Drugą grupą są ludzie, którzy nie przepadają za kinem. Czasem coś obejrzą, ale też szybko się nudzą, jeśli nie ma czegoś mocniejszego. Dla nich akcja musi pędzić cały czas, od pierwszego odcinka, nie ma tu miejsca na budowanie świata i takich tam pierdół. Sam konkret, bez lania wody. Tacy ludzie odbiją się od "Sense8", ponieważ tutaj twórcy poświęcili więcej uwagi wznoszeniu konstrukcji, na której oprą się pozostałe sezony, niż na fabule.
Są też inni, podobni do mnie. Ludzie, którzy poświęcili cały miesiąc by obejrzeć "Babylon 5" a dwa lata później wciąż nie mogą się zamknąć "jaki to był cudowny serial!" Tacy ludzie po obejrzeniu "Sense8" złapią kciuk, i będą go trzymać, by ten projekt się udał.
Produkcja ta przedstawia osiem osób, które w jednej chwili zostały odmienione. Są połączone, a teraz będzie to tylko się rozwijać. Będą mogli się komunikować, odwiedzać, czuć to co pozostali, którzy zostali tym dotknięci, i rozumieć w dotychczas nieznanym im języku. Zobaczą cały świat, od zaśnieżonej Islandii po centrum Afryki, z Chicago do bollywoodzkich Indii. I tak, to nie nastawia optymistycznie. Szczególnie wobec tego, że większość bohaterów rozpoczyna od dosyć stereotypowego wizerunku. Koreanka zna sztuki walki. Południowy aktor oczywiście gra w kiczowatym kinie akcji i jest amantem wyjętym prosto z telenoweli. A murzyn z Afryki żyje w najbardziej stereotypowej biedzie jak to tylko da się wyobrazić, samemu nie odwiedzając czarnego kontynentu.
I to działa, ponieważ nie zaczęto od tego serialu. Pierwszą sceną jest pokaz tajemniczych zajść, które mają zrodzić w głowie widza pytania, a następnie ekspozycja się kończy. I zaczyna się życie. A raczej - widz zaczyna obserwować codzienność ludzi, z którymi spędzi następne kilka lat. Życie żadnego z nich nie zmienia się z dnia na dzień. Każdy doświadcza wprawdzie wizji kobiety pojawiającej się w tłumie, patrzącej im w oczy, niektórzy nawet zobaczyli jak strzela sobie w usta - ale tylko jeden policjant z Chicago zacznie się temu przyglądać, gdy podczas patrolu przejedzie obok ruiny budynku, który ujrzał w swojej wizji, co przekona go, że to nie był tylko sen. Reszta zapomni o tym i przez jakiś czas będzie jeszcze wiodła normalne życie. Swoje. Dopiero z czasem zaczną się odwiedzać, czuć, wyślą w kosmos potrzebę towarzystwa i nagle ktoś obok się zjawi by pomóc.
Pragnę pochwalić ten serial: niezwykle przyjemnie się na niego patrzy. Ogromny wkład ma tu reżyseria i ogólna realizacja, tempo i skala całości. Tu wszystko rozgrywa się na tle prawdziwego świata. Musiało to pochłonąć majątek i hektolitry potu, w których mógłby płynąć Titanic, ale było warto, bo wrażenie samo w sobie jest niezastąpione. Nie popełniono ani jednej pomyłki - gdy gangsterzy na zakorkowanej ulicy Afrykańskich slumsów idą między samochodami to czujesz, jakbyś tam był, siedział w samochodzie i narzekał na upał, a obok przeszedł murzyn z karabinem maszynowym, skradający się do autobusu, który teraz już nie ma gdzie uciec. Co teraz? Nie wierzysz, że coś takiego pojawiło się w serialu. Sposób prezencji tej sceny, jej wielkość... Czy w ogóle zastosowano w "Sense8" greenscreen czy coś w tym stylu?
A jest jeszcze praca kamery, edycja, montaż... nawet nie wiem, do czego to porównać. Często przypominało mi się "Planet Earth". Szczególnie uwielbiam intymne chwile, ale rozpływam się nad każdą emocją jaką tu wyrażono poprzez sam obiektyw. Język obrazu w tym tytule jest czuły i romantyczny, intensywnie precyzyjny, niemal zawsze w ruchu i bezbłędnie rozumiano też sceny typowo krwawej akcji. Wszelkie pojedynki na pięści, albo ten moment gdy Wolfgang wystrzelił z bazooki do samochodu, damn... piękne to było.
Jednak to momenty piękne w znaczeniu lirycznym są tu najważniejsze. I jest tu ich parę, szczególnie te gdy jaźń całej ósemki połączyła się w jednym staniu umysłu - ten póki co jeszcze nie ma terminu, więc nazwę to medytacją. Na pierwsze miejsce w moim prywatnym notowaniu wybiła się scena sumująca 10 epizod, gdy wszyscy nagle przypomnieli sobie moment własnych narodzin. Czysto audiowizualne doświadczenie, towarzyszy jemu jedynie koncert symfoniczny w którym gra ojciec jednej z bohaterek*. Piękna scena - uświadomiła mi, że o tym jest ten serial. Ale... czym to tak w sumie jest? Jak to nazwać? Co ja w zasadzie obejrzałem? I dlaczego?
Nie wiadomo, o co chodzi. Jak należy kontrolować nowe moce, i jakie obowiązują tu zasady? Cel i przyczyny są nieznane. Po co istnieją Sensate? Kto ich stworzył? Jak daleko sięga ta historia? Do czego ona zmierza? Nie wiadomo. I to z jednej strony wada jak i zaleta. Osoby oczekujące odpowiedzi i fabuły, będą musiały poczekać. Każdy bohater ma swoją historię i na niej się skupia, co głównie czyni w pierwszym sezonie. Czasem wezmą w tym udział pozostali, jednak dopiero w ostatnim odcinku zjednoczą się choćby w jednym ujęciu. Dzięki temu serial ma porządny rozmach: czułem cały czas, że tu będzie szło o coś większego, i to w skali kosmicznej. Ale to tylko zgadywanie - może Sensate odegrają rolę w historii, która zmieni losy ludzkości? Co szykuje im scenarzysta? Do czego ich wykorzysta? Jaka jest ich przyszłość? Co sami bohaterowie jeszcze umieją i jakie to ma tak naprawdę zastosowanie? Można spekulować i marzyć, że to od następnego sezonu będzie przygoda telewizyjna porównywalna do odkrawania po kawałku tajemnic Wyspy w "Lost". Ale przecież trzeba czekać - a kto dzisiaj jeszcze ma czas by się zaangażować?
Sezon I - 7/10.
*ten ojciec zagra również w pewnym momencie "Baba O'Riley" na ukulele. A ma tak piękny głos,że nie mogę tego małego momentu zapomnieć. To "Sense8" w pigułce - coś, co brzmi w teorii niedorzecznie, ale gdy już oglądasz to oczom nie wierzysz: to działa! I chcę więcej!
Powiedz mi jedną rzecz... Główni bohaterowie korzystają z czegoś co można by nazwać Shitter'em? (na pewno kojarzysz co to jest :D sp)
OdpowiedzUsuńA tak poważnie. Nie wiem, może bym się skusił na ten serial. Ja z kolei należę do osób, które oglądają te seriale, które już muszą obejrzeć. Takich jest na szczęście nie tak wiele, więc pozostaje czas na fabuły.
Jestem Ci wdzięczny, że pozostawiłeś bloga w blogrollu. To miłe. Najprawdopodobniej będę teraz regularnie pisał, bo filmy to moja pasja i nie umiem się jej nawet pozbyć...
Ja to musiałem najpierw zobaczyć, co "blogroll" znaczy. Dopiero wtedy zorientowałem się, że chodzi ci o twoją stronę.
OdpowiedzUsuńShitter... a no, jest tam parę scen. Bodaj Wolfgang słyszy glosy podczas wizyty i zagląda do szaletówe by sprawdzić, czy ktoś mu żartu nie robi.