wtorek, 10 stycznia 2012

KOŃ TURYŃSKI

Drama, 2011


Samobójstwo z nieświadomego wyboru.

„Koń Turyński" jest to po prostu następnym filmem Tarra, który w pewnym momencie swojej twórczości zaczął kręcić filmy czarno-białe, oparte na skomplikowanych ujęciach, scenariuszu László Krasznahorkaia i muzyce Mihály Viga. Zaczyna się od sceny w której koń ciągnie wóz z woźnicą. Trwa ona kilka minut i jest poprowadzona jednym ujęciem, a każdy podjazd obiektywu sprawia, że czułem oddech oraz zmęczenie konia. Tak naprawdę było, i to właśnie Bela Tarr chciał osiągnąć, dlatego to ujęcie tyle trwa i jest poprowadzone w ten sposób: by widz zrozumiał konia. By wczuł się w jego sytuację. Jakkolwiek to brzmi, jest to ważne, w końcu koń jest jednym z trzech głównych bohaterów filmu.

Tarra interesuje los ludzi słabych, z samego dna społeczeństwa. Ludzi przegranych, w których nie ma nawet iskry życia. „Na nich wszystko wygląda bardziej prawdziwie", uważa. W „Koniu Turyńskim“ sprawia, że widz rozumie ten pogląd, przedstawiając los dwójki ludzi mieszkających na końcu świata stanowiącym metaforę piekła, gdzie powoli zamiera wszelkie życie: woda wysycha, światło gaśnie by już nigdy nie zapłonąć, a wiatr dmie z taką siłą, jakby chciał wygonić ich z tego świata. Film jest ponury, smutny i depresyjny, monotonia i cykliczny plan dnia bohaterów wpływa na widza: rozumie ich, czuje świat w którym egzystują, boi się go. To piekło bez fajerwerków, działające na innym poziomie świadomości - człowiek z opóźnieniem zdaje sobie sprawę, co się stało. Dopiero wtedy, gdy jest już za późno by z niego wybrnąć. Piekło z samego dna człowieczeństwa.

Cel tej historii jest prosty: uświadomić, że „Za późno“ kryje się tak naprawdę w nas samych i naszym ostatecznym poddaniu się. Można spróbować uciec od klęski, jednak jeśli ciągniemy ją ze sobą, niczego nie zmienimy. Możemy zachowywać się jak koń, który sprawia wrażenie, jakby z honorem odmawiał dalszej egzystencji na takim świecie. Może zachowywać się jak Cyganie lub czekać jak woźnica, który w pewnym momencie będzie krzyczał „Musimy jeść!“ ale nie będzie w stanie znaleźć odpowiedzi na nieme „Po co mamy jeść?“.

Film jest dla mnie wciąż żywy, obejrzę go jeszcze nie raz, by głowić się nad wieloma rzeczami - zarówno w kwestii technicznej (jak nakręcono choćby sceny z koniem) jak i merytorycznej - chciałbym zrozumieć monolog pewnej tajemniczej postaci, albo dowiedzieć się, jaki związek z filmem ma anegdota którą opowiada narrator na początku. Jak każdy film Tarra, ten też wprowadza widza w pewien rodzaj transu za pomocą wybitnej gry światłem (tym razem niemal zrezygnowano ze sztucznego oświetlenia), skomplikowanych ujęć oraz demoniczej muzyki Vala, który tym razem skorzystał z wiolonczeli, skrzypiec oraz organów. Film trwa 150 minut i to czuć, jednak jest to doświadczenie bardzo płynne: dzieło Tarra intryguje, wzbudza głębokie emocje oraz przynosi na koniec katharsis, gdy tylko w lewym górnym rogu pojawi się drobny napis „rendezte: Tarr Bela“.



9+/10.

http://rateyourmusic.com/film/a_torinoi_lo/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz