Jest jeden temat, który wraca co jakiś czas w moim miejscu pracy. Mianowicie:
- Garret*, a ty coś pijesz?
Mają oczywiście na myśli, że wstawiają wodę i czy chcę herbatę, kawę, cokolwiek. I za każdym razem odpowiadam, że nie. A potem znowu muszę wyjaśniać: "Czemu???" I mnie przekonują, że tu też mogę sobie zrobić herbatę. Przecież trzeba się napić czegoś ciepłego. "Weź, rozgrzejesz się" Twardo odmawiam, w końcu dają sobie spokój. Za jakiś czas powtórka, i ponownie mnie pytają, czy coś chcę, bo oni wodę wstawiają.
Pamiętam, jak z 15 lat temu na Polsacie leciał taki program kulinarny jak "Domowa kawiarenka". Jedyny tego typu program, który oglądałem. W jednym odcinku do przyrządzenia ciast kucharz potrzebował naparu z czarnej herbaty, więc pokazał, jak się parzy herbatę. Wtedy kręciły mnie te wszystkie zwyczaje i tradycje, więc gdy zobaczyłem "rytuał" parzenia herbaty to od razu mnie to zafascynowało. A mówimy tu o podstawowych zabiegach, które każdy może wykonać, i nie wydać najpierw na naczynia do tego kilkuset złotych. Ot - nagrzanie dzbanka, zalewanie liści odrobiną herbaty najpierw (one muszą się otworzyć!), a dopiero po minucie do pełna, limit czasowy by nie parzyć za długo (bo wydzielają się kwasy szkodliwe na żołądek). Od tamtego momentu inaczej herbaty już nie piłem. Nawet nie wiem, czy smakuje w ten sposób lepiej, ale ja czuję się lepiej, jako osoba. Bo wkładam w coś więcej wysiłku, nawet jeśli jest to tak prosty i mało zauważalny detal jakim jest przyrządzenie herbaty.
Ta fascynacja trwa do dzisiaj, mocno się rozwijając. Wtedy, piętnaście lat temu wziąłem z szafki zwykłą sypaną herbatę ze spożywczaka i nie byłem jeszcze świadomy, że gdzie tam istnieją sklepy z herbatami na wagę, które kosztują więcej niż kilka numerów "Kaczora Donalda". Nie wiedziałem, że cytrynę należy dodawać do herbaty gdy liście już nie pływają z naparem. Aby kwas cytrynowy nie rozpuszczał glinu zawartego w herbacie. Niedawno dowiedziałem się, że ta zasada z glinem dotyczy ogólnie wszystkich kwasów. Słodkich napoi z puszek aluminiowych też. A co jest nie tak z glinem? Cóż - najszybsza odpowiedź jest taka, że nie jest on człowiekowi potrzebny w najmniejszym stopniu.
Dziś picie herbaty to osobisty rytuał, który wyznacza dla mnie wolny dzień. Słucham wtedy "Spirit of Eden" zespołu Talk Talk i parzę sobie napój, gdy za oknem zazwyczaj słońce dopiero wschodzi. Piję, gdy piszę.
A gdy idę do pracy to nawet nie chcę patrzeć na czajniki elektryczne z kamieniem, do czyszczenia którego nikt się nie poczuwa; na opakowanie z herbatą ekspresową które mówi, że zawartość jest silnie aromatyzowana; na te kubki w których torebki mogą moczyć się i cały dzień... Dlatego do pracy idę tylko z butelką wody mineralnej. Inni niech piją jak chcą, nie będę się mieszać. Raz spróbowałem pokazać im moją stronę tej prostej czynności. I wystarczy.
Ostatnio coraz częściej dostrzegam objawy tego, że ludzie w ogóle się nie starają. Na studiach szatniarka oddaje moją kurtkę komu innemu. Kupuję choinkę i po paru metrach okazuje się, że siatka była od czapy założona, więc pęka mi i muszę nieść takie rozwarte drzewko do siebie w 14 różnych niewygodnych pozycjach. A fachowiec naprawił mi drzwiczki od pralki w taki sposób, że teraz nie mogę włączyć owej pralki. I w piciu herbaty to najwidoczniej też się objawia. Gdy jestem w gościach i widzę na dnie kubka fusy to mam skojarzenia z ludźmi oglądającymi telewizję bez wyciszania reklam - zamiast tego oglądają je, denerwują się, ale nie wstaną z fotela za żadne skarby. Zresztą, to może być niewielki wysiłek, ale sporo ludzi nie dałoby rady nawet jemu.
*tak naprawdę praca to jedno z niewielu miejsc, gdzie zwracają się do mnie po moim prawdziwym imieniu, czyli Anastazja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz