środa, 10 grudnia 2014

(miniserial) The Corner

Drama, 2000


Słabi z was fani "The Wire", jeśli nie znacie nawet tego serialu. "The Corner" to swego rodzaju duchowy wstęp do tamtej produkcji. Akcja 6 odcinków toczy się na znanych ulicach Baltimore, a bohaterowie to co do jednego ćpuny, którzy już nie mieli za wiele do gadania w "Prawie ulicy", nie licząc postaci Bubblesa i jego ziomka. Tytułowy "Corner" to róg, na którym kupisz towar. A skrzyżowania tego typu są wszędzie. Ta produkcja to opowieść o uzależnieniu, życiu w takim miejscu, walce o powrót do życia, współżyciu z innymi uzależnionymi. Policja czy inne instytucje grają tu marginalne role, kamera woli podejść do przychodnia i jego zapytać o dwa słowa komentarza. Każdy odcinek zaczyna się od pojedynczego ujęcia, niczym z dokumentu, w którym ktoś nosi kamerę i rozmawia z jakąś postacią, jakby była prawdziwa, a ta mu odpowiada. Potem już zaczyna się fabuła. Aż do samego końca, czyli 10-minutowego epilogu w którym twórcy rozmawiają z realnymi ludźmi będącymi inspiracją do tej produkcji. Wzięli ich imiona, historie, i przedstawili na ekranie. A na końcu pokazali pierwowzorom efekt, i to jest zdecydowanie najmocniejsza chwila tego miniserialu.

To produkcja równie prosta i zwykła, jak "The Wire", ale jednak więcej się dzieje, i jest ciekawiej skonstruowana. Każdy odcinek jest skupiony na kim innym (wystarczy rzucić okiem na tytuły epizodów), zachowując przy tym spójność i filmowość. To historia grupy ludzi przewijających się przez cały seans, i wynika z tego całościowa fabuła. Kradzież gratów z włamaniem, sprzedawanie metalu za pojedyncze dolary, umawianie się na odwyk, czekanie w kolejce 8 tygodni, szukanie pracy, próba w fast-foodzie, sklepie z ubraniami, w zakładzie z krewetkami. Cyrki z ciążą 14-letniej narzeczonej, próby powrotu do szkoły, i w efekcie powrót na corner, by móc cokolwiek zarobić. A tam oczywiście policja i inne gangi. Będzie tu jedna z najbardziej realistycznych ulicznych strzelanin jakie w kinie zobaczyłem. Banda 15-letnich dzieci strzelających na oślep, byle gdzie, aby w kierunku z którego strzały dobiegły, aż będzie cisza.


Bardzo istotne są retrospekcje, przedstawiające życie bohaterów zanim zaczęli brać. Nie tylko dlatego, że nagle okazują się normalnymi, zdrowymi ludźmi. Oni tu przede wszystkim wyglądają jak normalni ludzie. Gdy oglądam taką produkcję to nie myślę wiele o procesie przygotowywania się - w zasadzie oglądam jakbym założył, że wyszli z badziewną kamerą na ulicę i zaczęli kręcić prawdziwych ludzi, ciesząc się, że przy okazji zaoszczędzą na duperelach jak światło. Teraz dostrzegam ich metamorfozę, nie tylko ze stanu zdrowej skóry do szarej i z bąblami, ale też z aktora w postać. Tu nie ma jednego błędu! To zachowanie, ten makijaż, kostiumy! Nagle uderza mnie świadomość, że to jedne z najlepszych ról jakie w życiu widziałem!

I wszystko to, by pokazać życie wśród narkomanów. Ludzi, którym nie wolno ufać bo pierwsi są by cię okraść. Są tam, przy tobie, by nie pozwolić wybić się ponad ich poziom, bo ściągną cię z powrotem. Też kradłeś i brałeś, powiedzą. Ale też jako jedyni będą przy tobie, by cię wesprzeć w trudnych chwilach. Można to zrozumieć. Produkcja jedyna w swoim rodzaju, chociaż w teorii brzmi jak wiele jej podobnych. Na końcu nie miałem problemu by uwierzyć, że to opowieść o prawdziwych ludziach.

Plus można zobaczyć Lestera Freamona biorącego strzał w kark. To rozwala moje fan-fiction.
7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz