niedziela, 26 marca 2017

Cinema Post Cast - o moich doświadczeniach na studiach




SPIS TREŚCI:
00:56 - co studiowałem i dlaczego;
03:20 - pierwsze wrażenia na studiach;
04:40 - czym różnią się studia od liceum, gimnazjum i liceum;
10:18 - o oczekiwaniach nauczycieli wobec siebie i studentów;
17:14 - o minusach wykładów;
21:00 - najgorsze słowa jakie usłyszałem na studiach;
22:40 - ściąganie na studiach;
25:30 - w jaki sposób straciłem serce do studiowania;
27:00 - Tak. Można zmieścić w jednym zdaniu wszystkie błędy jakie nauczyciel może popełnić.
31:30 - jak udało mi się doznać absolutnej, doskonałej pustki;
35:30 - temat pieniędzy, czyli zgaduję ile nauczyciel zarabia na studiach;
39:50 - dlaczego w niedziele po wykładach zostawałem cztery godziny więcej na uniwersytecie;
45:13 - dacie wiarę, że udało się zepsuć coś jeszcze?




 POBIERZ (aby słuchać offline)




Wersja na archive:




Lista płac:
- Garret (królik doświadczalny, wokal, montaż, różne role)
- brat Adriana (mastering)
- Adrian (montaż)
- Michael Giacchino (soundrack)
- Ania (Ania)

Prawie godzina słuchania samotnego Garreta, jak ten opowiada z własnego doświadczenia o studiach. Niestacjonarnych, dojeżdżałem na weekendy, z kierunkiem: rolnictwo. Jeden semestr tam wytrzymałem. Same konkrety, a i tak nie zmieściłem wszystkiego. Choćby anegdoty o tym, jak to musiałem przenocować na uniwersytecie, i kosztowało mnie to 140 złotych. Taniej byłoby wsiąść w pociąg, pojechać do Warszawy, chlać najdroższe piwa, wrócić z Warszawy, i tak pojawić się na wykładzie.

A wyglądało to tak:dowiedziałem się o tym w piątek, że na noc z soboty na niedzielę nie wrócę z kolegą do swojej miejscowości, bo on ma pewne plany. Więc ja z dnia na dzień musiałem sobie coś rezerwować. Dom studencki, gdzie noc kosztuje 70 złotych, był już zajęty. Hotele co tańsze w pobliżu były zajęte. Najbliższy by mnie kosztował 150 zeta za noc. Wynająłem więc pokój w hostelu, to miało być na samym zadupiu miasta. Taksówka z uniwersytetu kosztowała mnie 25 zeta. Ten pokój okazał się znajdować w czyjejś prywatnej posiadłości, gdzie właściciel wynajmował pokój. Zwykły, mały pokoik z Internetem i łóżkiem stojącym na środku. Czajnik elektryczny i gówno herbata oraz łazienka z prysznicem na korytarzu, wspólna dla wszystkich. Droga do tego domu nie była nawet zrobiona, to był plac budowy. Żadnego sklepu w pobliżu, lodówka oferowała margarynę. A ja wtedy umierałem z głodu. Ostatni i jedyny raz tamtego dnia zjadłem w południe. To była końcówka semestru, więc myślałem, że chuj z tym, ale no, byłem głodny i zmęczony, ledwo mogłem się uczyć. Ledwo spałem, a rano wyszedłem z domu po ciemku zostawiając klucz w skrzynce na listy. Za to zapłaciłem 80 złotych. Musiałem o 7:30 być już na zajęciach, a taksówka do uniwersytetu kosztowała mnie kolejne 25 złotych. Za całą tę noc w zimnie i głodzie zapłaciłem 140 złotych. Na uniwersytecie wszystko oczywiście pozamykane, tylko napiłem się gorącej czekolady z automatu. Pomijając oczywiście jak mnie nauczyciel potraktowała na zajęciach, zaraz po nich musiałem iść na kolejne kolokwium. Oba zawaliłem, oczywiście. A po nich było południe, i już mogłem w końcu zjeść. Po okrągłej dobie bez jedzenia. Teraz mogę więc powiedzieć, że naprawdę zaznałem studenckiego życia.

Mam też inne opowieści. Choćby o tym, że było na początku roku było spotkanie integracyjne o 15 przy ognisku, z kiełbaską i w ogóle. Miało być miło. Ale ja o 15 to zaczynałem już swoje niestacjonarne zajęcia. Dobra robota - nie zdać z planowania już na samym początku.

A wiecie, że istnieje przysięga studencka, która niby mnie obowiązuje? Problem w tym, że ja niczego nie przysięgałem. O przysiędze dowiedziałem się przypadkiem podczas jednego zjazdu. Drugi raz przypomniałem sobie o niej, gdy dostałem list z Uniwersytetu, w którym poinformowali mnie, że zostałem wywalony ze szkoły (z powodu, że zrezygnowałem).




Oczywiście, przysięga mnie obowiązuje, chociaż nawet nie wiem, kiedy mnie porwali i pod wpływem czego (i na co) ją składałem. Swoją drogą - nie wiem, dlaczego wszystko na studiach ma inną nazwę. Dlaczego jest to "Studiowanie", a nie "uczenie się". "Profesor" zamiast "nauczyciel". "Wykład" zamiast "lekcji". "Kolokwium" zamiast "Sprawdzian". "Egzamin" zamiast "Kartkówka". "Rektor" zamiast "dyrektor". "Dziekanat" zamiast "sekretariat". "Uniwersytet" zamiast "szkoła". Niby elita intelektualna społeczeństwa, a poczucie wartości tak niskie jak u personelu sprzątającego szpitale. Tam też nie ma sprzątaczek, tam są "salowe". I one nie sprzątają sal, one je "robią". To wcale mnie nie zaskakuje.




*przepraszam za użycie słowa "nauczycielowie" w 18 minucie.
**wszystkie zmiany głosu były robione w biegu, bez ćwiczeń i powtarzania.
***dajcie znać czy pasuje wam utwór muzyczny zamykający podcast. Była na ten temat kłótnia między członkami CinemaPostCast. Oni chcieli dać "Another Brick In the Wall"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz