Crime & Black Comedy, 2013
Para oszustów zostaje nakryta przez FBI. Zamiast jednak ich skazać, oferują im współpracę przy rozpracowywaniu kolejnych przestępców. Oczywiście zgadzają się. "American Hustle" to udana komedia kryminalna, choć nie wyróżniają się ani poczuciem humoru ani niczym innym. Postaci i ich imion nie pamiętam, fabuła ulatuje z pamięci, pozostaje tylko wrażenie miło spędzonego czasu. Dialogów słuchałem z przyjemnością, a ogólny kierunek humoru całkiem mi odpowiadał - nie mogłem się nie uśmiechać widząc "Some of this actually happen" otwierające film (zamiast standardowego "Based on true story"), albo Christiana Bale'a z brzuszkiem, przyklejającego sobie perukę na łysinę. Aż do końca miałem gwarancję, że co chwila zobaczę jakiś miły moment, dzięki czemu seans był całkiem sporą przyjemnością.
Oddzielne są dwie kwestie, których zupełnie nie rozumiem. Pierwsza to Amy Adams, która dwa lata temu tańczyła z Muppetami, a teraz chodzi z biustem na wierzchu, ponieważ... Jakieś propozycje? Po drugie, piosenki. W czasie seansu usłyszałem między innymi "Goodbye Yellow Brick Road" Eltona Johna albo "I Saw The Light" Todda Rundgrena. To oczywiście dobre piosenki i było mi miło je ponownie usłyszeć, ale jaki był powód ich obecności? Strasznie dziwne było oglądanie czołówki, w której bohaterowie mają gdzieś iść, i w czasie gdy idą a potem wchodzą do pokoju, tempo zwolniło, a ja usłyszałem "Dirty Work" Steely Dan. Bardzo dobry kawałek, strasznie go lubię - ale co on miał wspólnego z filmem? Tekst się zgadzał, ale cały klimat tego utworu już nie. Do niczego - do filmu, do sceny, do intra, a szczególnie do umiejscowienia w czołówce. Najdziwniejsza scena to "Live and Let Die" wykonywana na niby (!) przez Jennifer Lawrence (!) do jej... synka (!) przy sprzątaniu (!). I trzęsie przy tym głową, i jest strasznie... do dupy.
Ponoć chodzi o to, że "American Hustle" miał w założeniu być kiczowaty. Eeetam... Za często coś ostatnio słyszę tę wymówkę.
https://rateyourmusic.com/film/american_hustle/