Narosły pewne mity wokół tego, jak wygląda tryb życia uczestnika festiwalu. Ponoć pijemy cały czas kawę, na koniec ledwo trzymamy się na nogach a po powrocie do domu śpimy trzy dni. W rzeczywistości... To nie jest obowiązkowy plan dnia. U mnie wyglądał on trochę inaczej.
Jedna uwaga na początek: wszelkie przykłady są tutaj orientacyjne. Takie rzeczy nie działy się codziennie, ale coś podobnego kalibru już tak. Starałem się pisać też wyłącznie o takich umiarkowanych rzeczach. Nie będę udawać, że każdego dnia siedziałem do 4 nad ranem w Arsenale, pijąc drinki na leżaku pod drzewem skąd wracałem w deszczu, po drodze widziałem pijanego Świętego Mikołaja na czworaka pod kinem, przy Forum Muzyki prawie przejechała mnie taksówka jadąca po chodniku co podsumowałem myślą: "Ale to byłaby żałosna śmierć" i poszedłem dalej, ledwo ten punkt opuściłem to przyczepił się do mnie jakiś pijak który chciał gdzieś dojść i zaczął ze mną iść przez następne 10 minut, cały czas mówiąc: "Kolego, nie opuszczaj mnie" na zmianę z: "A ty jesteś tutejszy?", więc gdy w końcu mnie zostawił to miałem już tylko spokojną ostatnią prostą do hotelu, w czasie której mogłem się już tylko bać, że mnie okradną, bo znajomy zaczął tę noc od opowiedzenia mi historii o tym, jak jego kumpel został napadnięty przed paroma dniami - na szczęście do hotelu dotarłem w całości, poszedłem spać i obudziłem się SAM, bez budzika, cztery godziny później, by pójść na film o 9:45... To zdarzyło się tylko raz.
Tak. A więc zaczynamy:
