piątek, 27 maja 2016

(felieton) Filmowa archeologia

Pewnie nie pamiętacie tego uczucia, gdy na początku kino było nie tylko zajęciem polegającym na oglądaniu. Równie często wmieszane było w to kopanie. Odkrywanie kolejnych tytułów, źródeł różnych sztuczek, znanych aktorów w nieznanych produkcjach. Jeden tytuł prowadził do kolejnego, ta studnia wydawała się pozbawiona dna... Aż pewnego dnia się okazało, że dno jak najbardziej jest, i to całe kino to w 15 lat obskoczysz. Wtedy zostaną ci już tylko powtórki, nowości i bieżące festiwale.

A teraz wchodzę głębiej w temat seriali, i odkrywam to uczucie na nowo. Każdy coś poleca i non-stop natrafiasz na tytuł, który ponoć warty jest twojego czasu. Dla przykładu: "All in the Family". Serial uznawany za jeden z najważniejszych tytułów telewizyjnych. Nie słyszeliście o nim nawet. Ja zetknąłem się z nim podczas poznawanie filmiku Nostalgia Critica poświęconego jego ulubionych odcinkom świątecznym. Teraz mam za sobą paręnaście epizodów i strasznie sobie cenię tę produkcję. Zachęcam do poznania jej, jest na YouTube, i niedługo na blogu opublikuję swoje ulubione epizody.



poniedziałek, 23 maja 2016

"Cena strachu" (8+/10). Recenzja.

Thriller, 1953



Okres tuż po drugiej wojnie światowej. W małej miejscowości gdzieś w Ameryce Południowej można spotkać ludzi o przeróżnych narodowościach - mówią tu po włosku, francusku i angielsku, byle tylko wymienić niektóre. Nie ma tu wiele możliwości - większość ludzi których tu zobaczymy pracuje dorywczo za marne grosze, byle tylko móc pozwolić sobie na posiłek i drinka pod wieczór. Żeby opuścić tę krainę potrzeba zbyt wiele środków, będących poza zasięgiem okolicznej ludności. Zapada marazm, niektórych nawet dopada depresja - dlatego nie dziwi, że gdy pojawia się okazja by zarobić 2000 dolarów na transporcie ciężarówką, to wszyscy rzucają się by podjąć okazję. Nawet jeśli transportem jest ładunek nitrogliceryny.



sobota, 7 maja 2016

(serial) "I nie było już nikogo" Agathy Christie

Thriller, 2015



Dziwnie sobie kosmos pogrywa. Najpierw piszę na blogu o tym, co książki Agathy Christie dla mnie znaczyły. Kilka dni potem dowiaduję się, że umarł reżyser mojej ulubionej adaptacji tej autorki - Guy Hamilton, odpowiedzialny za "Zło czai się wszędzie". A teraz znajomy obejrzał najnowszą adaptację "Dziesięciu murzynków", przełożoną na format miniserialu telewizyjnego, który miał swoją premierę pod koniec grudnia pod tytułem "And Then There Were None". Trzy epizody, trwające niecałą godzinę każdy.

Produkcja trzyma się dosyć mocno pierwowzoru. Akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii pierwszej połowy XX wieku. Wciąż słychać echa wojny w Afryce. Dziesięcioro nieznajomych zostaje zaproszonych na Wyspę Żołnierzy. Niektórzy, by spotkać się tam z kimś. Innym zaproponowano pracę, w osobie ochrony lub sekretarki. Na miejscu jednak wszyscy zostają oskarżeni przez gospodarza o bycie winnym morderstwa. I na oskarżeniu zdecydowaniu się nie skończy. Muszą stawić temu czoła sami, odcięci od świata, którego nie widać z brzegu skrawka ziemi, na którym się znajdują.