poniedziałek, 17 kwietnia 2017

BrownSugar - portal VoD z czarnymi filmami + podcast!

"Across 110th Street"

Blaxploitation to nurt w kinie amerykańskim, który narodził się w latach 70. Powstawał dla widzów czarnoskórych - i był robiony niemal wyłącznie przez artystów o czarnym kolorze skóry. Były to filmy tanie, wypełnione muzyką funkową oraz soul, należały do kina klasy B. Quentin Tarantino oddał hołd temu podgatunkowi kręcąc "Jackie Brown", gdzie m.in zatrudnił gwiazdę blaxploitation Pam Gier oraz wstawił piosenkę Bobby'ego Womacka "Across 110th Street" z filmu pod tym samym tytułem, który powstał w 1973 roku. Jeśli kiedyś mielibyście ochotę poznać bliżej ten gatunek, najszybciej byłoby sprawdzić stronę VoD zwącą się BrownSugar, gdzie znajdują się wyłącznie filmy blaxploitation.


Spis treści: 
0:00 Otwarcie czarnego piwa (+bonus)
2:33 O blaxploitation słów kilka
12:09 Coffy
24:00 Black Dynamite

POBIERZ aby słuchać offline w wolnym czasie


poniedziałek, 10 kwietnia 2017

"The Knick" pokazuje, jak budować świat filmowy




Świat filmowy to z grubsza kostium, okres czasu i zbiór zasad, według których funkcjonuje cały tytuł. Jest to tylko tło, ale wciąż jest to element niezbędny. To tutaj określamy, czym bohaterowie oddychają - tlenem czy czym innym? Tutaj określamy, w jakim okresie żyją, i co mają na siebie założyć po wyjściu z domu - i czy domy już wynaleziono. Oczywiście, twórcy często pozwalają sobie na pewną pomoc, i korzystają z przyzwyczajeń widza. Jeśli kręcimy western, to możemy dać typowe, automatycznie generowane miasteczko z Dzikiego Zachodu. Widzieliśmy je już nieraz na ekranie, więc wiemy jak to działa. Nie trzeba nam tego przedstawiać. I w taki sposób powstał "Deadwood". Podobnie jest z całą masą różnych produkcji kostiumowych, które sprowadzają się do założenia aktorowi peruki, i w tym momencie twórcy mówią: "Wystarczy". Czasami jednak artyści tworzą taki świat, który zapada w pamięci. Ma ono swoją historię, duszę, a dla nas staje się nawet domem. Zrobiono to choćby w serialu "Babylon 5". A dziś chcę o tym napisać na przykładzie "The Knick".

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Widziałem w marcu dobre filmy. I seriale

W marcu korzystałem z ShowMax i HBO GO, więc poniżej zobaczycie trochę polskiego kina oraz wyczekiwaną notatkę o "It Follows", które w końcu dane mi było doświadczyć. Trwa też temat nadrabiania seriali. Chociaż nie obejrzałem do końca "Deadwood", to ukończyłem "Grę o tron", "The Knick" oraz "Olive Kitteridge". Do tego sporo cytatów i autorski poradnik "Jak być kobietą" napisany w oparciu o polskie filmy. Zapraszam do lektury.



****FILMY***


Lobster ("The Lobster", 2015) - 6/10. Od bohatera odchodzi żona. Zostaje zesłany do hotelu, gdzie musi znaleźć swoją drugą połówkę - a jeśli tak się nie stanie, to zostanie zamieniony w zwierzę. "Lobster" przypomina mi więc tu mój scenariusz, który nazwałem "Kara ludzka". Tam też buduję świat alternatywny oparty dogłębnie na innych zasadach. Różnica polega na tym, że ja to zrobiłem by pokazać minusy i zaprezentować rozwiązanie, które w najgorszym wypadku zachęci do poszukiwania i otworzy umysł na jakieś nowe możliwości (świat nie musi taki być, możemy go urządzić inaczej). "Lobster" powstał dla jaj. Twórcy śmieją się z tego, jak różni wariaci postrzegają miłość i co z nią zrobiono w ostatnich dekadach, pokomplikowano to strasznie. Wszystko to podbito, podkolorowano, stworzono wokół tego cały system prawno-socjalno-administracyjny, i zabawa jest całkiem niezła, przyznaję. Przemyślano to wszystko, więc i interesujące jest poznawanie wszystkich zasad. Rozrywka jest. Jak zwykle jednak w takim kinie nie ma pomysłu na zakończenie. A do tego jest mnóstwo dziur logicznych, więc nie ma sensu za bardzo się przyglądać temu co widzimy. Poczynając od tego, że tak naprawdę nie ma w tym świecie absolutnie żadnego powodu dla którego ludzie muszą być w parach. Na początku myślałem, że to jakaś dystopia. A potem okazuje się, że anarchia też ma zasady, za których złamanie jest śmierć, i tak naprawdę nic tu nie jest "dla ludzi". Ludzie to sobie wymyślili i wcieli w życie, i robią to, bo takie są zasady, ale też tego nie chcą, ale mimo to robią to wszystko...? Do tego mamy tutaj magię najwyraźniej, psa można mordować bez żadnych konsekwencji...? Tak, lepiej się nad tym nie zastanawiać, bo wszystko tutaj jest symbolem i uzasadnienie jest w naszym świecie, a nie w filmie.

Carte Blanche (2015) - 4/10. Mamy tu ciekawą opowieść z życia wziętą o nauczycielu licealnym który ślepnie, ale pokonuje przeciwności losu i zostaje na stanowisku, oraz zachowuje zadowolenie z życia. Co więc producenci robią, gdy przenoszą tę historię na duży ekran? Dają do napisania scenariusz ekipie piszącej "Cogito" (takie czasopismo dla nastolatków, czytałem w gimnazjum dla śmiechu), która jak wiadomo nigdy z domu nie wychodziła i życia prawdziwego na oczy nie widziała. Całość stylizowana jest na typową "pozytywną" produkcję z Robinem Williamsem (np. "Patch Adams"). I nie mam z tym problemu. Od strony rzemieślniczej jest to całkiem udana - czytelna i angażująca emocjonalnie, przez większość czasu faktycznie jest pozytywna. Problem w tym, że za nic nie mogę w nią uwierzyć. Nie wierzę w seks nauczycieli na plaży podczas wycieczki szkolnej. Nie wierzę, że uczeń nabrał szacunku do nauczyciela, bo ten powiedział: "Chcesz wiedzieć po co ci ten wiersz? Bo podczas WW2 użyto tego wiersza by dać sygnał do desantu na Europę". Nie uwierzyłem w jakąkolwiek pozytywną emocję którą starał mi się sprzedać ten film. Zdecydowałem się też nie rozliczać go za brak szacunku do Macieja Białka, którego losami film jest inspirowany. Bo dokładnie tak jest: jest zaledwie inspirowany. Bohater filmu nazywa się inaczej, i jego droga jest zupełnie inna. Trudno. Dwie minuty czytania jakiegoś przypadkowego artykułu w Internecie sprawił, że uwierzyłem w tę historię. Dwie godziny filmu robiły wszystko, bym nigdy tego nie zrobił.


****SERIALE****



The Knick - sezon II (2015) - 8+/10. Dokładnie ten sam poziom co wcześniej. Wszystkie zalety obowiązują bezbłędnie. Miałbym tylko dwie uwagi: montaż przechodzący od sceny do sceny parokrotnie był bardzo nagły i gwałtowny. Złe wrażenie to na mnie robiło, kiedy to cięcie następuje 0,00001 sekundy po tym jak aktor skończył mówić. Po drugie, parę razy czułem jakby twórcy szli na leciutką łatwiznę, idąc w nieco banalniejsze prowadzenie wątków, wykorzystując znane widowni tropy i schematy. Ot, choćby wizyta w domu prowadzonym przez zakonnice. Szybka, pobieżna wizyta, oparta na tym, że widz zna ten typ historii. Kościół okazuje się nie być chrześcijański. Przyjąłem, zrozumiałem, idźmy dalej. Czekam więc na trzeci sezon, który wciąż nawet nie został zapowiedziany. A minęły prawie dwa lata już. Jeśli jednak będzie jakaś zbiórka na kickstarterze czy innym PolakPotrafi to chętnie dorzucę 20$. Czy serial jest urwany? I tak, i nie. Ten serial tak naprawdę nie ma jakiejś jednej, wyraźnej fabuły. W zasadzie, to tu nie ma fabuł, jest tylko życie i okres zmian wszelakiego rodzaju w pigułce. Ale są wątki. Każda postać ma przynajmniej jeden wątek. I w finale docieramy do punktu, za którym coś na pewno jest. Kontynuacja na pewno gdzieś tam jest. Mamy ochotę to zobaczyć.