Niby już się nachwaliłem, ale ani razu wprost. Tu więc to zrobię. Zapraszam.
1. Hotel
1) skoro to wypoczynek to wydam trochę pieniędzy.
2) ma być łazienka w pokoju.
Wybrałem więc najtańszą wersje z prysznicem obok łóżka, zapłaciłem za to, upewniłem się, że mają sprawne WiFi i na miejscu oniemiałem, bo dostałem dokładnie tyle za ile zapłaciłem. Wrażenia wizualne na poziomie apartamentu, wszystko tip top. To było idealne miejsce by odpocząć na koniec dnia pełnego ciężkiego oglądania filmów. Wracałem o północy, przygotowywałem sobie gorąca czekoladę w korytarzu, brałem gorący prysznic, pisałem skrypt do podcastu, i szedłem spać jak dziecko w tym ich idealnym łóżku. Spałem zazwyczaj 5-6 godzin, wiec powinienem ledwo żyć po kilku dniach, ale było dokładnie odwrotnie. I dziś uważam, że to właśnie dzięki temu hotelowi, w którym mogłem się zrelaksować jak należy, i nie miałem na co narzekać. Żeby dać wam jakaś perspektywę, jakie drobnostki mogły mi zepsuć humor: brakowało półeczki pod prysznicem na szampon, wiec stawiałem go na podłodze. W pokoju były dwa światła i jedno zbyt mocno nagrzewało, wiec używałem tego drugiego. Prawdziwy ból, prawda? Jasne, mógłbym sobie życzyć niższej ceny. Albo płakać, że chcieli 25 zeta dziennie za dostęp do stołu szwedzkiego na śniadanie, wiec jechałem na miasto i tam jadłem za mniej, ale do jedzenia wrócę za moment. Jednak to ich decyzja, i z tego co wiem: nie dało się taniej. Znaczy, dałoby się, ale nie chcę teraz gadać o polityce.
Misio dla skali. |
9. Miasto
Jedli ogień. Miłe. |
8. Kino
Aha, jakbyście się zastanawiali, czemu w pierwszych rzędach jest często wcięcie i brakuje tam jednego miejsca - to dla osób na wózku. Całe kino jest dla nich dostosowane - windy, obsługa, toalety na parterze. Z tego powodu sporo w tłumie jednostek bez nóg, o kulach itd.
Prezenty. O samej książce jeszcze popełnię oddzielny tekst. |
7. "Who the fuck is Filip Pławiak?"
Poszedłem na film, a tam przed seansem spot "Legalnej kultury". Jeden czytał Filip Pławiak. Kto? Pierwsze słyszę. Parę dni później zaglądam do sklepiku, a przed nim była "tablica ogłoszeń". Kwadratowa kolumna z mnóstwem karteczek samoprzylepnych, gdzie ludzie pisali co chcieli. Wymiana biletami, pozdrowienia i inne. Patrzę i widzę tam karteczkę z napisem "Who the fuck is Filip Pławiak?". Jakby co, już wiem. Zagrał główną rolę w "Czerwonym pająku", nawet zobaczyłem go na żywo. Przed filmem był oczywiście spot legalnej kultury. Też czytał pan Pławiak. Cała sala zaczęła wtedy klaskać z uciechy, bo w końcu też się dowiedzieli.
A tyle wśród prezentów było reklam. :) |
6. Jedzenie
Plus, dwie ważne wieści: okazało się, że straciłem tolerancję dla fastfoodow i teraz nie umiem się już tam najeść. A gdy zważyłem się po powrocie, okazało się, że schudłam kilogram. I nadal mam niedowagę.
Aha, jak was interesuje brak glutenu to tu możecie nawet zjeść lody w wafelku bezglutenowym. Ubaw po pachy...
Wypiłem jedno takie i poszedłem oglądać Bartasa. W życiu nie byłem tak skupiony na filmie. |
5. Ludzie
I jakby co: ludzie w necie zachowują się inaczej niż na żywo. Nawet największy pajac może was zaskoczyć tym, że da się z nim pogadać jak z człowiekiem.:)
Jak nie zaglądacie na mojego facebooka to nie znacie kontekstu. |
4. Filmy
3. Moje podcasty i wszystko, co z nimi powiązane
Może miałem szczęście. Może wytępiłem swoich trolli i teraz jestem otoczony wyłącznie przyjaznymi mi osobami. Ale faktem jest, że pomimo amatorszczyzny jaką zrobiłem, nie doczekałem się nawet jednego negatywnego komentarza. Było mnóstwo błędów merytorycznych, w stylu mówienia o "Siedmiu niewidzialnych mężczyznach", gdy właściwy tytuł mówił o "ludziach" (pamiętałem tylko angielski tytuł). Mówiłem o "Gallo", gdy miałem na myśli "Giallo". A ta dziewczynka w "Korytarzu" to był chłopiec. I tak dalej, ale ja miałem na myśli inne błędy, których nikt zdawał się nie łapać. Obstawiam, że wszyscy którzy oglądali, nie mieli mnie za głupca i założyli, że jestem świadomy wszystkich minusów produkcyjnych w tych podcastach. Zaskoczony byłem poziomem tego, jak bardzo niewyraźnie mówię. Musiałem nagrywać na najniższej czułości mikrofonu, żeby nie było słychać mojego oddechu, a większość roboty wykonywałem na jednym wydechu, żeby nie mlaskać w trakcie. Pod koniec uświadomiłem sobie, że popełniłem błąd również w pisaniu, bo tworzyłem tak, jakbym tworzył tekst na bloga: same suche konkrety, więc nie dało rady nie słyszeć, że to czytam. Dopiero na kilku finałowych podcastach miałem jakiś pomysł by to naprawić. Do tego wszystko tworzyłem w ekspresowym tempie, chyba żadnego nie słuchałem potem więcej niż dwa razy, i z całą pewnością nie słuchałem nic, gdy to już trafiło na YouTube. Choćby po to, by upewnić się, że obrazki się nie rozjechały, albo coś. Krzyżowałem paluszki, wstawiałem linki na blogu, facebooku i filmwebie, biegłem na śniadanie. Z pięć dni zajęło mi dojście do momentu by sprawdzić, ile te podcasty robią wyświetleń. Trochę mnie to zdołowało, ale dokończyłem co zacząłem. Choćby dla siebie, by dalej trenować nad dykcją. Mam z tego satysfakcję - wychodziły mi filmiki krótkie, nie miałem też problemu by siebie słuchać. Po wszystkim słyszę pytania, czy będę nagrywać dalej... najpierw kupię lepszy sprzęt. Postaram się o jakąś oprawę wizualną, żeby nie było statycznych plansz. A potem znajdę temat. Do głowy przychodzi mi tylko kolejny festiwal, ale wtedy na pewno nie będę tego robił codziennie. Za diabły. Nigdy więcej kończenia oglądania filmu, wsiadania do tramwaju, jechania 15 minut do hotelu, klikania na renderowanie, wracania 15 minut do kina i wbiegania na następną produkcję, po której znowu wracałem do hotelu by kliknąć wysyłanie na YouTube'a. Poza tym, w takim podcaście będzie już musiało chodzić o coś więcej niż o satysfakcję.
Aha: nie zdjęto mi chyba żadnego filmiku ze względu na oprawę muzyczną! :D
PS.1 Nawet nie wiecie jak teraz podziwiam takich gości jak Doug Walker i jego brat, że siadają przed kamerą i gadają płynnie bez cięć przez godzinę.
2. Spotkania z twórcami
1. Powody osobiste.
Nie pytajcie. Wciąż budzę się i myślę przez 4 sekundy, że jestem we Wrocławiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz