środa, 20 sierpnia 2014

(serial) Latający cyrk Monty Pythona

Comedy, 1969


Zagadka wszechświata #25034: dlaczego Garretowi, który lubi pełnometrażowe produkcje Monty Pythona, nudził się na ich serialu? Chyba nigdy tego nie pojmę.

Z początku, nawet jeśli pojawiał się jakiś udany dowcip, to zaraz był marnowany przez kolejne wątki, scenki, i długość odcinka. Mam wrażenie, że lepiej by się to sprawdziło w formie dużo krótszej, jak te filmiki na YT. Jeden gag, jedna scena, i koniec. W obecnej formie, nawet jeśli prognozy były dobre to i tak miałem dosyć w ciągu pierwszych 10 minut. Gagi były powtarzalne, wymuszone, jakby na siłę wciskano mi, że są śmieszne - nie uśmiechnąłem się za pierwszym razem? To może za drugim? To może szóstym? Do tego ciągły chaos, bez tematu czy jakiegoś motywu, wszystko ogólnikowo, w pośpiechu, byle większy absurd, często gubiąc sens dowcipu jeśli taki był po drodze.

Nie jest to zła produkcja. Nie przekazuje złych wartości ani nic z tych rzeczy, żarty jeśli schodzą do niskich to tylko po to, by takowe wyśmiać. Nie ma obrzydliwości ani niczego poniżej poziomu. I nawet w tych nieśmiesznych epizodach widać wysiłek oraz talent twórców. Potwierdzają go zresztą w lepszych momentach, które tu wymienię. 13 odcinków obejrzałem, skacząc po całości, i nie mam ochoty oglądać tego dalej. Wręcz cieszę się jak cholera, że mam to za sobą.


Miejsce 5: Gdy Dennis Moore okradał bogatych i dawał biednym, w efekcie zamienił ich miejscami i wpadł w zakłopotanie.

Miejsce 4: Nauka obrony przed napastnikiem uzbrojonym w banana. Chyba pierwszy gag w całym serialu, który mnie rozbawił.

Miejsce 3: Spotkanie ze sławnymi osobistościami historycznymi jak Lenin, by poprzez zadawanie pytań wyłonić najmądrzejszą osobę w historii. Kategoria to oczywiście sport i zadania w stylu: kto wygrał puchar Anglii w 1955 roku.

Miejsce 2: z pewnością było udanych żartów więcej, bo nie wierzę, że tylko cztery mnie śmieszyły na tyle odcinków. Po prostu nie pamiętam.

Miejsce 1: Gdy chłop z wadą wymowy nie umiał wymawiać "C", więc poradzono mu, by zamiast "Coca Cola" mówił "Koka Kola". I to zadziałało.

Ulubiony odcinek: "Blood, Devastation, Death, War and Horror" (3x04). Taki solidny epizod, od początku do końca umiejący wywołać u mnie uśmiech.

4 komentarze:

  1. A ja mam odwrotnie wolę serial od pełnometrażówek, a mówiąc dokładniej to kiedyś tak było, bo teraz już chyba żadne ich produkcje mnie nie kręcą. Jako nastolatek oglądałem nałogowo, a teraz zupełnie nie moja bajka, poczucie humoru też nie.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, ja się obawiam trochę, że też "Briana" i pozostałe odtrącę. Jakby nie było, widziałem je jeszcze w gimnazjum...

      Ob tak nie było. Niewiele mam ulubionych komedii.:)

      Usuń
  2. Mam wrażenie, że wiele żartów jest zwyczajnie dziś nieczytelny, oni tam mocno odnosili się do obecnej sytuacji w Anglii. Widziałeś żart z papugą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie...

      Ale żarty dotyczące telewizji czy rządu były, i dawałem radę je zrozumieć. Znaczy były uniwersalne i jasne w przekazie. Przynajmniej te, na które się natknąłem. Coś o szympansach, które lepiej układają program tv od władz BBC?...

      Usuń