sobota, 25 października 2014

21 Jump Street (7/10)

Buddy, 2012


Komedia oparta na humorze obrazowym. Śmieszy mnie to, co widzę, a nie słuchanie dialogów. Bardzo dawno nie było takiej produkcji. Fabuła kręci się wokół dwójki mężczyzn. Jednym jest Channing Tatum z długimi włosami (ło kurde!) i Jonah Hill wyglądający jak niski i szerszy Slim Shady (ło kurwa!). Obaj chodzą do liceum, jednak nie osiągają tam sukcesów - pierwszy jest lubiany, ale ledwo zdał. Drugi jest utalentowany, jednak nikt go nie lubi. Obaj trafiają niezależnie od siebie do służby, i będą policjantami. Pierwszy lepiej sobie radzi na treningu, drugi na testach z praw. Uzupełniają się, więc zostają kumplami. Pomagają sobie, zdają i z wielkimi honorami zostają mianowani stróżami prawa. Prawdziwymi mężczyznami, najtwardszymi ludźmi w galaktyce...

A w następnym ujęciu jadą rowerami po parku. Nowoczesna straż miejska. Padam ze śmiechu, "to trzeba zobaczyć" - ostatnio zdaje się mówić w ten sposób wyłącznie o złych filmach, a komedie można by równie dobrze zamienić na słuchowiska radiowe. "21 Jump Street" wykorzystuje inny typ humoru, i chwała mu za to. Śmiałem się ze sceny aresztowań, z bijatyki na imprezie, z silnych kontrastów gdy wrócili do szkoły, z jazdy po narkotykach gdy wyprawiali różne pokręcone rzeczy... Tego jak aktorzy się zachowują, co robią i jak to wszystko wygląda. Na końcu jedna postać z drugiego planu zdejmuje brodę i kim się ona okazuje?! Tego nie można opisać. To trzeba zobaczyć.

A do tego garść przezabawnych dialogów. Jak wtedy, gdy Channing Tatum osłonił przyjaciela przed kulą: Zasłoniłeś mnie własną piersią! Tak jak mówiłeś!; No, mam teraz mieszane uczucia.




Jest tu też trochę wulgarnego humoru, z symulowaniem gwałtu gdy aresztują kogoś. Trochę za dużo przeklinają. Pomysł z dorzuceniem do filmów żartowania ze standardowego kina akcji też wyszło nieco bokiem (przesadzone eksplozje i takie tam). Mimo że działały, to były niepotrzebną nadwyżką w tym i tak zróżnicowanym tytule. Kino kumpelskie, nastolatkowe, letnie, policyjne, są tu motywy odzyskiwania zaufania, walki o dziewczynę, "ostatniej szansy bo inaczej wylecą", a do tego jeszcze parodię wrzucono. Hm.

Fabuła jest do bólu drewniana. Twórcy trzymają cały film wysokie tempo, biorą jeden segment tej opowieści, wymyślają 10 świetnych żartów które mogą z niego wycisnąć, wybierają cztery najlepsze i wio do następnego. Ale każdy z tych istotnych punktów fabularnych jest drętwy - bohater szuka gościa sprzedającego narkotyki. Zaczyna szukać, żart, żart, gag, żart, potem siada na krześle i niespodzianka! Dealer zostawił swoją reklamę na oparciu krzesła tuż przed nim. Idziemy dalej.

Nie dla fabuły, nie dla aktorstwa, ale dla wielu świetnych żartów oraz udanej relacji między bohaterami. Tylko kilka razy trzeba przymknąć oko na okazjonalne słabsze chwile, które nie przerywają dobrej zabawy. Plus Brie Larson. Czy ona ma jakieś słabe role? Czy ona zawsze gra tę samą postać?

7 komentarzy:

  1. 22 kiedy oglądasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie prędko. Jedynka akurat leciała w tv kiedy nie miałem pod ręką laptopa, a co do dwójki wiem jedynie, że to tylko powtórka z rozrywki. Kiedyś zapewne obejrzę i tyle.

      Teraz skupiam się na horrorach, i póki co nie mam do nich szczęścia.

      Usuń
    2. Powtórka z rozrywki, ale jeszcze lepsza. Plus genialne napisy końcowe :) Tak w o

      Usuń
    3. ...A tak w ogóle to jest czołówka komedii ostatnich lat.

      Usuń
    4. Nie lubię tego zwrotu, ale w sumie - zgadzam się. Teraz tylko "The World's End" mi do głowy przychodzi do głowy z tytułów, które polubiłem w tym gatunku.

      Usuń
  2. Świetny blog. Dobrze czasem poczytać o naprawdę udanych produkcjach filmowych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmierzam już w kierunku niepisania o innych. Jeśli szczęście pozwoli...

      Usuń