poniedziałek, 8 kwietnia 2013

WRÓG PUBLICZNY (tylko ok)

Action, 1998


Bohater grany przez Willa Smitha jest żonatym adwokatem i zdecydował się zajrzeć do sklepu z damską bielizną, by coś kupić żonie pod choinkę. Z zaplecza nagle wybiega jego znajomy ze studiów. Zdyszany, rozkojarzony, ledwo poznający naszego bohatera. I tak jest tam tylko chwilę, znika ze sceny tak szybko jak się pojawił. Gdy Will Smith wychodzi na zewnątrz widzi znajomego kolejny i ostatni raz, nieżyjącego w skutek potrącenia przez samochód. Niedługo potem zaczną się dziać różne rzeczy - ludzie z rządu zaczną się interesować tym, ile pieniędzy wypłaca i komu je przekazuje, jego dom zostanie przetrzęsiony przez jakieś dzieciaki które powywracały mu wszystko do góry nogami a psa pomalowały na zielono.

Fajnie, że umiem opowiadać ciekawiej niż ludzie w Hollywood.

Jakaś tam nadzieja kina na poziomie "Ściganego" szybko ginie, a tak naprawdę to w ogóle nie zostaje dopuszczona do głosu. Widz wie od początku, o co chodzi i skąd przeciwnik bohatera wie i umie tyle rzeczy. Rozchodzi się o to, że rząd USA chce wprowadzić coś, co w rzeczywistości kilka lat później będzie się nazywać "Patriot Act", a Smith znajduje się przez przypadek w posiadaniu nagrania, które zapewni dożywocie politykowi, który zamierza tę ustawę wprowadzić. Nie wnikam, czemu taka osoba może zacząć inwigilować dowolnego obywatela kraju (choć powinienem), ale skutek jest wiadomy: podsłuchy, śledzenie kont bankowych, kamery wszędzie. Bohater filmu szybko ląduje w gazetach, jego karty zostają zablokowane a żona... zaznaczam: to jest zwyczajna postać kobieca w filmie. One zawsze są niesympatyczne, wyłączając pojedyncze przypadki jak "White Collar". We "Wrogu publicznym" zachowuje się tak: "Widziałeś na oczy inną kobietę pozą mną? E-E, śpisz od dziś na kanapie. W IKEI !!". Zostawię to bez komentarza.

Wracając jeszcze na chwilę do rządu, jest on tu pokazany dużo bardziej potężnym niż można to przełknąć. Umie nawet wziąć nagranie 2D ze zwykłej kamery ochronnej i prze konwertować je jakoś w obraz 3D, który można obracać i sprawdzać, co jest po drugiej stronie jakiegoś obiektu, której kamera nie widziała. Cuda, panie...


To i słaba postać żony bohatera to nie są jedyne wady. Najbardziej mi uwierał słaby humor, bardzo wymuszony i nieśmieszny. Przykład - bohater wybiera bieliznę i zachowuje się tak, jakby po głowie chodziła mu jedna myśl ("o kurczaki, powiedział biust, nie mogę się śmiać, nie mogę, nie mogę, nie mogę..."). Inna scena - w pewnym momencie bohater dowie się, że ma pluskwy. Nie wiedząc ile, będzie zmuszony zdjąć całe ubranie. Zrobi to w pokoju hotelowym, na tle jakichś azjatyckich turystów, którzy pomyślą, że on robi striptiz. I zaczną klaskać (a przynajmniej ona zacznie, nie pamiętam jak on) i w ogóle będą tacy zadowoleni. Ech, głupiutcy, głupiutcy... Wolałbym takie kino na poważnie.

Całość jest sprawna i rzetelnie wykonana, choć jedynie przejeżdża się po schematach (przechodzicie przez tory? Jedno z was musi upaść) zamiast ostać w pamięci i kopnąć w jajka. Jedynie początek i ostatnie 30 minut zapamiętam pozytywnie. Strasznie podobało mi się, że na początku dodali psa. Scena dzięki temu zyskała naprawdę wiele, naprawdę docierając do widza mimo swojej krótkości. Za to na koniec miło mi było zauważyć, że to właśnie od ostatnich scen zaczęto pracę nad skryptem, budując na nim resztę filmu. Kilka bardzo fajnych rozwiązań i zagrań. Plus efektowna strzelanina, przypominająca tę z "Bękartów wojny".



5/10
http://rateyourmusic.com/film/enemy_of_the_state/

3 komentarze:

  1. Nigdy jakoś nie miałem okazji obejrzeć go w całości, a nie raz oglądałem i początek, i koniec, i środek. I chyba w sumie nigdy nie będzie chciało mi się tego nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z moich ulubionych akcyjniaków Scotta. Sześć razy ten film oglądałem, w tym raz w kinie.

    OdpowiedzUsuń