Parę tygodni pisałem o ideologicznym bezsensie tworzenia takich podsumowań. Ale problemy są jeszcze inne, a co najciekawsze - wcale nie ograniczają się do wybierania najsłabszych filmów roku. Tyczą się też często wybierania tych najlepszych, przez wielu ludzi i wiele organizacji. Oto trzy czysto matematyczne powody, dla których nie jest możliwe wyłonienie najgorszego tytułu.
#1 Trzymanie się kina mocno promowanego
Ekranizacje komiksu, filmu ze znanym nazwiskiem na plakacie, adaptacja, biografia, ekranizacja. Każdy to obejrzy. Kino polskie, z Azji, Europy i reszty świata - niewiele się tym zainteresuje. I nie gadajcie o różnicy poziomów, tu liczy się tylko marketing, nie poziom produkcji.
#2 Trzymanie się anglojęzycznego kina
Magiczna sytuacja: widzicie na jakiejś liście najgorszych tytuł w którym mówią wyłącznie po włosku. Nie oglądacie, nie? Bo dopiero tutaj włącza się ta lampka: "Po co to oglądać?". Trzeba w to włożyć jakiś wysiłek, naaaaah... I w ten sposób polskie gnioty nigdy nie wyjdą poza granice naszego kraju. Z drugiej strony, z innego rynku wyjdzie wszystko, i to ono będzie słynne, oglądane i pojawiało się na listach. A ile przy tym zarobią, to nawet nie chcę myśleć.
#3 Trzymanie się ustalonych reżyserów
Debiutant coś nakręci, nawet i dobrego, ktoś się tym zainteresuje. Ale ktoś znany coś nowego nakręci i wszyscy to oglądają, bo przy każdym można napisać to samo: "Pani/Pan X 5, 10,15, 50 lat temu nakręcił film który lubię, ale ten dzisiaj to był zawód!". Nie chcę niczego psuć, ale liczenie, że ktoś zrobi coś dobrego, bo kiedyś już raz tego dokonał, jest całkowicie nielogiczne. Szczególnie w świecie filmu, gdzie w produkcję wpierdala się w przybliżeniu jakieś Całe Mnóstwo Ludzi, i niewiele tam zależy od jednego człowieka. A gdy tak jest, to z pewnością nie robi tam za reżysera, i nawet nie wiecie, jak się nazywa.
...Do tego momentu można by tę listę zatytułować "Czemu nie jest możliwe wyłonienie najlepszych filmów roku". Ale mam tu jeszcze jeden punkt:
#4 Prawdziwie złych filmów nikt nie ogląda
Są takie dziwności jak "Złe, że aż dobre w oglądaniu", i to oczywiście wielu obejrzy. Jednak gdy tytuł jest denerwujący? Nudny? Nikt tego nie ogląda. Z tego co się orientuję, najbardziej irytującym filmem 2013 roku są "Smerfy 2". Najnudniejszym - "Diana". Ludzie się trzymają przy "After Earth", "Rekinado", "Host".
Ilekroć widzę takowe podsumowanie, widzę tylko jedno: laika, który nie wie nic o kinie, ale widzi okazję do żartowania czyimś kosztem i bezkarnego wyliczania standardowych oraz uniwersalnych epitetów. A filmy które wybiera... są bezpieczne. Można wręcz podejrzewać, że po to były wyprodukowane. Ostatnio nawet pojawiła się grupa tytułów, które bezpiecznie jest nie lubić jednocześnie będąc przy tym kontrowersyjnym. Bardzo rzadko pojawia się ktoś, kto ma argument, i w jego tonie brzmi pasja kogoś naprawdę urażonego lub zdenerwowanego. Kogoś, kto się zna i umie krytykować. Niech będzie, że prowadzącego misję. Zamiast bawiącego się faktem, że ktoś produkuje gnioty, wolącego uczciwie za to zganić. I widzi w tym sens, zamiast stwierdzić: "to normalne, ludzie to idioci, oglądają gówno, blablabla". Niech to będzie piątym punktem na tej liście.