poniedziałek, 18 marca 2013

(książka) HOBBIT

Fantasy, 1937


Chyba obniżę ocenę filmowi Jacksona, za skandaliczne umiejętności adaptacyjne. Przykład - Gandalf zrzuca Hobbitowi do norki stado krasnoludów, które mu wszystko zjadają, a potem omawiają plan przygody. Gandalf stwierdza, że Hobbit ma zapierdalać z nimi bo jest istotny i bez niego nie idą, ten nie chce bo się boi o własne życie (nah, jakiś smok ma tam być). Gandalf stwierdza: "A spierdalaj", krasnoludy mu zawtórowały, rano się bohater budzi i nie ma nikogo, więc... zapieprza w kierunku - mniej więcej - każdym, dogania ich, i z jakiegoś powodu stwierdza, że chce uczestniczyć w tej przygodzie. A oni mu na to z jakiegoś powodu pozwalają. Chaotyczne, głupie, wymuszone, amatorskie, i tak dalej, i tak dalej...

To była wersja Jacksona. Pierwowzór wygląda tak, że krasnoludy faktycznie się z Gandalfem spraszają na chatę, ale wszystko przebiega bardziej gładko, Baggins nie wariuje i nie biega, nie lamentuje, że mu wszystko zjedli, zachowuje się jak gospodarz. Sprawa jest postawiono jasno - najpierw jemy, odpoczywamy, potem wyjaśniamy o co chodzi. W filmie - hobbit się pyta, co one robią, oni mu się śmieją w twarz, rzucają talerzami, fuck this shit. W książce - Baggins już od początku zadaje fachowe pytania, chce uczestniczyć w przygodzie, chce wiedzieć co z tego będzie miał. Idą spać i rano faktycznie nie ma nikogo, ale mieli powód - musieli przygotować się do wyruszenia w drogę. I zostawili mu notkę, gdzie są, gdzie jest zbiórka! Ale ten jej nie zauważył, więc gdy się nie pojawiał - Gandalf po niego wyszedł i mu o wszystkim powiedział. I to było na kwadrans przed terminem, i to zaważyło na decyzji hobbita, prosta myśl: "Teraz albo nigdy". Dlatego wybiegł i się wszystko zaczęło.

Prawda, że proste? Czemu więc w filmie tyle zepsuto?!

Adaptacja jest do dupy, krótka piłka. Przykłady można mnożyć, ale wspomnę już tylko o jednym - czasie. Pierwsza część jest dla wszystkich za długa, a ja nie rozumiem dlaczego. Moje wydanie miało 260 stron, z czego scena na której film się kończył miała miejsce koło 90 strony. To nie jest zły wynik, dodać do tego początek zapętlający wszystko z "Władcą Pierścieni", jakieś sceny z Elrondem - i mamy blisko dwugodzinny film. Nie trzeba było dodawać wątków lub zmieniać istniejących scen. Po co więc to zrobiono?

I nie piszę tego wszystkiego dlatego, że opowiadanie jest jakieś super. Nie jest, ale film jest gorszy i tyle. Książka jest... w porządku? Ani dobra, ani zła. Zawodzi mnóstwo rzeczy - bohaterowie mają imiona i to z grubsza tyle. Zero charakteru, dosłowne zero charakteru. Idą razem i słowa konwersacji między nimi nie ma na tych pustyniach. Przy miodzie oczywiście pośpiewają, ale w międzyczasie - idą. Cała książka o chodzeniu z jednego miejsca w drugie, bez żadnych dalszych konsekwencji, że tak to ujmę. We "Władcy..." to wyglądało inaczej pod każdym względem - Frodo odwiedził gospodę, dołączył do niego Aragorn, razem poszli do Elfów, tam uzgodniono, co trzeba zrobić i kto to zrobi i tak dalej. W "Hobbicie" idą gdzieś, wychodzą stamtąd, i nawet jak mają braki w kucach to zaraz jakoś to zregenerują, więc ostatecznie - jak wyszli z Shire, tak dotarli do końca. Równie dobrze 90% książki można było streścić do "Kilka miesięcy później dotarli do celu. Zmęczeni, niewyspani od wielu dni, po wielu, wielu pomniejszych przygodach, jednak szczęśliwie w komplecie i bez uszczerbku na zdrowiu". Nawet jeśli przyjąć, że przygoda to przygoda i trzeba o niej opowiedzieć, to i tak większość tych historii jest opowiedziana ogólnikowo ("W końcu coś się udało" lub "Na szczęście pan Baggins miał szczęście").

Na koniec się okazuje, że jakieś... trzy zdarzenia miały skutek w zakończeniu, ale jakby nie miały to bym nie zauważył. Bo wróciły jadąc na kilometr deus ex machiną, do czego jeszcze wrócę.

Więc tak: historia jest bardzo marna, bohaterów właściwie nie ma lub mają osobowość kartonu. Słyszałem głosy po premierze filmu od ludzi liczących, że może w drugiej części zyskają charakter, ale w książce go nie mają, więc ja bym nie liczył, że Jackson stworzy od ręki 12 postaci. Będzie zapewne zajęty psuciem tego, co akurat w książce ma sens.
Ale to jeszcze ujdzie. Bo w końcu ma być przygoda, nie? Skarb, przejście do historii i pojedynek ze smokiem! W praktyce krasnoludy i hobbit mają tyle ikry co... ikra. I żyją tylko dzięki deus ex machinom lub Gandalfowi, który w sumie też jest deus ex machiną, więc na jedno wychodzi. Ale ten w połowie stwierdza, że ma ciekawsze rzeczy do roboty i sobie idzie* (nie zmyślam), więc muszą sobie sami poradzić. Skutkuje to tym, że większość czasu będą jęczeć, że im głodno.

Uwaga, dobitny przykład na jakość bohaterów: gdy w lesie dopadną ich wielkie pająki, ci uratują się dzięki Bilbo, który pokona wroga poprzez tańczenie... śpiewanie... i rzucanie w nich kamieniami, które w jakiś sposób spowodują ich natychmiastową śmierć... Żal dupę ściska, że dorosły człowiek tworzy takie historie dla dojrzałych odbiorców....**

Co jeszcze... smok będzie gejowy, słuchać się go nie chce, i podobnie jak reszta postaci nie ma charakteru. I zginie dosyć szybko, zresztą policzcie ile strzał będzie to wymagać. I porównajcie to ze sceną z "Powrotu Króla", jak Legolas położył to mamuto-podobne bydle. A tutaj będzie smok, istota o wiele ciekawsza, magiczna i wzbudzająca respekt swoimi możliwościami. Nie chcę spoilerować, ale ten nudny mamut jest o wiele ciekawszy.
Zresztą smok wcale nie będzie jakimś punktem kulminacyjnym. Tym będzie Thorin który postanowi być na koniec kutasem i to właściwie tyle. To zresztą moment, w którym jedna deus ex machina przebija poprzednią praktycznie na każdej stronie. Bo oczywiście Thorin nie miał powodu by się tak zachować. Ot, a co, będę kutasem i chuj mi zrobią***. Nasz bohater, proszę państwa. Honorowy, dzielny, mężny, bla bla bla, tak, to wszystko co mówili o tej postaci do tej pory też było tylko chamskim wciskaniem kitu.

Mógłbym jeszcze wiele złych słów napisać o tej książce (propaguje rasizm, jedna rasa jest dobra a inne są złe, i trzeba zabić wszystkich ich przedstawicieli, bo urodzili się źli), ale...
[TUTAJ KOŃCZĘ PISAĆ O MINUSACH I ZACZYNAM CHWALIĆ!!!]
...na ostatnich kilku stronach poczułem coś ciepłego. Co jak co, ale autor darzy swoich bohaterów uczuciem. I dał temu wyraz w narracji, która przypomina opowieści dziadka opowiadającego bajki w dawnych, dawnych czasach. Pełno tu zwrotów, które dziś zwyczajnie nie przystają by mówić, lub są poza granicami akceptowalnego patetyzmu. Ale tutaj, w takim połączeniu ze wszystkim - to po prostu działa. Kominek, fotel bujany, deszcz za oknem, to wszystko przychodziło do mnie automatycznie. Jest ciepło, trochę nostalgicznie, a na koniec czuć, że autor naprawdę żegna się z postaciami które stworzył. Może nie udało mu się tego opisać poprawnie, może nie znał się i stworzył amatorszczyznę, ale się bardzo starał. I jakoś po przeczytaniu zakończenia trudno mi dłużej tak pluć na tę książkę ~~


Ulubiony fragment:

"O północy zbudził Bombura i z kolei sam ułożył się do snu w kąciku (...). Wkrótce zasnął mocno i do rana nie pamiętał o swoich zmartwieniach. Śniły mu się jajka na boczku."


4/10


PS. Orły pomogły Gandalfowi bo miały u niego dług. I jak tylko się zjawiły to postawiły sprawę jasno - nie będziemy lecieć jakoś daleko (tak, te orły mówiły). Miałem napisać, że to "subtelny szczegół, który odróżnia przyzwoitą historię od beznadziejnej", ale to jednak nie miało na koniec żadnego znaczenia, bo i tak poleciały na końcu gdzie trzeba, więc to było tylko chamskie wciskanie kitu.

*jakbym wiedział, jak będzie wyglądać pojedynek ze smokiem też bym szukał ciekawszych zajęć. Ot choćby przekopanie ogródka. To w porównaniu z przygodami Bagginsa jest epickim doznaniem.

**a nie, to książka dla dzieci, więc może pisać co tylko chce. Głupie bachory, kogo one obchodzą?

*** skoro w filmie dające się zrozumieć decyzje pokazano tak, że nie da się ich zrozumieć, to jak pokażą decyzję niezrozumiałą?

16 komentarzy:

  1. Trochę więcej luzu, Garret. Nie będę ci tu rzucał frazesami, że to książka dla dzieci, no ale szczerze - na co liczyłeś, czytając to? Bajka bajką, jakbyś zobaczył tę scenę - Bilba pokonującego pająki tańczeniem i rzucaniem w nich kamieniami - w jakiejś klasycznej animacji dla najmłodszych, może jeszcze poklatkowej, takiej z progiem do 8, może 10 lat, to raczej nie wydawałoby ci się to głupie. Najpewniej w ogóle byś nie oglądał. A, że sam Tolkien nieco później napisał znacznie poważniejszą książkę, że dzięki Jacskonowi znałeś już te klimaty (też znacznie bardziej poważniejsze) dość dobrze, to teraz ciężko ci przez to przebrnąć. No bo jak Tolkien miał dzieciom pokazać pojedynek ze smokiem. Bilbo miał mu uciąć łeb? Bo gwarantuję ci (jak czytałeś to sam wiesz), że w innych tekstach Tolkiena się takie rzeczy pojawiają, boheterowie ucinają sobie głowy, członki i co tam popadnie. Ale w tym wypadku mamy do czynienia z innym targetem, bajką, lekką, przyjemną, czasem zabawną. Dziś już tego wszystkiego nie odczuwam, więc i tobie się nie dziwię, ale jak byłem mały, to czytając to byłem zachwycony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim, zacząłbym od czegoś lżejszego, a nie od razu smok, bitwy i krew. "Kamień filozoficzny", i pokonanie tego złego poprzez dotyk, bo zadziałały wtedy moce które bohater zrozumie dopiero gdy dorośnie - to dobry przykład. Nie trzeba było brać historii dla dorosłych a potem ją przerabiać i łagodzić wbrew jej naturze, by dzieci mogły ją czytać.

      Usuń
  2. Co ty pierdolisz - toć to książeczka dla dzieci, a nie dla "dojrzałego odbiorcy". Nie ćpaj tyle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla potomności: chłop mnie obraził kilka razy więc mu usunąłem oba komentarze, ale rozśmieszył mnie tym, jakoby to książki Tolkiena były opowieścią o Chrystusie i Bogu.:) Dzięki za to...

      Łącznie mam już trzy powody, by uznać dzisiejszy dzień za udany.

      Usuń
  5. Garret, właśnie przeskoczyłeś rekina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko rekina przeskoczył, on go dodatkowo zagryzł, bez popitki.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu był kolejny komentarz kogoś, kto nie przeczytał wpisu tylko swoje wyobrażenie o mojej osobie więc przyszedł mnie obrazić.

      Usuń
  7. Nie mam cię zamiaru obrażać, ale naprawdę duch tekstu jest taki, jakbyś za wszelką cenę chciał pokazać to, że jesteś inny od wszystkich, na siłę udziwaczniony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nah, to tylko indywidualne odczucia. Zebrane do kupy, bez żadnego konkretnego szablonu (któryś anonim wyżej myślał, że to recenzja, haha). Po prostu różne myśli zebrane w jeden tekst.

      A odbiorca niech sobie wysnuwa wnioski jakie chce. Niech tylko się nie denerwuje, jeśli będą błędne.

      Usuń
  8. Blokowanie postów krytykujących blog nie sprawi,że będzie on niekrytykowany ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to ja decyduję, kto na moim blogu ma prawo przeklinać.

      Usuń
    2. Oho, czyli ja chyba mogę. Pięknie, kufa mać, pięknie :)

      Usuń
  9. "...na ostatnich kilku stronach poczułem coś ciepłego. " - dawno mnie nic tak nie rozśmieszyło. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń