czwartek, 30 kwietnia 2015

Wiecie co właśnie robię? Słucham muzyki.

Zmieniam trochę rutynę tego bloga i odbija się to na tym,że wypadłem z rytmu. Gotowe są już teksty, ale każdy jest trochę za duży by teraz z nim wyskakiwać (wiecie, "Avengers"), i niemal kończę na tym, że będzie tydzień przerwy między nimi. Powód tego jest taki, że oglądam dużo Netflixa, i jakoś nie zależy mi, bym szedł w ilość z tekstami na blogu. O nim samym zresztą też będzie, ale na to za wcześnie.

A teraz zdałem sobie sprawy, że słucham muzyki. W słuchawkach. Skupiam się na tym. Żadne nowości, tylko playlista lubianych piosenek, której dawno już nie włączałem. Nie leciały mi po cichu w tle, nie sprzątałem w tym czasie, nie pisałem. Ot, słyszałem wyraźnie każdy instrument, trochę przeglądałem 9gag'a, trochę myślałem o przyszłości. Głównie wyglądałem przez okno, które mam za laptopem. To dobre rozwiązanie, szczególnie po zmroku gdy widać w nim odbicie wnętrza. Jakby ktoś chciał wejść i mnie zamordować to miałbym 7 sekund przewagi. Chyba, że by podbiegł. Wtedy trzy.

Czas leci, którego nigdy nie jest za dużo, słońce zachodzi, a ja siedzę i nic nie robię. Żadnej samorealizacji, jeno słuchanie piosenek które w zasadzie powinienem znać na pamięć. Póki co umiem każdą zagrać na perkusji w powietrzu, z wyjątkiem "YYZ".



Zapowiada się równie dobrze. Swoją drogą, obecny skin Spotify ssie, wolałem poprzedni.


W liceum znalazłem przypadkiem sklepik z płytami. Żaden duży sklep, pomieszczenie nie większe od waszej łazienki wypchane po sufit albumami z jednym gościem dużo starszym ode mnie, który siedział sobie przy stoliku z laptopem i prowadził ten interes. Przychodziłem tam również pogadać, lubiłem te chwile sam na sam. Raz zapytał mnie, jak teraz ludzie słuchają muzyki. Cóż, z głośników w telefonie podczas jazdy autobusem. Jakoś nie spotkałem się z kimś, kto ma jakiś określony gust muzyczny. I generalnie, nie słuchają tak świadomie. Był zdziwiony, bo dla jego pokolenia gdy byli w moim wieku to była jedna z trzech głównych rozrywek. Usiąść na dupie i słuchać winyli.

Jak pół roku temu spoglądałem w stronę owego sklepiku to wciąż był zamknięty i nie zajęty. Czasem wracam do niego myślami, szczególnie z uwagi na to, że wszystko się zmieniło w tak krótkim czasie. Sposób pozyskiwania muzyki, poznawania jej, kontaktu z nią. Ale wciąż dziwne wydaje się dla mnie sam pomysł, by przyjść do kumpla by słuchać kompaktu. Słuchawki często są odłączone i domyślnie słyszę z głośników, które zostawiają połowę dźwięków w wymiarze, którego nie odbierają moje zmysły. Głownie przełączam dla gier lub kilku wyjątkowych utworów, jak "They Are Night Zombies!!" Stevensa. A i tak czuję się wyjątkiem w swoim pokoleniu, które czyni mnie kimś unikalnym bo potrafię zapamiętać tytuł piosenki którą lubię, i nie zmieniam swojej "ulubionej" co parę tygodni.

Coś czuję, że się powtarzam, bo kiedyś pisałem o podobnym lekceważącym stosunku do filmów, z muzyką jednak jest trochę inaczej. Nie chcę się na niej znać, mam inne priorytety. Lubię doceniać to co uważam za dobrą robotę, lubię mieć ją w tle, i to wszystko. A teraz złapałem się na tym, że w zasadzie siedzę od godziny i słucham. Sam, lekko zgarbiony, odpoczywam. Zamiast pisać, oglądać, robić coś na czym mi zależy, ja odsłuchuję setny raz te same utwory. Trochę tego żałuję. Nie różnię się tak bardzo od innych, też lekceważę tę sztukę. Nie dowierzam gdy słyszę, że 70 lat temu ludzie potrafili spamiętać utwór jazzowy trwający 20 minut, a potem grać go codziennie, a widownia nuciła go razem z artystami.

I dlatego powstał ten tekst. Chciałem, by coś z tego wynikło.

4 komentarze:

  1. Ja już jestem stara. Cieszę się, kiedy czytam takie wpisy (taki wpis, innego w sumie nie czytałam) przywracające mi wiarę i nadzieję w młodość. Teraz już nieco mniej ale na studiach zawsze słuchałam na leżąco, gapiąc się w sufit. Koniecznie słuchawki, co by wyłapać wszystko. Jeśli coś mnie podnieca bez wahania kupuję płytę, muszę ją czuć, pomacać książeczkę i przeczytać teksty. Na winyle jeżdżę do taty (który zaraził mnie muzyką, starym, dobrym rockiem i zwracaniem uwagi na takie szczegóły jak bas w wałku "Black or white" Jacksona). Nie cierpię tego całego "a niech se leci w tle". Albo słuchać albo nie słuchać. To tak jakby włączyć film i zmywać w tym czasie.
    Kiedyś, w wakacje, pracowałam w barze. Lałam piwo, głównie znajomym, bo z małej mieściny jestem. Często zamykaliśmy drzwi od środka, siadaliśmy na transporterach po piwie i włączaliśmy szafę grającą. Przeważnie Republika, Red Hoci, plus każdy swoje ulubione wałki, żeby podyskutować z resztą ekipy nad wyższością Chemical Brothers nad Rage Against The Machine itd.
    Także dziękuję za tę sentymentalną chwilę, którą mam po przeczytaniu Twojego tekstu. Niech to trwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie zastanawiałem się, jak ten tekst będzie odebrany.


    Faktycznie, w "Black or White" czasem jest bass.:>

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale tam jest jeden taki charakterystyczny motyw. I teraz siedzimy za stołem, leci ta piosenka, jest impreza i ojciec naśladując basistę mówi "teraz!". Trwa to dwie sekundy. (na te słowa sąsiad zza ściany zaczął "plumkać" na swojej gitarze elektrycznej. jeden chwyt od jakichś trzech miesięcy).

    OdpowiedzUsuń
  4. Też właśnie słucham muzyki. Przypadek? Nie sądzę.

    OdpowiedzUsuń