środa, 24 października 2012

NIESAMOWITY SPIDERMAN

Superhero & Teen Movie, 2012


Świetne postaci i dobór aktorów... ale gdzie akcja?

Reboot trylogii Spidermana zapowiadał się bardzo obiecująco. Nie żeby był potrzebny, bo to co Raimi zrobił było przynajmniej zadowalające w przeważającej części, ale zawsze można podejść do tematu w nowy sposób. Ot, choćby poprzez pokazanie przemieszczania się Spidermana po Nowym Jorku z perspektywy jego oczu. Wyobraźcie sobie: patrzycie jego oczami, jak niemal dosłownie lata po jednym z największych miast na Ziemi. To właśnie obiecywał zwiastun, czego trzeba było więcej? Co się mogło nie udać?

Marc Webb zaczyna swój film od pokazania dzieciństwa Petera Parkera, który teraz zostaje odstawiony przez rodziców do swojego wujka i ciotki - wtedy też widział ich po raz ostatni. Następnie już w teraźniejszości widzimy, jak Peter jako nastoletni uczeń stara się poznać jednego z przyjaciół jego ojca. To w jego laboratorium zostanie ukąszony przez pająka, przez co pozyska kilka specjalnych mocy - jak umiejętność chodzenia po ścianach, wyczulone zmysły i szybszy refleks. Jednym słowem, stanie się Spidermanem.

Widać więc, że to nie remake "Spidermana" z 2001 roku, tylko dosłowny reboot całej serii. Sporo rzeczy jest tu inaczej, począwszy od tempa opowieści na postaciach kończąc. Od początku: człowiek-pająk nie od razu postanawia być superbohaterem. Najpierw jedynie szuka tego jednego, który zabił mu wujka, wszystko jest bardzo osobiste. Najpierw w kapturze, dopiero gdy od jednego bandyty usłyszy "Znajdę cię!" zaczyna używać maski. Właściwie to chyba w całym filmie nie uznaje, że jego misją jest ratowanie miasta - nawet samego terminu "Spiderman" używa się w tym filmie tylko kilka razy, a pierwszy będzie dopiero w jego drugiej połowie!
Co się tyczy postaci - tu jest naprawdę ogromna różnice. W ogóle nie ma Mary Jane, zamiast niej rolę "dziewczyny Spideya" przypada Gwen Stacy - a ta zamiast zwisać z mostów i drzeć się o pomoc woli sama o siebie zadbać, a w międzyczasie czarować widza, bo sympatia wręcz bije od niej. Wnosi sporo do historii, jej relacja z Peterem naprawdę może się podobać, jest po prostu pełnoprawną postacią. Sam Peter też się zmienił, jest bardziej naturalny, zwykły i przyjemny w odbiorze. Dosłownie od pierwszej sceny, w której jakaś dziewczyna na korytarzu w szkole go zagaduje. Wspominam o niej, bo już w niej można było wiele zepsuć, można było pójść w standardowe rozwiązanie, czyli: najpierw bohater napala się, że dziewczyna do niego zagaduje, robi ten głupi uśmiech, podrzuca sobie wyżej plecak na ramieniu, wiecie, albo przeczesuje sobie włosy. Wszystko po to, by potem gdy okaże się, że dziewczyna wcale go nie podrywa, móc zrobić smutną minę, zgarbić się, wybąkać jakieś "och", żeby widz zrozumiał kontrast i było mu go żal. Tego w ogóle nie było, mimika Garfielda w tej scenie prawie w ogóle się nie zmieniła, ale efekt i tak był zrozumiały. Ale różnica polega na subtelności.

Nawet na drugim planie wiele wysiłku włożono w postaci wujka Bena i cioci May. Dla przykładu, wujek potrafi porozmawiać ze swoich siostrzeńcem, dać mu przykład, przemówić do rozsądku, wesprzeć. Gdy Parker po ukąszeniu wraca do domu i na oczach wujostwa obrabowuje lodówkę, jego wujek komentuje: "On je twoje pulpety. Nikt ich nie lubi". Na co ciotka: "Dlaczego mi nigdy nie mówiłeś, że ci nie smakują? Robiłam je od 36 lat, ile razy ci je przyrządziłam?".

A więc wszystko pięknie, do tego momentu trylogia Raimiego nie ma nawet startu do wersji Webba. Bohaterowie, relacje między nimi, rozwój psychologiczny, wszystko świetnie... Do czasu, gdy minie jakaś połowa filmu i zniecierpliwiony widz zacznie coraz bardziej dziwić się, jak niewiele jest w tym filmie scen akcji. Takiej typowej akcji-akcji, z pościgami, pojedynkami i bujaniem się na linie. Tego jest tak niewiele, że aż trudno w to uwierzyć. To przecież "Spiderman"! Z widokiem z pierwszej osoby!

Prawda jest jednak taka, że wspomnianej perspektywy użyto w całym filmie na krótko w jakichś trzech scenach. I to dosyć przypadkowych, nie miały za zadanie uatrakcyjnić tego, co obecnie widz miał zobaczyć. Do tego nie ma żadnych płynniejszych przejść między nimi a resztą ujęć, żadnego zbliżenia na ramię Spidermana lub coś.

Kiedy jednak akcja trwa, to jest wykonana dobrze. Bohater porusza się z gracją po wszystkim co się da, różne rzeczy latają, inne zostają rozwalone... ale nie ma niczego, co byłoby warte zapamiętania. Poza sceną, w której nagle zacząłem słyszeć muzykę klasyczną i zobaczyłem na pierwszym planie starszego bibliotekarza w słuchawkach, a za nim w tle Spidey tłuk się z Lizardem. To było przekomiczne.

Ale to wciąż ekranizacja "Spidermana". Widzowie mieli prawo oczekiwać akcji, zamiast tego poczułem się trochę jak fan Harry'ego Pottera który poszedł do kina i zobaczył, że lekcje w większości prowadzone są na błoniach, a sam Hogwart pojawia się w kilku ujęciach. Łapię, naprawdę łapię na co chciano postawić w tej wersji, i to się udało, gratuluję! Całość jest o wiele przyjemniejsza w odbiorze, nie ma tanich zagrań, bohaterowie są mądrzejsi, a akcja jest bardziej realistyczna (bohater już nie lata do przodu łapiąc się linami nie wiadomo czego, teraz wyraźnie widać do czego strzela, a jego ruch przypomina huśtanie). Ale uprzedzam - chciałeś scen akcji, czekaj na drugą część lub odpal którąkolwiek z trylogii Raimi'ego.


6/10.

http://rateyourmusic.com/film/the_amazing_spider_man_f1/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz