niedziela, 18 listopada 2012

JESTEŚ BOGIEM

Drama & Music, 2012


Cholera wie, co to.

Jak na biografię zespołu, bardzo mało tu faktów, genezy tekstów chyba w ogóle nie ma. Jak na biografię jednego człowieka też cienko, bo nie znam prawdziwych danych Magika.

Generalnie tak wygląda historia zespołu wg filmu: facet rano idzie do szkoły, poznaje pierwszy raz hip hop, próbuje coś, idzie do słynnego Magika, oczywiście zostają ziomami od pierwszego wejrzenia, zakładają bend z jeszcze jednym typem. "Hej, a jak się nazwiemy?; Paktofonika. A co to? Pakt przy dźwięku głośnika. Sam to wymyśliłeś?". Robią single, nie idzie im w studiu więc się włamują do szkoły i po nocy tam pracują, gość im nie płaci i robi w jajo, ale znajduje się kolejny typ który zachwycony jest ich płytą, mimo że nie lubi hip hopu, ale ich kawałki są w pyte, więc im pomoże... Wydaje płytę, koniec. Ostatnie 40 minut to już budowanie do samobójstwa, żeby było choć trochę wiarygodne psychologiczne. I to jest raczej minus, skoro fakt historyczny w filmie wykonano tak, że jest tylko ciut wiarygodniejszy od próby samobójczej Kate z "Titanica".

Tak, jest bardzo po łebkach. Nawet nie pamiętam pseudonimu trzeciego członka. Ani czemu zajeli się hiphopem. Ani o czym były ich piosenki. Ani czemu tak się nimi ludzie zachwycili. Skąd ci fani itd. I generalnie chyba niewiele się dowiedziałem o Paktofonice. Tylko tyle, że drugim był Fok/cus. Bo to, że nagrywali hiphop, byli z Polski, byli popularni a Magik wyskoczył z okna to wiedziałem przed filmem.

Podobał mi się skok do przeszłości. I nie chodzi o to, że w Polsce nic się od 12 lat nie zmieniło, tylko naprawdę do tego się przyłożyli. Od tych dużych telefonów stacjonarnych po oryginalne nagranie z gali jakichś polskich nagród muzycznych i Reni Jussis w tv mówiącą, że Paktofonika dostała nagrodę za płytę HH.

Aktorzy z jednej strony nauczyli się rapować, a z drugiej ogolili głowy, założyli wyciągnięte dresy i na tym się często kończyło. "Przepraszam, a pan wie gdzie jest Magik?" z miną zbitego psa, no dajcie spokój.

No i oczywiście polska szkoła montażu dźwięku, czyli jak za oknem pada deszcz to dialogów nie usłyszycie.


4/10

http://rateyourmusic.com/film/jestes_bogiem/

czwartek, 15 listopada 2012

MISTRZ

Psychological Drama, 2012


Jest w tym filmie scena wtrącenia do więzienia Freddy'ego, który po zamknięciu dużo krzyczy, rzuca się, wali barkami w górną pryczę a na końcu rozwala sedes... Wszystko w jednym ujęciu. Wyobrażacie sobie, że kręcono to z dublami? Ktoś wstawiał do celi kolejne sedesy, Joaquin Phoenix raz za razem bił tymi plecami, zdzierał sobie gardło kilkugodzinnym krzyczeniem... To jedna z najciekawszych zalet filmu: przy oglądaniu łatwiej jest uwierzyć, że to prawdziwe życie niż film. Podobne wrażenie wywarł na mnie "Sid i Nancy" lub "Le Trou".
Podobało mi się tempo filmu, zgranie montażu z muzyką, zdjęcia, poszczególne sceny, narracja również ma swoje bardziej udane momenty (jak choćby podanie nazwiska tytułowego mistrza, które pada w połowie filmu). Napisałem o zaletach w skrócie, bo chciałbym się skupić za tym, co mi się nie podobało, jednak nie chcę byście odnieśli wrażenie, że film w ogóle mi się nie podobał.

Bohater wraca z wojny z licznymi problemami, głównie psychologicznymi. Na swej drodze spotyka w końcu Mistrza.
Założenie Mistrza wygląda następująco: każde życie nosi w sobie wspomnienie poprzednich wcieleń, czyli każda obawa nabyta miliony lat temu żyje w nas do teraz i cofając się do tamtego momentu można się z tego wyleczyć. Koniec. Nic więcej. I nawet nie chodzi mi głównie o to, że nawet takie dziwności jak druga linia fabularna (tak to nazwę, żeby uniknąć spoilerów) z szóstego sezonu "LOST" jest bardziej złożona i sensowna. Bardziej męczy mnie, że reżyser nie ugryzł tego w żaden sposób. Jeśli chodzi o zakres fabuły, ta idea jest tylko podstawą od której Mistrz wychodzi do kazania np. chodzenia od ściany do szyby przez 4 miesiące. Jak to się łączy nie mam pojęcia. Sam Mistrz przynajmniej tego nie wie.

Nie wiem też, czy Anderson chciał przedstawić Mistrza jako realnego przywódcę w którego trzeba uwierzyć by zostać zbawionym czy co tam chcecie, czy może chciał obnażyć jego słabość poprzez pokazanie jego nieudolność i słabości wobec czegokolwiek racjonalnego. Równie dobrze mógł wyjść z błędnego przekonania, że można przedstawić obie te wersje obok siebie, że można je pogodzić i stworzyć wtedy spójny obraz. Nie można. Obaj mają momenty w których zachowują się jak głupcy, ale też jak ludzie racjonalni. To w żadnym razie nie były dla mnie spójne postaci. Najpierw Mistrz mówi: "Przede wszystkim, jestem człowiekiem" i sprawia wrażenie, że naprawdę rozumie co właśnie powiedział. W innej scenie dzwoni po Freddy'ego, bo ma dla niego robotę, a gdy ten przyjeżdża to pytają go, po co wrócił i jeśli wyjdzie, już nie będzie mógł wrócić. Jakby ktoś pomieszał sceny w montażu.

Jak wygląda świat? Mistrz nazywa siebie Mistrzem, przez co możnaby pomyśleć, że jest kimś ważnym. Jednak gdy bohater rozdaje ulotki swojej organizacji nikt na ulicy nie jest zainteresowany. Jak wygląda sama organizacja? Czy każdy członek musiał przechodzić testy jak Freddy? Bo tylko on to w całym filmie robił. Jak wygląda ich wiara? Dochodzi w pewnym momencie do opublikowania książki Mistrza, co zostaje... pominięte. Słyszymy, że książka zawiera odpowiedzi, spodziewałem się czegoś co nada filmowi sensu, a dostałem puste miejsce.

Chociaż prawdopodobnie chodzi tylko o pokazanie, że różnego rodzaju kulty skierowane są tylko do przegranych, mówi się im cokolwiek byle trzymać ich blisko a potem zajmuje się ich uwagę bezsensownymi czynnościami do czasu, aż nie będą mogli lub nie będą chcieli naprawić swojego błędu więc zostanie w kulcie będzie dla nich jedyną opcją. Pod takim spojrzeniem film jest jednak spójny, jednak wciąż jest monotonny i bardzo skąpo wypełniony... I przyznacie, że niezbyt ciekawy. Nie jestem zadowolony z tego seansu. Ale chyba nie zaszkodzi spróbować samemu zinterpretować, prawda? Jak coś konkretnego wymyślicie to mi o tym napiszcie, serio.


5/10.
http://rateyourmusic.com/film/the_master/