był dupkiem na ekranie. Jego krótkie metraże mogły się nawet sprowadzić do jednego żartu w postaci przebrania się za kobietę. W innych rozlewał napoje na podłogę i śmiał się, że ktoś to musi po nim sprzątać. To mnie nie śmieszyło. Lepiej było już w takim "Charlie na kuracji", gdzie otwarcie grał alkoholika, który tylko przeszkadza innym. Ale absolutne dno to "Lichwiarz", gdzie robi straszny bałagan, zrzuca winę na kogoś innego, i dostaje za to kobietę w nagrodę.

Jeśli więc chcecie Chaplina w krótkiej formie... To obejrzyjcie shorty Harolda Lloyda. Poważnie. Mam nawet osobistą teorię, że Chaplin ukradł od niego to, co widzimy w "Brzdącu" i reszcie słynnych filmów tego twórcy. Ale to tylko moje przypuszczenia.

To już kolejna kwestia - niektórzy legendarni twórcy, którzy nie podchodzili mi w pełnometrażowych produkcjach, zyskali w moich oczach gdy zobaczyłem ich krótkometrażowe dokonania. Taką osobą jest Buster Keaton, który jednak łapie się do kolejnej dekady, więc tutaj o nim nie pisałem.

Najważniejszym jednak powodem by oglądać starocie jest taki, że powstawały wtedy dobre filmy. Przygotowałem dla was zestawienie moich ulubionych, 18 tytułów spośród blisko osiemdziesięciu które widziałem z tamtego okresu. I wciąż będę oglądał kolejne. 



Garretowy
Top 18
Filmów sprzed 1920 roku




Różne tła historyczne, różne historie, jeden bohater: nietolerancja i jej przeróżne kolory oraz objawy. Wszystko połączone klamrą, ujęciem kobiety, które powraca w czasie trwania filmu. Im bliżej końca, tym częściej. W tej niewielkiej roli - Lilian Gish. Film będący sztuką, zapewne pierwszy raz w historii. Starający się nawiązać kontakt z widzem i sprawić, by świat był lepszy. Pokazać i tłumaczyć na zasadzie kontrastu, skojarzeń, by widz sam doszedł do własnych wniosków, by samodzielnie, we własnym zakresie wykrystalizował sobie definicję problemu.




poniedziałek, 5 września 2016

Widziałem w sierpniu dobre filmy. I seriale.

Madagaskar 3 / Madagascar 3: Europe's Most Wanted (2012) - 6/10. Zwierzaki kontynuują swoją podróż by wrócić do domu w zoo w Nowym Jorku. Trafiają do Europy, gdzie dołączają do cyrku, by ukryć się przed ludźmi chcącymi ich złapać i powiesić na ścianie. Póki co najlepsza cześć serii, i oby to była ostatnia... Chociaż ciąg dalszy jest możliwy, a czwarta część ma swoją stronę imdb. Tymczasem - mamy trójkę. Odsłonę najzabawniejszą, najbardziej energiczną i kolorową. A przy tym mającą najmniej sensu i dosyć zwalniającą tempo w połowie, co nie zdarzyło się w poprzednich filmach. Jednak gdy dojdzie do finału - znużenie odchodzi i znowu pojawia się ekscytacja wszystkimi atrakcjami jakie ten film oferuje. Wielki spektakl na arenie cyrku był piękny - kreatywny i z rozmachem. A wielki finał filmu jest dokładnie taki sam, ale do kwadratu. Twórcy uwolnili swą wyobraźnię, co naprawdę warto zobaczyć. 






****SERIALE****
Kochane kłopoty / Gilmour Girls (sezon I, 8/21) - 7/10. Początek XXI wieku to były fajne czasy. Kobiety były wtedy zabawne, energiczne, dużo gadały i mogły przebywać w towarzystwie innych kobiet. A ten serial dobrze ten świat portretuje. Na pozór jest to rzecz o nastolatkach, ale jest tutaj miejsce dla opowiadania o życiu kobiet w każdym wieku. I tak obok siebie funkcjonują tu słodkie sceny młodych zakochanych jak i dramaty między matką i jej dorosłą córką, które nigdy nie rozumiały siebie nawzajem. Dialogi są tutaj więcej niż znakomite - Tarantino by takie pisał, gdyby mu wena się nie wyczerpała po dwóch epizodach. Jest tutaj ten idealny balans, dzięki któremu bohaterowie rozmawiają ze sobą jak ludzie, ale... Robią to ciut lepiej od nich. Zawsze umieją wytłumaczyć prostymi słowami swoje uwagi, mówią też szybko i bogato. Aż chce się, by w prawdziwym świecie ludzie tak rozmawiali. A do tego piosenka Carole King w czołówce. Czego chcieć więcej? Pierwszy sezon kręci się wokół nakreślania relacji między bohaterami żyjącymi w Cincinnati, kiedy to Rory dostaje szansę by zacząć uczęszczać do elitarnej szkoły, gdzie znajduje się pod dużą presją. A poza tym poznaje swojego pierwszego chłopaka. Idealny odcinek na początek: "Rory's Dance". Teraz przede mną trudne zadanie: obejrzeć siedem sezonów i wyhodować w sobie dziesięcioletnią nostalgię do tej produkcji przed listopadem, gdy na Netflixie pojawi się "Gilmore Girls: A Year in the Life".




Scream (sezon II) - 7/10. Napisałem już o tym oddzielny tekst na blogu. Tutaj tylko w skrócie: wciąż jestem zaskoczony, że ta produkcja ma tyle energii i aż kipi od kreatywności! Clifhanggery na końcu prawie każdego odcinka, napięcie oczekiwania przez tydzień na kolejny epizod. Fajnie zobaczyć jak masa tak różnych ludzi spotyka się na korytarzu szkolnym i tworzy zgraną paczkę. Podobało mi się, i to bardzo. Oby Netflix przejął produkcję i zrobił trzecią serię. Nie chcę, by wszystkie odpowiedzi pojawiły się w odcinkach halloweenowych. Najchętniej zobaczyłbym jeszcze pięć serii, w czasie których jest tylko jeden morderca. Albo i więcej, ale żaden z nich nie jest odkryty przez ten cały czas. Dopiero w finale. Albo i nie.:)




(tutaj wspomniane jednak jest, kto zabijał w pierwszym sezonie, więc jeśli nie chcecie sobie psuć niespodzianki, to wsadźcie sobie palce w uszy i udawajcie, że wcale nie. Warto!)
 


Chłopcy z baraków / Trailer Park Boys (sezon I) - 7/10. Akcja toczy się w miejscu wskazanym przez oryginalny tytuł. Tutaj ludzie mieszkają w prowizorycznych domkach, które wyglądają jak campery zrobione z kartonu. Piją, hodują narkotyki, a na koniec i tak pójdą do więzienia. To musi być najlepsza praca na świecie, kręcenie tego gówna. Pojawiasz się na planie, demolujesz coś, każesz komuś zamknąć ryja, i idziesz do domu. Jutro robimy to samo. Na dodatek wszystko jest kręcone z ręki w konwencji udawanego dokumentu, ludzie gadają do kamery - wydaje się, że tu wcale nie trzeba się wysilać. A jednak jest tu pewien geniusz, bo ja cały czas się śmiałem, i po obejrzeniu 10 najlepszych odcinków wg imdb wziąłem się za oglądanie po sezonach. Dopiero teraz, gdy piszę te notatkę, zdałem sobie sprawę, jak łatwo można było z tej produkcji zrobić kolejne show w którym najgorsze ludzkie gówno opowiada o tym, jak się najebali... I to tyle. Gdzie jest różnica? Teraz mogę tylko zgadywać. Bohaterowie "TPB" są sympatyczni, humor szalony, a całość wzięta w nawias braku powagi - taki Julian zawsze ma drinka w dłoni, nawet podczas najbardziej absurdalnej sytuacji, wziętych prosto ze "Szklanej pułapki". Dobrze się ogląda tych ludzi. Chcę jeszcze. Najlepszy epizod: "Closer To The Heart", szczególnie jeśli jesteście fanami Rush. Tego zespołu rockowego.



W garniturach / Suits (Sezon I, 5/12) - 6/10. Moje drugie podejście do tego serialu. Opowiada on o firmie zatrudniających genialnych adwokatów, a akcja rozgrywa się w Nowym Jorku. Bohaterowie co do jednego są sympatyczni i bardzo przyjemnie się ich ogląda. Wszyscy ubierają się jakby nosili na sobie 10 tysięcy dolarów, piękny widok. Scenariusz znaczy inteligencja, nawet w narracji jest sporo mniej mainstreamowych momentów. Tych elementów serialowi nie odmawiam, to są zdecydowane zalety. Jest tylko jeden problem: to serial o niczym. Kiedyś obejrzałem sześć epizodów i umierałem z nudów. Teraz wróciłem, obejrzałem pięć najlepszych wg imdb, i wystarczyło. Nic mnie nie ominęło, a nawet te które oglądałem, nie były mi do czegoś potrzebne. Niemniej, "Pilot" liczący sobie półtorej godziny to nadal znakomita rzecz. Z przyjemnością oglądałem.


W garniturach / Suits (sezon II) - 6+/10. W drodze do zobaczenia 5x10, które ma na imdb ocenę 9.9/10 i zachęcające recenzje. Muszę go zobaczyć, więc oglądam dalej. Drugi sezon to już lepsza rzecz. Początkowo nadal chciałem obejrzeć tylko pięć najlepszych epizodów z tej serii, ale w połowie stwierdziłem, że za dużo mi umyka i zacząłem oglądać od początku. Z jednej strony to dobrze - serial jest o wiele bardziej dramaturgiczny i ciekawszy w oglądaniu. Dla przykładu: Mike chce być z Rachel. Ale nie może jej powiedzieć, że nie jest prawnikiem i nigdy nie chodził do Harvardu. Gdy jest blisko złamania się, wtedy przypomniane nam jest, że jeśli on to powie, to wtedy się wyda. I Mike straci pracę. Harvey też, bo położył swoją karierę na szali, by Mike nie stracił pracy. A jeśli wyda się, że Jessica zatrudnia oszusta który nie chodził do Harvardu - wtedy i ona leci, a kierownictwo nad firmą przejmuje Daniel! Wyśmienita siatka dramaturgiczna. Większość epizodów zaczyna się od "previous on Suits", One są konstruowane na tym co było wcześniej. Z drugiej strony - pomiędzy tymi "najlepiej ocenionymi epizodami" są te wyraźnie słabsze, w stylu pierwszego sezonu, które zmierzają donikąd, i zawierają tylko momenty które coś dodają do całości. To ogólnie osłabia wrażenie, stąd ocena niewiele wyższa, ale wciągnąłem się w tę produkcję. I będę oglądać dalej... może nawet w całości. Jestem świadomy minusów tej produkcji (bezpieczny i grzeczny styl, aktorzy nie umiejący utrzymać na sobie kamery przed dłużej niż 10 sekund, każda trudna sprawa jest rozwiązywana w ten sam schematycznie "mądry" sposób), ale mi to nie przeszkadza. W końcu to obecnie najlepsza telenowela, obok (zakończonego) "Mad Mena" i "Orange is the New Black". Najlepsze epizody: "She Knows", "Break Point", "High Noon". Mój faworyt: "Blind-Sided" (w sumie można oglądać jako samodzielny epizod)




poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Po co ja oglądam to nieme kino?

Nie lubiłem, teraz lubię, ale po co mi ono?

Początki mojej przygody* z kinem niemym to 2007 rok i popołudnia na TVP Kultura, gdzie puszczali takie tytuły jak "Nosferatu" i "Metropolis". O tym, że warto je oglądać, dowiadywałem się z programu dołączonego do Gazety Wyborczej, w której krytyk oceniał każdy film w pięciogwiazdkowej skali. Powyższe tytuły miały najwyższe oceny, więc oglądałem. Moja ocena tych tytułów? Cóż... Mogły być. Niewiele z nich rozumiałem. Śmieszyły mnie te pozy, jakie aktorzy wykonywali. To i tak lepiej niż przy innych filmach niemych, które mnie nudziły i zwyczajnie je olewałem przy oglądaniu. A dzisiaj nie tylko szanuję takie kino, również lubię je oglądać!

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Wolność twórcza jest możliwa!




Są takiego kierunki filozoficzne które zakładają, że wolność w życiu nie jest możliwa. Jedna szkoła mówi, że los człowiek to skutek rzeczy, które wydarzyły się wcześniej, i na tej podstawie determinuje on swoją przyszłość. Samemu nie ma na to wpływu, bo jego decyzje podejmuje otoczenie w jego imieniu. Inna szkoła mówi, że człowiek nie jest wolny, bo musi oddychać. Innymi słowy, zawsze są jakieś warunki które człowiek musi spełnić by w ogóle funkcjonować, a przez to wolny całkowicie nie jest.

Ja jestem ze szkoły filozofii obiektywizmu, i tutaj człowiek jest jak najbardziej wolny. Sam determinuje swój kształt i los, nikt mu tego nie odmawia. Ale obiektywiści wiedzą, jak bardzo odpowiedzialne i ważne jest bycie wolnym. I nie każdy jest w stanie to udźwignąć, wielu wybiera któryś z wymienionych wcześniej kierunków jako wytłumaczenie tego, że wcale nie jest odpowiedzialny za to, co zrobił. Bo on nie jest wolny, to jego przeszłość zdeterminowała jego teraźniejszość. On tylko tam był, i w jego ocenie tylko tyle człowiek może: być. Ale to już inny temat.


Tutaj chcę napisać wam o wolności twórczej na przykładzie pisania scenariusza.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Podcast o 10 najlepszych filmach na Nowych Horyzontach 2016

...które dopiero będą mieć swoją premierę w Polsce. Niektóre nawet mają ją już ustaloną.







Jakby powyższy link nie działał, tutaj też znajdziecie ów podcast: 


01:44 Miejsce 10

05:22 Miejsce 9
10:11 Miejsce 8
12:46 Miejsce 7
15:30 Miejsce 6
20:49 Miejsce 5
24:20 Miejsce 4
27:08 Miejsce 3
30:33 Miejsce 2
32:57 Miejsce 1

Pozostałe moje teksty o Nowych Horyzontach znajdziecie tutaj:
http://garretreza.blogspot.com/search/label/Nowe%20Horyzonty

wtorek, 2 sierpnia 2016

Typowy dzień na festiwalu filmowym Nowe Horyzonty

Narosły pewne mity wokół tego, jak wygląda tryb życia uczestnika festiwalu. Ponoć pijemy cały czas kawę, na koniec ledwo trzymamy się na nogach a po powrocie do domu śpimy trzy dni. W rzeczywistości... To nie jest obowiązkowy plan dnia. U mnie wyglądał on trochę inaczej.

Jedna uwaga na początek: wszelkie przykłady są tutaj orientacyjne. Takie rzeczy nie działy się codziennie, ale coś podobnego kalibru już tak. Starałem się pisać też wyłącznie o takich umiarkowanych rzeczach. Nie będę udawać, że każdego dnia siedziałem do 4 nad ranem w Arsenale, pijąc drinki na leżaku pod drzewem skąd wracałem w deszczu, po drodze widziałem pijanego Świętego Mikołaja na czworaka pod kinem, przy Forum Muzyki prawie przejechała mnie taksówka jadąca po chodniku co podsumowałem myślą: "Ale to byłaby żałosna śmierć" i poszedłem dalej, ledwo ten punkt opuściłem to przyczepił się do mnie jakiś pijak który chciał gdzieś dojść i zaczął ze mną iść przez następne 10 minut, cały czas mówiąc: "Kolego, nie opuszczaj mnie" na zmianę z: "A ty jesteś tutejszy?", więc gdy w końcu mnie zostawił to miałem już tylko spokojną ostatnią prostą do hotelu, w czasie której mogłem się już tylko bać, że mnie okradną, bo znajomy zaczął tę noc od opowiedzenia mi historii o tym, jak jego kumpel został napadnięty przed paroma dniami - na szczęście do hotelu dotarłem w całości, poszedłem spać i obudziłem się SAM, bez budzika, cztery godziny później, by pójść na film o 9:45... To zdarzyło się tylko raz.

Tak. A więc zaczynamy:




czwartek, 21 lipca 2016

Nowe Horyzonty 2016 - krótko o każdym obejrzanym tytule.

W tym roku, poza podcastami, będzie też na blogu standardowa relacja z obejrzanych filmów w postaci tekstowej. Ot, kilka zdań o każdym tytule i tyle. Razem wyszło 47 pełnych metraży, jeden średni, trzy krótkie i dwa teledyski.




****31 lipca****


Mroczne bestie ("Dark Beast / Oscuro animal", 2016) - 6/10. W kolumbijskiej dżungli czają się bestie. Sieją postrach wśród mieszkańców interioru. Zabijają bezbronnych ludzi, nie oszczędzając kobiet i dzieci. To żołnierze formacji paramilitarnych, którzy pozostawiają po sobie opustoszałe wioski i rozpacz ocalonych. Felipe Guerrero portretuje trzy kobiety pod presją, na których życiu odcisnęły piętno wojny gangów. Pierwsza z nich nie zastaje nikogo żywego w rodzinnej wiosce, druga znosi brutalność jednego z siepaczy, trzecia jest członkinią bojówki. "Mroczne bestie" są pozbawione dialogów w taki sam sposób co kino Bartasa. Ludzie mówią coś, ale w obcym języku i nie jest to przełożone na jakiś znany nam język, więc traktujemy to jak słowa w piosenkach. Nie słyszymy ich. Ogólnie to podoba mi się taka praca, tylko jest tu jeden problem: nie miałem powodu, by samemu to rozgryzać, ponieważ opis wystarcza. Znacie opis, znacie cały film. Podczas seansu nie miałem nawet zbytnio ochoty by podziwiać i zastanawiać się, jak to zostało osiągnięte, albo czy ja bym to zrozumiał gdybym nie czytał opisu. Widownia na sali odpłynęła, i ja razem z nimi. Ale nie zasnąłem!

Kwiaty ("Flowers / Loreak", 2014) - 6/10. Kobieta dostaje kwiaty, ale nie wie od kogo. I w zasadzie trudno mi teraz napisać coś więcej, ponieważ jest to film dosyć oszczędny. Niewiele się dzieje, przesłanie szybko złapać, a film trwa, trwa i trwa... Spokojnie mógłby trwać z godzinę zamiast stu minut. Niemniej, podoba mi się ten hiszpański (baskijski) humor, konstrukcja fabularna i morał: warto kupować kobietom kwiaty, bo wtedy dzieje się magia.

wtorek, 12 lipca 2016

Euro, perfekcja i kino

Podoba mi się obecny turniej Euro. Piłkarze biegają, walczą do ostatnich chwil, pocą się jak trzeba, są przygotowani fizycznie i technicznie. Jednym słowem: uczciwie zarabiają na te miliony, którymi widzowie w nich rzucają. Dążą do perfekcji. A ja ich za to podziwiam, jednocześnie zastanawiając się: czy podobne staranie się jest możliwe w sztuce filmowej?

Wracam tym samym do rozmyślań rozbudzonych we mnie przez film "Whiplash". Opowiadał o perkusiście, który chciał osiągnąć perfekcję w graniu na swoim instrumencie. Chciał być najlepszy. Nawet była scena na ten temat, gdy jego rodzina bardziej zachwycała się wynikami jego brata w footballu amerykańskim niż tym, iż nasz bohater dostał się do ekskluzywnej szkoły muzycznej. Bo dla nich sztuka jest subiektywna, nie można jej zmierzyć i ocenić raz na zawsze, że coś jest "dobre". Bohater twierdzi inaczej. I dąży do perfekcji - grając dokładniej, szybciej, precyzyjniej. Skutkuje to fenomenalnym finałem, gdzie bohater poci się bardziej niż cały stadion oglądający serię karnych na koniec meczu Włochy - Niemcy na Euro 2016.


wtorek, 7 czerwca 2016

Recenzja "Kapitan Ameryka: Civil War" (8+/10)

Action, 2016


W tym filmie grupa Avengers musi spojrzeć za siebie na to, co robili w przeszłości. Zdołali zrobić sporo dobrego, właściwie wszyscy ludzie na tej planecie coś im zawdzięczają. Jednak w tym oceanie chwały znajdują się pojedyncze jednostki: ludzie, którym ci sami superbohaterowie spuścili dom na głowę, pozbawiając tym samym życia. Tego nie należy zignorować. Ale jak temu zapobiec? Pojawia się idea porozumienia, w którym Uzdolnieni będą odpowiadać przed ONZ, które zadecyduje jak i kiedy pójdą do akcji. Bohaterowie dzielą się na dwa obozy: jedni popierają uchwałę. Drudzy nie podpisują się pod nią.



piątek, 27 maja 2016

(felieton) Filmowa archeologia

Pewnie nie pamiętacie tego uczucia, gdy na początku kino było nie tylko zajęciem polegającym na oglądaniu. Równie często wmieszane było w to kopanie. Odkrywanie kolejnych tytułów, źródeł różnych sztuczek, znanych aktorów w nieznanych produkcjach. Jeden tytuł prowadził do kolejnego, ta studnia wydawała się pozbawiona dna... Aż pewnego dnia się okazało, że dno jak najbardziej jest, i to całe kino to w 15 lat obskoczysz. Wtedy zostaną ci już tylko powtórki, nowości i bieżące festiwale.

A teraz wchodzę głębiej w temat seriali, i odkrywam to uczucie na nowo. Każdy coś poleca i non-stop natrafiasz na tytuł, który ponoć warty jest twojego czasu. Dla przykładu: "All in the Family". Serial uznawany za jeden z najważniejszych tytułów telewizyjnych. Nie słyszeliście o nim nawet. Ja zetknąłem się z nim podczas poznawanie filmiku Nostalgia Critica poświęconego jego ulubionych odcinkom świątecznym. Teraz mam za sobą paręnaście epizodów i strasznie sobie cenię tę produkcję. Zachęcam do poznania jej, jest na YouTube, i niedługo na blogu opublikuję swoje ulubione epizody.



poniedziałek, 23 maja 2016

"Cena strachu" (8+/10). Recenzja.

Thriller, 1953



Okres tuż po drugiej wojnie światowej. W małej miejscowości gdzieś w Ameryce Południowej można spotkać ludzi o przeróżnych narodowościach - mówią tu po włosku, francusku i angielsku, byle tylko wymienić niektóre. Nie ma tu wiele możliwości - większość ludzi których tu zobaczymy pracuje dorywczo za marne grosze, byle tylko móc pozwolić sobie na posiłek i drinka pod wieczór. Żeby opuścić tę krainę potrzeba zbyt wiele środków, będących poza zasięgiem okolicznej ludności. Zapada marazm, niektórych nawet dopada depresja - dlatego nie dziwi, że gdy pojawia się okazja by zarobić 2000 dolarów na transporcie ciężarówką, to wszyscy rzucają się by podjąć okazję. Nawet jeśli transportem jest ładunek nitrogliceryny.



sobota, 7 maja 2016

(serial) "I nie było już nikogo" Agathy Christie

Thriller, 2015



Dziwnie sobie kosmos pogrywa. Najpierw piszę na blogu o tym, co książki Agathy Christie dla mnie znaczyły. Kilka dni potem dowiaduję się, że umarł reżyser mojej ulubionej adaptacji tej autorki - Guy Hamilton, odpowiedzialny za "Zło czai się wszędzie". A teraz znajomy obejrzał najnowszą adaptację "Dziesięciu murzynków", przełożoną na format miniserialu telewizyjnego, który miał swoją premierę pod koniec grudnia pod tytułem "And Then There Were None". Trzy epizody, trwające niecałą godzinę każdy.

Produkcja trzyma się dosyć mocno pierwowzoru. Akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii pierwszej połowy XX wieku. Wciąż słychać echa wojny w Afryce. Dziesięcioro nieznajomych zostaje zaproszonych na Wyspę Żołnierzy. Niektórzy, by spotkać się tam z kimś. Innym zaproponowano pracę, w osobie ochrony lub sekretarki. Na miejscu jednak wszyscy zostają oskarżeni przez gospodarza o bycie winnym morderstwa. I na oskarżeniu zdecydowaniu się nie skończy. Muszą stawić temu czoła sami, odcięci od świata, którego nie widać z brzegu skrawka ziemi, na którym się znajdują.


środa, 20 kwietnia 2016

(felieton) Pięć książek, które mnie najbardziej zainspirowały

Temat dziwny zważywszy na tematykę bloga - powinienem zacząć od wymienienia filmów, które były dla mnie istotne... Ale takich nie było, więc przejdźmy dalej.

Książki od pewnego momentu zaczęły pełnić istotną rolę w moim życiu. Szanowałem je, widok ogromnych bibliotek prywatnych wzbudzał mój podziw, a wchodzenie do księgarni... Albo bibliotek... To moment ciszy. Czas się zatrzymuje i mogę tam siedzieć i siedzieć... Z czytaniem już trochę gorzej, skoro wszystko co najlepsze zdaje się być za mną, i większość nowych pozycji mnie zdąży znudzić. Dość napisać, że w zeszłym roku przeczytałem tylko jedną książkę, ale jest to jedna z moich ulubionych. Była tak dobra, że zacząłem nawet pisać jej scenariusz.

Dlatego mój szacunek do książek się utrzymuje. Bo gdzieś tam kryje się kolejne arcydzieło na miarę "Kwiatów do Algernona", które weźmie mnie z zaskoczenia. Ale właściwe źródło mojego szacunku kryje się gdzie indziej - w tej garści tytułów, które mnie faktycznie ukształtowały. Zmieniły moje życie i sprawiły, że jestem tym kim jestem. Oto one:




czwartek, 24 marca 2016

"Stalker"

Psychological Drama, 1979



"Stalker" Tarkowskiego jest inspirowany książką braci Strugackich pt "Piknik na skraju drogi", z której zaczerpnięto motyw niebezpiecznej okolicy zwanej Zoną oraz postać Stalkera - przewodnika, który oprowadza ciekawskich, przebijając się najpierw przez zastęp strażników, a potem przez samą Zonę. W wersji Tarkowskiego mamy Pisarza oraz Naukowca, którzy chcą dostać się do Pokoju - miejsca gdzieś w Zonie, które spełni ich marzenia. Najpierw muszą się tam dostać, a droga jest wymagająca - poczynając od dziwnych zjawisk, jak brak zapachów, poprzez pułapki a kończąc na licznych regułach, których odkrycie poprzedni Stalkerzy przypłacali życiem.

A może wcale nie?



czwartek, 17 marca 2016

wtorek, 8 marca 2016

Mubi - strona VoD którą warto się zainteresować

Mubi jest na pozór jedną z tych stron, gdzie płacisz miesięczny abonament i oglądasz filmy, ale jest przy tym dosyć specyficzna. Tutaj każdego dnia dodają jeden tytuł i jeden zabierają. W ten sposób zawsze w rotacji jest 30 produkcji. Obserwuję ten serwis już jakiś czas i wydaje się, jakby zawsze w ofercie było coś niemego, krótki metraż, kilka filmów z przeglądu jakiegoś twórcy (Spielberg, Agnes Varda, Lars von Trier). Przekrój krajów wydaje się idealnie zbilansowany, nie mogę powiedzieć czy więcej jest z Ameryki lub Europy. Co do lat - najwięcej jest tytułów z XXI wieku, szczególnie po 2010 roku.

Niezależnie od wszystkiego, te produkcję łączy jedno - zapewne w ogóle o nich nie słyszeliście*. A tak się dzieje z jednego powodu: Mubi jest dla widza festiwalowego, który chce odkrywać, poznawać, być zaskoczony.

*żeby was nie straszyć - są takie filmy jak "Mój sąsiad Totoro", "Pancernik Pantiompkin", "12 gniewnych ludzi"...



czwartek, 25 lutego 2016

"Rick i Morty" (Sezon I - 7+/10)

Przygodowy, 2013-14


Tytułowi bohaterowie to dziadek i wnuk. Rick jest szalonym naukowcem i gburem, który zabiera swojego przygłupiego członka rodziny na różne przygody - do innych wymiarów, albo z użyciem cudacznych wynalazków i mikstury. Mieszkają w domku na przedmieściach razem z rodzicami Morty'ego i jego siostrą, którzy z jednej strony nie wiedzą o niezwykłych wyprawach, ale z drugiej... Są w stanie zaakceptować wszystko co się stanie. Podobnie jak reszta świata, która dochodzi do siebie po każdej inwazji i pladze.

Sometimes science is more art then science Morty. Lot of people don't get that.


11 epizodów po 22 minuty

piątek, 19 lutego 2016

"Śmierć przez powieszenie" (7/10)

Czarna komedia, 1968


"Ponad 70% z was jest za karą śmierci. Ale czy w ogóle wiecie, jak ona wygląda?" - tymi słowami zaczyna się ten film. Pokazuje, niemal jak w dokumencie, lokacje i przebieg takiego wyroku. Miejsca, gdzie skazany spędza ostatnie chwile; tradycyjne obrządki, jak modlitwa i poczęstunek; i w końcu - śmierć przez powieszenie. Klapa otwiera się, człowiek leci kilka stóp w dół. Zazwyczaj jego serce zatrzymuje się najwyżej po 15 minutach. Wtedy stwierdza się zgon i można iść do domu. Tym razem jednak mija blisko pół godziny, i serce mordercy - imię jego R - nadal bije. Pracownicy więzienia zebrani wokół ściągają go i stwierdzają u skazanego amnezję. Teraz najpierw muszą sprawić, by ten człowiek przypomniał sobie, kim jest, zanim znowu go powieszą.

Liczę na więcej klików przez kotka.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Garrety & Rezy 2015. Podsumowanie filmowe roku

Co zapamiętamy z minionego roku?

W Polsce miały miejsce protesty górników na początku stycznia, otwarto drugą linię metra (nadal w Warszawie), wybrano nowego prezydenta (Kubuś Duda) oraz rząd ogólny, a to póki co poskutkowało zmianami w telewizji publicznej, której nikt nie ogląda, i powstaniem czegoś takiego jak KOD. Coraz więcej też wiadomo o tym, co się naprawdę dzieje w Polsce po '89.

Na świecie w tym czasie doszło do zamachów terrorystycznych na redakcję w Paryżu, muzeum w Tunisie, Susie (Tunezja), Suruc (Turcja), Bangkoku, Ankarze, ponownie w Paryżu i San Bernardino (USA); kurs franka szwajcarskiego wzrósł i parenaście milionów ludzi ogarnęło się, jak niewiele wiedzą o ekonomii; państwo Islamskie zniszczyło świątynię Baalszamina w Palmyrze; opisano nieznany wcześniej gatunek człowieka o nazwie Homo naledi; znaleziono dowody na obecność słonej wody na Marsie; w kilku miejscach zalegalizowano też śluby jednopłciowe i niektóre narkotyki.

Najważniejsza była oczywiście kwestia imigrantów socjalnych, albo uchodźców czy też jak ich się teraz oficjalnie nazywa, którzy zaczęli uciekać w kierunku Europy. Świat podzielił się przez to na trzy strony: jedni krzyczeli, że owi imigranci chcą jedynie pobierać socjal i gwałcić kobiety; drudzy krzyczeli, że oni wszyscy są biednymi ofiarami wojny i należy im się pomoc. Niewielu bo niewielu, ale jednak kilka osób jest które słuchają obu stron i chcą znać cały obraz sytuacji. Pozostali trzymają się swojego zdania i czytają tylko to co potwierdzi ich rację. Ja czekam, aż w końcu się wyjaśni, skąd cała ta propaganda i czemu Unii tak zależy by nic szerzej nie mówić o gwałtach, a nawet karać w ten lub inny sposób za informowanie o tym. Bo oni nie są głupi, wiedzą co robią, i chcę wiedzieć, jak na tym całym zamieszaniu zarabiają. A tym czasem wydaje się, że oni na tym wszystkim tylko tracą.

Warto też wspomnieć o premierze "Star Wars VII". Naprawdę ulżyło mi gdy usłyszałem pozytywne recenzje, a potem ogólny zachwyt. Nie ze względów osobistych - mnie tam chrzanić - ale inni naprawdę wariowali na punkcie tego tytułu, oglądali i analizowali trailery - aż miło było na to patrzeć. I dobrze, że oczekiwania zostały spełnione. Czuć było w powietrzu ten spoko. Oczywiście znalazło się z trzech ludzi którzy uznali, że ludzie nie powinni tego filmu lubić AŻ TAK, i skończyli w taki sposób, że teraz w ogóle go nie lubią. Ale cała reszta nie zwraca na nich uwagi i po prostu lubi ten film.

W 2015 roku zmarł Tadeusz Konwicki, reżyser "Salta" - Leonard Nimoy, Spock z klasycznego składu "Star Treka" - Terry Pratchett, autor "Świata Dysku" - Christopher Lee, wokalista metalowy - James Horner, kompozytor muzyki do "Titanica" - Omar Sharif, czyli Sherif Ali z "Lawrence'a z Arabii" - Wes Craven, legenda horroru i slasherów -  oraz Marcin Wrona, reżyser "Chrztu", tuż przed premierą swojego ostatniego filmu.

Danuta Szaflarska (101), Kirk Duglas (99), Stanley Donen (91), Andrzej Wajda (90), Dick Van Dyke (90), Norman Jewison (90), Ennio Morricone (87), Clint Eastwood (85), Gene Wilder (82), Jan Švankmajer (81), Maggie Smith (81), Shirley MacLaine (81), Woody Allen (80) i James Cromwell (76) żyją nadal.



To wszystko wypełniało nasze życie pomiędzy kolejnymi wizytami w kinie. A teraz czas na notkę ku pamięci o tych filmach, które chcę zapamiętać z mijającego roku. Oto:


Garretowy
Top 18
(tak naprawdę 17,5, ale ciii)
Najlepszych filmów 2015 roku




środa, 27 stycznia 2016

"Victoria" (7/10)

Heist Movie, 2015


Tytułowa postać tańczy na parkiecie w dyskotece, jest jakaś czwarta nad ranem. Gdy wychodzi, spotyka paru mężczyzn którzy nieszkodliwie z nią flitują, zaczepiają. Spędzają razem miło czas, ale do rana może się jeszcze wiele wydarzyć...



niedziela, 24 stycznia 2016

Polacy chcą Netflixa. Netflix jest dostępny w Polsce. Polacy nie chcą Netflixa.

Nowa lista na Netflixie jest beznadziejna. To absolutne dno. Wiecie, jeśli trafiacie na jakiś tytuł podczas przeglądania katalogu to nie musicie go odrazu oglądać, zamiast tego dodajcie go sobie na listę i możecie wrócić później. W grudniu Netflix zmienił owa listę, zabierając numerki przy każdej pozycji. Teraz nie wiecie, ile ich tam macie. Albo załóżmy, że chcecie mieć tam porządek. Na ten przykład: na samym dole, od 350 numeru, macie ugrupowane seriale w kolejności chronologicznej. Kiedyś gdy znaleźliście nowy to dodawaliście na listę, wpisywaliście obok pożądany numerek i był porządek. Teraz już tak się nie da. Możecie te tytuły przesuwać. Łapać i przesuwać. Bardzo wolno. Nie opłaca się. Można co najwyżej kliknąć jakąś pozycję by powedrowala na samą górę. Teraz chcę oglądać produkcję z 2015 roku. Ctrl + f, znajduje je, klikam... I system dostaje zawału. Można klikać kilka, ale więcej? Nie, nie, wtedy kolejka się crashuje, pozycję latają w tę i z powrotem, trzeba odświeżyć, to trwa o wiele za długo. Dzięki temu lista stała się bezużyteczna i spełnia jedynie najbardziej podstawowe funkcje.

A piszę o tym, ponieważ zaraz znowu będę pisał pochlebnie o tej najlepszej stronie w internecie, jaką jest Netflix. Żebyście wiedzieli, że zachowuję równowagę.


poniedziałek, 18 stycznia 2016

Podsumowanie serialowe 2015 roku

Jestem przykuty do Netflixa z powodu biedy i braku czasu na cokolwiek innego, więc nie korzystałem z HBO GO i innych. Dlatego nie ma tu "Mr. Robot" od Amazona oraz wielu najnowszych sezonów, które dopiero nadrobię Drugi sezon "Fargo", ostatnie 7 epizodów "Mad Mena" itd. Pod uwagę biorę tylko sezony, które w całości miały premierę w 2015 roku, podobnie z pojedynczymi odcinkami - czyli może wejść np. "Flash", który chociaż zadebiutował w 2014 roku, to połowa epizodów pierwszego sezonu była wyemitowana w roku następnym.

I legenda!

N - niekoniecznie. Ten odcinek/sezon możecie oglądać nie znając pozostałych.
L - lepiej znać resztę. Ale to nie jest niezbędne.
K - koniecznie trzeba znać wcześniejsze epizody.


czwartek, 14 stycznia 2016

"Steve Jobs" (7/10)


Jeśli startujecie tę produkcję z nastawieniem się, że poznacie genezę pomysłów i produktów Apple, ich sukcesów, bazy fanów, skąd ta wojna między zwolennikami i przeciwnikami... Albo kim był Jobs i jaka była jego rola w tym wszystkim... To albo nic się nie dowiecie, albo odpowiedzi będą śmiechu warte. Jeśli jednak potraktujecie to jako fikcyjną opowieść, to dostaniecie znakomity tytuł. Energiczny, pełen akcji, napięcia i z mnóstwem ciekawych scen.

"Steve Jobs" skupia się na trzech krótkich momentach z życia pewnego pracownika w firmie zajmującej się komputerami. Nie wiadomo, za co odpowiada, ale zdaje się najbardziej zainteresowany w sukces i dopieszczenie każdego szczegółu, Za chwilę ma zamiar zaprezentować jakiś wynalazek. Zaczynamy na początku lat 80'tych, kończymy pod koniec lat 90'tych. Pierwsza z tych sekwencji jest idealna co do sekundy - na każdym polu. Aktorzy są pełni życia, w każdym momencie dzieje się kilka rzeczy na raz, bohaterowie biegają by zdążyć na czas... Ramy czasowe są jasne: Jobs zaprezentuje komputer osobisty i chce, by ten mógł się przywitać podczas prezentacji, ponieważ w tamtych czasach ludzie kojarzyli takie wynalazki z zagrożeniem typu HAL 9000. Ale jest błąd i komputer tego nie powie. Jobs naciska, by to naprawić do konferencji, która zacznie się za pół godziny.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Garret podsumowuje muzyczny rok 2015.


Top 10 utworów muzycznych 2015 roku wg mnie


Na dalszych pozycjach by było: "Little Rascal" Sun Kill Moon

piątek, 8 stycznia 2016

Wspominam 2015 rok



Dobra, nowy rok się zaczął, trzeba robić podsumowania, wspomnienia... Przede wszystkim zapamiętam 2015 rok jako rok Netflixa, Nowych Horyzontów i "Festiwalowej miłości".

Abonament na Netflixie wykupiłem w kwietniu, jeszcze w wersji US, przy okazji premiery "DareDevila". Platforma ta ku mojemu zaskoczeniu okazała się spełniać moje oczekiwania i zaprzestałem ściągania z Internetu. Bo nie miałem na to nawet czasu. Musiałem zarzucić swoje plany wcześniejsze na to, co będę oglądać z filmów i seriali, na dodatek nagle zacząłem oglądać rzeczy o których nie wiedziałem, że chcę je poznać. Bo one były tam. Od powtórek "MacGyvera" po "BoJacka". A na koniec jeszcze pod koniec miesiąca zabierali z 20 tytułów, dodawał nowe, i śpieszyłem się by nadrobić, zanim je usuną... A potem i tak często wracały. Oficjalnie rok 2015 jest zamknięty, i obejrzałem wtedy 342 pozycje, ale tak naprawdę to zostało mi jeszcze wiele tytułów o których nie miałem czasu napisać na blogu. Wszystko przez Netflixa, który narzucił mi takie tempo.