Thriller, 2015
Dziwnie sobie kosmos pogrywa. Najpierw piszę na blogu o tym, co książki Agathy Christie dla mnie znaczyły. Kilka dni potem dowiaduję się, że umarł reżyser mojej ulubionej adaptacji tej autorki - Guy Hamilton, odpowiedzialny za "Zło czai się wszędzie". A teraz znajomy obejrzał najnowszą adaptację "Dziesięciu murzynków", przełożoną na format miniserialu telewizyjnego, który miał swoją premierę pod koniec grudnia pod tytułem "And Then There Were None". Trzy epizody, trwające niecałą godzinę każdy.
Produkcja trzyma się dosyć mocno pierwowzoru. Akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii pierwszej połowy XX wieku. Wciąż słychać echa wojny w Afryce. Dziesięcioro nieznajomych zostaje zaproszonych na Wyspę Żołnierzy. Niektórzy, by spotkać się tam z kimś. Innym zaproponowano pracę, w osobie ochrony lub sekretarki. Na miejscu jednak wszyscy zostają oskarżeni przez gospodarza o bycie winnym morderstwa. I na oskarżeniu zdecydowaniu się nie skończy. Muszą stawić temu czoła sami, odcięci od świata, którego nie widać z brzegu skrawka ziemi, na którym się znajdują.
"I nie było już nikogo" to wyjątkowa pozycja w bibliografii pani Christie, i to z wielu powodów. Przede wszystkim, nie jest to taki typowy kryminał, jaki sobie cenię. Nie ma tu właściwie śledztwa, zbierania poszlak, snucia domysłów i tworzenia teorii. Morderstwa następują, ale nie można z nimi nic zrobić. W tym sensie, tej opowieści dużo bliżej do bycia thrillerem - atmosfera zagrożenia gęstnieje w pierwszym epizodzie, i nie odpuszcza aż do końca. Tutaj nie możecie znaleźć mordercy, to on znajdzie was. I możecie tylko czekać. Ponad to, napięcie bierze się z niewiedzy, czy zabójca czai się pośród nich, czy też na Wyspie jest ktoś jeszcze... Albo coś. Do ostatniej chwili możecie wierzyć, że sprawcą są siły nadnaturalne, a bohaterowie faktycznie trafili do piekła. Ten wątek szczególnie rozwinięto w wersji filmowej, dzięki czemu widzimy biegające po domu dzieci. Widok niczym z horroru. Takiego dobrego.
Bardzo silne są tu fascynacje wszystkimi mrocznymi rzeczami będącymi w zasięgu możliwości ludzkiej istoty. Poznaniu jej, polubieniu, i na końcu dowiedzeniu się, że ona również jest zdolna do okropnych rzeczy. Najwyraźniejsza jednak jest pasja teorią morderstwa doskonałego - takiego, które można popełnić i nikomu nie przyjdzie do głowy, by właśnie winnego posądzić o zrobienie go. Mordercy uchodzi wszystko gładko. Tak właśnie jest tutaj - morderca nigdy nie zostaje złapany, ani ukarany w żaden sposób. I wbrew pozorom, to wcale nie jest poważny spoiler. "Dziesięcioro Murzynków" to niemal nihilistyczne w wymowie opowiadanie. Im bardziej zagłębiacie się w dalszy ciąg, i widzicie czym ta opowieść jest, tym bardziej was poraża rozmiar tej historii.
Cóż, ale właśnie: opowiadanie. Jest uznane i cenione, to wiadomo, ale teraz mam was zachęcić do sięgnięcia po serial. Będący zresztą nie-wiadomo-którą adaptacją tego najpoczytniejszego kryminału w historii.
Byłem naprawdę mile zaskoczony wykonaniem. Nie tylko dlatego, że książkę czytałem więcej niż pół życia temu, więc mogłem być zaskakiwany jak nowy odbiorca. Widać, że twórcy podeszli do zadania z zaangażowaniem. Zupełnie jakby brali na warsztat tę nikomu nieznaną powieść, którą jeden ze scenarzystów znalazł na strychu swojego dziadka, i zrobiła ona na nim takie wrażenie, że musieli ją spopularyzować. Casting przeprowadzono bezbłędnie, scenografia i kostiumy są nienaganne - czuć w tych ścianach życie, przepych i pragnienie zamieszkania tam. Wyspa którą znaleźli na potrzeby kręcenia okazała się idealna, a wszelkie filmowe walory po prostu robią wrażenie. BBC trzyma wysoki poziom, dopieszczając każdy szczegół. Montaż i zdjęcia to wysoka półka, intro jest pomysłowe. Widać tutaj na każdym kroku wizję twórców, jak to wszystko przenieść na ekran w wyjątkowy sposób. Rozłożyć w czasie, i dodać coś do siebie. Zasłużyli, by obejrzeć ich pracę.
PS. Jakbyście mieli jakieś pytania - przeczytajcie książkę. Wyjaśnili to szczegółowo. Czyli niezbyt filmowo. W serialu zrobili co mogli, ale by nie zanudzać odbiorcy wykładaniem każdego szczegółu, musieli poprzestać na wielce zadowalających ogólnikach. Rozumiem jednak, że potrzeba zadawania pytań będzie olbrzymia - szczególnie w dzisiejszych czasach. A jest co wyjaśniać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz