tag:blogger.com,1999:blog-80332453922901233002024-03-14T07:19:42.173+01:00Indywidualne przeżycia filmoweGarret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.comBlogger404125tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-11500702396518506702018-01-07T22:21:00.000+01:002018-01-07T22:21:02.312+01:00Założyłem nowego bloga. Teraz będę tam publikować.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-sJdHGJ8cG9k/WlKORwzhs4I/AAAAAAAAEX8/-65-nOhDO0MiLXli4Wd18NT3Ieu7DutHACLcBGAs/s1600/Leftovers308.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://1.bp.blogspot.com/-sJdHGJ8cG9k/WlKORwzhs4I/AAAAAAAAEX8/-65-nOhDO0MiLXli4Wd18NT3Ieu7DutHACLcBGAs/s640/Leftovers308.png" width="640" /></a></div>
<br />
Chodzi o wygodę i możliwości. Blogger zawsze mnie ograniczał, dlatego założyłem stronę na WordPressie.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://garretreza.pl/"><b><span style="font-size: x-large;">http://garretreza.pl/</span></b></a></div>
<br /><br />Własny serwer, własne treści. Podobnie jak tu, tylko lepiej. Obecnie znajduje się wersji beta, stąd różne niedociągnięcia techniczne. Jestem ich świadomy, ale proszę, piszcie o nich, jeśli będzie taka potrzeba. Pobaw się tą stroną - opiszcie mi, czy można się po niej wygodnie poruszać i jak szybko znajdujecie co szukacie. Chciałbym też wiedzieć, jakie byłyby wasze powody, by na taką stronę zaglądać. Recenzje nowości, moje opinie ogólnie o filmach, rankingi, felietony, opracowania szczegółowe produkcji? Jeśli macie przy okazji tytuł, rok, gatunek lub reżysera, którego chcielibyście, bym się za nich wziął, to teraz chcę o tym usłyszeć :) Więcej napisałem na blogu w zakładce "Kim jestem" oraz w poście powitalnym, który znajduje się na głównej.Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-87865983358874419112017-12-04T06:00:00.001+01:002017-12-04T06:00:22.728+01:00Garret komentuje newsy filmowe z listopada<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-vni0pWrH9ZE/WiRh5LSDeGI/AAAAAAAAEXU/5rzJyqavrCoVSqH3e4-b-9vLOQZyKDENQCLcBGAs/s1600/Screenshot_20171122-105535.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="1024" height="374" src="https://3.bp.blogspot.com/-vni0pWrH9ZE/WiRh5LSDeGI/AAAAAAAAEXU/5rzJyqavrCoVSqH3e4-b-9vLOQZyKDENQCLcBGAs/s640/Screenshot_20171122-105535.png" width="640" /></a></div>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b>W październiku mówiono o</b>:<br />
- dużo spekulacji jak będą wyglądały przyszłe adaptacje komiksowe;<br />
- dużo spekulacji jak mogły wyglądać adaptacje komiksowe, które już powstały, gdyby coś tam podczas produkcji poszło inaczej;<br />
- spoilery;<br />
- James Cameron wciąż kręci "<b>Avatara 2</b>" & 3 & 4 i 5.<br />
<br />
W pozostałych newsach:<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Sporo ludzi oskarżono o molestowanie seksualne w Hollywood i generalnie biznesie filmowym</b>. Sporo z nich wyszło na światło dzienne po wielu latach. Dlaczego dopiero teraz? Bo obawiali się, że nikt im wtedy nie uwierzy. Teraz, kiedy się zebrali i grupowo wszyscy oskarżają wielu ludzi, to mają odwagę mówić o tym co zaszło 15 lat temu i wcześniej. A tu niespodzianka, bo ludzie (w Internecie) właśnie dlatego im nie wierzą, bo biorą takie oświadczenia za zmyślanie oraz próbę wybicia się - ponieważ ogłaszanie, że ktoś ich molestował, jest teraz modne. Nie trzeba mieć dowodów, ale można coś rzec i nagle wszyscy zaczynają być świadomi, że istniejesz. Jest w tym chyba jakiś morał i Palahniuk (ten od "Fight Club") już o tym napisał. Dawno temu. </div>
<br />
<div style="text-align: center;">
**** </div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Z tym, że ten morał może być trudny już teraz do uściślenia, bo <b>Internet o wszystkim dowiaduje się z Internetu, a tu dziennikarze są dosyć słabi</b>. I to miało swoją rolę w odbiorze całości. Część wspomnianych oskarżeń o molestowanie była faktycznym oskarżeniem złożonym do sądu, inne są tylko wyznaniem bez konsekwencji prawnych i dowodów, jedne są tylko plotkami, kolejne zostały od razu potwierdzone przez napastników. Są też takie kompletnie wyssane z palca, prawdopodobnie było nawet jedno w drugą stronę - czyli szantaż na zasadzie "<i>Daj mi rolę albo powiem, że mnie molestowałeś</i>". Dziennikarze o wszystkim piszą w ten sam sposób i trudno wiedzieć, która wieść o następnym molestowaniu jest prawdziwa, a która jest oskarżeniem. W efekcie głównym tematem nie jest to, czy ofiara jest ofiarą, ale jak dużą krzywdą jest kogoś o molestowanie oskarżyć. W końcu wszędzie istnieje zasada domniemanej niewinności, więc superbohaterowie z Internetu poczuwają się do bronienia oskarżonych dopóki nie zapadnie wyrok lub przyznanie się. I wracamy do tego, że niewielu uwierzy, gdy ktoś wyzna, że był molestowany seksualnie. Problem jak był tak istnieje. Dobra robota. Nic się nie zmieniło. Jeśli już to na gorsze, bo ludzie zaczęli się śmiać ilekroć widzą news o tym, że kolejna osoba była gwałcona.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
**** </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>W tym wszystkim brakuje wyraźnego głosu ludzi, którzy chcą karać predatorów seksualnych</b>. Tego dostarcza ostatnia wypowiedź Michelle Williams będąca komentarzem do usunięcia Kevina Spaceya (który miał dobierać się do innych ludzi wbrew ich woli) z jego najnowszego filmu. Nagrany materiał został wycięty i wyreżyserowany od początku z innym aktorem. W Internecie ludzie kłócą się, czy to dobra decyzja jest lub zła, jaka jest jej natura i moralność (w kontekście - czy jest to cenzura i fałszowanie historii?), czy makijaż postarzający Spaceya jest na miejscu czy też jego zastępstwo wypadnie lepiej niż pierwotny casting. Nie słychać jednak ludzi, którzy są przeświadczeni o winie Kevina S. i wycięcie go z filmu interpretują jako karę - bo chcą, by taki czyn był karany za wszelką cenę. Taką osobą najwidoczniej jest Michelle Williams, która powiedziała:<br />
<br />
"<i>I’m so very proud to be a part of this – we’re all here for Ridley [</i>Scott - przyp.red.nacz.<i>]. When this idea was hatched, I immediately started to feel better. This doesn’t do anything to ease the suffering of people who were all too personally affected by Kevin Spacey, but it is our little act of trying to right a wrong. And it sends a message to predators – you can’t get away with this anymore. Something will be done.</i>"</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przytaczam te słowa aby zachować perspektywę i pamiętać o obu stronach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="270" src="https://www.youtube.com/embed/LLWlBgj0uOc" width="480"></iframe></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Będzie remake "Czego pragną kobiety"</b>, ale z kobietą w wiodącej roli, a tytuł będzie brzmieć "Czego pragną mężczyźni". I nie będzie to przepisanie, nie; tym razem bohaterka opowieści wykorzysta swoje umiejętności, aby "wybić się w środowisku zdominowanym przez mężczyzn" oraz "zdobyć kontrakt na reprezentowanie najnowszej gwiazdy NBA". Cóż, pomijając całą resztę - w oryginale bohater wykorzystywał zdolność słyszenia myśli, aby robić kobietom dobrze, a także zyskiwał nowy punkt widzenia, rozwijał się i rozumiał rzeczy, których wcześniej nie rozumiał (golenie nóg woskiem). Ogólnie film miał słabe strony, ale była w tym też jakaś porcja serca i dobrych intencji. Remake tego nie zapowiada, skoro bohaterka chce wykorzystać przewagę aby zostać bogatą grając nie-fair... I tyle?</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Denis Villeneuve nie może zrozumieć, czemu "Blade Runner 2049" kiepsko radzi sobie w kinach</b> - pomimo dobrych recenzji, nawet najlepszych w karierze Kanadyjczyka, a także Ryana Goslinga w głównej roli. Ja proponuję rzucić okiem na zwiastun, który równie dobrze mógł zapowiadać "Gunmana" (taki film, o którym nikt nie pamięta. Grał w nim Sean Penn na wzór Liama Neesona z "Taken"), czyli jakiś gatunkowy średniak thriller-akcja-scifi. Jakieś przypadkowe ujęcia, które nic nie mówią; nałożono na to kwestie postaci, które mają udawać by brzmiało mądrze a tak naprawdę gówno znaczą ("<i>There is a order to things</i>"). Na koniec dowalono jeszcze "<i>You're special</i>" w stronę głównego bohatera. Trailer ten niczego o filmie nie mówi, a przy tym wygląda jak milion innych. Byłem w szoku, że tak zapowiadany jest następca filmu uznawanego za jeden z najważniejszych w historii. Lekcja na przyszłość: robiąc "Diunę" zatrudnijcie lepszych ludzi od marketingu.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
Jeszcze w temacie "Blade Runnera 2049". <b>Ridley Scott zaglądał przez ramię Villeneuve w trakcie kręcenia</b>. Ten zamiast go zastrzelić albo narzekać do dziennikarzy w wywiadach, zrobił coś innego. Jak powiedział:<br />
<br />
"<i>He [Ridley] came on set one day and after a few minutes standing behind me it was unbearable. I made a joke, I said to him, ‘Hey Ridley, who is your favorite director?’ And he said, ‘I love Ingmar Bergman and Kubrick.’ I said ‘I love Bergman too. So Ridley, how would you feel if you were on set and you had Bergman just behind you?’ “And he burst out laughing and he walked off the set. Because I was trying to direct Harrison Ford and I was like, ‘Nope, it doesn’t work.'</i>"<br />
<br />
Możemy się od Denisa uczyć. Wydaje się fajnym gościem.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>James Gunn opublikował scenariusz "Strażników Galaktyki 2"</b>. Oczywiście, <i>scenariusz</i> a <i>scenariusz spreparowany w celu publikacji</i> aby dało się to czytać poza planem - to są dwie różne rzeczy, ale o tym większość mediów nie pisze. Jeśli nie masz pojęcia o scenariuszach to będziesz po lekturze myśleć, że tak to powinno wyglądać, zaczniesz pisać na czuja i potem będą ci to odrzucać bez wyjaśnień, a ty nie będziesz wiedzieć dlaczego. Ostrzegają o tym w każdym podręczniku scenopisarstwa dla początkujących, by nie wzorować się na zbiorach scenariuszy, które znajdziecie w bibliotekach - choćby dlatego, że są one pisane w oparciu o gotowy film. Scenariusz Gunna zawiera już opisy pracy kamery i montażu, a to błąd - scenarzysta nie może mówić innym, jak mają robić swoją pracę. I tak, są wyjątki od tej reguły, ale... Bla, bla, bla. Pisanie scenariuszy to wielkie pole minowe. Uczcie się z podręczników.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Jeszcze w temacie scenariusza "Strażników..."</b> - filmu nie widziałem, więc chciałem poczytać. Dałem sobie spokój po pierwszej scenie. Najbardziej realistyczną linijką dialogu brzmiała tam "<i>Do Do Do Do Do Do</i>". Jestem w stanie uwierzyć, że to mogło by wyjść z ust postaci rozumnej. Co do reszty - tu już mam wątpliwości. Chociaż oczywiście szanuję, że Gunnowi udało się napisać kilkanaście wersji swojego filmu. Bez cienia ironii, to oznaka dobrego scenarzysty.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
Po "<b>Batman v Superman</b>" fani domagali się śmierci Zacka Snydera. Po premierze "<b>Justice League</b>" (które po nagraniu pod wskazówkami Snydera zostało jeszcze poprawione i zmienione przez Jossa Whedona) fani domagają się oryginalnej wersji Snydera. I bądź tu mądry i kręć filmy, kurza twarz...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
**** </div>
<br />
<b>W temacie zakulisowych wydarzeń "Justice League"</b>, te wydają się coraz bardziej warte... ekranizacji. Ryzykowna wizja poprzednich filmów, odważne parcie do przodu przez nieprzewidywalne fale w postaci widzów, krytyków i producentów. Śmierć córki Snydera skutkująca tym, co fani chcieli (odejściem ZS od produkcji), skutkujące tym, że fani zmienili zdanie i chcą czegoś innego. Teraz trwa walka o dopuszczenie do powstania wersji reżyserskiej "<b>JL</b>", bez względu na koszty. Plotki mówią, że ta wersja posiada szczątkowe muzykę i efekty komputerowe. Trwa ponoć trzy godziny i leczy problemy z erekcją. Zack Snyder milczy, a ja wciąż nie widziałem "<b>JL</b>". Teraz brakuje tylko odłożenia Direct Cuta na półkę, wybuchu wojny po zakończeniu której ona zaginie, prawnuk Snydera ją odnajdzie (na tym etapie będzie owiana już legendą) i opublikuje światu. A świat wtedy powie "przereklamowane". The End.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
Filmweb zablokował część zawartości przed ludźmi korzystający z blokowania reklam. Użytkownicy w odpowiedzi kazali Filmwebowi zrobić sobie pewną czynność (i to wielokrotnie). A potem przypomnieli wszystkie obietnice, jakie ktoś z Filmwebu składał na przestrzeni ostatnich lat (które nie zostały spełnione), wytknięto palcem setki błędów, które na stronie są (jak choćby blokowanie zawartości u osób, które nigdy nie używały żadnych adblocków), a na koniec podkreślono, że używają blokady nie dlatego, że nie chcą by zarząd Filmwebu mógł zarobić - korzystają, bo ilość tych reklam jest absurdalna. A także inwazyjna. Filmweb w odpowiedzi powiedział: " " i przy tym stoi. Ale wiadomo, że czyta, bo blokował każdy komentarz w którym użytkownicy wymieniali między sobą informacje o tym, jak można czytać zawartość ich strony korzystając jednocześnie z adblocka. A ja całą tę dyskusję czytałem z przyjemnością, bo to pierwszy raz od przynajmniej pół dekady, kiedy widziałem na tej stronie PASJĘ wśród użytkowników. Gorącą dyskusję i setki komentarzy. Ludzie byli tam autentycznie zaangażowani i chociaż swoją nostalgię wyrażali często w niecenzuralny sposób, to wciąż widać było po ich wypowiedział miłość do tego, czym FW był kiedyś. Pikny widok, muszę przyznać.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
A propos reklam na filmwebie, ciekawostka: strona ta szybciej ładuje się... z reklamami. Przeglądarka Opera ma wbudowany pomiar tego typu rzeczy i okazuje się, że główna Filmwebu ładuje się o 10% szybciej, jeśli nie blokujesz niczego. Strona z filmem (zablokowana w połowie, jeśli używasz adblocka, ublocka itd.) z kolei aż o 56% szybciej. Taka sytuacja.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
<b>Festiwal w Berlinie ma przejść zmiany</b>. Będzie inny dowódca. Ktoś domaga się, aby było po równo kobiet i mężczyzn w jury. Internet już nazwał to zagładą Europy, a mnie nadal nie interesuje festiwal w Berlinie. Widziałem ośmiu zwycięzców z tego wieku i to było średnie kino. Oprócz "<b>Spirited Away</b>", ale nie trzeba mi było Złotego Niedźwiedzia, aby zainteresować się tym tytułem. Tak mogę tylko napisać o "<b>Kuzynach</b>" z 1959 roku, którego pokazywali w warszawskim Iluzjonie właśnie w ramach przeglądu zwycięzców w Berlinie.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
I na koniec: jeden z polskich portali filmowych opublikował newsa o tym, że <b>kaskaderki są nieproporcjonalnie rzadziej zatrudniani od kaskaderów</b> (nawet wtedy, gdy w scenopisie płeć kaskadera nie jest wymieniona, więc nie jest istotna). Przejrzałem cztery zagraniczne strony z newsami filmowymi, żaden z nich o tym nie wspomina, łącznie ze źródłem podanym przez rodzimy portal. Owszem, zawiera ona taki news, ale nie jest on w sekcji filmowej. Sam artykuł nie informuje z kolei o najważniejszej rzeczy: jak wyglądały relacje między kaskaderkami i resztą ekipy. Oczywiście w Hollywood o to trudno, dominuje tam narracja "<i>dziękuję wszystkim, praca z wami była czystą przyjemnością</i>" (za 30 lat okaże się, ze za tymi słowami kryła się napaść seksualna), ale bez tego szczegółu nie można nic więcej o tej sprawie napisać. Zresztą, to nie moja sprawa. Pozostaje tylko jedno: należy przypomnieć, że zmuszanie ludzi do zatrudniania ich ze względu na płeć jest dyskryminacją, seksizmem oraz ograniczeniem wolności osobistej, czyli kwalifikuje się jako łamanie podstawowych praw człowieka. A do tego właśnie nawołują zarówno polski portal jak i jej źródło. Może na planie po prostu nie lubią tych kaskaderek za charakter i dlatego nie chcą z nimi pracować? Wiecie - tak jak to jest cały czas między ludźmi? Przypominam, kobiety to też ludzie. Widać ktoś o tym zapomniał w trakcie walki o równe traktowanie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<br />
Swoją drogą - uznaję za zabawne, że Polscy dziennikarze posuwają się do takich rzeczy, jednocześnie przecież wzbraniają się przed nadaniem swoim publikacjom jakiejkolwiek osobistości. Zapewne w obawie przed narzucaniem swojej opinii w kontekście informowania o czymś...</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-29575190240950588612017-11-17T06:00:00.000+01:002019-02-16T13:52:25.771+01:00Widziałem w tym roku dużo seriali i to wciąż mało<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-HKcTNvP5EsI/Wg3wjNpTJlI/AAAAAAAAEWg/XIp4YEDbMSQs-6r6igrLd3MqbExlhHEZwCLcBGAs/s1600/Bez%25C2%25A0tytu%25C5%2582u6.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://4.bp.blogspot.com/-HKcTNvP5EsI/Wg3wjNpTJlI/AAAAAAAAEWg/XIp4YEDbMSQs-6r6igrLd3MqbExlhHEZwCLcBGAs/s640/Bez%25C2%25A0tytu%25C5%2582u6.png" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ten rok miałem poświęcić serialom. 52 sezony, po jednym tygodniowo. Filmy nadal darzę miłością, ale po tylu latach oglądania ich mam wrażenie, że zobaczyłem te najpilniejsze tytuły. W przypadku produkcji odcinkowych tak nie było. Praktycznie każdy tytuł był moją wielką zaległością. Dlatego ten rok miał należeć tylko do nich. W 2016 roku widziałem około 38 sezonów. Chciałem przynajmniej poprawić ten wynik.</div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Na początku listopada zobaczyłem "<b>Wielkie kłamstewka</b>" (Big Little Lies), będące, jak się okazuje, moim 61 sezonem w tym roku. "Sezon" to w tym momencie nazwa ogólna, bo określam tak zarówno pełne sezony, miniseriale jak i przeglądy (czyli oglądanie wybranych odcinków na przestrzeni całego produkcji, co najczęściej skutkowało obejrzeniem większej ilości epizodów niż w jednej serii). Nie liczyłem za to produkcji przerwanych lub nieukończonych przeglądów (po 30 i więcej odcinków takich produkcji jak "<b>Cheers</b>", "<b>X-Files</b>", "<b>Friends</b>", "<b>House</b>", "<b>M.A.S.H.</b>" - tego nie uwzględniam w ogóle!). Trudno więc o jakąś równomierność - czasami przegląd trwał 55 odcinki, innym razem 10, ale oba przypadki liczyłem jako jeden przegląd. Miałem opory też, by liczyć miniseriale - niektóre w końcu trwały trzy lub pięć godzin. Ale co ja mogę, technicznie rzecz biorąc to SĄ seriale. Ale dla porządku: czystych "<i>sezonów</i>" w tym roku było do tej pory 46 (w tym taki "<b>IT Crowd</b>" liczące sześć odcinków po pół godziny...) i 7 miniseriali.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie piszę tego, aby się pochwalić, ale po to by podzielić się taką myślą: to wciąż za mało. Zaraz koniec roku, czyli okres podsumowań. Wypada obejrzeć jak najwięcej nowości. Możliwie nawet wszystko, co wzbudziło moje zainteresowanie. Wybranie tych najlepszych. Ale im bardziej próbuję zliczyć te tytuły, tym więcej ich jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na pierwszy ogień najłatwiej jest wymienić nowe pozycje, które podbijają widzów i krytyków: "<b>Opowieści podręcznej</b>", "<b>Tabu</b>" czy "<b>Legion</b>". Ale są też przecież rozpoczęte wcześniej produkcje. Pół biedy, jeśli jestem z nimi na bieżąco ("<b>BoJack</b>", "<b>Bloodline</b>", "<b>Archer</b>"). Gorzej, jeśli powstaje czwarty lub piąty sezon danego tasiemca, a ja jeszcze pierwszego nie zacząłem. "<b>Ray Donovan</b>", "<b>Gomorra</b>", "<b>Orange is the New Black</b>"... Jak tak zacząłem liczyć to doszedłem do 30 sezonów, które muszę obejrzeć, by być z rokiem 2017 na czysto. A potem dochodziły kolejne tytuły. "<b>The Crown</b>" będzie mieć w grudniu nowa część. Przypomniałem sobie o "<b>Modern Family</b>", "<b>Big Bang Theory</b>", "<b>Family Guy</b>"... Ech.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W takiej sytuacji zrobiłem jedyną rozsądną rzecz i wziąłem się za kompletnie inny serial, na który wcześniej nie zwracałem uwagi. "<b>Kroniki Times Square</b>". Fajny. Lata 70. alfonsi i prostytutki, Nowy Jork i zmieniający się świat. Podobała mi się w pierwszym odcinku robota story-editora, który poukładał kolejne wątki w taki sposób, by ładnie budowały one świat opowieści przed widzem, aby oglądający czuł się w tej mieszaninie ludzi i tematów jak w czymś, co zna, co rozumie. Narracyjnie rzecz ujmując większość wątków nie łączy się z innymi, więc mogło to być połączone na setki złych sposobów, jednak w tym wypadku tak się nie stało. Następne odcinki wypadają trochę płasko, ale wciąż są interesujące - chociaż najciekawsze są dla mnie póki co drugoplanowe historie. Ot, choćby prostytutka, której klient płacić za oglądanie z nią filmów. Wkręciła się w tę kulturę i teraz zaczęła czytać książki, poznawać sztukę i robić dla niej miejsce w swoim życiu. Prosta dziewczyna żyjąca z dnia na dzień, w której rodzi się ambicja. Jestem ciekaw, gdzie to pójdzie - a to oznaka udanego serialu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cholera, seriale to dobra rzecz. Jeden rok to zdecydowanie za mało! Ale mimo wszystko jestem zadowolony. Już widziałem ponad 10 sezonów nowości. Mogę z czystym sumieniem robić podsumowanie, po raz pierwszy od kiedy jestem kinomanem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A wy ile widzieliście? :)</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-58536188391655379502017-11-06T06:00:00.009+01:002021-08-08T12:29:04.949+02:00Widziałem w październiku dobre filmy i seriale<div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div></div><div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">****SERIALE****</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Black Mirror, sezon II (2013) - 6/10</b>. Sezon składa się z trzech samodzielnych odcinków. "<b>Zaraz wracam</b>" opowiada o kobiecie, która straciła męża i postanawia skorzystać z usługi, która wykorzysta działalność męża w social-mediach, aby na tej podstawie stworzyć jego sobowtóra. Klona. Przez pół odcinka myślałem, że oglądam banał, ale od połowy robiło się coraz ciekawiej. I ciekawiej. Może nawet... Optymistycznie. Serio, znalazłem coś pozytywnego w tym odcinku. Pocieszającego. Mądrego. Nagle okazuje się, że jednak roboty nie mogą być ludźmi. Spodobało mi się. "<b>Biały niedźwiedź</b>" to z kolei opowieść o kobiecie, która ma amnezję i nikt jej nie pomaga. Nagrywają za to jak obcy ludzie na nią polują jak na zwierzę. Ponownie - tragiczna narracja. Przez pół odcinka myślałem, że mam do czynienia z banałem najgorszego sortu (ludzie są niewrażliwi na ludzką krzywdę), a potem okazało się, że jest to banał z twistem. Nawet dwoma. I... Cholera, to trwało za długo. Efekt wciąż jest męczący i ciężki w oglądaniu. Sci-fi najniższych ambitnie lotów. "<b>The Waldo Momento</b>" zmienia tradycję - ten odcinek ogląda się akurat całkiem nieźle, ale również zmierza donikąd. Komputerowy ludzik staje się maskotką publiczności kiedy zaczyna nabijać się z polityków. Mądry skądinąd morał (nasza tożsamość ginie kiedy przyjmujemy maskę, którą umożliwia nam technologia) rozmywa się dosyć szybko, bo i twórcy zaczynają się powtarzać. Nie mają wiele do powiedzenia i tyle. Plus: to historia nie bardzo w stylu BM, równie dobrze mogła być opowiedziana dwieście lat temu. I zapewne była.<br />
<br />
<br />
Co do odcinka "<b>White Christmas</b>" to pisałem o nim już niemal trzy lata temu. Genialny odcinek, mój ulubiony z całej produkcji. Ukazał się prawie dwa lata po zakończeniu drugiej serii, więc go nie liczę. To był odcinek specjalny w końcu.</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-70158278235951857902017-10-16T06:00:00.005+02:002021-05-05T17:27:56.219+02:00Widziałem we wrześniu dobre filmy i seriale<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">****SERIALE****</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pozostawieni, sezon II ("The Leftovers, 2015) - 8/10</b>. Nie zazdroszczę ludziom którzy musieli pisać recenzję tego sezonu, bo już pierwsza scena, będąca jednym z najlepszych momentów w historii filmu, jest kompletnym zaskoczeniem i nie wolno recenzentowi nic z tego zdradzać. A tym samym pisanie o reszcie sezonu jest niemożliwe. Musimy więc pisać bez konkretów. Ponownie więc jesteśmy w świecie "<b>Pozostawionych</b>" - ludzi szukających szczęścia w swojej najbardziej bezpośredniej formie. To nie jest opowieść o radzeniu sobie z problemami albo droga do czegoś, nie - to jest fabuła w swej skończonej, ostatecznej i gołej formie. Wciąż bardzo istotny jest tu aspekt duchowy, może nawet jeszcze bardziej niż wcześniej - w końcu już teraz cała filmografia Tarkowskiego i reszty zbita razem nie ma startu do tego serialu - ale nadal nie mówimy nawet o koncepcie boga. Jest on chyba tylko wspominany aby żartować z takiego uproszczenia, że dla ludzi wiara równa się jakiemuś bóstwu który kontroluje wszystko i patrzy z góry. Jestem głęboko zafascynowany personą Damona Lindelofa, który w tej produkcji wynajduje kino na nowo, stawia na głowie każdy możliwy schemat, tworzy sam sobie wszystkie reguły... Jednocześnie jest zrozumiały dla widza. "<b>Pozostawieni</b>" to miniatura w miniaturze, idąca we wszystkich kierunkach jednocześnie, ale przy tym wszystkim narrator wykonał iście tytaniczną pracę przy trzymaniu opowieści w ścisłej dyscyplinie. Oglądałem i akceptowałem ten świat. Czekałem cierpliwie i wiedziałem, gdzie jest moje miejsce. Gdzie się znajduję, co robię i co oglądam. Wiedziałem co zrobić z tym co jest mi pokazywane. "<b>Pozostawieni</b>" to odwrócenie typowej historii, która zazwyczaj prowadzi do deszczu żab lub innego wielkiego wydarzenia, które otwiera wszystkim oczy. W tym wypadku bardziej się nie da niż zniknięcie 2% populacji ludzi, a jednak to nikogo nie zmienia. Nadal nie umieją godzić się z rzeczywistością, nadal nie potrafią dostrzec prawdziwej wagi rzeczy które je otaczają, nie chcą akceptować, wybierają zapomnienie lub wypierają prawdę. Nadal odrzucają kontrolę nad swoim życiem, nadal zadają niewłaściwe pytania. Wciąż są nieszczęśliwi, zagubieni i nie wiedzą, co zrobić z darem jakim jest życie. Ale szukają.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>iZombie, sezony 1-3 (2015-) - 6/10</b>. Satysfakcjonujący i przyjemny w oglądaniu serial o zombie. Jest konsekwentny, zróżnicowany, ciekawy. Każdy odcinek jest istotny i składają się na większą całość, z czasem jest tylko lepszy. Niedługo na PełnejSali pojawi się moja recenzja tego serialu, dlatego teraz nawet nie wiem, co mógłbym napisać. Warto rzucić okiem, nikt nie powinien żałować!<br />
<br />
<br />
<b>Newhart - 6/10</b>. Po 40 odcinkach. Perypetie gościa prowadzącego pensjonat gdzieś w małym miasteczku. Sympatyczne, ciepłe poczucie humoru - tyle produkcja oferuje i to mi wystarczało. W którymś sezonie to się zmieniło i zaczęło być naprawdę wrednie. Humor opierał się albo na postaciach drugoplanowych, które nic mnie nie obchodziły, albo na tym, aby tworzyć sytuacje, w których wszyscy traktują głównego bohatera jak gówno. Nie moje klimaty... Niemniej, warto włączyć przynajmniej kilka epizodów. Nie tylko dla jednego z najsławniejszych finałów w historii telewizji. Oto moi faworyci:<br />
<br />
<br />
<b>1.1</b> In the Beginning<br />
<b>1.2</b> Mrs. Newton's Body Lies A-Mould'ring in the Grave (mój ulubiony!)<br />
<b>2.14</b> Book Beat<br />
<b>2.20</b> Vermont Today<br />
<b>4.15</b> The Stratford Horror Picture Show<br />
<b>8.24</b> The Last Newhart</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><a href="http://www.filmweb.pl/serial/Hatfields+%26+McCoys%3A+Wojna+klan%C3%B3w-2012-630064">Hatfields & McCoys: Wojna klanów - miniserial ("Hatfields & McCoys", 2012)</a> - 5/10</b>. Serial głupi jak rasizm. Myślałem, że Costner i Paxton będą się bić na pięści przez pięć godzin, a potem się okazało, że to Romeo i Julia w kostiumie westernu. USA zaraz po wojnie secesyjnej (nie musicie wiedzieć, co to). Na niej było dwóch tytułowych kamratów: jeden zdezerterował, bo chciał do żony, a drugi został i ledwo przeżył. Potem było między nimi jeszcze kilka nieporozumień typu daleki kuzyn Harfieldsa podczas wojny zajumał McCoyowi świnię i ten poszedł z tym do sądu, ale nie było dowodów (ktoś zjadł świnię) więc sprawa zakończyła się patem, i to wkurwiło McCoya. I tak jakoś jedno po drugim wydarzeniu sprawiło, że te dwie rodziny się nienawidzą. Ale jak! Będzie taka scena, w której rodzina McCoyów będzie pyskować do Hatfieldsów, a oni będą równie chętni do bijatyki, i wyjdzie jeden taki Hatflieds i powie "Spokój" i będzie uspokajać społeczeństwo. Więc McCoyowie zaczną go bić w pięciu, a on im da radę w pojedynkę. To wyciągną nóż i zaczną go we dwóch dźgać. Też nic. To go zastrzelą. Skubany jeszcze pożyje kilka godzin, nawet wymruczy coś w stylu, że wybacza swoim oprawcom, czy jakoś tak... Ponoć ten mini-serial jest na faktach oparty, ja tam nie wiem. W każdym razie ludzie którzy bili, dźgali i strzelali - oni będą skazani na karę śmierci. I mamy scenę, jak ich matka żegna. I ojciec też. Jako najsmutniejsza rzecz na świecie, najbardziej niesprawiedliwa, w której giną najbardziej niewinne kwiaty tego padołu łez. Ani słowa o tym, że są psychopatami i powinno się im wypchać gardło piachem czy coś takiego, nie. Taka tam, smutna scena, bo dobre chłopaki sobie zaraz przestaną dychać, bidaki. Pożegnanie i wszystko inne, pełen komplet. Świat stoi na głowie. Aż chce się, aby zgodzić się z serialem i wypuścić psychopatów na wolność, przecież ich czynny nie powinny mieć żadnych konsekwencji... A, jeszcze motyw Romeo i Julii. Relacja między zakochanymi wygląda tak: ona wie, że on jest kobieciarzem i ma babę w każdej stodole, każdą podrywa na te same teksty. Ale jest ładny, więc się całują. A potem seks, w towarzystwie jego śpiących sióstr. To byłoby tyle, oni już są zakochani. Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, że to na faktach jest, to... Dobra, nieważne. Nie da rady traktować tej produkcji na poważnie. Głupie życie głupich ludzi, na dodatek trwa pięć godzin.</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-89262784534717829692017-09-05T06:00:00.003+02:002021-08-08T11:07:04.827+02:00Widziałem w sierpniu dobre seriale i kilka filmów<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">****SERIALE****</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Newhart - 6/10</b>. Coś na kształt "<b>Hotelu Zacisze</b>" w wersji amerykańskiego sitcomu lat 80. Główny bohater - Dick Loudon - jest pisarzem i przeprowadza się do Vermont, gdzie razem z żoną otwierają motel i mają przeróżne perypetie oraz poznają wielu niezwykłych przyjaciół: notorycznego kłamcę Kirka, próżną pokojówkę Stephanie, dziecinnego George'a złotą rączkę oraz najlepszy element całego serialu, czyli trio Larry, Darryl i Darryl - rodzeństwo braci dzielących jeden mózg, z czego dwóch nie mówi; typowi wieśniacy, potulni, zdolni do wszystkiego i uwielbiani przez publiczność. Sam Dick bardzo mocno kojarzył mi się z Johnem Cleese, chociaż to nie jest dobre porównanie. Grający Dicka Bob Newhart jest flegmatyczny, zamknięty w sobie i ostrożny; wyobraźcie sobie Martina Freemana grającego introwertyka i macie Dicka. Humor jak na sitcom opiera się na paru schematach, w tym wypadku jest to postawienie bohaterów w sytuacji, do której nie pasują. Dick nagle dostaje propozycję, aby prowadzić program w telewizji, na co zgadza się, ale okazuje się, że producenci chcą, aby program był popularny, więc mamy kontrast, który rodzi humor. Nasz bohater z rezerwą i kamienną twarzą próbuje prowadzić program, którego gość przyprowadził do studia najmniejszego konia na świecie. Ten odcinek mocno przypomniał mi o dokonaniach grupy Monty Pythona. Bohaterowie "<b>Newhart</b>" to ogromna zaleta serialu, bo są to ludzie których chciałem zobaczyć ponownie, i autentycznie ucieszyłem się kiedy zobaczyłem na IMDb, że Larry, Darryl i Darryl pojawiają się w ponad połowie odcinków. Drugi ważny czynnik to humor, który oferował mi ciepło. Nawet jeśli odcinek jako całość nie był najlepszy, to wciąż dostawałem swoją dawkę odprężenia. W późniejszych sezonach to zaczęło się zmieniać. Sytuacje budowane wokół Dicka były coraz bardziej męczące i niesprawiedliwe (oskarżyli go w jednym odcinku, że jest kosmitą), a bohaterowie drugoplanowi stawali się centralnymi twarzami odcinków, a tego nie chciałem (po co mi Stephanie?). Absolutne dno to odcinek "The Nice Man Cometh" w którym Dick jest gościem programu wieczornego, w którym nic innego nie robią poza obrażaniem naszego bohatera. Ale odcinek finałowy faktycznie warto zobaczyć. Ciekawy pomysł i skuteczna egzekucja, chociaż zabrakło emocji i poczucia pożegnania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Najlepsze odcinki "Newhart"</b> (kolejność chronologiczna)</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>1.1</b> In the Beginning</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>1.2</b> Mrs. Newton's Body Lies A-Mould'ring in the Grave (mój ulubiony?)</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>2.14</b> Book Beat</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>2.20</b> Vermont Today</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>4.15</b> The Stratford Horror Picture Show</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>8.24</b> The Last Newhart</div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: x-small;">...po obejrzeniu 40 odcinków.</span></div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-31958639701151709422017-08-28T06:00:00.000+02:002017-08-28T06:00:25.840+02:00Jacques Rivette - reżyser, który odrzucił czas<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-QsWyd77Y01A/WaMEkHb91CI/AAAAAAAAETE/o1AzNM4HUo0UB-XMH7MkBKjqexMUHWbKQCLcBGAs/s1600/Jacques-Rivette.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="360" src="https://2.bp.blogspot.com/-QsWyd77Y01A/WaMEkHb91CI/AAAAAAAAETE/o1AzNM4HUo0UB-XMH7MkBKjqexMUHWbKQCLcBGAs/s640/Jacques-Rivette.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W drugiej połowie XX wieku powstał ruch Nowej Fali, który miał za zadanie - w dużym skrócie - odkryć kino na nowo. Zerwać ze schematami, wprowadzić świeżość oraz wolność twórczą. Zdefiniować jeszcze raz język obrazu, złamać dotychczasowe zasady dyktujące kształt każdej produkcji i zastąpić je nowymi. Jacques Rivette był jednym z najmniej znanych twórców tego nurtu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Standardy dotyczące czasu projekcji nie zmieniają się za bardzo od blisko stu lat - film może trwać średnio dwie godziny. Tyle widz wytrzyma bez problemu, przez tyle czasu scenarzysta da radę opowiedzieć swoją historię, a produkcja nie będzie zbyt kosztowna aby nie mogła się zwrócić. Żeby film trwał dłużej musiał mieć dobre uzasadnienie; na przykład, być doniosły i monumentalny jak "Przeminęło z wiatrem", "Kleopatra" lub "Dziesięć przykazań". Rivette w ramach francuskiej Nowej Fali zasłynął jako reżyser, który bardzo rzadko tworzył filmy krótkie. Już jego debiut trwał prawie 2,5 godziny, po paru latach produkcje trwały prawie dwa razy tyle by w efekcie stworzyć film trwający ponad dwanaście godzin!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Twórczości Rivette'a nie sposób oceniać poprzez pryzmaty które przystawiamy do większości filmów - scenariusz, reżyserię, grę aktorską. Rivette był eksperymentatorem, poszukiwaczem. Zmieniał reguły i sprawdzał, co można z medium filmu zrobić. W wywiadzie udzielonym w 1990 roku* powiedział, że chciałby zrobić film o kontakcie między ludzkimi ciałami. Wyobrażacie sobie coś takiego z Hollywood? Rivette to twórca dla bardzo zaawansowanego kinomana, który mógłby być ciekawy "co by było, gdyby do kina podejść w trochę inny sposób".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rivette u samych podstaw tworzył kino małe oraz skromne, bliskie codzienności, jedynie odrzucając skróty montażowe. Dzięki nim to co w rzeczywistości trwa tygodnie i dłużej, na ekranie można skrócić do jednej chwili. Wydaje się, że widz nie potrzebuje widzieć jak Rocky trenuje jednorazowo parę godzin. Rivette wyszedł z założenia, że widz tego jednak potrzebuje. Innymi słowy: on odrzucił czas.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Można też określić to inaczej: on czas do filmu wprowadził. U niego sportowcy nie robią pojedynczych pompek. Oni robią całą serię. Następnie podnoszą się, odpoczywają, rozmawiają z trenerem, i wracają na podłogę robić drugą serię. A potem trzecią. Widz może wtedy widzieć jak pot pojawia się na czole bohatera, którego ogląda. Może w to uwierzyć. Dzięki temu do kina powrócił pierwiastek prawdy i realizmu. Pojedyncza produkcja rozrasta się do rozmiarów przeżycia. Zamiast oderwać się od swojego życia na półtorej godziny wręcz opuszczamy je, aby przenieść się na drugą stronę ekranu. Poświęcając filmowi więcej czasu staje się on dla nas automatycznie istotniejszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to jest podstawowy wybór przed jakim stajecie, zasiadając do oglądania twórczości Rivette'a. Czy jesteście w stanie zrozumieć i zaakceptować takie podejście? Powyższy przykład może wydawać się absurdalny, ale co powiecie na historię zakochanych, którzy rozchodzą się? W standardowym filmie z Hollywood mielibyśmy parę scen skonstruowanych ściśle tak, aby widz uwierzył, że bohaterowie są w sobie zakochani. Te sceny mają za zadanie zaprogramować odbiorcę, wszystko w ciągu paru minut. Odmierzone i wykalkulowane trwają parę minut. Moment zwrotny - rozstanie - również jest zaplanowane. Czy możemy w to uwierzyć? Wydaje się, że Rivette nie mógł. Dla niego najwyraźniej absurdem było właśnie takie kino. U niego jest inaczej. Mamy długie sceny, które sumarycznie mają nam coś przekazać. Wątpliwości co do przyszłości związku pojawiają się symbolicznie i stopniowo w ciągu godzin czasu ekranowego. Zamiast wątków pobocznych otrzymujemy sceny, które nie wnoszą nic poza odwzorowaniem przestrzeni. Oglądamy zakochanych w codziennych sytuacjach podczas przypadkowych rozmów. Po seansie faktycznie możemy powiedzieć, że spędziliśmy z nimi trochę czasu.<br /><br />Oczywiście, czas to nie wszystko. Dobrzy montażyści na całym świecie wiedzą, że człowiek potrzebuje czasu, aby w coś uwierzyć. Nie ważne, czy chodzi o majestat dinozaurów w "Parku Jurajskim" czy też o szczerość miłości między bohaterami u Rivette'a. Jeśli ujęcie jest zbyt krótkie, a cięcie nagłe to widz nie zdąży zwyczajnie właściwie zareagować. Rivette poszedł dalej niż reszta, pozwalając swojej ekipie na więcej przestrzeni. Można się kłócić o to, czy przesadził, czy też miał rację, ale jedno trzeba mu przyznać: poszedł dalej niż cała reszta i to pod wieloma względami. Nieustannie poszukiwał i próbował czegoś nowego.<br />
<br />
Jacques Rivette umarł w 2016 roku mając skończone 87 lat.<br />
<br />
Teraz pozostaje mi tylko zaprosić was na podróż przez znaną mi filmografię reżysera którą zamieściłem na współtworzonej przeze mnie stronę Pełna Sala. Przyjrzałem się każdemu tytułowi i postarałem się go przybliżyć go w możliwie przystępny dla każdego sposób. Znajduje się tam również Top 5 reżysera..</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><b><a href="http://pelnasala.pl/rivette-odrzucil-czas/">ZAPRASZAM</a> </b></span></div>
<div style="text-align: center;">
(poza tym jak zawsze oprawa wizualna jest lepsza niż na blogerze)</div>
</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-74729211751966425862017-07-11T06:00:00.001+02:002017-07-11T06:00:05.357+02:00Dyskusja o słabych filmach to umierająca sztuka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-pTy3-SWXVAM/WWREl_6Dl2I/AAAAAAAAERo/yxo3PZew6bICIcb0OolN0yPQYrR5XTNYQCEwYBhgL/s1600/Ostatni%2BRycerz.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="360" src="https://1.bp.blogspot.com/-pTy3-SWXVAM/WWREl_6Dl2I/AAAAAAAAERo/yxo3PZew6bICIcb0OolN0yPQYrR5XTNYQCEwYBhgL/s640/Ostatni%2BRycerz.png" width="640" /></a></div>
<br />
<b>W piątek miała miejsce premiera filmu "Transformers: Ostatni rycerz" ("Last Knight"). I znowu krytycy - zarówno zawodowi, jak i amatorscy - narzekają, że filmy z tej serii są identyczne. Chciałbym zauważyć, że ich recenzje również są wysoce powtarzalne. A to sprawia, że znów przypominam sobie o zapomnianej sztuce mówienia o filmach słabych.</b><br />
<br />
Nie podobają mi się recenzje poważnych krytyków, którzy odkładają profesjonalizm na bok gdy przychodzą premiery popularnych ale słabych produkcji. "Step Up", "Transformers", Marvel - teksty pisane na podstawie tych filmów często wyglądają identycznie. "Scenariusz banalny, liczą się tylko efekty komputerowe, logika nie istnieje". Teksty płaskie, pisane na kolanie, bez zaangażowania - jakby na końcu każdego było wykreślone: "Ludzie i tak pójdą bez względu co ja tu napiszę., Daję dwie gwiazdki, róbta co chceta".<br />
<br />
<a name='more'></a><br /><br />
Nie podoba mi się też to, co robią podrzędni krytycy i osobowości internetowe - blogerzy, youtuberzy, podcasterzy i inni, po których można spodziewać się tekstów w stylu: "Ten film to gówno, i każdy kto wyda na to swoje pieniądze, jest debilem, i niech płonie na plaży w Bałtyku z Januszami, bo mają taki sam iloraz inteligencji". Wielokrotnie ci ludzie przy innych okazjach pokazują, że umieją opowiadać o kinie, ale innym razem premiery złych filmów są dla nich tylko okazją, aby kogoś obrazić. Wywyższyć się poprzez robienie niczego (w tym wypadku - nie pójściu na jakiś film do kina) i obrzucanie błotem jakiegoś obrazu. Wszystko to na zasadzie: "Bo ja tak mówię".<br />
<br />
Jest też jeszcze jeden, ostatni czynnik - recenzje nieprzychylne są bardziej pozytywne niż te przychylne. Każda opinia o najgorszych filmach ugina się od sformułowań: "Musicie to zobaczyć!", "To jest tak złe, że aż trzeba ujrzeć to na własne oczy by uwierzyć!", "Śmiałem się cały czas, a sala kinowa razem ze mną" (i wy się do diaska dziwicie, że ludzie idą na "Transformersy"?) Powstał zupełnie nowy gatunek: film słaby w dobry sposób. Mający mnóstwo wad, a mimo to wciąż potrafiący rozbawić i zapewnić przyjemnie spędzony czas przez te dwie godziny. Idealny aby obejrzeć go razem ze znajomymi i popcornem, pożartować i pośmiać się. Recenzowanie takiego kina stało się przez to zbyt atrakcyjne. A na pewno bardziej intratne niż pisanie o kinie dobrym lub przeciętnym. Wtedy jakoś zasób słownictwa i energii u autora recenzji gwałtownie się zmniejsza. Co przecież można powiedzieć o aktorze, który gra dobrze? Wiele rzeczy, ale trzeba się na aktorstwie znać. Co innego jeśli chłop przed kamerą zachowuje się jakby zjadł żabę i popił wódką ze środkami powodującymi zatwardzenie. W takich przypadkach recenzenci stają się erudytami i korzystają z każdej okazji, aby rzucić kolejnym żartem. To wybornie się czyta, ogląda się dobrze, do tego chce się wracać! W ostateczności zawsze można się w zabawny sposób pokłócić w Internecie z fanatykami tych lub innych tytułów.<br />
<br />
Podgatunek "tak słaby, że aż dobry" istnieje co prawda od dawna (choćby "Napromieniowana klasa" z 1986), ale kiedyś to było podziemie dla wszystkich 10 dziwaków z całej szkoły, którzy spotykali się w sobotnie wieczory i oglądali filmy Eda Wooda na VHS. W Internecie podgatunek ten zyskał na popularności, i wciąż tylko rośnie w siłę. A poważni i niepoważni krytycy nie rozumieją tego, nie nadążają za tym, ignorują, ewentualnie chcą tylko na tym zarobić. Czemu tak nie powinno być? Dlaczego to jest istotne? Bo te filmy zbierają miliony widzów! Statystycznie rzecz biorąc - dla nich kino to właśnie takie obrazy. Duże, efektowne, z gatunku przygody lub sensacji. To chcą oglądać, to daje im przyjemność. I przy tym zostaną, ponieważ reszta sztuki nie wydaje im się interesująca, a krytycy wciąż jawią się jako snoby w cylindrach i ręką w spodniach podczas seansu Bergmana - i tylko wtedy! Zamiast dialogu mamy tu atak i obronę. Kinomani atakują i obrażają, a fani "Transformersów" od razu poddają się i mówią: "Tak, wiemy, nie lubicie tych filmów. Dajcie nam w spokoju obejrzeć bez wywoływania u nas poczucia winy". I mają rację. Te błędy powtarzane są co roku przy różnych okazjach. Za każdym razem tylko oddalacie się od siebie, a tym samym tracicie potencjalnych kinomanów, którzy dzięki kinu Michaela Baya odkryją Tony'ego Scotta, Johna McTiernana a na końcu - kto wie? - może nawet wkręcą się w "Cenę strachu"?<br />
<br />
O to w końcu chodzi w kulturze masowej - ona łączy kulturę popularną z elementami wysokiej. Bay na pewno do swoich filmów nie włoży nic poza flagą Stanów Zjednoczonych, tak więc to okazja dla was, drodzy krytycy. Chociaż co roku do polskich kin wchodzi kilkaset tytułów, to przeciętny widza myśli, że ta liczba wynosi mniej niż 20. A to oznacza, że rzadko mają waszą uwagę - ale jak już ją zwrócicie, lepiej ją wykorzystać. Bo możecie tylko patrzeć na nich, ewentualnie cieszyć się jak to jesteście od nich lepsi we własnym mniemaniu - albo pokazać im zupełnie nowy świat jaki oferuje cała reszta kinematografii.<br />
<br />
Postarajcie się włożyć w swoje teksty trochę więcej wysiłku następnym razem. Wyjaśnić w prostych słowach, czemu "Transformersy" nie są dobrym filmem. Podejmijcie próbę i obejrzyjcie go uważnie. Inaczej popełniacie ten sam błąd co przeciętny widz oglądający "Stalkera" i podsumowujący go jednym słowem: "nudny". Wy jako poważni krytycy po 15 filmach Kurosawy widzicie u Baya tylko płaskich bohaterów, brak logiki, patos, drewniane aktorstwo... Ale poświęciliście chociaż chwilę aby zastanowić się nad tym DLACZEGO te filmy wciąż mają swoją publikę? Czy też ograniczyliście się do: "Nie rozumiem fenomenu tego filmu"? Bo skoro to was satysfakcjonuje, to pomyślcie o tym, że kogoś innego zadowala trzygodzinny seans w którym pomiędzy amerykańską flagą powiewającą na wietrze oraz denerwującymi rodzicami jakiegoś niewydarzonego nastolatka bez cojones będzie można dostrzec roboty duże na trzy metry bijące się po pyskach. Dla was ta postawa jest niezrozumiała. Dla mnie wasza postawa jest jeszcze bardziej tajemnicza. W końcu "głupia fabuła" czy "brak logiki" to nie są uniwersalne argumenty które kładą każdy tytuł. Wszyscy mamy jakiś film który kochamy pomimo tych właśnie minusów. Niektóre są nawet uznawane powszechnie za arcydzieła i przedstawiane w Top 100 najlepszych filmów w historii. W większości wychowywaliśmy się na filmach z Arnoldem i dobrze się bawiliśmy. Wciąż je lubimy mimo upływu lat, ale przy okazji dobrze bawimy się oglądając kino nieme. To przejście jest możliwe, bo to wszystko to wciąż film i język obrazu który kochamy, ale miło będzie jeśli czasem początkujący kinomani dostaną od was pomocną dłoń.<br />
<br />
Najmądrzejszą rzecz w tym wszystkim powiedział Doug Walker: "Jeśli to lubisz - w porządku. Sam lubię pierwszą część "Transformersów", chociaż ma swoje wady. Ale pamiętaj: masz prawo wymagać czegoś lepszego". Jak dla mnie - te słowa znaczą więcej niż wszystkie recenzje "Szybkich i wściekłych" z którymi miałem do czynienia. I to też uwaga do was, drodzy krytycy - aspirujący czy też zawodowi - Nie chodźcie na te filmy po to, aby bezmyślnie gapić się w ekran przez kilka godzin. Fakt, że Michael Bay idzie na łatwiznę, to nie jest wymówka dla was. Wy macie swoją publikę, o którą musicie dbać. I ona ma prawo wymagać również od was.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Felieton ten wcześniej pojawił się na stronie </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b><a href="http://pelnasala.pl/dyskusja-o-slabych-filmach/">PełnaSala.pl</a> </b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Zaglądajcie tam, jeśli chcecie moje (i inne) teksty wcześniej :) </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Plus - ładniejsza oprawa wizualna.</span></div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-14111498551128425882017-06-29T06:39:00.001+02:002017-06-29T06:44:27.203+02:00Sto lat w kinie - 1917<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-LTFd5rp4_Vk/WVSD_nl4ykI/AAAAAAAAERE/gush7xTrCBg9IEYhSrpWnbP_qbtrGDJ4ACLcBGAs/s1600/1917-poprawione-3.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="1200" height="400" src="https://4.bp.blogspot.com/-LTFd5rp4_Vk/WVSD_nl4ykI/AAAAAAAAERE/gush7xTrCBg9IEYhSrpWnbP_qbtrGDJ4ACLcBGAs/s640/1917-poprawione-3.png" width="640" /></a></div>
<br />
Chciałbym przyjrzeć się bliżej kinu sprzed stu lat - jak wtedy wyglądało, co się działo, czy powstały w 1917 roku dobre filmy? I najważniejsze: co kobiety ubierały na plażę?<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Mówimy oczywiście o epoce kina niemego, które na dodatek kręcono w atmosferze Wielkiej Wojny, która za parę lat zyska miano Pierwszej Wojny Światowej. Kamery były duże i nieporęczne, a nowe produkcje kręcono w 17 FPS. Reżyserzy w sporej większości dopiero uczyli się tworzyć pełne metraże, a na ekranie królował slapstic. Kino to wciąż rozrywka jarmarczna, tylko gdzieniegdzie przewijał się motyw sztuki wyższej.<br />
<br />
Takie przyglądanie się odległym rocznikom ma swoje zalety. Poznaję więcej tytułów, których w innych okolicznościach nigdy bym nie zobaczył, a to sprawia, że poszerzam horyzonty. Przykładem może być kwestia językowa - jeśli nie oglądamy odnowionych wersji takich produkcji, to napisy w nich będą wciąż zawierać w sobie słowa, które dziś są zapomniane lub wyszły z użycia. W Człowieku z tłumu z 1925 roku pojawia się zdanie: "Look at those boobs", a wypowiadający je bohater wskazuje na... tłum zwykłych ludzi na ulicy. O co chodzi? O to, że "boob" oznacza "szarego człowieka". Oglądając filmy z 1917 roku (np. Poor Little Rich Girl) w oczy rzuciło mi się słowo "shant", zamiast którego dziś by powiedziano "shall not". Ot, ciekawostka. Inną może być radykalna zmiana w strojach - kiedy w Coney Island bohaterka przebiera się w strój plażowy, to było to atrakcją dla kamery. I mówimy tu o pokazaniu łydek, bo sam strój jako całość dzisiaj byłby uznany jako pełnowymiarowy, w którym można chodzić po ulicy. Może nawet byłby przesadą. W każdym razie, dzięki temu tytułowi możemy cofnąć się o 100 lat i ujrzeć ówczesnego młodego człowieka, który ekscytuje się na perspektywę zobaczenia kobiety w stroju plażowym, które niewiele odsłaniało tak naprawdę.<br />
<br />
1917 rok to debiut ekranowy słynnego komika Bustera Keatona. Wtedy jeszcze bez swojego słynnego kamiennego oblicza, ale we współpracy z człowiekiem imieniem Roscoe "Fatty" Arbuckle, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. A w swoim czasie był jedną z najbardziej rozpoznawalnych figur X Muzy, i to dzięki niemu świat poznał geniusz Keatona. Fatty był typowym klaunem o osobowości dużego dziecka. Obiektem żartów była jego grubość, nieśmiałość oraz niedojrzałość (często też łamał czwartą ścianę, patrząc się w kamerę, do widza, machając mu lub puszczając do niego oko). W "The Rough House" budzi się w płonącym łóżku, co więc z tym robi? Drapie się po głowie i wyrusza do kuchni, gdzie nalewa do filiżanki trochę wody. Płyn wylewa na łóżko, ale ono dalej płonie. Fatty wraca więc do kuchni po kolejną filiżankę wody. Po drodze zahacza o jadalnię, gdzie coś podjada, a skoro zjadł, to musi się napić... Z filiżanki którą trzyma. A łóżko dalej płonie. Uwielbiam ten dowcip!<br />
<br />
Roscoe Arbuckle w prawdziwym życiu okazał się jednak personą tragiczną. Stał się pierwszym celebrytą zamieszanym w aferę. To wtedy redakcje gazet odkryły, że tego typu temat można maglować, a ludzie będą dzięki temu częściej kupować wydania ich pism. Z tego powodu posuwali się do wymyślania plotek, podkręcania atmosfery i zajmowania stanowisk w danej sprawie, opierając się na własnych wymysłach. Arbuckle zamieszany był w gwałt oraz morderstwo aktorki. Chociaż był niewinny, to poprzez pompowanie tego w obiegu publicznym przez media jego kariera była skończona. Aktor ten umarł w świecie filmowym akurat wtedy, gdy kino miało przeżyć swój rozkwit, miało stać się sztuką. Kiedy to królowie slapsticku mieli dostać swoją ostatnią szansę aby zalśnić i przejść do historii na zawsze. Harold Lloyd, Buster Keaton oraz Charlie Chaplin wykorzystali tę szansę. Roscoe Arbuckle w tym czasie był szkalowany przez brukowce za coś, czego nie zrobił, i wszyscy mieli o nim zapomnieć. Koniec tej historii miał jednak być szczęśliwy - ponad dekadę od oficjalnego uniewinnienia Fatty miał wrócić przed i za kamerę. Ożenił się, podpisał kontrakt z wielką wytwórnią... I umarł we śnie na zawał serca, w czerwcu 1933 roku. Miał 46 lat.<br />
<br />
Zmieniając temat i przenosząc się do Europy - termin "furturyzm" zapewne obił się wam o uszy? W skrócie, był to ruch artystyczny odrzucający przeszłość, mający na celu wyobrażanie sobie przyszłości. Czyli jak mógł wyglądać rok 2017? Zapewne myśleli, że kobiety nadal będą w kuchni. Ale nie wiedzieliście raczej, że we Włoszech istniał w latach 1916-19 ruch "filmowego futuryzmu"? Sam dowiedziałem się dopiero teraz. Wiele tytułów w ten sposób nie powstało (najsłynniejszy - Thais z 1917), ale ważniejsze są w tym miejscu konsekwencje. Mianowicie, ruch ten był fundamentem niemieckiego impresjonizmu (Gabinet doktora Caligari) oraz zainspirował takich rosyjskich twórców jak Sergei Eisenstein (Pancernik Potiomkin, Październik), Aleksandr Dovzhenko (Arsenał, Ziemia) i Dżiga Wiertow (Człowiek z kamerą filmową).<br />
<br />
Idąc jeszcze trochę na wschód, trafiamy do dzisiejszej Rosji, gdzie w 1917 roku umiera Yevgeni Bauer, dzisiaj nazywany największym reżyserem, o którym nikt nie słyszał. Jak na czasy w których tworzył, wykazywał się ogromną wrażliwością i zrozumieniem języka filmu. Prawdopodobnie był pierwszym filmowcem, który umiał w tak wizualny sposób poprowadzić aktorów. Przywiązywał dużą wagę do oświetlenia i tworzył melodramaty o pięknych tytułach, takich jak Po śmierci czy Zmierzch kobiecej duszy. W czasach, kiedy to dopiero co kończyła się era magicznych sztuczek Georgesa Mélièsa opartych na montażu i scenografii, a królowały wygłupy klaunów opartych na wytrzymałości ich pośladków - kino w rękach Bauera było czymś naprawdę wyjątkowym. Był bardziej płodny niż Rainer Werner Fassbinder i tworzył aż do końca (ostatni film kręcił z pozycji wózka inwalidzkiego, bo miał złamaną nogę). Umarł na zapalenie płuc w czerwcu 1917 roku, mając 52 lata. Większość jego produkcji została potem przetopiona na cele wojenne.<br />
<br />
Pozostaje mi już tylko zamknąć ten tekst zestawieniem tytułów dla ciekawych. Zamiast tradycyjnego rankingu, przyznam w tym małym plebiscycie tytuł najlepszego melodramatu i najlepszej komedii, posługując się moją subiektywną decyzją. Jeśli więc macie ochotę cofnąć się o sto lat i poznać kino starsze niż wasi dziadkowie, ja polecam wam te tytuły:<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/M8FjLZTVTXM" width="560"></iframe><br /></div>
<br />
<br />
<br />
NAJLEPSZY MELODRAMAT 1917 ROKU: "Umierający łabędź" (Rosja, reż. Yevgeni Bauer). Opowieść o szalonej miłości, bólu i o roli bólu w sztuce. Na ile sztuka pozbawiona go jest sztuką której pożądamy? Niema tancerka przekłada tragiczne doświadczenia życiowe na porywającą ekspresję taneczną na scenie. Odnosi sukcesy, ale to w niczym jej nie pomaga, wciąż jest nieszczęśliwa. Bauer wykazuje się tu ogromną wrażliwością i zrozumieniem istoty języka kinowego. Kino bardzo niewielu słów, ale przy tym wielkich emocji.<br />
<br />
<b>Na dalszych miejscach:</b> "Małe bogate biedactwo" (USA, reż. Maurice Tourneur) i "Za schastem" (Rosja, reż. Yevgeni Bauer).<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/ed9H5-AnGAg" width="560"></iframe><br /></div>
<br />
<br />
<br />
NAJLEPSZA KOMEDIA 1917 ROKU: "Plaża" (USA, reż. Roscoe 'Fatty' Arbuckle). Przyznaję, trzeba trochę poczekać, bo początek jest niemrawy - ale kiedy tylko wszyscy trzej bohaterowie spotkają się już w wesołym miasteczku, i zaczną między sobą rywalizować (o kobietę, oczywiście!), to rozpocznie się autentyczna jazda bez trzymanki. Kolejne gagi następują po sobie jak lawina, trzymając energię i świeżość aż do końca. Zaraz po seansie zacząłem oglądać od nowa. Nie miałem wtedy ochoty na nic innego. Świetna zabawa dla fanów slapsticku!<br />
<br />
<b>Na dalszych miejscach:</b> "Dom Roughów" (USA, reż. Buster Keaton & Roscoe 'Fatty' Arbuckle) i "Spokojna ulica" (USA, reż. Charlie Chaplin).<br />
<br />
<br />
<br />
Dziękuję za lekturę i wszystkim miłośnikom starego kina mówię: do zobaczenia za rok, kiedy to przyjrzę się bliżej rocznikowi 1918. Powyższy tekst pojawił się najpierw na PełnejSali, i będą oczywiście inne okazje, aby tam poczytać o niemym kinie. Niedawno przecież publikowaliśmy tekst Krystiana o <a href="http://pelnasala.pl/niemy-zachwyt/">festiwalu Święto Niemego Kina</a>, a w planach mamy zestawienia najlepszych filmów z lat 20.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<b>W 1917 urodzili się:</b> Ella Fitzgerald, John Fitzgerald Kennedy, John Lee Hooker, Thelonious Monk, Joan Fontaine oraz Arthur C. Clarke.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://pelnasala.pl/sto-lat-w-kinie-1917/"><b><span style="font-size: large;">Felieton ten wcześniej pojawił się na stronie PełnaSala.pl</span></b></a></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;">Zaglądajcie tam, jeśli chcecie moje (i inne) teksty wcześniej :)</span></b><br />
<b><span style="font-size: large;">Plus - ładniejsza oprawa wizualna.</span></b></div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-57624687301310308672017-06-12T18:53:00.002+02:002017-06-12T18:53:21.079+02:00Nowy system oceniania na Netflixie to krok w złą stronę<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-aL3Qh_P3ug0/WS-ZHIm0quI/AAAAAAAAEQA/u2yBuT3SiAYlDoxP_DfQamzIlNYAXap4QCPcB/s1600/13powodow.PNG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="716" data-original-width="1600" height="286" src="https://4.bp.blogspot.com/-aL3Qh_P3ug0/WS-ZHIm0quI/AAAAAAAAEQA/u2yBuT3SiAYlDoxP_DfQamzIlNYAXap4QCPcB/s640/13powodow.PNG" width="640" /></a></div>
<br />
Niepokoi mnie tendencja przez którą dobre rzeczy w Internecie stają się gorsze bez wyraźnego powodu. Ostatnio choćby Spotify usunęło powiadomienia o nowych albumach artystów których obserwujesz. Z kolei na dniach Netflix zmienił to z czego jest słynny - system rekomendacji. Dlatego narzekam. Uwielbiam tę stronę, i chcę aby była lepsza.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Korzystam z Netflixa od kwietnia 2015 roku, czyli od premiery "DareDevila" (wtedy nie było tej strony dostępnej w Polsce, dlatego mówimy o wersji US). To był pierwszy mój serwis typu VOD z miesięcznym abonamentem, i byłem oczarowany od początku. Korzystanie z Netflixa jest niesłychanie wygodne, katalog był ogromny (tak, był nawet jeden film Lava Diaza), a sama strona miała swój własny klimat. I chociaż to pozostaje najlepsza strona w Internecie, to jej twórcy wprowadzają zmiany na jej niekorzyść.<br />
<br />
Na samym początku każdy tytuł można było oceniać w skali 1-5/5 oraz pisać recenzję (oczywiście, w języku angielskim). Potem recenzje skasowano. Zostały same gwiazdki. Niedawno wprowadzono kolejną zmianę: zamiast ocen użytkownicy wystawiają łapki w górę i w dół. Podoba się albo nie. Na tej podstawie wyliczana jest rekomendacja kolejnych tytułów, które są polecane personalnie każdemu klientowi Netflixa.<br />
<br />
Z początku zareagowałem na tę zmianę pozytywnie. To mógł być krok w dobrym kierunku! Teraz mógłbym segregować według tych procentów listę pozycji które chcę obejrzeć!<br />
<br />
Ta ekscytacja szybko ze mnie uleciała, gdy tylko wróciłem na Netflixa i zobaczyłem efekt tych zmian na własne oczy. A ten jest średni. Nie przewidziałem po prostu, że ten system nie będzie działać. Wiele tytułów nie ma określonego poziomu rekomendacji. Użytkownicy muszą klikać swoje oceny od nowa. Przeglądać katalog i dawać kciuki górę i w dół przy obejrzanych tytułach, żeby system wyliczył co lubisz a co nie. A to jest sporo roboty, na którą niewielu się zdecyduje. Nawet taki maniak Netflixa jak ja to olał. Wolę obejrzeć serial w tym czasie.<br />
<br />
Inne tytuły mają już swój procentowy próg określony, ale one nie robią takiego wrażenia jak zakładałem. 78% albo 67%... To mnie nie przekonuje, aby obejrzeć film o którym nic nie wiem. "Gotham" polecano mi początkowo na poziomie 95% - oglądać czy nie oglądać? Myślę sobie: "To pewnie dlatego, że tak niewiele jeszcze oceniłem. Wystawię więcej ocen i wtedy zainteresuję się tymi rekomendacjami". Co, jak wspomniałem powyżej, raczej szybko nie nastąpi. Zabiorę się za oglądanie seriali o których wiem, że chcę je obejrzeć.<br />
<br />
Netflix tym samym przestał być miejscem, gdzie mogę trafić na coś nowego, o czym wcześniej nie słyszałem. I to nie jest złe, w końcu ja już wiem, co chcę obejrzeć - 1200 filmów i 200 seriali czeka u mnie w kolejce, aż je poznam. Jednak strony VoD mają to do siebie, że zachęcają również do oglądania tego co już tam jest. Ograniczony katalog, abonament opłacony... Więc obejrzę, skoro to mam do dyspozycji. Przede wszystkim, korzystają na tym tzw. "crapy". Filmy tak słabe, że szkoda mi było czasu nawet na to, aby je ściągać nielegalnie, ale skoro mogę legalnie... To oglądałem. Klienci ShowMaxa i Cinema City Unlimited oglądający "Smoleńsk" wiedzą o czym mówię. Po zakupie Netflixa oglądałem "DareDevila", owszem. Ale potem oglądałem "War World Z", "Olympus Has Fallen", "Little Men" i czekałem, aż dodadzą "Lone Rangera".<br />
<br />
Ważniejsze są jednak produkcje które oglądałem bo miały wysoką ocenę. 4/5 albo 4,5/5, chociaż nic o nich nie wiedziałem. W oczy rzucały mi się gwiazdki, więc przeglądałem się bliżej danemu tytułowi. W końcu - co szkodzi obejrzeć początek i sprawdzić? Albo dodać do obejrzenia na potem i czekać, aż Netflix zapowie usunięcie go ze swojej oferty... Wtedy się rzucałem na taką pozycję. Działa wtedy przecież syndrom uczestnika festiwalu filmowego, kinowego odkrywcy który obejrzy nieznaną perełkę którą ogłosi swoim znajomym. Z tych powodów obejrzałem całkiem sporo. Przez to moja lista rzeczy do obejrzenia powiększała się szybko, ale w tym wszystkim były tytuły których seansu nie żałowałem. Więcej! - wspominam je ("Pressure Point "z 1962 roku o czarnym psychiatrze prowadzącym sesję z rasistą) albo dla których obecnie wracam na Netflixa ("Gilmour Girls"). Jestem pewny, że gdyby nie gwiazdki to nie zwróciłbym uwagi na te tytuły w inny sposób.<br />
<br />
A więc - tak, Netflix służył mi pomocą przy szukaniu kolejnej pozycji do obejrzenia. Sortowałem katalog według ocen społeczności, pomimo tego, że to były tylko suche gwiazdki. I nie żałowałem. Teraz przyszła zmiana, wprowadzono kciuki i procenty. Patrzę na nie i mam brudne myśli. "Gotham" na 88%? "Luke Cage" na 95%? "Iron Fist" na 95%? "Trzynaście powodów" na 99%? "Słodkie kłamstewka" na 98%? "Ant-Men" na 95%? "Terminator: Genesis" na 89%? "Dobry dinozaur" na 89%? "Crown" na 97%? "Odkrycie" na 96%? "Sand Castle" na 92%? A mój ulubiony film - "Clerks" - na 68%. Tyle samo co któryś film Adama Sandlera. Po ocenieniu całego polskiego katalogu i wystawieniu większej ilości kciuków liczby przy filmie Kevina Smitha wzrosły do 82%, ale wciąż nie rozumiem, jak tak mogła wyglądać pierwotna ocena produkcji, którą wcześniej kilkukrotnie oglądałem na tej stronie, i miałem ją ocenioną na 5 gwiazdek. Tak samo jak nie zrozumiem, czemu każda produkcja Netflixa poleca mi się na poziomie 90% i więcej. Aż odważę się nazwać to podejrzanym zbiegiem okoliczności.<br />
<br />
Nie pomaga fakt, że najwyraźniej Netflix ukrywa przed użytkownikiem licznik procentowy, jeśli ten wynosi poniżej 50%. W ten sposób doszło do sytuacji w której usunąłem wiele tytułów ze swojej listy. Dodałem je szmat czasu temu*, nic o nich już nie wiem, nie mam w sobie pragnienia aby je oglądać. Ja mam co robić. Mam przed sobą 7 sezonów "Kochanych kłopotów" (brak procentowej rekomendacji**; za to jego kontynuacja, wyprodukowana już przy udziale Netflixa, jest mi polecana na poziomie 98%).<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://pelnasala.pl/netflix-nowe-oceny/"><b><span style="font-size: large;">Felieton ten wcześniej pojawił się na stronie PełnaSala.pl</span></b></a></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;">Zaglądajcie tam, jeśli chcecie moje (i inne) teksty wcześniej :)</span></b></div>
<br />
<br />
<br />
*przypominam młodszym: jeden szmat to sześć ścier czasu.<br />
**ponoć jak obejrzysz kilka odcinków to wtedy procentowa rekomendacja znika. Może więc dlatego.Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-19279397168543776482017-06-05T06:00:00.003+02:002021-05-25T17:55:11.432+02:00Widziałem w maju dobre seriale. I filmy.<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><b style="text-align: left;"><a href="http://www.filmweb.pl/film/Panie%2C+panowie+-+ostatnie+ci%C4%99cie-2012-656546">Panie, panowie - ostatnie cięcie ("Final Cut", 2012) - 6/10.</a> </b><span style="text-align: left;">Film złożony z innych filmów. To nadal jest normalna fabuła, ale tutaj, zamiast kolejny raz kręcić, jak ktoś idzie ulicą, to wzięli jakiś inny film, w którym pojawia się scena chodzenia po ulicy, wycięli ją i wsadzili ją tutaj. Da się za tym nadążyć, i ogólnie jest to strasznie ciekawa awangarda, w którą włożono od cholery wysiłku. Zmontowane to jest bajecznie, i chociaż przez pierwszą minutę byłem nastawiony negatywnie (co to, YouTube?), to podczas seansu właściwego bawiłem się znakomicie. Razem z przyjaciółmi krzyczeliśmy co sekundę tytuł filmu, z którego wycięto dany fragment. Świetna zabawa. Na raz. Jeśli obejrzeliście kilka tysięcy filmów i chcecie to świętować, nie ma lepszego wyboru niż seans "Final Cut" właśnie. GARRET POLECA!</span></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><a href="http://www.filmweb.pl/film/Go+Get+Some+Rosemary-2009-540269">Go Get Some Rosemary (2009)</a> - 4/10. Ojciec który jest bardziej kumplem dla swoich dzieci niż rodzicem. Zaskakujące, że wszystkie te niezależne tytuły tworzone przez artystów-indywidualistów wyglądają identycznie. W ich rękach kamera jest jak zupka chińska. Smakuje tak samo i prezentuje się identycznie. Chociaż przyznam - tym razem nie ma ambientu który brzmi jakby ktoś zasnął na jednym klawiszu. Reszta jest bez zmian, w tym i niżej omawianym "Bóg wie co" (ci sami twórcy zresztą). Oba oglądasz przez 30 sekund i już wiesz wszystko co te tytuły mają do zaoferowania, czyli nic. Trwają tak długo, że nie mogą się skończyć, a gdy przychodzi ostatnia scena... To jest to scena jak każda inna, tylko zaczynają nagle lecieć napisy końcowe.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><a href="http://www.filmweb.pl/film/Z%C5%82oty+%C5%9Brodek-2009-490961">Złoty środek (2009)</a> - 2/10. Film w którym kobieta przebiera się za mężczyznę, i nikt nie zwraca na to uwagę. Trochę jak Superman, tylko bez nadziei i całej reszty, a zamiast tego upchnięto do tego filmu kilka grupek które opowiadają między sobą jakieś słabe dowcipy. I w jakiś sposób jest to filmem. Najlepszy moment był na napisach końcowych, gdy jednego gościa określono "mistrzem oświetlenia". Nie chcę być niemiły, ale są tutaj sceny, w których ta sama twarz na oddaleniu jest oświetlona, a przy zbliżeniu jest dosłownie skryta w cieniu.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">****SERIALE****</span></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;"><br /></div>
<b><div style="text-align: justify;"><b><a href="http://www.filmweb.pl/Kochane.Klopoty">Kochane kłopoty, sezon 1 ("Gilmour Girls", 2000-01)</a> - 7/10.</b> W maju wróciłem do Netflixa, więc chciałem kontynuować "GG"... Ale stwierdziłem, że skoro tak lubię ten serial, to po co mam się śpieszyć? Obejrzę go od początku w całości, bez przeskakiwania żadnych odcinków. To nie jest konieczne, bo wiele epizodów jest samodzielnych, ale co ja poradzę? Samo oglądanie tej produkcji sprawia mi przyjemność. Rory idzie do drogiego liceum, dzięki czemu uda jej się dostać do Harvardu, ale by mieć na to pieniądze jej matka musi dogadać się z jej bogatą babcią. Dziadkowie wyłożą pieniądze, ale oczekują, że to odbuduje ich relacje rodzinne, i te wszystkie trzy pokolenia będą spotykać się raz w tygodniu na kolacji. To sprawia okazję do rozwiązywania wszystkich problemów wewnętrznych, jakie ci ludzie mają (Lorelai, mama Rory, urodziła ją mając 16 lat, przez co okryła swoich rodziców hańbą). Rory z kolei poznaje swojego pierwszego chłopaka, i spędza z nim czas. Swój pierwszy pocałunek, taniec i kłopoty w związkach. Uwielbiam obraz młodych w tym serialu. Ludzi, którzy niewiele wiedzą i popełniają błędy, wciąż jednak zasługują na drugą szansę. Nie stają się dupkami, bo nie wiedzieli lepiej, i idą do przodu. Uczą się życia na swoich wzajemnych przykładach. Tak właśnie powinny wyglądać seriale o dorastaniu.</div></b>Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-48462379405827299192017-05-01T06:00:00.003+02:002021-04-14T16:04:26.296+02:00Widziałem w kwietniu dobre filmy i seriale.<span style="font-family: inherit;">Kwiecień to głównie Amazon Prime z dodatkami Brown Sugar oraz HBO GO, czyli mamy tu sitcomy, Batmana, kino nieme i blaxploitation. Plus, to najwyraźniej był ostatni gwizdek aby obejrzeć "<b>Split</b>" i nie mieć zepsutego seansu przez newsy z całego świata o kontynuacji tego filmu, które zdradzały unikalny i niespodziewany zwrot akcji z finału. Jak widać to nie tylko w Polsce nie ma już prawdziwych dziennikarzy, ale to generalnie problem całego świata. Film miał premierę światową w styczniu, a w kwietniu już odbierają tobie wolność i przyjemność z oglądania. Cóż, jak widać najpierw trzeba urodzić się tak z 15 razy aby w tym czasie obejrzeć wszystkie filmy jakie wyprodukowano do chwili obecnej, i dopiero potem będzie można zaglądać na strony z newsami. Taki ich wybór. Ja się dostosuję.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">A w maju wracam na Netflixa. Nareszcie...</span><div style="text-align: center;"><div style="text-align: left;">
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">****SERIALE****</span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<br />
<b><a href="http://www.filmweb.pl/serial/Batman-1992-119226">Batman: The Animated Series, sezony 1-4 (1992-95)</a> - 7/10. </b>Parę lat temu obejrzałem 19 odcinków. Teraz doobejrzałem 17 kolejnych, i chyba jestem gotów pisać o całości. Podział na sezony nie ma tu większego sensu. Pierwszy niby liczy 60 odcinków, kolejne po 10 i mniej, a na Amazon Prime gdzie oglądałem ten serial serie liczą po 20 odcinków i konkretnych epizodów szukałem gdzie indziej niż wydawało mi się, że je znajdę. Każdy odcinek to oddzielna przygoda Batmana - człowieka w kostiumie Nietoperza, który walczy samowolnie z przestępcami. Produkcja ta jest familijna, skierowana głównie do dzieci, i to często hamowało twórców i scenarzystów. Jednak o wiele istotniejsze jest, jak wiele mimo to udało im się zrobić. Podejmowali wiele ryzyka i przekraczali granice standardowych seriali animowanych. Czarne charaktery wypowiadają cięte riposty, bijatyki są bezkrwawe, a historie często uproszczone (trzymamy Batmana na muszce aż do momentu, gdy ktoś go uratuje, zamiast zastrzelić typa od razu). Ale przy tym tor fabuły często jest nieoczywisty - nie wiemy, dokąd odcinek zmierza. W najlepszych epizodach czuć nutkę tragedii, a przeciwnicy Batmana często okazują się zasługiwać na współczucie. Pingwin po wyjściu z więzienia zostaje wykorzystany przez społeczeństwo. Harley wraca do społeczeństwa nie znając zasad "normalności" i przez to wpada w kłopoty. A człowiek, który zabił Batmana to mały knypek bojący się własnego cienia - zamiast go nienawidzić, wolimy mu kibicować, aby uszedł z życiem. Dla większości młodych widzów takie odcinki to wyzwanie! Najlepiej wspominam właśnie te odcinki, które są tragiczne. W których Batman nie ściga przestępcy aby mu przylać, ale by mu pomóc.<br />
<br />
<br />
<br />
Najlepsze odcinki "<b>Batmana: TAS</b>" (chronologicznie)<br />
<b><br /></b>
<b>1. </b>"<i>Heart of Ice</i>" (1x03)<br />
<b>2.</b> "<i>Appointment in Crime Alley</i>" (1x12)<br />
<b>3.</b> "<i>Two-Face</i>" (1x17-18)<br />
<b>4. </b>"<i>Perchance to Dream</i>" (1x27)<br />
<b>5.</b> "<i>Almost Got 'im</i>" (1x35)<br />
<b>6. </b>"<i>The Man Who Killed Batman</i>" (1x49)<br />
<b>7.</b> "<i>Birds of a Feather</i>" (1x52)<br />
<b>8. </b>"<i>Mudslide</i>" (2x02) - najlepszy!<br />
<b>9. </b>"<i>Second Chance</i>" (3x02)<br />
<b>10. </b>"<i>Baby-Doll</i>" (3x14)<br />
<div style="text-align: right;">
...po obejrzeniu 36 odcinków.</div>
</div>
</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-20543456280674552272017-04-17T06:00:00.003+02:002021-04-11T15:41:19.947+02:00BrownSugar - portal VoD z czarnymi filmami + podcast!<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://2.bp.blogspot.com/-1rPY7CqLQKw/WPNfVtYDHmI/AAAAAAAAENk/gBqkCdamnls9j0D0TWFZFQdnGXSvHoTWQCLcB/s1600/across%2B110th.png" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="358" src="https://2.bp.blogspot.com/-1rPY7CqLQKw/WPNfVtYDHmI/AAAAAAAAENk/gBqkCdamnls9j0D0TWFZFQdnGXSvHoTWQCLcB/s640/across%2B110th.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Across 110th Street"</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<i>Blaxploitation </i>to nurt w kinie amerykańskim, który narodził się w latach 70. Powstawał dla widzów czarnoskórych - i był robiony niemal wyłącznie przez artystów o czarnym kolorze skóry. Były to filmy tanie, wypełnione muzyką funkową oraz soul, należały do kina klasy B. Quentin Tarantino oddał hołd temu podgatunkowi kręcąc "<b>Jackie Brown</b>", gdzie m.in zatrudnił gwiazdę <i>blaxploitation </i>Pam Gier oraz wstawił piosenkę Bobby'ego Womacka "<b>Across 110th Street</b>" z filmu pod tym samym tytułem, który powstał w 1973 roku. Jeśli kiedyś mielibyście ochotę poznać bliżej ten gatunek, najszybciej byłoby sprawdzić stronę VoD zwącą się <b>BrownSugar</b>, gdzie znajdują się wyłącznie filmy <i>blaxploitation</i>.<br />
<br />
<br />
<b>Spis treści: </b><br />
0:00 Otwarcie czarnego piwa (+bonus)<br />
2:33 O blaxploitation słów kilka<br />
12:09 Coffy<br />
24:00 Black Dynamite<br />
<br />
<a href="https://ia801509.us.archive.org/0/items/Blackcoffy001/Blackcoffy-001.mp3">POBIERZ</a> aby słuchać offline w wolnym czasie<br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="140" mozallowfullscreen="true" src="https://archive.org/embed/Blackcoffy001" webkitallowfullscreen="true" width="500"></iframe><br />
<a name='more'></a>Strona działa tak jak powinna - przy zakładaniu konta podajemy tylko dane swojej karty kredytowej, i możemy na dzień dobry korzystać przez tydzień za darmo. Zrezygnować możemy od razu, a jeśli będziemy chcieć zostać dłużej, to co miesiąc będą od nas pobierać 4 euro (w chwili pisania tekstu - niecałe 17 złotych). Cena niewielka, ale katalog również jest skromny. Znajdziemy tu mniej niż sto tytułów pełnometrażowych.<br />
<br />
Do oglądania podchodziłem jako człowiek, który z temacie <i>blaxploitation </i>zna tylko "<b>Shafta</b>", więc z przykrością przyjąłem do wiadomości, że <b>BrownSugar </b>nie oferuje żadnej pomocy w doborze repertuaru dla świeżego widza. Katalog podzielony jest na trzy kategorie:<br />
- nowości<br />
- kolekcje danych aktorów (np. Pam Grier)<br />
- spis alfabetyczny<br />
<br />
Nie ma więc ocen społeczności, nie ma rankingów. Brakuje też wyszukiwania/szeregowania tytułów według jakiegoś kryterium, np. roku powstania. Możesz tylko przeglądać po kolei każdą pozycję, czytać opis, a może nawet zacząć oglądać i dać każdemu tytułowi szansę. Sam skorzystałem ze strony RateYourMusic (nazwa myląca, wiem, ale są tam również filmy), gdzie możliwe jest stworzenie rankingu złożonego wyłącznie z filmów <i>blaxploitation</i>. W ten sposób wybrałem sobie garść najwyżej ocenionych i zabrałem się za oglądanie. Ta część korzystanie z <b>BrownSugar </b>wykonano poprawnie - serwis pozbawiony jest reklam. Mamy napisy angielskie do dyspozycji (cała strona jest tylko w tym jednym języku). Znajdujemy tytuł który nas interesuje, i zaczynamy oglądać. Możemy przerwać seans, a strona będzie pamiętać w którym momencie to zrobiliśmy i pozwoli do niego wrócić od razu. Jest też lista na którą możemy dodawać filmy aby wrócić do nich w wolnym czasie.<br />
<br />
Minus jest tylko taki, że strona nie działa w Polsce. A dowiedziałem się o tym dopiero w momencie, gdy włączyłem odtwarzanie filmu, które nie nastąpiło. Z ciekawości, zmieniłem IP przez VPN na Stany Zjednoczone... i dopiero wtedy mogłem oglądać. Z początku były problemy z płynnością, ale mogłem oglądać.<br />
<br />
Same filmy przyjąłem dosyć chłodno. <i>Blaxploitation </i>okazało się zbyt powtarzalnym gatunkiem, aby oglądać tytuły z tego nurtu przez cały tydzień, a co dopiero dłużej. Zawsze możemy się spodziewać na ekranie dużej ilości przemocy, słabo wyreżyserowanej akcji, aktorów stawiających raczej na własną charyzmę niż umiejętności aktorskie, oraz dobrej muzyki funk w której można często usłyszeć echo ery disco. Nie ma co ukrywać - to często kino klasy B, dlatego wymaga na początku wyrozumiałości z waszej strony. Warto spróbować - zniechęcać się nie ma powodu.<br /><br />
<b>Black Dynamite (2009)</b> Ku mojemu zaskoczeniu parodia nurtu <i>blaxploitation </i>okazała się najlepszym filmem z grona <i>blaxploitation</i>. Od samego początku widać wyraźną stylizację - ludzie którzy pracowali przy tym filmie umieją robić kino i świadomie podjęli decyzję, aby ten film wyglądał jak wygląda. Tytułowy bohater (tak, naprawdę nazywa się Black Dynamite) to w zasadzie czarne dziecko Arnolda i Bruce'a Lee, predator który obrał drogą pomszczenia śmierci swego brata. I nic go nie zatrzyma. Mamy tu charyzmatycznego, umięśnionego bohatera, granego z takim dystansem do siebie jak tylko się dało. Łatwo sobie wyobrazić, jak ekipa za kamerą nie mogła wytrzymać ze śmiechu przy każdym "<i>poważnym</i>" dialogu wypowiadającym przez Dynamite'a. Zabawa na planie musiała być przednia, i to udziela się widzowi. Mamy tu mnóstwo frajdy z tworzenia, i drobne żarty na każdym kroku. Naprawdę żałuję, że nie ma kontynuacji. Pamiętajcie tylko, że to parodia. Przed seansem warto wciąż obejrzeć jakieś pełnoprawne <i>blaxploitation </i>("<b>Coffy</b>" albo "<b>Across 110th Street</b>").<br />Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-62620963124057099392017-04-10T06:00:00.000+02:002017-04-10T06:00:17.554+02:00"The Knick" pokazuje, jak budować świat filmowy<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-t0_SutfHvnA/WOpgnPeHRaI/AAAAAAAAENQ/wAtEEii0hx02Mym-PXHZymQO6pFhzuwDgCLcB/s1600/theknick.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="236" src="https://3.bp.blogspot.com/-t0_SutfHvnA/WOpgnPeHRaI/AAAAAAAAENQ/wAtEEii0hx02Mym-PXHZymQO6pFhzuwDgCLcB/s640/theknick.png" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
Świat filmowy to z grubsza kostium, okres czasu i zbiór zasad, według których funkcjonuje cały tytuł. Jest to tylko tło, ale wciąż jest to element niezbędny. To tutaj określamy, czym bohaterowie oddychają - tlenem czy czym innym? Tutaj określamy, w jakim okresie żyją, i co mają na siebie założyć po wyjściu z domu - i czy domy już wynaleziono. Oczywiście, twórcy często pozwalają sobie na pewną pomoc, i korzystają z przyzwyczajeń widza. Jeśli kręcimy western, to możemy dać typowe, automatycznie generowane miasteczko z Dzikiego Zachodu. Widzieliśmy je już nieraz na ekranie, więc wiemy jak to działa. Nie trzeba nam tego przedstawiać. I w taki sposób powstał "<b>Deadwood</b>". Podobnie jest z całą masą różnych produkcji kostiumowych, które sprowadzają się do założenia aktorowi peruki, i w tym momencie twórcy mówią: "<i>Wystarczy</i>". Czasami jednak artyści tworzą taki świat, który zapada w pamięci. Ma ono swoją historię, duszę, a dla nas staje się nawet domem. Zrobiono to choćby w serialu "<b>Babylon 5</b>". A dziś chcę o tym napisać na przykładzie "<b>The Knick</b>".<br />
<div>
<br />
<a name='more'></a></div>
<div>
Robi on z kostiumem początku XX wieku to samo co powinny robić seriale science fiction - czyli przedstawić nieznany, fascynujący świat, i pozwolić odbiorcy go poznać. Miejsce akcji to szpital w Nowym Jorku w czasach, kiedy dla białych i czarnych były oddzielne przychodnie, ale czarnoskórzy mogli już kończyć medycynę na Harvardzie. Wtedy praca lekarzy wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj, i odkrywanie kolejnych różnic to przyjemność sama w sobie. Chirurdzy krojący pacjentów gołymi rękoma, maszyna na korbkę odsysająca krew z miejsca nacięcia, konie ciągnące ambulans... Oczywistością jest, że pacjenci często umierali podczas operacji, a nawet jeśli przeżyli, to towarzyszył im olbrzymi ból przez cały czas leżenia na stole. Sam spektakl odbywał się w teatrze, z mnóstwem miejsca dla widowni (gdzie jednak zasiadano przeważnie po to, by podglądać konkurencję i uczyć się nowych rzeczy), a przed widowiskiem lekarze "rozgrzewali się" na martwej świni.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Najbardziej mnie fascynuje jednak pasja personelu medycznego do odkrywania nowych rzeczy i udoskonalenia znanych metod leczenia. Oni otwarcie eksperymentowali na denatach, a po nieudanej operacji, jeszcze na stole, mieli odwagę rozciąć ciało, wsadzić rękę pod żebra i wykonywać bezpośredni masaż serca. Odkrywali wtedy, że tętno wraca, chociaż ta osoba jest już na 100% martwa. Mówili wtedy "to się nam przyda pewnego dnia" i ignorowali oskarżenia o bezczeszczenie zwłok. Motyw ten przewija się przez cały serial, i w jego trakcie dochodzi do poznania grup krwi, wyrostka robaczkowego czy też nowej metody na operowanie przepukliny.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/81FiRruKXTE?rel=0" width="560"></iframe></div>
<br />
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Uwielbiam ten serial już za samo to, że zwraca moją uwagę na te pozornie małe, oczywiste rzeczy, i objaśnia nam przy okazji, jak drastyczne i poważne były to odkrycia. Bo dziś przychodzimy na świat i wiele rzeczy nam się po prostu mówi: Ziemia jest okrągła, Hitler był zły, a korzystanie z papieru toaletowego po skorzystaniu z ubikacji jest dobrym pomysłem. Jednak zrozumienie i dojście do tego trwało bardzo długo. Wymagało wielu badań.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
W ten sposób osiągnięto też coś jeszcze: tęsknotę za tamtymi czasami. Bo chociaż było wtedy strasznie, a średnia długość życia wynosiła połowę tego co dzisiaj, to jednak po obejrzeniu serialu pojawiła się we mnie potrzeba powrotu tamtych lat. Lat, w ciągu których lekarze po ukończeniu szkół nadal byli głodni wiedzy. Robili co w ich mocy, by poszerzać swoje horyzonty, eksperymentowali i prowadzili badania. Dzisiaj są głównie zmęczeni, i szybko zapominają jaki to prestiż przychodzi z tytułu bycia doktorem. A tak być nie powinno.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Należy przy tym wszystkim jedynie umieć akceptować, że to tylko filmowa wersja prawdziwym wydarzeń - tu na przestrzeni paru odcinków ludzkość odkrywa prezerwatywy, pornografię, psychiatrię, benzynę oraz z sukcesem rozdziela bliźniaki połączone od urodzenia wspólną wątrobą. Jak się przyjrzeć to można nawet zacząć kłótnię, czy bohaterowie nie wyprzedzili swoich czasów by wynaleźć montaż filmowy (mamy tu zapis kilkugodzinnej operacji przycięty do kilkuminutowego filmiku). Ponad to, nie mamy tu doczynienia z mową sprzed stu lat. Bohaterowie mówią i zachowują się... ponadczasowo. Bez współczesnych naleciałości, dzięki czemu wciąż będą wiarygodni gdy za kilkanaście lat ludzie wrócą do tego serialu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Kostium to jednak tylko detale i tło. "<b>The Knick</b>" ma o wiele więcej do zaoferowania. Ale to materiał na oddzielny tekst...<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="380" src="https://embed.spotify.com/?uri=spotify%3Aalbum%3A6TlLSOyqN7Ntn4MVjMoLsD" width="300"></iframe></div>
</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-76192395894507131662017-04-03T06:00:00.006+02:002021-04-28T17:04:58.342+02:00Widziałem w marcu dobre filmy. I serialeW marcu korzystałem z ShowMax i HBO GO, więc poniżej zobaczycie trochę polskiego kina oraz wyczekiwaną notatkę o "It Follows", które w końcu dane mi było doświadczyć. Trwa też temat nadrabiania seriali. Chociaż nie obejrzałem do końca "Deadwood", to ukończyłem "Grę o tron", "The Knick" oraz "Olive Kitteridge". Do tego sporo cytatów i autorski poradnik "Jak być kobietą" napisany w oparciu o polskie filmy. Zapraszam do lektury.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">****FILMY***</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div>
<br />
<b>Lobster ("The Lobster", 2015) - 6/10.</b> Od bohatera odchodzi żona. Zostaje zesłany do hotelu, gdzie musi znaleźć swoją drugą połówkę - a jeśli tak się nie stanie, to zostanie zamieniony w zwierzę. "<b>Lobster</b>" przypomina mi więc tu mój scenariusz, który nazwałem "<b>Kara ludzka</b>". Tam też buduję świat alternatywny oparty dogłębnie na innych zasadach. Różnica polega na tym, że ja to zrobiłem by pokazać minusy i zaprezentować rozwiązanie, które w najgorszym wypadku zachęci do poszukiwania i otworzy umysł na jakieś nowe możliwości (świat nie musi taki być, możemy go urządzić inaczej). "<b>Lobster</b>" powstał dla jaj. Twórcy śmieją się z tego, jak różni wariaci postrzegają miłość i co z nią zrobiono w ostatnich dekadach, pokomplikowano to strasznie. Wszystko to podbito, podkolorowano, stworzono wokół tego cały system prawno-socjalno-administracyjny, i zabawa jest całkiem niezła, przyznaję. Przemyślano to wszystko, więc i interesujące jest poznawanie wszystkich zasad. Rozrywka jest. Jak zwykle jednak w takim kinie nie ma pomysłu na zakończenie. A do tego jest mnóstwo dziur logicznych, więc nie ma sensu za bardzo się przyglądać temu co widzimy. Poczynając od tego, że tak naprawdę nie ma w tym świecie absolutnie żadnego powodu dla którego ludzie muszą być w parach. Na początku myślałem, że to jakaś dystopia. A potem okazuje się, że anarchia też ma zasady, za których złamanie jest śmierć, i tak naprawdę nic tu nie jest "<i>dla ludzi</i>". Ludzie to sobie wymyślili i wcieli w życie, i robią to, bo takie są zasady, ale też tego nie chcą, ale mimo to robią to wszystko...? Do tego mamy tutaj magię najwyraźniej, psa można mordować bez żadnych konsekwencji...? Tak, lepiej się nad tym nie zastanawiać, bo wszystko tutaj jest symbolem i uzasadnienie jest w naszym świecie, a nie w filmie.<br />
<br />
<b>Carte Blanche (2015) - 4/10. </b>Mamy tu ciekawą opowieść z życia wziętą o nauczycielu licealnym który ślepnie, ale pokonuje przeciwności losu i zostaje na stanowisku, oraz zachowuje zadowolenie z życia. Co więc producenci robią, gdy przenoszą tę historię na duży ekran? Dają do napisania scenariusz ekipie piszącej "<i>Cogito</i>" (takie czasopismo dla nastolatków, czytałem w gimnazjum dla śmiechu), która jak wiadomo nigdy z domu nie wychodziła i życia prawdziwego na oczy nie widziała. Całość stylizowana jest na typową "<i>pozytywną</i>" produkcję z <b>Robinem Williamsem</b> (np. "<b>Patch Adams</b>"). I nie mam z tym problemu. Od strony rzemieślniczej jest to całkiem udana - czytelna i angażująca emocjonalnie, przez większość czasu faktycznie jest pozytywna. Problem w tym, że za nic nie mogę w nią uwierzyć. Nie wierzę w seks nauczycieli na plaży podczas wycieczki szkolnej. Nie wierzę, że uczeń nabrał szacunku do nauczyciela, bo ten powiedział: "Chcesz wiedzieć po co ci ten wiersz? Bo podczas WW2 użyto tego wiersza by dać sygnał do desantu na Europę". Nie uwierzyłem w jakąkolwiek pozytywną emocję którą starał mi się sprzedać ten film. Zdecydowałem się też nie rozliczać go za brak szacunku do Macieja Białka, którego losami film jest inspirowany. Bo dokładnie tak jest: jest zaledwie inspirowany. Bohater filmu nazywa się inaczej, i jego droga jest zupełnie inna. Trudno. Dwie minuty czytania jakiegoś przypadkowego artykułu w Internecie sprawił, że uwierzyłem w tę historię. Dwie godziny filmu robiły wszystko, bym nigdy tego nie zrobił.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">****SERIALE****</span></div>
<br />
<br />
<br />
<b>The Knick - sezon II (2015) - 8+/10. </b>Dokładnie ten sam poziom co wcześniej. Wszystkie zalety obowiązują bezbłędnie. Miałbym tylko dwie uwagi: montaż przechodzący od sceny do sceny parokrotnie był bardzo nagły i gwałtowny. Złe wrażenie to na mnie robiło, kiedy to cięcie następuje 0,00001 sekundy po tym jak aktor skończył mówić. Po drugie, parę razy czułem jakby twórcy szli na leciutką łatwiznę, idąc w nieco banalniejsze prowadzenie wątków, wykorzystując znane widowni tropy i schematy. Ot, choćby wizyta w domu prowadzonym przez zakonnice. Szybka, pobieżna wizyta, oparta na tym, że widz zna ten typ historii. Kościół okazuje się nie być chrześcijański. Przyjąłem, zrozumiałem, idźmy dalej. Czekam więc na trzeci sezon, który wciąż nawet nie został zapowiedziany. A minęły prawie dwa lata już. Jeśli jednak będzie jakaś zbiórka na kickstarterze czy innym PolakPotrafi to chętnie dorzucę 20$. Czy serial jest urwany? I tak, i nie. Ten serial tak naprawdę nie ma jakiejś jednej, wyraźnej fabuły. W zasadzie, to tu nie ma fabuł, jest tylko życie i okres zmian wszelakiego rodzaju w pigułce. Ale są wątki. Każda postać ma przynajmniej jeden wątek. I w finale docieramy do punktu, za którym coś na pewno jest. Kontynuacja na pewno gdzieś tam jest. Mamy ochotę to zobaczyć.Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-32254302083312400612017-03-26T19:58:00.001+02:002017-03-26T19:58:07.110+02:00Cinema Post Cast - o moich doświadczeniach na studiach<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-2DLzyV_sxvM/WNf3uNBVd9I/AAAAAAAAEME/P5HMXMHkO-A3ifqopQWlsMXBCtGMM-1CQCLcB/s1600/studia%2B2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://1.bp.blogspot.com/-2DLzyV_sxvM/WNf3uNBVd9I/AAAAAAAAEME/P5HMXMHkO-A3ifqopQWlsMXBCtGMM-1CQCLcB/s640/studia%2B2.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<br />
SPIS TREŚCI:<br />
00:56 - co studiowałem i dlaczego;<br />
03:20 - pierwsze wrażenia na studiach;<br />
04:40 - czym różnią się studia od liceum, gimnazjum i liceum;<br />
10:18 - o oczekiwaniach nauczycieli wobec siebie i studentów;<br />
17:14 - o minusach wykładów;<br />
21:00 - najgorsze słowa jakie usłyszałem na studiach;<br />
22:40 - ściąganie na studiach;<br />
25:30 - w jaki sposób straciłem serce do studiowania;<br />
27:00 - Tak. Można zmieścić w jednym zdaniu wszystkie błędy jakie nauczyciel może popełnić.<br />
31:30 - jak udało mi się doznać absolutnej, doskonałej pustki;<br />
35:30 - temat pieniędzy, czyli zgaduję ile nauczyciel zarabia na studiach;<br />
39:50 - dlaczego w niedziele po wykładach zostawałem cztery godziny więcej na uniwersytecie;<br />
45:13 - dacie wiarę, że udało się zepsuć coś jeszcze?<br />
<br />
<br />
<iframe frameborder="no" height="166" scrolling="no" src="https://w.soundcloud.com/player/?url=https%3A//api.soundcloud.com/tracks/314562631&color=ff5500&auto_play=false&hide_related=false&show_comments=true&show_user=true&show_reposts=false" width="100%"></iframe><br />
<br />
<a href="https://archive.org/details/SadGarret">POBIERZ</a> (aby słuchać offline)<br />
<br />
<a name='more'></a><br /><br />
<br />
Wersja na archive:<br />
<br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="140" mozallowfullscreen="true" src="https://archive.org/embed/SadGarret" webkitallowfullscreen="true" width="500"></iframe><br />
<br />
Lista płac:<br />
- Garret (królik doświadczalny, wokal, montaż, różne role)<br />
- brat Adriana (mastering)<br />
- Adrian (montaż)<br />
- Michael Giacchino (soundrack)<br />
- Ania (Ania)<br />
<br />
Prawie godzina słuchania samotnego Garreta, jak ten opowiada z własnego doświadczenia o studiach. Niestacjonarnych, dojeżdżałem na weekendy, z kierunkiem: rolnictwo. Jeden semestr tam wytrzymałem. Same konkrety, a i tak nie zmieściłem wszystkiego. Choćby anegdoty o tym, jak to musiałem przenocować na uniwersytecie, i kosztowało mnie to 140 złotych. Taniej byłoby wsiąść w pociąg, pojechać do Warszawy, chlać najdroższe piwa, wrócić z Warszawy, i tak pojawić się na wykładzie.<br />
<br />
A wyglądało to tak:dowiedziałem się o tym w piątek, że na noc z soboty na niedzielę nie wrócę z kolegą do swojej miejscowości, bo on ma pewne plany. Więc ja z dnia na dzień musiałem sobie coś rezerwować. Dom studencki, gdzie noc kosztuje 70 złotych, był już zajęty. Hotele co tańsze w pobliżu były zajęte. Najbliższy by mnie kosztował 150 zeta za noc. Wynająłem więc pokój w hostelu, to miało być na samym zadupiu miasta. Taksówka z uniwersytetu kosztowała mnie 25 zeta. Ten pokój okazał się znajdować w czyjejś prywatnej posiadłości, gdzie właściciel wynajmował pokój. Zwykły, mały pokoik z Internetem i łóżkiem stojącym na środku. Czajnik elektryczny i gówno herbata oraz łazienka z prysznicem na korytarzu, wspólna dla wszystkich. Droga do tego domu nie była nawet zrobiona, to był plac budowy. Żadnego sklepu w pobliżu, lodówka oferowała margarynę. A ja wtedy umierałem z głodu. Ostatni i jedyny raz tamtego dnia zjadłem w południe. To była końcówka semestru, więc myślałem, że chuj z tym, ale no, byłem głodny i zmęczony, ledwo mogłem się uczyć. Ledwo spałem, a rano wyszedłem z domu po ciemku zostawiając klucz w skrzynce na listy. Za to zapłaciłem 80 złotych. Musiałem o 7:30 być już na zajęciach, a taksówka do uniwersytetu kosztowała mnie kolejne 25 złotych. Za całą tę noc w zimnie i głodzie zapłaciłem 140 złotych. Na uniwersytecie wszystko oczywiście pozamykane, tylko napiłem się gorącej czekolady z automatu. Pomijając oczywiście jak mnie nauczyciel potraktowała na zajęciach, zaraz po nich musiałem iść na kolejne kolokwium. Oba zawaliłem, oczywiście. A po nich było południe, i już mogłem w końcu zjeść. Po okrągłej dobie bez jedzenia. Teraz mogę więc powiedzieć, że naprawdę zaznałem studenckiego życia.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Mam też inne opowieści. Choćby o tym, że było na początku roku było spotkanie integracyjne o 15 przy ognisku, z kiełbaską i w ogóle. Miało być miło. Ale ja o 15 to zaczynałem już swoje niestacjonarne zajęcia. Dobra robota - nie zdać z planowania już na samym początku.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
A wiecie, że istnieje przysięga studencka, która niby mnie obowiązuje? Problem w tym, że ja niczego nie przysięgałem. O przysiędze dowiedziałem się przypadkiem podczas jednego zjazdu. Drugi raz przypomniałem sobie o niej, gdy dostałem list z Uniwersytetu, w którym poinformowali mnie, że zostałem wywalony ze szkoły (z powodu, że zrezygnowałem).</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-Im3OPnuDadE/WNY--D-ojLI/AAAAAAAAELc/DVqq3p85dwEusr-_8WB4FZocrLIt9lMmwCLcB/s1600/studia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-Im3OPnuDadE/WNY--D-ojLI/AAAAAAAAELc/DVqq3p85dwEusr-_8WB4FZocrLIt9lMmwCLcB/s320/studia.jpg" width="267" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Oczywiście, przysięga mnie obowiązuje, chociaż nawet nie wiem, kiedy mnie porwali i pod wpływem czego (i na co) ją składałem. Swoją drogą - nie wiem, dlaczego wszystko na studiach ma inną nazwę. Dlaczego jest to "Studiowanie", a nie "uczenie się". "Profesor" zamiast "nauczyciel". "Wykład" zamiast "lekcji". "Kolokwium" zamiast "Sprawdzian". "Egzamin" zamiast "Kartkówka". "Rektor" zamiast "dyrektor". "Dziekanat" zamiast "sekretariat". "Uniwersytet" zamiast "szkoła". Niby elita intelektualna społeczeństwa, a poczucie wartości tak niskie jak u personelu sprzątającego szpitale. Tam też nie ma sprzątaczek, tam są "salowe". I one nie sprzątają sal, one je "<i>robią</i>". To wcale mnie nie zaskakuje.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/ejaWq2TXRXE" width="560"></iframe><br />
<br />
<div style="text-align: right;">
*przepraszam za użycie słowa "<i>nauczycielowie</i>" w 18 minucie.</div>
<div style="text-align: right;">
**wszystkie zmiany głosu były robione w biegu, bez ćwiczeń i powtarzania.</div>
<div style="text-align: right;">
***dajcie znać czy pasuje wam utwór muzyczny zamykający podcast. Była na ten temat kłótnia między członkami CinemaPostCast. Oni chcieli dać "<i>Another Brick In the Wall</i>"</div>
</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-43721005088443848032017-02-13T06:00:00.000+01:002017-02-13T06:00:01.891+01:00W kinie to DC póki co sobie radzi lepiej<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-DDB9s2TqdrY/WKB7KezVvZI/AAAAAAAAEIw/ew1IUnjcdr0T43QRRcCaBG-UNEGiXdNuQCLcB/s1600/wade-wilson-marvel-deadpool.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="358" src="https://4.bp.blogspot.com/-DDB9s2TqdrY/WKB7KezVvZI/AAAAAAAAEIw/ew1IUnjcdr0T43QRRcCaBG-UNEGiXdNuQCLcB/s640/wade-wilson-marvel-deadpool.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Na początek skupmy się na samych filmach:</div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>1 runda</b></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b><a href="https://3.bp.blogspot.com/-PEJXumfJ0WM/WKB6gn3ELWI/AAAAAAAAEIk/NvO1qqNRVAIOUKeYJi6AA0s84Lqrtl3jACLcB/s1600/iron-man-1-poster.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://3.bp.blogspot.com/-PEJXumfJ0WM/WKB6gn3ELWI/AAAAAAAAEIk/NvO1qqNRVAIOUKeYJi6AA0s84Lqrtl3jACLcB/s200/iron-man-1-poster.jpg" width="134" /></a></b></span></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
"<b>Iron Man</b>" vs "<b>Człowiek ze stali</b>" (<i>Man of Steele</i>)</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Tutaj łatwe zwycięstwo Marvela. "<b>Iron Man</b>" był solidny i satysfakcjonujący, ale to wystarczyło. Ponad to z perspektywy czasu okazał się ważnym i odważnym tytułem, który rozpoczął budowę filmowego uniwersum. Był jednocześnie znany i nieznany, oferując widzowi znajome rozwiązania prowadzące do czegoś, czego w kinie jeszcze nie mieliśmy. A "<b>Man Of Steele</b>" nie miał chyba jednej sceny która miałaby sens od początku do końca. Były pomysły, ale zabrakło ich skutecznej prezentacji. Punkt dla Marvela (1:0). </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-PIGE5Qjw7So/WKB6lBXt6aI/AAAAAAAAEIo/D2M-OQtAUFUo7YyVazMoqo-esbYGylJYQCLcB/s1600/batman_v_superman__2016____theatrical_poster_by_camw1n-d93o9wa.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://2.bp.blogspot.com/-PIGE5Qjw7So/WKB6lBXt6aI/AAAAAAAAEIo/D2M-OQtAUFUo7YyVazMoqo-esbYGylJYQCLcB/s200/batman_v_superman__2016____theatrical_poster_by_camw1n-d93o9wa.jpg" width="131" /></a></div>
<b><span style="font-size: large;">2 runda</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
"<b>Incredible Hulk</b>" vs "<b>Batman v Superman</b>" </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Banalne zwycięstwo DC. Tym razem Marvel wychodzi z produkcją o której dziś nikt nie pamięta, a tym bardziej o tym, że to-to wchodzi w skład najbardziej dochodowej serii filmów w historii X muzy. Z kolei "<b>Batman v Superman</b>" odbił się szerokim echem wśród widzów. Był dogłębnie dyskutowany, podzielił widzów na tych którzy go nienawidzą do granic możliwości i takich, którzy go wielbią. Za ryzyko, jakie podjął, i własny styl. Sam widziałem go dwa razy i z przyjemnością wrócę do niego jeszcze raz. Punkt dla DC (1:1). </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br />
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-9jFZeLzktO8/WKB6uotwBDI/AAAAAAAAEIs/uHQ2zo4R6tMbmp0h3laWwWLFyQXOtVg3QCLcB/s1600/SQUAD4.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://2.bp.blogspot.com/-9jFZeLzktO8/WKB6uotwBDI/AAAAAAAAEIs/uHQ2zo4R6tMbmp0h3laWwWLFyQXOtVg3QCLcB/s200/SQUAD4.png" width="136" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><b>3 runda</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
"<b>Iron Man 2</b>" vs "<b>Legion Samobójców</b>" ("<i>Suicide Squad</i>")</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: left;">
Jeszcze bardziej banalne zwycięstwo DC. Bo jednym jest zrobić słaby film o którym nikt nie pamięta - ale o wiele gorzej jest zrobić słaby film, o którym pamiętają wszyscy. Taki jest właśnie "<b>Iron Man 2</b>" - blockbuster z jedną sceną akcji, w którym uwaga widza celowo jest skupiana wokół kolejnych bzdur scenariuszowych (dalej mnie męczy to, jak IM w pojedynkę doprowadził do światowego pokoju w trzy dni. Powinni o tym film zrobić). A jednocześnie nie mam zielonego pojęcia o czym ten film był! A przecież wystąpił tam <b>Sam Rockwell</b> - powinienem raczej pamiętać kogo zagrał tak charyzmatyczny aktor, racja? Co by nie mówić o "<b>SS</b>" to przynajmniej pamiętam, kogo grał tam Will Smith. Punkt dla DC. </div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wynik 2:1 dla DC. Dwie kolejne rundy też raczej będą na korzyść DC, już teraz to przepowiadam. "<b>Wonder Woman</b>" będzie lepsza niż "<b>Thor</b>" a "<b>Justice League</b>" będzie dużo lepsze od "<b>Kapitana Ameryki</b>". Wątpię, bym któryś obejrzał, ale to Internet. Tutaj nie muszę oglądać by wydawać wyroki. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br />
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/7vfqkvwW2fs" width="560"></iframe></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Takie zestawienie było właśnie pierwszą rzeczą o której pomyślałem, czytając wojnę fanbojów w komentarzach pod newsami dotyczącymi zapowiedzianych produkcji o superbohaterach. Bo jakoś nie przypominam sobie, by na początku budowania MCU (<i>Kinowego Uniwersum Marvela</i>) ludzie zrzucali na Marvela bomby atomowe za samo próbowanie. Nie było nalotów dywanowych za to, że każdy film był słaby. Nie było budowania wyrzutni rakiet w pobliżu studia za to, że zapowiedziana szumnie rewolucja sprowadzała się tak naprawdę do dodania na samym (dosłownie!) końcu jednej sceny w której pojawiał się Samuel L. Jackson by powiedzieć jedno lub dwa zdania. Nikt też nie przeklinał Marvela za to, że jest niczym w porównaniu do Sony (trylogia "<b>Spider Mana</b>" zjada do dziś pierwsze pięć filmów Marvela na śniadanie) lub Foxa (filmy o "<b>X-Menach</b>", które zrobiły to samo co "<b>Iron Man</b>", tylko wiele lat wcześniej). </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nie. Marvel robił co chciał. I nikt mu w tym nie przeszkadzał. Recenzje były przeciętne, trochę ludzi do kina poszło, byli widzowie którzy wychodzili z kina zadowoleni, i nikt nie czuł potrzeby aby rozdzierać szaty nad nimi. Ja sam byłem jedynie zmęczony brakiem akcji w tych filmach. Dopiero premiera "<b>Avengers</b>" sprawiła, że w tym całym uniwersum był chociaż jeden film, który mnie obchodził. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
To sprawiło, że traktuję całego Marvela poważniej, ale nadal nie jestem fanem, ani tym bardziej fanatykiem który ogląda wszystko od nich. "<b>Iron Man 3</b>" i "<b>Thor 2</b>" obejrzałem tylko dlatego, bo nie rozumiałem pewnych elementów "<b>Avengers 2</b>" i myślałem, że nadrobienie zaległości mi pomoże <span style="font-size: x-small;">(<span style="font-size: xx-small;">myliłem się</span>)</span>. Marvel to dla mnie bracia Russo*, ale nawet w ich filmach widać, że Marvel nie chce robić lepszych filmów. Wolą robić filmy bezpieczne. A to tylko jeden z wielu zarzutów które można do nich mieć. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/38Cy_Qlh7VM" width="560"></iframe></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wróćmy jednak do DC i ich filmów. Oni mają ciężko. Każdy ich film jak do tej pory jest rozrywany na strzępy, a proces twórczy prześwietlany pod każdym możliwym kątem. Nieważne jakie kroki podejmą, i tak są porównywani do Marvela i tego, że to drugie studio robi wszystko lepiej. A jeśli Marvel zrobi coś nowego - nie są chwaleni, nie. To DC jest wtedy obrażane za niedotrzymywania kroku konkurencji. Są hejtowani, kpią z nich i grożą użyciem przemocy. Jednym zdaniem: zła energia jest kierowana do DC w każdej możliwej formie i ilości. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dlaczego? Ponieważ jest wielu ludzi którzy wykorzystują każdą okazję, by móc kogoś obrazić oraz uważać się za lepszych od innych, jeśli mogą to robić bez żadnego wysiłku z własnej strony. A także dlatego, że w ciągu ostatnich lat ludzie jako ogół mają problem z... <i>Jakby to powiedzieć... </i>Formułowaniem własnej opinii. Szczególnie jej balansowaniem. Autor recenzji nie potrafi wspomnieć o wadach filmu bez tworzenia pozorów, że cały film jest do bani. Bycie zwolennikiem jednej produkcji oznacza konieczność nienawidzenia innej. Filmy nie mogą być "<i>w porządku</i>", jeśli recenzja ma być pozytywna. Dzisiaj film musi "<i>zachwycać pomimo pomniejszych wad</i>".</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Ważny jest też podział na obozy. Kiedyś był to obóz kina rozrywkowego i poważnego. Wtedy można było płakać, że współczesne tytuły to wyłącznie CGI, a fani komiksów i filmów superbohaterskich byli w mniejszości. Mogli co najwyżej pyskować, że tamci pierwsi to snoby i nie umieją docenić kina jeśli nie jest ono nakręcone na czarno-białej taśmie, ale prawdziwych argumentów nie mieli, więc siedzieli cicho. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Potem jednak miłośnicy kina rozrywkowego podzielili się. Na fanów Marvela i fanów DC. Tych pierwszych było więcej i mieli dobre argumenty (Marvel tworzy otwarte uniwersum w którym jest miejsce dla każdego, stawiają na różnorodność), więc wykorzystują okazję by móc w końcu kogoś obrażać. Nawet jeśli większość tzn. "<i>fanów DC</i>" ceni sobie również tytuły Marvela, ale nie ma ochoty wyrażać aprobaty dla tych wszystkich zachwytów i zysków jakie osiągają, ponieważ... Filmy Marvela też mają wady. I to całkiem sporo. Ale za mówienie o tym głośno zostają odrzuceni przez swoich. Od teraz są postrzegani jako "<i>Fani DC</i>". Widzą zawiść w oczach tych, którzy jeszcze przed chwilą byli ich braćmi. I odwracają się od nich zupełnie, z dumą przystępując sercem do obozu DC. Od tego momentu mamy wojnę.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/hpWYtXtmEFQ" width="560"></iframe></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Tutaj nie chodzi o jakość samych filmów, bo to już ustaliłem na wstępie. Tu nie chodzi o poważną argumentację mającą na celu rozwój czegokolwiek i kogokolwiek, bo na to o wiele za wcześnie. Brakuje co najmniej 4 filmów od DC by prowadzić pojedynek. Tu chodzi jedynie o to, że wielu ludzi w końcu znalazło ten jeden powód by uważać się za lepszych od innych. I będą korzystać z tego przywileju tam długo jak tylko będą mogli. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że... Nic złego tak naprawdę się nie dzieje! Wszyscy na tym korzystamy! Widzowie mają różne studia które co roku biją się by stworzyć coś, co będziemy chcieć oglądać - prawa konkurencji działają bez pudła. Studia zarabiają pieniądze, więc też są szczęśliwi. Maniacy komiksów również. Ludzie, którzy chcą się kłócić i denerwować, teraz mogą to robić aż do końca czasu, bo powód mają tak bzdurny, że to się nigdy nie skończy. Dziennikarze mają teraz łatwiejszą pracę. Ludzie udający dziennikarzy są w siódmym niebie, bo teraz trudniej ich odróżnić od prawdziwych dziennikarzy. Właściciele stron filmowych są wniebowzięci, bo teraz odsłony z newsów lecą jak szalone - w końcu wystarczy opublikować plotkę, potem ją dementować, roztrząsać, i od nowa. Każdy szczegół zasługuje na oddzielnego newsa, a marketing z obu stron (Marvel i DC) nie ma pojęcia o swojej robocie, i prezentuje swój film w reklamach do tego stopnia, że potem nawet nie trzeba go oglądać! A jeśli denerwują was takie kłótnie i spory - to ich nie czytajcie. Jeśli nie chcecie oglądać filmów komiksowych - nie oglądajcie ich. Jeśli jesteście fanami i nie chcecie by studia zarabiali na was produkując byle co - czekajcie na recenzje! Żyjemy w czasach idealnych. Jako kinomani jesteśmy wolni i dopieszczeni z każdej strony na wiele sposobów. I nie mamy absolutnie żadnego powodu do zmartwienia. Możemy od rana do wieczora chodzić po tej pięknej planecie z uśmiechem na ustach. Amen.<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: x-small;">*Ciekawostka: to bracia Russo wyreżyserowali mój ulubiony epizod "<b>Community</b>"!</span></div>
</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-71275726724655294812017-01-23T06:00:00.000+01:002017-01-23T06:24:46.190+01:00Podsumowanie muzyczne 2016 roku Garreta Rezy<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Moje ulubione piosenki 2016 roku. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Kolejność bez większego znaczenia.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="380" src="https://embed.spotify.com/?uri=spotify%3Auser%3Agarretreza%3Aplaylist%3A42JAJiHXYIgoufSC6GkFCw" width="300"></iframe></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">Ale "Redbone" i "Higher" jest uczciwie na szczycie.</span></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<br />
<div style="text-align: left;">
2016 rok nie był najlepszy dla mnie pod względem muzycznym... bo niewiele słuchałem. Nie mam nawet konkretnego powodu ani usprawiedliwienia. Były ciekawe płyty. Miałem kolejkę czego słuchać. Nie miałem jednak wielu okazji w sumie - bo mniej pisałem, a do sprzątania mieszkania wybierałem by włączyć jakiś podcast. Nawet gdy włączałem Spotify... to wybierałem słuchanie playlisty gdzie są moje ulubione piosenki, w kolejności losowej. Ech.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Wg <a href="http://www.last.fm/pl/user/GarretReza/listening-report/year">statystyk Last.Fm</a> (który nadal jest do dupy, the fuck? Jeśli napisaliście mi tam jakiś komentarz lub zaczęliście mnie obserwować, to nie myślcie, że ja to ignoruję - ja nie wiem, że to zrobiliście!) w ubiegłym roku zrobiłem 6.841 scrobbli, co daje 20 piosenek dziennie (w 2015 - ponad 10.000). Jednak sam często widzę, że last nie zbiera w całości tego co słucham - problem jest konkretnie ze zbieraniem tego co słucham na Spotify offline, jadąc autobusem itd.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Najczęściej słuchaną nowością było ku mojemu zaskoczeniu... "<b>Encore</b>" i inne piosenki z nowej płyty Chili Peppers. Niby wiem, że to jeden z ich najmniej ciekawych albumów. Jest bezpieczny i wyhamowany, a nawet jeśli któryś kawałek zawiera w sobie pazura to na płycie go nie usłyszycie - musicie iść na koncert i tam dopiero usłyszycie, jak taki "<b>Go Robot</b>" powinno brzmieć. A mimo to, gdy tylko myślałem nad konkretnym utworem do którego chcę wracać... wracałem do tej płyty i garści piosenek które z niej lubię. Na duży plus jeszcze "<b>Goodbye Angels</b>", "<b>Dark Necessities</b>" czy tytułowy utwór: "<b>The Gataway</b>"</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Według <a href="https://rateyourmusic.com/collection/GarretReza/strm_relyear/2016/1">statystyk na RateYourMusic</a> oceniłem około 116 płyt (w 2015 - 147), w większości były to standardowe albumy studyjne. Wyłączając nowości, najciekawsze odkrycia tego roku to:</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<b>1. </b>Grateful Dead - American Beauty (<i>Folk Rock, 1970</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>2. </b>Marvin Gaye - I Want You (<i>Smooth Soul, 1976</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>3. </b>Mazzy Star - Among My Swan (<i>Dream Pop, 1996</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>4.</b> Richard Hawley - Coles Corner (<i>Chamber Pop, 2005</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>5. </b>PJ Harvey - To Bring You My Love (<i>Alternative Rock, 1995</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>6.</b> Ornette Coleman - The Shape of Jazz to Come (<i>Avant-Garde Jazz, 1959</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>7. </b>John Howard - The Dangerous Hours (<i>Piano Rock, 2005</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Dwie piosenki bez których 2016 roku sobie nie wyobrażam: "<b>Box of Rain</b>" Grateful Dead oraz "<b>Look On Down from The Bridge</b>" Mazzy Star. Dwa doskonałe, piękne kawałki.<br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="380" src="https://embed.spotify.com/?uri=spotify%3Atrack%3A3jyWPW2PBQGZ9Ebn97suLx" width="300"></iframe></div>
<div style="text-align: right;">
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="380" src="https://embed.spotify.com/?uri=spotify%3Atrack%3A010ALbbh5KlQ4fKWgSdhRd" width="300"></iframe></div>
<div style="text-align: left;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: large;">A teraz, najlepsze płyty 2016 roku:</span></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<b>1. </b>Car Seat Headrest - Teens of Denial (<i>Indie Rock</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>2. </b>Leonard Cohen - You Want It Darker (<i>Chamber Folk</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>3.</b> Kevin Morby - Singing Saw (<i>Folk Rock</i>)</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
...i to by było na tyle. Powinienem więcej słuchać. Ech.<br />
<br />
<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://1.bp.blogspot.com/-Ge1RVxja4n4/WITid0IQXrI/AAAAAAAAEF4/N1UCgi8PFGQ68Jbzc4i5JnohFNW_Bu85wCLcB/s1600/Teens%2Bof%2BDenial.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://1.bp.blogspot.com/-Ge1RVxja4n4/WITid0IQXrI/AAAAAAAAEF4/N1UCgi8PFGQ68Jbzc4i5JnohFNW_Bu85wCLcB/s400/Teens%2Bof%2BDenial.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Żadnych wątpliwości.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: left;">
Ach, a jeśli chcecie coś mnie obserwować na Spotify to zacznijcie w tym miejscu: to tutaj daję swoje nowe odkrycia. Nic ostrzejszego, to idzie gdzie indziej. Obecnie jest tu ponad 400 utworów i blisko 30 godzin muzyki.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="380" src="https://embed.spotify.com/?uri=spotify%3Auser%3Agarretreza%3Aplaylist%3A58CFniNvLKtWEyU1PNOBZJ" width="300"></iframe></div>
</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-28639732880744638082017-01-17T06:00:00.001+01:002021-04-24T08:00:51.025+02:00Podsumowanie osobiste 2016 roku. Nowy tryb życia<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: inherit; text-align: left;">Uwaga - to nie jest podsumowanie najlepszych filmów ubiegłego roku, ani w ogóle nie robię tutaj żadnych rankingów. Na wybór najlepszych piosenek, seriali i produkcji fabularnych przyjdzie jeszcze czas. Teraz chcę napisać o tych rzeczach które działy się ostatnio w moim życiu, a nie są prywatne.</span></div></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">2016 rok był dla mnie bardzo ważny. Nie tylko dlatego, że obejrzałem "<b>The Shield</b>", skończyłem pisać scenariusz filmu fabularnego "Kara ludzka" oraz pojechałem pierwszy raz na Festiwal Pięć Smaków. Istotny jest też fakt, że zacząłem studia. A to wpłynęło na mój tryb życia. </span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Moją aspiracją było bycie lepszym człowiekiem, więc wybrałem kierunek garretyzacji, gdzie uczę się takich rzeczy jak garretyka oraz garretologia. Będę lepszym Garretem. Same studia to temat na oddzielny tekst (a nawet podcast, od lat 18) - w skrócie jest to nadal żart z edukacji. Ale w porównaniu do szkół podstawowych i średnich to jest tak gigantyczna różnica, że nie mam problemu z płaceniem za nie. Wybrałem formę niestacjonarną, i dojeżdżam co drugi weekend na uniwersytet, gdzie siedzę 12 godzin dziennie, od piątku do niedzieli. </span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Dodać do tego pracę w ciągu tygodnia... To musiało wpłynąć na mój rytm życia. Ale znalazłem sposób, by pogodzić ze sobą różne elementy. Własne teksty, wizyty na siłowni, filmy, gry, seriale, muzyka, nauka, filmiki z YouTube (tak, one też zajmują sporo czasu, to poważna sprawa) oraz sen czy jedzenie. Muszę w końcu zacząć kiedyś tyć. Przynajmniej więcej ćwiczę, to mam większy apetyt. Wykorzystuję wolny czas w pracy by się uczyć, i zejdę też na koniec na te pół godziny, by poćwiczyć na miejscu. Po powrocie do domu nie mam już problemu by zjeść i zasiąść do pisania. Zacząłem iść spać dosyć wcześnie teraz. Jak tylko czuję zmęczenie to idę do łóżka, na przykład około 21. I wcześniej. Potem budzę się o piątej nad ranem, albo o czwartej... i wcześniej. Co ciekawe, wyeliminowało to moją potrzebę drzemki w trakcie dnia. Wcześniej w ciągu roku zasypiałem zaraz po powrocie z pracy, a nawet w pracy często miałem ciężkie powieki. Teraz śpię w nocy mniej niż potrzebuję, a mimo to moje potrzeby są zaspokojone.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Budzę się sam, bez budzika. Leżę w łóżku, słuchając podcastów z YT na telefonie, bez stresu. Czasami leżę tak i godzinę, zanim się podniosę. W autobusie staram się uczyć. Kiedyś miałem problem z podróżami, co powoli mi znika. Na studia jeżdżę godzinę w jedną stronę, często po powrocie od razu kładę się spać by następnego dnia tylko wstać bez śniadania i jechać na wykład. Akceptuję to, tak po prostu. Słucham wtedy muzyki. Nie mam nawet problemu by pojechać do Warszawy na weekend teraz, gdy odkryłem, iż mogę tam wygodniej i szybciej dotrzeć przy pomocy ciuchci. Dzięki temu byłem na Pięciu Smakach przez weekend. Pracę skończyłem o 15:15, autobus odjechał o 16:05 do ciuchci, do której jechałem półtorej godziny, o 17:41 odjazd do stolicy w której byłem o 20:10. A mój pierwszy seans zaczynał się w ramach festiwalu o 20:30. I wszyscy byli zadowoleni. Ja sam nie czuję się dziwnie z tym, że wychodzę spakowany do pracy o 7 w piątek by wrócić do miejsce gdzie mieszkam w niedzielę po południu.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Gry ostatnio bardzo potaniały, i regularnie moja kolekcja powiększa się. Ale gram coraz mniej tak naprawdę. Rok 2016 to był rok głównie produkcji typu tower defense: "<b>Gem-Craft: Chasing Shadows</b>" (54,1h), "<b>DeathTrap</b>" (40,6h), "<b>Ancient Planet</b>" (18,2h), . Do perełek zaliczę zdecydowanie "<b>Talos Principle</b>" (18h, dodatek zakupiony, więc będzie jeszcze - arcydzieło gier logicznych i jedna z najlepszych przygód jakie miałem przyjemność przeżyć przed monitorem!), "<b>Binary Domain</b>" (12h, fenomenalny TPS ze znakomitą fabułą). Ciesze się, że przeszedłem też "<b>Life is Strange</b>" (14,2h) oraz "<b>Zombie Driver HD</b>" (14h), </span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Grałem oczywiście więcej, ale tylko na powyższe tytuły poświęciłem więcej niż 10 godzin. Wciąż moim wyrzutem sumienia jest "<b>Counter Strike: Global Offensive"</b>, w który chcę grać, ale jednocześnie nie mogę porządnie przysiąść, by wyrobić sobie jakąś stałą formę. Zamiast tego od czapy gram kilka meczy, idzie mi średnio, spada mi ranga, i znowu nie gram przez dwa tygodnie...</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Podczas tych świąt kupiłem zaledwie dwa tytuły, zadowalając się graniem w to co już posiadam. Będę musiał przeznaczać teraz wolne weekendy na granie, by się wydostać z tego dołka. </span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Czegoś w tym wszystkim brakuje, prawda? Filmów, seriali... i muzyki, tak naprawdę. Niewiele słuchałem w porównaniu do lat wcześniejszych. Mam ochotę grać, ale przecież muszę coś oglądać, prawda? Seriale potrzebują o wiele więcej czasu, a filmy... można połykać. I wygląda, jakbym codziennie coś oglądać, gdy w rzeczywistości miałem bardzo długie okresy, gdy niczego nie włączałem. A potem oglądałem przez kilka dni po parę tytułów na dobę i potem manipulowałem przy dacie obejrzenia na filmwebie tak, by wyglądało jakbym oglądać jeden film dziennie.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Ale dobra, pomówmy o filmach oglądanych w 2016 roku. Liczę z powtórkami, więc było ich w sumie 394 przy średniej 5.94 (dla porównania lata wcześniejsze: <b>2015</b> - 340 przy średniej 5.65; <b>2014</b> - 279 przy średniej 5.84). Nie licząc nowości i tytułów które dopiero teraz mają swoją polską premierę, najlepiej wspominam odkrycie (przez przypadek) filmografii </span><b>Mikio Naruse</b>, czyli kolejnego Azjaty który tworzył jeszcze w epoce kina niemego, potem przeniósł się płynnie do dźwięku, tworzył wspaniałe kino... I dziś nikt o nim nie pamięta. Do tej pory obejrzałem trzy tytuły od niego - "<b>Gdy kobieta wchodzi po schodach</b>" zdecydowanie najlepsze. W dalszej kolejności bardzo pozytywnie wspominam: "<b>Szczególny dzień</b>" (precyzyjny melodramat), "<b>Skrzydła motyla</b>" (takie kino właśnie chcę oglądać!) Poczyniłem też liczne powtórki: "<b>Broken Flowers</b>", "<b>Stalker</b>", "<b>Tokio Story</b>"... Ale najlepszą decyzją było zdecydowanie danie drugiej szansy dla "<b>Furmana śmierci</b>". Doskonały tytuł, który bardzo zyskał w moich oczach po latach. Czyżby pierwsze arcydzieło w historii kina?<br />
<br />
<b>1/10</b> - 1 ("<i>Lichwiarz</i>". Wczesny Chaplin to nie ten sam włóczęga co w pełnych metrażach)<br />
<b>2/10</b> - 7 (np. "<i>Pilecki</i>". Niewiele się denerwowałem w tym roku. Dobrze!)<br />
<b>3/10</b> - 7 (było źle, ale też śmiesznie. "<i>Bitwa Warszawska</i>" czy też "<i>Córki Dancingu</i>")<br />
<b>4/10</b> - 19 ("<i>Awaria</i>". Sporo niespełnionego, pozbawionego celu i kreatywności tytułów)<br />
<b>5/10</b> - 79 (tytuły o których zapomniałem następnego dnia. Jak "<i>Deadpool</i>" czy "<i>Jason Burne</i>")<br />
<b>6/10</b> - 148 (najpopularniejsza ocena. Poszła m.in. do kiczowatego "<i>Obrońcy</i>")<br />
<b>7/10</b> - 109 (od "<i>Człowieka scyzoryka</i>" po "<i>Boginię</i>", szalenie zróżnicowana lista tytułów. Wspaniały rok!)<br />
<b>8/10</b> - 21 (głównie powtórki, jak "<i>Bez przebaczenia</i>", ale też sporo nowości z ubiegłego roku!)<br />
<b>9/10</b> - 1 (jeśli macie możliwość oglądania "<i>Stalkera</i>" w kinie, skorzystajcie!)<br />
<b>10/10 </b>- 1 (włączam "Clerks" około północy by obejrzeć jedną scenę, a oglądam do końca, i to po raz 40 albo 50 - dycha jak w butach!)</div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Obecnie nie mam nigdzie zakupionego abonamentu. Ani Netflix, Hulu czy Filmstruck. Nie mam czasu, by korzystać. A przecież do Polski zajrzał <b>Amazon Prime</b>, znajomy pokazał mi portal VoD <b>BrownSugar</b>, który też chcę sprawdzić... Nie mam czasu, by wykorzystać darmowe okresy próbne tych stron. W najbliższym czasie to się nie zmieni, koniec roku i podsumowania, więc mam ochotę oglądać nowości. </span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">A potem... myślę, że w 2017 roku odpuszczę filmy. I skupię się na serialach. Oczywiście, pojawię się na paru festiwalach, i czasem coś obejrzę, ale jednak mam dosyć tego próbowania zadowolenia wszystkich rejonów naraz. Spróbuję specjalizacji. "<b>Z archiwum X</b>", "<b>Kochane kłopoty</b>"... Te i wiele innych produkcji obejrzałem zaledwie po jednym lub dwóch sezonach. To się musi zmienić, i w 2017 roku dokończę w końcu co zacząłem. Raz a dobrze. Jak więc chcecie, to polecajcie. Obejrzę wszystko, byle to była uczciwa rekomendacja. Taka, którą moglibyście mi dać nawet i za rok. Nie chcę słyszeć o tytułach które ostatnio obejrzeliście "<i>i są całkiem dobre</i>". Takie produkcje dopiero przede mną, bo wciąż mam za uszami tytuły które są legendami telewizji. Na pierwszy ogień pójdzie "<b>M*A*S*H</b>". Może "<b>Tyler Mary Moore</b>" od razu zacznę... Tak czy siak, 236 seriali mam do obejrzenia. Zróbmy coś z tym!</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
Ale w ubiegłym roku jednak coś obejrzałem! Dokończyłem ostatnie pięć sezonów "<b>The Shield</b>", które zgodnie z obietnicami Internetu okazało się jednym z najważniejszych przeżyć jakie dostałem od kina w swoim życiu. Głębiej poznałem "<b>All in the Family</b>", fenomenalny sitcom z czasów gdy śmiech widowni był nagrodą dla artysty na scenie. Plus, to właśnie w tej produkcji pojawia się najprawdopodobniej mój ulubiony żart wszech czasów. Obecnie mam za sobą 54 epizody tej produkcji (pierwszy sezon + po pięć najlepszych odcinków z każdego kolejnego sezonu). Dzięki polskiemu Netflixowi obejrzałem też dokumenty Kena Burnsa - 14-godzinny "<b>The War</b>" o WW2 ze strony USA, oraz trzy godziny o "<b>Prohibicji</b>" (co okazało się cholernie interesującym i znaczącym tematem!). Zaryzykowałem i okazało się, że seans "<b>Gravity Falls</b>" było strzałem w dziesiątkę. Podobnie z "<b>Kochanymi kłopotami</b>". Piszę poważnie.<br />
<br />
Warto też wspomnieć o "<b>I nie było już nikogo</b>" (trzygodzinna ekranizacja Agathy Christie, która wywalczyła sobie prawo do uznania jej, pomimo setek podobnych adaptacji), "<b>Steings: Gate</b>" (świetnie wykorzystany koncept człowieka wobec podróży w czasie). Obejrzałem "<b>The Hooneymoners</b>", jeden z pierwszych seriali w historii telewizji (i pierwowzór naszych "<b>Miodowych lat</b>") który średnio zniósł upływ czasu, "<b>One Punch Man</b>", pierwszy sezon "<b>Fargo</b>", "<b>Over the Garden Wall</b>". Powtórzyłem sobie pierwszy sezon "<b>MacGyvera</b>" i bawiłem się przednio!<br />
<br />
Nie zawiodłem się też na ciągach dalszych znanych mi seriali - trzeci sezon "<b>BoJacka</b>" dostarczył mi tyle ile potrzebowałem, "<b>Scream</b>" przewyższył moje oczekiwania prowadząc wciągającą i energetyczną opowieść z clifhangerem na końcu prawie każdego odcinka (a potem dostarczył znakomity dwugodzinny <b>Halloween Special</b>). Dwudziesty sezon "<b>South Parku</b>" to raczej oczywistość. Ta produkcja zawsze będzie genialna. A biorąc pod uwagę, że twórcy cały czas robią coś nowego, próbują nowych rzeczy, i wychodzi im to tylko lepiej... Są konkurencją tylko dla samych siebie. I biorą z tego użytek. Siódmy sezon "<b>Archera</b>" był w porządku. Jak cały serial. Bawi mnie, a potem o nim zapominam. Dziwna rzecz.</div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<br />
Najlepszy żart jaki zrobiłem w ubiegłym roku:<br />
<br />
<b>1) </b>Gdy troll w Internecie otwiera paszczę: "<i>Żeby móc obrażać ludzi nie musisz płacić za Internet. Wystarczy, że będziesz siedzieć w oknie i trochę podnosić głos na przechodniów. Więcej będziesz mieć na narkotyki i alkohol. Profit. Wesołych świąt.</i>"<br />
<br />
<b>2) </b>Opis "<b>Rzymskich wakacji</b>" (1953): "<i>Halo, Ameryka? Odbudowaliśmy Rzym. Weźcie zróbcie o tym film z wielkimi gwiazdami; I co one tam będą robić?; Nie wiem, k****, spacerować</i>"<br />
<br />
Pewnie coś pominąłem, ale to się dopisze. Tak czy siak - zacząłem studiować, zacząłem nagrywać podcasty, myślę o podbiciu świata, napisaniu przynajmniej jednego kolejnego scenariusza (i nad poprawą wcześniejszych), olaniu filmów i nadrobienia seriali.</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-23267090839890607342017-01-02T06:00:00.001+01:002020-12-19T16:13:32.650+01:00Widziałem w grudniu dobre filmy. I seriale.<div class="separator" style="clear: both; text-align: right;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<b><br /></b>
<b><a href="http://www.filmweb.pl/film/G%C5%82o%C5%9Bniej+od+bomb-2015-664486">Głośniej od bomb</a> ("Louder Than Bombs", 2015) - 6/10. </b>Film który pozwala nam spędzić kilka chwil z rodziną, która straciła matkę. Mąż, dorosły syn oraz jego brat chodzący jeszcze do liceum. W prasie ma się ujawnić artykuł opisujący figurę jaką matka była, a nasi bohaterowie... myślą o niej. O swoim życiu. Wspominają ją. Brakuje im jej. To przyjemny film w oglądaniu, bardzo fachowo wykonany, z artystycznym zacięciem. Umieszczony poza czasem, ale jednocześnie czytelny i przejrzysty. Możemy skupić się na bohaterach i ich przeżyciach, zastanowić się nad nimi. Strumyk moczu okazuje się wyjątkowo mocnym widokiem. Nie miałbym nic przeciwko kolejnemu seansowi. A może nawet podwyższeniu oceny wtedy, bo może się okazać, że to najlepszy film Triera. Taki... Ludzki.<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Top Joachima Triera:</b><br />
<br />
<b>1. </b>Repreise: Od początku raz jeszcze<br />
<b>2. </b>Głośniej od bomb<br />
<b>3. </b>Oslo. 31 sierpnia<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Intruz ("Here After", 2015) - 5/10. </b>Spotkałem Magnusa von Horna przed premierą "<b><a href="http://garretreza.blogspot.com/2016/10/obejrzaem-we-wrzesniu-dobre-filmy.html">Ostatniej rodziny</a></b>" i obiecałem mu, że obejrzę jego film jeszcze w tym roku. Słowa dotrzymałem w Sylwestra, liczy się, policja mnie nie złapie. Sam film? Zbyt europejski. Zgoda, podoba mi się, że nie jest zajęty wyłącznie generowaniem pustej złości u widza (jak "Zło"), i jest bardziej subtelny, realistyczny. Ale jest też... cóż, europejski. Oglądacie i nic się nie dzieje. Czytacie opis i dowiadujecie się, że główny bohater zrobił kiedyś coś strasznego, trafił do poprawczaka, a teraz go wypisali i wraca do normalnego życia. Ale tutaj go nie chcą, bo jest przestępcą, i traktują go jak psa. A on to znosi z kamienną twarzą, bo nie chce kłopotów. Ok, wracacie do filmu, mija pół godziny i nadal z filmu nie wynika o co chodzi. Są też inne drobiazgi, jak to, że bohaterowie nie używają imion. Ojciec mówi coś do syna, i nie mówi "John", dzięki czemu widz mógłby sobie przypomnieć o nazywać tak bohatera. Gdy na koniec bohater krzyczy na kobietę - ja nie pamiętałem, kim ona była. Spojrzałem na listę twórców, jej postać miała na imię Bea. Czyli kto? Albo to: dziwny styl kręcenia, przynajmniej okazjonalny. W jednej scenie widzimy jak młody syn siedzi przy stole i je posiłek. Ujęcie zmienia się, i teraz widzimy wyłącznie tego młodego przy stole. Ale słyszymy, że przyszedł ojciec i coś gada. Do młodego? Chyba tak. Dopiero po długim czasie ujęcie zmienia się by odsłonić, iż "z offu" doszedł drugi syn który usiadł przy stole, i to do niego było wszystko mówione. Po co taki chaos? Nie wiem. Rozpisuję się o szczegółach, bo temat całości (szkoły są do upy i nie radzą sobie z podstawowymi rzeczami) był już omawiany w podobny sposób, i "Intruz" nie wydaje się wnosić niczego wartego uwagi do stołu. Intencje były dobre, warsztat solidny, ale my to po prostu już znamy.<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Carol (2015) - 5/10. </b>Pierwsza połowa XX wieku i dwie kobiety, które mają na siebie ochotę, bo... spoglądają na siebie. Tak, wiem, to jest możliwe, ale zamiast budować jakąś relację między nimi twórcy woleli męczyć kolejny raz motyw "wtedy ludzie byli dzicy i nie pozwalali na taką miłość, bo była inna!". I co z tego wynika? A no relacja której fundamentem jest właśnie dramat, że nie mogą ze sobą być, zamiast najpierw pokazać, że czują się ze sobą dobrze bez żadnego konfliktu. Tego tu nie ma. Zamiast tego jest tylko gadanie w stylu: "czuję się winna, bo wolę kobiety". A ja wolę "<a href="http://garretreza.blogspot.com/2013/05/brokeback-mountain.html"><b>Brokeback</b></a>".Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-41554901883317935052016-12-20T20:22:00.001+01:002016-12-22T17:11:10.389+01:00Cinema Post Cast: podcast o filmie "Łotr 1"<div style="text-align: center;">
<i>- Czyli robimy więcej tych podcastów?</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>- Tak.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>- Na jaki temat?</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>- A co jest najbliższą dużą premierą?</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>- Rołg Juan.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>- No to załatwione.</i></div>
<br />
I poszliśmy. Obejrzeliśmy. Nagraliśmy podcast, który rozrósł się do 95 minut, w skład których wchodzi nie tylko gadanie o "<b>Łotrze 1</b>" (bez spoilerów oraz razem z nimi), ale też mówimy o naszych osobistych doświadczeniach dotyczących "<b>Gwiezdnych wojen</b>". Zebrało się nam nawet na nostalgię i wspominamy jak to zbieraliśmy czipsy w których były dodatki związane ze "<b>Star Wars</b>". Znalazło się też miejsce na bloopersy.<br />
<br />
Ku mojemu zaskoczeniu, całości słucha się naprawdę dobrze. A im dalej tym jest lepiej. Wiem, że dużo, ale sam przesłuchałem całości i byłem zdziwiony, że to już koniec. Jakby co, jeśli nie jesteśmy fanami podcastów to polecam zacząć od słuchania robiąc jednocześnie coś jeszcze. Słuchać do jazdy na rowerze, sprzątania, kąpieli... Sam ostatnio bardzo lubię tego słuchać, grając jednocześnie w "Zombie Driver HD". Niby drobna gra, a jednak frajda pełna. Już ponad 10 godzin nabiłem, a nie chcę się zatrzymywać.<br />
<br />
<br />
<iframe frameborder="no" height="166" scrolling="no" src="https://w.soundcloud.com/player/?url=https%3A//api.soundcloud.com/tracks/298844437&color=0066cc&auto_play=false&hide_related=false&show_comments=true&show_user=true&show_reposts=false" width="100%"></iframe><br />
<br />
<br />
<b>Wystąpili:</b><br />
Garret (reżyser, wokal, twórca, hejter Star Wars)<br />
<a href="http://pikowo.blogspot.com/">PiQ</a> (wokal, fan Star Wars)<br />
<a href="http://www.filmweb.pl/user/lucky_luke">Adrian</a> (reżyser dźwięku, montażysta, człowiek słownik, montaż dźwięku, wokal)<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-dm-xFZtkwQI/WFmEuys8COI/AAAAAAAAEDU/VwG_VniMmpwSMLYKDjj7buc9Y9tqQqs0gCLcB/s1600/rogue%2Bone.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://3.bp.blogspot.com/-dm-xFZtkwQI/WFmEuys8COI/AAAAAAAAEDU/VwG_VniMmpwSMLYKDjj7buc9Y9tqQqs0gCLcB/s640/rogue%2Bone.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-72383457704934100842016-12-15T06:00:00.000+01:002016-12-15T16:22:03.955+01:00Picie herbaty to dla już osobisty rytuał<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-QPkAIRxQE-k/WFG1QBq2WtI/AAAAAAAAEDA/IdVqdvCJWA0UVgFy01U9u014KjdAss5UQCLcB/s1600/tea.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="418" src="https://4.bp.blogspot.com/-QPkAIRxQE-k/WFG1QBq2WtI/AAAAAAAAEDA/IdVqdvCJWA0UVgFy01U9u014KjdAss5UQCLcB/s640/tea.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
Jest jeden temat, który wraca co jakiś czas w moim miejscu pracy. Mianowicie:<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
- <i>Garret*, a ty coś pijesz?</i></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Mają oczywiście na myśli, że wstawiają wodę i czy chcę herbatę, kawę, cokolwiek. I za każdym razem odpowiadam, że nie. A potem znowu muszę wyjaśniać: "<i>Czemu???</i>" I mnie przekonują, że tu też mogę sobie zrobić herbatę. Przecież trzeba się napić czegoś ciepłego. "<i>Weź, rozgrzejesz się</i>" Twardo odmawiam, w końcu dają sobie spokój. Za jakiś czas powtórka, i ponownie mnie pytają, czy coś chcę, bo oni wodę wstawiają.<br />
<br />
Pamiętam, jak z 15 lat temu na Polsacie leciał taki program kulinarny jak "<b>Domowa kawiarenka</b>". Jedyny tego typu program, który oglądałem. W jednym odcinku do przyrządzenia ciast kucharz potrzebował naparu z czarnej herbaty, więc pokazał, jak się parzy herbatę. Wtedy kręciły mnie te wszystkie zwyczaje i tradycje, więc gdy zobaczyłem "<i>rytuał</i>" parzenia herbaty to od razu mnie to zafascynowało. A mówimy tu o podstawowych zabiegach, które każdy może wykonać, i nie wydać najpierw na naczynia do tego kilkuset złotych. Ot - nagrzanie dzbanka, zalewanie liści odrobiną herbaty najpierw (one muszą się otworzyć!), a dopiero po minucie do pełna, limit czasowy by nie parzyć za długo (bo wydzielają się kwasy szkodliwe na żołądek). Od tamtego momentu inaczej herbaty już nie piłem. Nawet nie wiem, czy smakuje w ten sposób lepiej, ale ja czuję się lepiej, jako osoba. Bo wkładam w coś więcej wysiłku, nawet jeśli jest to tak prosty i mało zauważalny detal jakim jest przyrządzenie herbaty.<br />
<br />
Ta fascynacja trwa do dzisiaj, mocno się rozwijając. Wtedy, piętnaście lat temu wziąłem z szafki zwykłą sypaną herbatę ze spożywczaka i nie byłem jeszcze świadomy, że gdzie tam istnieją sklepy z herbatami na wagę, które kosztują więcej niż kilka numerów "<b>Kaczora Donalda</b>". Nie wiedziałem, że cytrynę należy dodawać do herbaty gdy liście już nie pływają z naparem. Aby kwas cytrynowy nie rozpuszczał glinu zawartego w herbacie. Niedawno dowiedziałem się, że ta zasada z glinem dotyczy ogólnie wszystkich kwasów. Słodkich napoi z puszek aluminiowych też. A co jest nie tak z glinem? Cóż - najszybsza odpowiedź jest taka, że nie jest on człowiekowi potrzebny w najmniejszym stopniu.<br />
<br />
Dziś picie herbaty to osobisty rytuał, który wyznacza dla mnie wolny dzień. Słucham wtedy "<b>Spirit of Eden</b>" zespołu Talk Talk i parzę sobie napój, gdy za oknem zazwyczaj słońce dopiero wschodzi. Piję, gdy piszę.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="380" src="https://embed.spotify.com/?uri=spotify%3Aalbum%3A4YXo7p7aubyVIbNLoVlBp9" width="300"></iframe><br /></div>
<br />
<br />
<br />
A gdy idę do pracy to nawet nie chcę patrzeć na czajniki elektryczne z kamieniem, do czyszczenia którego nikt się nie poczuwa; na opakowanie z herbatą ekspresową które mówi, że zawartość jest silnie aromatyzowana; na te kubki w których torebki mogą moczyć się i cały dzień... Dlatego do pracy idę tylko z butelką wody mineralnej. Inni niech piją jak chcą, nie będę się mieszać. Raz spróbowałem pokazać im moją stronę tej prostej czynności. I wystarczy.<br />
<br />
Ostatnio coraz częściej dostrzegam objawy tego, że ludzie w ogóle się nie starają. Na studiach szatniarka oddaje moją kurtkę komu innemu. Kupuję choinkę i po paru metrach okazuje się, że siatka była od czapy założona, więc pęka mi i muszę nieść takie rozwarte drzewko do siebie w 14 różnych niewygodnych pozycjach. A fachowiec naprawił mi drzwiczki od pralki w taki sposób, że teraz nie mogę włączyć owej pralki. I w piciu herbaty to najwidoczniej też się objawia. Gdy jestem w gościach i widzę na dnie kubka fusy to mam skojarzenia z ludźmi oglądającymi telewizję bez wyciszania reklam - zamiast tego oglądają je, denerwują się, ale nie wstaną z fotela za żadne skarby. Zresztą, to może być niewielki wysiłek, ale sporo ludzi nie dałoby rady nawet jemu.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
<i>*tak naprawdę praca to jedno z niewielu miejsc, gdzie zwracają się do mnie po moim prawdziwym imieniu, czyli Anastazja.</i></div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-84822373869699959532016-11-29T06:00:00.000+01:002016-11-29T16:23:25.489+01:00Podcast o Festiwalu Pięć Smaków- <i>Ej, <a href="http://www.filmweb.pl/user/lucky_luke">Adrian</a>.</i><br />
- <i>Tak?</i><br />
- <i>Byłeś na tym festiwalu 4 dni. Ja byłem... półtora. Wiem, że ciebie nie uprzedziłem, ale chciałbym z tego nagrać podcast. Z tobą. Myślisz, że mamy wystarczająco dużo do powiedzenia, by nagrać jakieś 10-20 minut?</i><br />
- <i>Głupie pytanie.</i><br />
<br />
<br />
Usiedliśmy i wyszło nam półtorej godziny. Z czego po ostrym montażu wyszło 68 minut. Gadamy o tym, dlaczego festiwal ma taką a nie inną nazwę; co nam się podobało a co nie - negatywne i pozytywne zaskoczenia. Dwa słowa o najlepszych filmach które zobaczyliśmy, ale najistotniejsze jest to, że w trakcie tej długiej rozmowy udało się odtworzyć trochę atmosfery jaką czuje się między ludźmi podczas takiego festiwalu. A to był nasz cel - zachęcić was do uczestnictwa w takich imprezach. Filmy to tam, chuj.<br />
<br />
Poniższy podcast można pobrać i słuchać offline kiedy wam tam pasuje. Ja najbardziej lubię słuchać takich rzeczy gdy się budzę (pomagają mi się rozbudzić) oraz podczas grania w niektóre tytuły, które nie posiadają własnych dialogów do słuchania. Ostatnio Dirt 3 był taką gierką. A jak to jest w waszym przypadku?<br />
<br />
<iframe frameborder="no" height="450" scrolling="no" src="https://w.soundcloud.com/player/?url=https%3A//api.soundcloud.com/tracks/295259420&auto_play=false&hide_related=false&show_comments=true&show_user=true&show_reposts=false&visual=true" width="100%"></iframe><br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<a href="http://www.filmweb.pl/user/lucky_luke">Adrian</a> już przesłuchał i ma erratę wobec tego co tam mówimy:<br />
1) Nie pierwszy seans w ogóle, ale pierwszy seans na którym on był, rozegrał się na małej sali.<br />
2) We Wrocławiu wyświetlili 10 produkcji, a nie 5.<br />
3) Adrian uczestniczył rok temu w trzech poczęstunkach, co wyszło jakby tylko trzy były. Ale raczej było ich więcej.<br />
4) Ogólne wrażenie #1: parę razy mówimy o tym, jakby to takie było, ale to były tak naprawdę subiektywne wrażenia.<br />
5) Ogólne wrażenie #2: Adrian wyszedł lepiej od Garreta.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-CAGnQN-z3E0/WD2dX2pi4SI/AAAAAAAAECQ/oJLSREqkDVEYEnDGlWykG6rYJUMflgYCACLcB/s1600/piec%2Bsmakow.PNG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="248" src="https://1.bp.blogspot.com/-CAGnQN-z3E0/WD2dX2pi4SI/AAAAAAAAECQ/oJLSREqkDVEYEnDGlWykG6rYJUMflgYCACLcB/s320/piec%2Bsmakow.PNG" width="320" /></a></div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-50015697647212028872016-11-14T06:00:00.000+01:002020-06-21T12:00:31.640+02:00Filmstruck - Netflix dla niszowego kina<div>
<span style="font-family: inherit;">Rynek VOD na abonament mały obecnie nie jest, ale konkurencja zawsze jest mile widziana. W listopadzie tego roku powstał Filmstruck, portal z inicjatywy TCM oraz Criterion Collection. Można tam oglądać mnogość tytułów niszowych, artystycznych i okupujących wysokie miejsca w rankingach najlepszych filmów w historii. Obecnie można korzystać z Filmstruck'a w USA, oraz poprzez VPN.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-4BLq-mOpr88/WCVjECxn4QI/AAAAAAAAD_k/PmFhvUD9rksp7UayMBsI3Brr5zgjxa4XgCLcB/s1600/filmstruck.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="358" src="https://4.bp.blogspot.com/-4BLq-mOpr88/WCVjECxn4QI/AAAAAAAAD_k/PmFhvUD9rksp7UayMBsI3Brr5zgjxa4XgCLcB/s640/filmstruck.png" width="640" /></a></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<b><span style="font-family: inherit;">Co to VPN? </span></b></div>
<div>
<b><span style="font-family: inherit;"><br /></span></b></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Jest to sposób na prywatne przeglądanie Internetu poprzez "<i>oszukanie</i>" systemu by wyglądało tak, jakbyśmy przebywali w innym kraju. Niestety jest to też używane do nielegalnego korzystania ze stron które nie mają pozwolenia by operować w innych krajach. Czemu jest to nielegalne, chociaż Filmstruck nie wyświetla żadnych reklam, a wy jako odbiorcy płacicie? Ponieważ opłacając abonament, płacisz podatki w USA zamiast w Polsce. Wam to zapewne bez różnicy, któremu Donaldowi dajecie swoje pieniądze, ale na papierze tak to właśnie wygląda. Dlatego jest to niedogodność. Inną jest to, że oglądając przez VPN może wam internet wolniej działać, oraz przy rejestracji w Filmstrucku musicie podać jako miejsce zamieszkania stan i jego zip code. Kwestia użycia wyszukiwarki. </span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">VPN nie jest potrzebny do założenia konta i przeglądania katalogu.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://2.bp.blogspot.com/-nS3WFTcO1K4/WCVjLOSVTYI/AAAAAAAAD_o/FOLRodsMkrUAlt6yanmmVQsO33lqwee7ACLcB/s1600/2016-11-11%2B07_04_50-Greenshot.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="358" src="https://2.bp.blogspot.com/-nS3WFTcO1K4/WCVjLOSVTYI/AAAAAAAAD_o/FOLRodsMkrUAlt6yanmmVQsO33lqwee7ACLcB/s640/2016-11-11%2B07_04_50-Greenshot.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Przy okazji odkryłem,że Opera ma już wbudowanego, wygodnego VPN.:)</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><span style="font-family: inherit;">Filmstruck ma swoje wady </span></b></div>
<div>
<b><span style="font-family: inherit;"><br /></span></b></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Są one drobne i nie rzucają się w oczy. Dla przykładu, nie ma informacji, do kiedy wykupiłeś abonament. Nie ma żadnej daty (*już jest). Istnieje "Watchlista", ale może być na niej jednocześnie tylko 100 pozycji. Katalog można przeglądać tylko po zalogowaniu, a wyszukiwarka domyślnie nie wyświetla wszystkich wyników (pomija zasoby CC). Wyłączanie strony powoduje wylogowanie się. Podczas przeglądania wszystko jest na jednej stronie, na której kolejne pozycje doczytują się wraz ze zjazdem w dół, więc przejrzenie trochę trwa. Serwis jest też nastawiony na widza który wie, czego chce. Tu nie ma rekomendacji, są co najwyżej nurty tematyczne i tyle. Co ciekawe, brakuje też wystawiania ocen. Nie zobaczycie tutaj żadnej oceny społeczeństwa. Nie mam też pełnego zaufania do wyszukiwarki i dla pewności sprawdzam dwa razy, wpisując tytuł a potem nazwisko reżysera.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<b><span style="font-family: inherit;">To dopiero początek </span></b></div>
<div>
<b><span style="font-family: inherit;"><br /></span></b></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">I nie wiadomo jak to będzie potem wyglądać. O ile z czasem urośnie katalog, który obecnie zawiera jakieś kilkaset pozycji. Czy pojawią się seriale? (obecnie jest tylko "<b>Siedemnaście mgnień wiosny</b>" oraz długie filmy podzielone na epizody, jak "<b>Fanny i Aleksander</b>" czy "<b>Wojna i pokój</b>" Bondarczuka) Czy pojawią się dodatkowe strony na których będą informacje o nowych pozycjach? Teraz jest tylko informacja na stronie głównej, ale nie wiem, jak głęboko w przeszłość ona sięga. Brakuje napisów innych niż angielskie, nie usłyszycie też innej ścieżki dźwiękowej niż oryginalna.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-eeAkC4bZaEk/WCVj4mDL9jI/AAAAAAAAD_s/IRZpfe44lko-HczWKf-s08viwt7zOPXSQCLcB/s1600/filmstruck2.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="294" src="https://4.bp.blogspot.com/-eeAkC4bZaEk/WCVj4mDL9jI/AAAAAAAAD_s/IRZpfe44lko-HczWKf-s08viwt7zOPXSQCLcB/s640/filmstruck2.png" width="640" /></a></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><span style="font-family: inherit;">Obecnie to takie mniejsze Hulu</span></b></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Bo Hulu również zawiera Criterion Collection (chociaż brakuje wielu pozycji, które ma Filmstruck) i tam też obejrzycie sporo niszowego kina. A do tego są seriale i nowości, plus cena jest niższa (ale są wyświetlane reklamy). A też trzeba używać VPN by oglądać, bo oba serwisy operują wyłącznie w USA.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">"<i>Mniejsze</i>" nie oznacza "<i>niewarte uwagi</i>"! Jeśli jesteście zainteresowani takim kinem, spokojnie spędzicie tutaj nawet i kilka miesięcy, każdego dnia oglądając co innego. Chociaż kilka pozycji nie robi na mnie wrażenia, to trudno zaprzeczyć, że jest to kino warte uwagi (wczesny Chaplin, Kurosawa, Kubrick). Moje oczy szerzej się otworzyły gdy zobaczyłem "<b>Chłopca z Ulicy Gulling</b>", "<b>I Knew Her Well</b>", "<b>Południe</b>", "<b>Close-Up</b>", "<b>Watership Down</b>", "<b>Jeanne Dielman</b>", "<b>World on a Wire</b>", "<b>Sunday, Bloody Sunday</b>", "<b>I am Cuba</b>", "<b>Tom Jones</b>", "<b>Gaslight</b>", "<b>Long Good Friday</b>" czy inne "<b>Nibelungi</b>". A tych tytułów inaczej nie obejrzycie "legalnie", z tego co wiem. Chyba, że chcecie kupować DVD/BR gdzieś w UK.</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;">Na pewno warto zapamiętać ten portal. Pierwsze 2 tygodnie są darmowe. Nie ma reflinka, dzięki któremu moglibyście dać mi miesiąc za darmo. Cennik już sami sobie zobaczycie.:)</span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.filmstruck.com/"><span style="font-family: inherit; font-size: large;"><b>http://www.filmstruck.com</b></span></a></div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8033245392290123300.post-58393784410538985702016-11-07T06:00:00.000+01:002016-11-07T19:33:52.048+01:00Ulubione piosenki Garreta z lat 70. XX wieku<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-MS6cgddEQGE/WCDI2frDacI/AAAAAAAAD_I/CnfTvZuQI948R6elPQmAyoHO_v-KqyL2wCLcB/s1600/lata70.PNG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="420" src="https://4.bp.blogspot.com/-MS6cgddEQGE/WCDI2frDacI/AAAAAAAAD_I/CnfTvZuQI948R6elPQmAyoHO_v-KqyL2wCLcB/s640/lata70.PNG" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Blisko sześć godzin muzyki. 70 najlepszych utworów z lat 70tych XX wieku. To przypadek. Miałem dobić do stu, ale to jeszcze nie ten moment.</div>
<br />
<a name='more'></a><br /><br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="380" src="https://embed.spotify.com/?uri=spotify%3Auser%3Agarretreza%3Aplaylist%3A0j4bmOCnd4vGPNWaDzBQZr" width="300"></iframe><br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Przyjąłem zasadę jednej piosenki na jednego wykonawcę, zespół lub solistę. Od najlepszego do najmniej dobrego, chociaż miejscami kolejność jest mocno umowna.<br />
<br />
Na muzyce się nie znam, ale o kilku piosenkach mogę napisać ze dwa zdania. "<b>I Met A Little Girl</b>" i cała płyta "<i>Here My Dear</i>" Marvina Gaye było moim odkryciem tego artysty. Wcześniej w ogóle nie podobały mi się jego nagrania, a tutaj trafiłem na idealną płytę do tulenia kobiet. "<b>Love Grows</b>" to utwór pojawiający się we "Wściekłych psach", chociaż nie osobiście. Stamtąd znam, i polubiłem od razu. "<b>Late for the Sky</b>", "<b>Child Of Mine</b>" zachwycają mnie tekstem, a takie utwory jak "<b>Born to Run</b>", "<b>Layla</b>", "<b>2112</b>" i "<b>Bridge Over Troubled Water</b>" było moimi odkryciami muzycznymi na samym początku poznawania klasyki, kiedy to me uszy odkrywały co ta sztuka jest w stanie zrobić.<br />
<br />
Przy "<b>Shine On...</b>" uwielbiam zasypiać. "<b>Modlitwa</b>" jest zapewne najlepszą piosenką w historii polskiej muzyki - a nie jestem nawet religijny, chociaż ludzi odrzuca już pierwsze słowa. "<b>Down by the River</b>" dostało się na listę rzutem na taśmę, bo Neil Young przez długi czas był obrażony na streaming, ale teraz, w sobotę, zauważyłem powrót jego dyskografii na Spotify... więc mogę słuchać jego "<i>Everybody Knows This is Nowhere</i>" w moich drogich słuchawkach. To może być jednak moja ulubione nagranie od niego. Nie "Harvest", jak do tej pory sądziłem.<br />
<br />
"<b>Box of Rain</b>" odkryłem niedawno, gdy oglądałem "Freaks and Geeks". To może być najszczęśliwsza piosnka jaką w życiu słyszałem (jak na ironię, bo miała być śpiewana dla umierającego ojca jednego z członków zespołu). Gdy tylko ją słyszę to widzę grupę przyjaciół jamujących przy ognisku, gdy połączyła ich jakaś kosmiczna energia i każdy z nich znalazł swoje miejsce w tym utworze.<br />
<br />
"<b>Beautiful Child</b>". Nie mam ulubionej piosenki wszechczasów, ale jeśli miałbym wybierać to właśnie tę. Trafiłem na nią podczas poznawania dyskografii Fleetwood Mac, przyszedł czas na płytę "Tusk", a ją zacząłem od słuchania najdłuższej piosenki. Jakoś tak mi się wtedy wydawało, że im dłuższa tym bardziej warta uwagi. I co? "<b>Beautiful Child</b>" było w porządku. Ale wracam do tej piosenki. I coraz bardziej ją sobie ceniłem. Szanuję również poniższą wersję na żywo. Brakuje mi tych talerzy z 3:50 w wersji studyjnej.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/Q2ZCe1B9YsU" width="560"></iframe></div>
</div>
Garret Rezahttp://www.blogger.com/profile/11057629830070171745noreply@blogger.com0