poniedziałek, 23 maja 2016

"Cena strachu" (8+/10). Recenzja.

Thriller, 1953



Okres tuż po drugiej wojnie światowej. W małej miejscowości gdzieś w Ameryce Południowej można spotkać ludzi o przeróżnych narodowościach - mówią tu po włosku, francusku i angielsku, byle tylko wymienić niektóre. Nie ma tu wiele możliwości - większość ludzi których tu zobaczymy pracuje dorywczo za marne grosze, byle tylko móc pozwolić sobie na posiłek i drinka pod wieczór. Żeby opuścić tę krainę potrzeba zbyt wiele środków, będących poza zasięgiem okolicznej ludności. Zapada marazm, niektórych nawet dopada depresja - dlatego nie dziwi, że gdy pojawia się okazja by zarobić 2000 dolarów na transporcie ciężarówką, to wszyscy rzucają się by podjąć okazję. Nawet jeśli transportem jest ładunek nitrogliceryny.






Dosyć łatwo jest napisać, że "Cena strachu" to thriller egzystencjalny. Sportretowany jest tutaj obraz ludzi, którzy dopiero co uniknęli zagłady w globalnym konflikcie, a "w nagrodę" czeka na nich... pustka, depresja i głodowe stawki. Albo nawet i mniej. Ci ludzie są tam zamknięci, skaczą sobie do gardła bez problemu - i jest to istotne dla fabuły. Widz musiał zrozumieć, jacy ludzie są w stanie zdecydować się na samobójczą misję transportowania nitrogliceryny ciężarówką, gdzie najmniejszy podskok może zdecydować o eksplozji, która nastąpi szybciej niż zdasz sobie sprawę, że twoje życie się skończyło.

Ta część filmu trwa blisko połowę całego metrażu. Minie dobre 40 minut zanim w ogóle wyjdzie na wierzch temat owego zlecenia. To bardzo niewspółczesne opowiadanie historii, trudno jednak ukryć, że się opłaciło. Bród na twarzy każdej postaci jest autentyczny, a jej desperacja możliwa do zrozumienia. Z takim zapleczem wyruszamy razem z nimi w podróż, w tempie 9 kilometrów na godzinę.

Wstęp z dzisiejszej perspektywy można akceptować, rozumieć, może nawet szanować. Ale to za drugą część "Cena strachu" jest pamiętana do dnia dzisiejszego, kiedy to zaczyna się kino drogi. Dwa pojazdy, po dwóch kierowców w każdej, prujących razem, ale oddzielnie. Wypchane sekwencjami, które budują się na poprzedniej, trzymającymi widza na krawędzi. Niebezpieczne przyspieszenie jadących z tyłu, scena na zakręcie, gigantyczny kamień blokujący drogę... te i kolejne sceny są niezwykłe. I stawiają pod ścianą właściwie cały późniejszy gatunek akcji. Od "Szklanej pułapki" aż do "Avengers" i reszty. To znakomite kino, ale stojące ten stopień niżej od poziomu, który "Cena strachu" ustanowiła.





U Francuza mamy doczynienia z kinem poważniejszym. Cięższym. Trudno już tak bardzo zachwycać się przygodami McClane'a, którego twórcy nawet nie próbowali tych samych rzeczy, tylko od początku założyli sobie lżejszy plan. Clouzot mógł sobie pozwolić co najwyżej na jeden wybuch, jeśli zakładał dojazd bohaterów do celu. I tylko tyle potrzebował, bo nie wciskał widzowi kitu. Życie bohaterów wisi na włosku w każdej chwili. W każdym możliwym sensie. Ponad to, zaciera się tu granica rzeczywistości i fikcji. Pomiędzy wyzwaniem, któremu sprostać musieli fikcyjnie bohaterowie, oraz sami twórcy. Oboje byli w tej samej sytuacji. Żadnych komputerów, wszystko kręcili w plenerze. Napięcie jakie tu osiągnęli to najwyższy poziom z jakim się zetknąłem w kinie. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Szczególnie godna uwagi jest tu scena na zakręcie, gdzie wykręcali pojazdem na jakąś prowizoryczną dobudówkę. Kilka łamiących się desek robi tu większe wrażenie niż cały finał "Mostu na rzece Kwai".

Jedynym minusem byłby dla mnie epilog. Zakończenie jest znakomite, i udało się całkiem dobrze podsumować cały ten egzystencjalizm. Jednak w ostatnich minutach dochodzi do zmiany klimatu, i... cóż, tak jak ostatnio z "10 Cloverfield Lane". Ludzie pisali, że zakończenie może jednych wkurzyć, ale niektórych zachwyci. Sam na świeżo byłem wkurzony na debilizm, którym "Cena strachu" się kończy. Ale następnego dnia przemyślałem to sobie... I niech im będzie. Dostrzegam inteligencję w tym zagraniu.
Film widziałem na Hulu.


PS. Notatka do samego siebie na przyszłość: gdy w opowieści ważne są pieniądze, to należy wcześniej przedstawić widzowi ich wartość. Żeby w przyszłości wiedział, ile można sobie obecnie pozwolić np. za 2000 dolarów. Postać kupująca bułkę na początku filmu za 1 cent, czy coś w tym stylu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz