piątek, 31 października 2014

(felieton) Decyzja - mój projekt na boku

http://www.fotoblog.gorgolewski.pl/warszawa_panorama.html

Wyjaśniając zeszłotygodniowy tekst o świętości kobiet, która przeminęła - była to scena pochodząca ze scenariusza filmowego, który niedawno napisałem.

Jakiś czas temu przyszedłem do pracy i przy którymś nudnym zajęciu z rana zacząłem wymyślać historię. Nie jestem pewien, kiedy zacząłem to robić w pełni świadomie, ani też od czego zacząłem. Na ogół wiele pomysłów kołacze mi się po głowie, i teraz musiało kilka znaleźć właściwą kombinację. Miałem koncepcję bohatera atakowanego przez te wszystkie wiadomości i wydarzenia, więc wymyśliłem zawiązanie, w którym generał zrywa postać z łóżka bladym świtem i każe mu biec, a po drodze różni ludzie zmuszają go, by miał zdanie na różne tematy - wojna na Ukrainie, decyzje KE, polska polityka... Zdanie po zdaniu, szło mi to bardzo lekko. Po około 15 minutach takiego rozmyślania uzmysłowiłem sobie, że to już coś więcej niż tylko pomysł. Z tego wykluwała się pełna fabuła. Miałem zapełnioną głowę, musiałem zacząć to wszystko spisywać.I tak powstał skrypt pełnometrażowej fabuły.


Kilka wrażeń - po pierwsze, pisanie filmu jest wręcz banalne. W porównaniu do pisania serialu to jest jak przerwa na kawę, nie musiałem się niczym martwić. Żadnych ograniczeń, tylko pisanie. Oczywiście, to ogromny skrót myślowy, bo tak naprawdę chodziło mi wtedy o to, że bardzo łatwo pisze się chronologiczne, krótkie historie, mające zapełnić te 100 minut. Brak zmartwień, kiedy umieścić daną scenę w nielinearnej narracji, jak coś rozwinąć by wypełnić limit czasowy, jak nad tym wszystkim zapanować by trzymało się kupy...

Po drugie - bycie samoukiem ma jakieś plusy, i można z tego wyciągnąć parę lekcji.Dosyć szybko umiałem zdiagnozować, jakie składniki filmu mam, jakich nie mam, umiałem to nazwać, zadać właściwe pytania i udzielić sobie szybko odpowiedzi.Wiedziałem, że mam dobry pomysł, ciekawy świat filmowy, ale nie miałem filmu - a po chwili już wiedziałem co potrzebuję, by z tej garści scen uczynić opowieść.Wiedziałem, po co to tworzę, i jakie będzie zakończenie. Sporo nauki wyciągnąłem z czytania książek i poznawania teorii, ale tu odezwało się też doświadczenie. Cały proces tworzenia jakieś wstępnej wersji szkicu zajął mi może godzinę. Paranoja.

To była również dobra odskocznia od tego, na czym skupiam się na co dzień. Coś zupełnie innego, niezobowiązującego, lekkiego. Coś, przy czym mogłem pójść na łatwiznę i trzymać wszystko najprościej jak się da, nie przejmując się tym, czego nie umiem. Bohaterowie póki co w ogóle nie mają imion, nazywam ich przedmiotowo: Bohater, Czarodziej, Wojskowy, Sąsiad. Nie radzę sobie z opisywaniem miejsca akcji- teraz postaci poruszają się po Warszawie i ulicach, które dobrze znam. Finał ma mieć miejsce na balkonie Pałacu Kultury. Nie tylko dla widoku, ale też dla siatek będących na takich wysokościach, które mają chwytać spadające rzeczy. Postaci używają ich jak hamaków.:)

Nazwałem tę produkcję "Decyzja", i dała/daje mi ona sporo frajdy. To lekka, zabawna, ale dotycząca poważnych tematów opowieść w konwencji snu. Dosłownie, to sen bohatera i tyle (po co się bardziej wysilać?). To również bardzo młoda opowieść, dotycząca kogoś w wieku pomaturalnym. Jeszcze nie będącego w świecie dorosłych, postanawiającego zrozumieć to wszystko, gdy próba nieinteresowania się okazała się nie być skuteczna. Bohater zrozumiał, że w ten sposób nie zyska spokoju, więc próbuje coś zacząć robić. I kończy, szukając sensu życia.

Sporą inspiracją było przeczytanie książki na temat polskiego kina z lat 1950-1985. Dzięki niej, moja "Decyzja" jest bardzo polska - widać po niej, że bardzo lubię taką choćby "Barierę" Skolimowskiego - oraz współczesna. Przedstawia w jakimś stopniu dzisiejszy obraz Polski. Lektura pozwoliła mi również na traktowanie kina nieco poważniej.

Odwrotnie do "Awake", "Decyzja" składa się z wielu scen które mogę publikować bez potrzebnego kontekstu. Będę więc dłubać przy tym, czasami coś wstawię na bloga jak nie będę miał innych pomysłów na mini-felieton. Nie będzie się dało na ich podstawie ukraść mi całości.;-) Fragment ze "Świętością kobiet" nie jest najlepszy,kiepsko reprezentuje całość. To jedyna scena, w której bohater mówi więcej niż trzy zdania pod rząd. Ten film nie opiera się na monologach i wygłaszaniu banałów, zamiast tego stara się coś z tymi banałami zrobić.

"Scenariusz" to oczywiście nazwa umowna. W przypadku takiej fabuły jeszcze wyraźniej widać, jak zielony jestem w kwestii formatowania skryptu. Nie wiem, czy coś chcę z nim robić, czy tylko sobie zostawić. Tak czy inaczej - to coś przyjemnego. Bardzo lubię świat tej produkcji, czyli sen kogoś kto oglądał w latach 90'tych dużo kreskówek.:) Pisze się ją bardzo łatwo i mogę z niej wyciągnąć kilka lekcji dotyczących pewnych aspektów filmowych. Co do realizacji - wciąż nie jestem pewny. To nie jest coś dużego, nie zależy mi na przeniesieniu na ekran, nie jest też niczym przełomowym. Należy do kina środka, łączy kulturę masową z elementami wyższej. Ponoć jest to ważniejsze od czystej kultury wyższej, więc nie jestem na "nie".

14 komentarzy:

  1. "...wymyśliłem zawiązanie, w którym generał zrywa postać z łóżka bladym świtem i każe mu biec, a po drodze różni ludzie zmuszają go, by miał zdanie na różne tematy - wojna na Ukrainie, decyzje KE, polska polityka..."

    To brzmi bardziej jak pomysł na sztukę teatralną niż film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może być spadek po "polskości", w końcu wiele filmów Wajdy czy Hasa ma posmak teatralności.

      Ale to będzie film, na deskach teatru zbyt dużo trzeba by wyciąć. Ważny dla mnie jest ruch czy zmiana scenerii i jej rola (szaleńczy bieg w dół klatki schodowej, gdy gonią owi ludzie; policjant budzący bohatera, bo ten zasnął na torach tramwajowych i blokuje przejazd).

      Wiem, że fragment który tydzień temu brzmi jak jakaś Wielka Improwizacja, ale to efekt błędu.:)

      Usuń
  2. Myślałeś kiedyś o pójściu na filmówkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałem nad pójściem na jakieś szkolenie w pisaniu scenariuszy, gdy wrócę do Warszawy w 2016 roku. Do tego czasu mam inne priorytety, a wtedy zobaczę.

      Do szkolnej edukacji nie mam zaufania. Z doświadczenia. Ale pamiętam o filmówce i jej nie skreślam. Ale wiem, co chcę pisać, uczę się na błędach i tak naprawdę to potrzebuję nauki formatowania. I to jakiegoś bardziej współczesnego, bo już znam kilka sposobów jak zaczynać opisywać scenę, i nie wiem który jest prawidłowy. Czy oznaczać wnętrze/plener, czy pisać porę dnia, jak to jest z retrospekcją i przebitką...

      Usuń
  3. "Na ogół wiele pomysłów kołacze mi się po głowie, i teraz musiało kilka znaleźć właściwą kombinację"

    To ty nie widziałeś mojego notatnika. 100 pomysłów, na fabułę, jeden głupszy od drugiego. Ale spoko, kiedyś się z tym ogarnę. Daj mi bodźca, zaskocz pierwszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O pomysł nie trudno. Jak nie masz pomysłu, to nie nadajesz się zupełnie do tego.:) Problemem najczęściej jest rozwinięcie, zrobienie z idei filmu.

      Jakby co, mogę pomóc.:)

      Usuń
    2. Zgadza się stary. Ale to zależy. Jedni potrafią napisać coś na 1000 stron. Ja, choćbym się zaćpał, czy zesrał, nie potrafiłbym. Lubię opowiadania. Zakończyć coś w 50-100 stronach - mi wystarczy. "Jeśli masz opowiedzieć dobrą historię to zrobisz to, niezależnie od ilości stron. Jeśli twoja pisanina jest do dupy - ilość stron w żaden sposób ci nie pomoże" (maksyma grifterowska).
      Choć przy niektórych pomysłach i po kilku stronach wymiękam, to przy niektórych stwierdzam, że dam radę 10 razy tyle skrobnąć.
      No nic, cyzeluję niektóre pomysły. Na Twoje także czekam. Ba, nie mogę się ich doczekać.

      BTW, co robi krysiron? Miałem go osobiście o to zapytać, ale jak ogląda 1057 filmów miesięcznie na 174 festiwalach to pewnie nie będzie miał czasu nawet odpisać?
      On studiuje na jakiejś filmówce? Może powinien? Bo chętnie bym obejrzał (?) to, co ma do powiedzenia. Jest jakoś związany bliżej z kinem?

      Usuń
    3. Długość nie jest istotna, dopóki nie robisz serialu.:) Opowiadania, filmy - ile tylko zechcesz. Ja teraz też ćwiczę, i nie stresuję się. Odcinki mojego "Awake" mają po 30 stron najczęściej, skupiam się by jako całość to miało ręce i nogi. Po skończeniu będę rozbudowywać.

      O krysironie nie będę tu bez jego zgody ani wiedzy pisać przecież...;>

      Usuń
  4. Wymyśl ciekawszy tytuł, bo tytuł "Decyzja" jest tak oklepany, że hoho, już wole "Świętości kobiet". Lub wymyśl coś jeszcze. Taka rada można to spróbować gdzieś wstawić, to łatwiejsze niż zrobienie filmu, możesz zrobić wersje scenariuszową i do teatru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świętość kobiet", jeśli już, to tytuł jednej sceny. Nazwę całości mogę jeszcze zmienić na "Wybór", ale innych alternatyw już nie mam w zanadrzu. Kiedyś nad tym pomyślę.

      Nie znam języka teatru, i nie tworzę w nim.

      Usuń
    2. "Decyzja" i "Wybór", co to za tytuły, sprawdź ile jest filmów o takich tytułach, dla mnie takie tytuły są bardzo mdłe. Możesz przejrzeć tekst i wybrać na tytuł jakiś fragment dialogu, który oddaje jakoś całość.

      "Nie znam języka teatru, i nie tworzę w nim." - wszystko przed tobą, wywalasz z tekstu wszystko, czego nie można pokazać na scenie.

      Usuń
    3. Filmweb mówi, że samych polskich filmów o takich tytułach jest po cztery na każdy.

      Usuń
    4. Zawsze mogę wyjść z czymś w stylu "Sen o reszcie świata". Staram się póki co nie komplikować niczego, ale dzięki za tak wczesną sugestię.:)

      Ja w zasadzie piszę dla tego, co można pokazać tylko na ekranie. Herbatkę Szalonego Kapelusznika na scenie da się zapewne odtworzyć, tylko po co?

      Usuń
    5. Chłopaki(?) dobrze prawią. Dobry tytuł też jest ważny. Ci bardziej leniwi, widząc ten mdły, nawet nie zachcę splunąć na resztę (wystarczy ćwoków, którzy widząc 1000 znaków, jedyne co potrafią napisać to "tl, nr") - w takim świecie dziś żyjemy - niestety. Musisz mieć to na względzie...

      Usuń