poniedziałek, 4 grudnia 2017

Garret komentuje newsy filmowe z listopada




W październiku mówiono o:
- dużo spekulacji jak będą wyglądały przyszłe adaptacje komiksowe;
- dużo spekulacji jak mogły wyglądać adaptacje komiksowe, które już powstały, gdyby coś tam podczas produkcji poszło inaczej;
- spoilery;
- James Cameron wciąż kręci "Avatara 2" & 3 & 4 i 5.

W pozostałych newsach:


Sporo ludzi oskarżono o molestowanie seksualne w Hollywood i generalnie biznesie filmowym. Sporo z nich wyszło na światło dzienne po wielu latach. Dlaczego dopiero teraz? Bo obawiali się, że nikt im wtedy nie uwierzy. Teraz, kiedy się zebrali i grupowo wszyscy oskarżają wielu ludzi, to mają odwagę mówić o tym co zaszło 15 lat temu i wcześniej. A tu niespodzianka, bo ludzie (w Internecie) właśnie dlatego im nie wierzą, bo biorą takie oświadczenia za zmyślanie oraz próbę wybicia się - ponieważ ogłaszanie, że ktoś ich molestował, jest teraz modne. Nie trzeba mieć dowodów, ale można coś rzec i nagle wszyscy zaczynają być świadomi, że istniejesz. Jest w tym chyba jakiś morał i Palahniuk (ten od "Fight Club") już o tym napisał. Dawno temu. 

**** 

Z tym, że ten morał może być trudny już teraz do uściślenia, bo Internet o wszystkim dowiaduje się z Internetu, a tu dziennikarze są dosyć słabi. I to miało swoją rolę w odbiorze całości. Część wspomnianych oskarżeń o molestowanie była faktycznym oskarżeniem złożonym do sądu, inne są tylko wyznaniem bez konsekwencji prawnych i dowodów, jedne są tylko plotkami, kolejne zostały od razu potwierdzone przez napastników. Są też takie kompletnie wyssane z palca, prawdopodobnie było nawet jedno w drugą stronę - czyli szantaż na zasadzie "Daj mi rolę albo powiem, że mnie molestowałeś". Dziennikarze o wszystkim piszą w ten sam sposób i trudno wiedzieć, która wieść o następnym molestowaniu jest prawdziwa, a która jest oskarżeniem. W efekcie głównym tematem nie jest to, czy ofiara jest ofiarą, ale jak dużą krzywdą jest kogoś o molestowanie oskarżyć. W końcu wszędzie istnieje zasada domniemanej niewinności, więc superbohaterowie z Internetu poczuwają się do bronienia oskarżonych dopóki nie zapadnie wyrok lub przyznanie się. I wracamy do tego, że niewielu uwierzy, gdy ktoś wyzna, że był molestowany seksualnie. Problem jak był tak istnieje. Dobra robota. Nic się nie zmieniło. Jeśli już to na gorsze, bo ludzie zaczęli się śmiać ilekroć widzą news o tym, że kolejna osoba była gwałcona.

**** 

W tym wszystkim brakuje wyraźnego głosu ludzi, którzy chcą karać predatorów seksualnych. Tego dostarcza ostatnia wypowiedź Michelle Williams będąca komentarzem do usunięcia Kevina Spaceya (który miał dobierać się do innych ludzi wbrew ich woli) z jego najnowszego filmu. Nagrany materiał został wycięty i wyreżyserowany od początku z innym aktorem. W Internecie ludzie kłócą się, czy to dobra decyzja jest lub zła, jaka jest jej natura i moralność (w kontekście - czy jest to cenzura i fałszowanie historii?), czy makijaż postarzający Spaceya jest na miejscu czy też jego zastępstwo wypadnie lepiej niż pierwotny casting. Nie słychać jednak ludzi, którzy są przeświadczeni o winie Kevina S. i wycięcie go z filmu interpretują jako karę - bo chcą, by taki czyn był karany za wszelką cenę. Taką osobą najwidoczniej jest Michelle Williams, która powiedziała:

"I’m so very proud to be a part of this – we’re all here for Ridley [Scott - przyp.red.nacz.]. When this idea was hatched, I immediately started to feel better. This doesn’t do anything to ease the suffering of people who were all too personally affected by Kevin Spacey, but it is our little act of trying to right a wrong. And it sends a message to predators – you can’t get away with this anymore. Something will be done."

Przytaczam te słowa aby zachować perspektywę i pamiętać o obu stronach.




****

Będzie remake "Czego pragną kobiety", ale z kobietą w wiodącej roli, a tytuł będzie brzmieć "Czego pragną mężczyźni". I nie będzie to przepisanie, nie; tym razem bohaterka opowieści wykorzysta swoje umiejętności, aby "wybić się w środowisku zdominowanym przez mężczyzn" oraz "zdobyć kontrakt na reprezentowanie najnowszej gwiazdy NBA". Cóż, pomijając całą resztę - w oryginale bohater wykorzystywał zdolność słyszenia myśli, aby robić kobietom dobrze, a także zyskiwał nowy punkt widzenia, rozwijał się i rozumiał rzeczy, których wcześniej nie rozumiał (golenie nóg woskiem). Ogólnie film miał słabe strony, ale była w tym też jakaś porcja serca i dobrych intencji. Remake tego nie zapowiada, skoro bohaterka chce wykorzystać przewagę aby zostać bogatą grając nie-fair... I tyle?

****

Denis Villeneuve nie może zrozumieć, czemu "Blade Runner 2049" kiepsko radzi sobie w kinach - pomimo dobrych recenzji, nawet najlepszych w karierze Kanadyjczyka, a także Ryana Goslinga w głównej roli. Ja proponuję rzucić okiem na zwiastun, który równie dobrze mógł zapowiadać "Gunmana" (taki film, o którym nikt nie pamięta. Grał w nim Sean Penn na wzór Liama Neesona z "Taken"), czyli jakiś gatunkowy średniak thriller-akcja-scifi. Jakieś przypadkowe ujęcia, które nic nie mówią; nałożono na to kwestie postaci, które mają udawać by brzmiało mądrze a tak naprawdę gówno znaczą ("There is a order to things"). Na koniec dowalono jeszcze "You're special" w stronę głównego bohatera. Trailer ten niczego o filmie nie mówi, a przy tym wygląda jak milion innych. Byłem w szoku, że tak zapowiadany jest następca filmu uznawanego za jeden z najważniejszych w historii. Lekcja na przyszłość: robiąc "Diunę" zatrudnijcie lepszych ludzi od marketingu.


****

Jeszcze w temacie "Blade Runnera 2049". Ridley Scott zaglądał przez ramię Villeneuve w trakcie kręcenia. Ten zamiast go zastrzelić albo narzekać do dziennikarzy w wywiadach, zrobił coś innego. Jak powiedział:

"He [Ridley] came on set one day and after a few minutes standing behind me it was unbearable. I made a joke, I said to him, ‘Hey Ridley, who is your favorite director?’ And he said, ‘I love Ingmar Bergman and Kubrick.’ I said ‘I love Bergman too. So Ridley, how would you feel if you were on set and you had Bergman just behind you?’ “And he burst out laughing and he walked off the set. Because I was trying to direct Harrison Ford and I was like, ‘Nope, it doesn’t work.'"

Możemy się od Denisa uczyć. Wydaje się fajnym gościem.

****

James Gunn opublikował scenariusz "Strażników Galaktyki 2". Oczywiście, scenariusz a scenariusz spreparowany w celu publikacji aby dało się to czytać poza planem - to są dwie różne rzeczy, ale o tym większość mediów nie pisze. Jeśli nie masz pojęcia o scenariuszach to będziesz po lekturze myśleć, że tak to powinno wyglądać, zaczniesz pisać na czuja i potem będą ci to odrzucać bez wyjaśnień, a ty nie będziesz wiedzieć dlaczego. Ostrzegają o tym w każdym podręczniku scenopisarstwa dla początkujących, by nie wzorować się na zbiorach scenariuszy, które znajdziecie w bibliotekach - choćby dlatego, że są one pisane w oparciu o gotowy film. Scenariusz Gunna zawiera już opisy pracy kamery i montażu, a to błąd - scenarzysta nie może mówić innym, jak mają robić swoją pracę. I tak, są wyjątki od tej reguły, ale... Bla, bla, bla. Pisanie scenariuszy to wielkie pole minowe. Uczcie się z podręczników.

****

Jeszcze w temacie scenariusza "Strażników..." - filmu nie widziałem, więc chciałem poczytać. Dałem sobie spokój po pierwszej scenie. Najbardziej realistyczną linijką dialogu brzmiała tam "Do Do Do Do Do Do". Jestem w stanie uwierzyć, że to mogło by wyjść z ust postaci rozumnej. Co do reszty - tu już mam wątpliwości. Chociaż oczywiście szanuję, że Gunnowi udało się napisać kilkanaście wersji swojego filmu. Bez cienia ironii, to oznaka dobrego scenarzysty.



****

Po "Batman v Superman" fani domagali się śmierci Zacka Snydera. Po premierze "Justice League" (które po nagraniu pod wskazówkami Snydera zostało jeszcze poprawione i zmienione przez Jossa Whedona) fani domagają się oryginalnej wersji Snydera. I bądź tu mądry i kręć filmy, kurza twarz...

**** 

W temacie zakulisowych wydarzeń "Justice League", te wydają się coraz bardziej warte... ekranizacji. Ryzykowna wizja poprzednich filmów, odważne parcie do przodu przez nieprzewidywalne fale w postaci widzów, krytyków i producentów. Śmierć córki Snydera skutkująca tym, co fani chcieli (odejściem ZS od produkcji), skutkujące tym, że fani zmienili zdanie i chcą czegoś innego. Teraz trwa walka o dopuszczenie do powstania wersji reżyserskiej "JL", bez względu na koszty. Plotki mówią, że ta wersja posiada szczątkowe muzykę i efekty komputerowe. Trwa ponoć trzy godziny i leczy problemy z erekcją. Zack Snyder milczy, a ja wciąż nie widziałem "JL". Teraz brakuje tylko odłożenia Direct Cuta na półkę, wybuchu wojny po zakończeniu której ona zaginie, prawnuk Snydera ją odnajdzie (na tym etapie będzie owiana już legendą) i opublikuje światu. A świat wtedy powie "przereklamowane". The End.

****

Filmweb zablokował część zawartości przed ludźmi korzystający z blokowania reklam. Użytkownicy w odpowiedzi kazali Filmwebowi zrobić sobie pewną czynność (i to wielokrotnie). A potem przypomnieli wszystkie obietnice, jakie ktoś z Filmwebu składał na przestrzeni ostatnich lat (które nie zostały spełnione), wytknięto palcem setki błędów, które na stronie są (jak choćby blokowanie zawartości u osób, które nigdy nie używały żadnych adblocków), a na koniec podkreślono, że używają blokady nie dlatego, że nie chcą by zarząd Filmwebu mógł zarobić - korzystają, bo ilość tych reklam jest absurdalna. A także inwazyjna. Filmweb w odpowiedzi powiedział: " " i przy tym stoi. Ale wiadomo, że czyta, bo blokował każdy komentarz w którym użytkownicy wymieniali między sobą informacje o tym, jak można czytać zawartość ich strony korzystając jednocześnie z adblocka. A ja całą tę dyskusję czytałem z przyjemnością, bo to pierwszy raz od przynajmniej pół dekady, kiedy widziałem na tej stronie PASJĘ wśród użytkowników. Gorącą dyskusję i setki komentarzy. Ludzie byli tam autentycznie zaangażowani i chociaż swoją nostalgię wyrażali często w niecenzuralny sposób, to wciąż widać było po ich wypowiedział miłość do tego, czym FW był kiedyś. Pikny widok, muszę przyznać.

****

A propos reklam na filmwebie, ciekawostka: strona ta szybciej ładuje się... z reklamami. Przeglądarka Opera ma wbudowany pomiar tego typu rzeczy i okazuje się, że główna Filmwebu ładuje się o 10% szybciej, jeśli nie blokujesz niczego. Strona z filmem (zablokowana w połowie, jeśli używasz adblocka, ublocka itd.) z kolei aż o 56% szybciej. Taka sytuacja.

****

Festiwal w Berlinie ma przejść zmiany. Będzie inny dowódca. Ktoś domaga się, aby było po równo kobiet i mężczyzn w jury. Internet już nazwał to zagładą Europy, a mnie nadal nie interesuje festiwal w Berlinie. Widziałem ośmiu zwycięzców z tego wieku i to było średnie kino. Oprócz "Spirited Away", ale nie trzeba mi było Złotego Niedźwiedzia, aby zainteresować się tym tytułem. Tak mogę tylko napisać o "Kuzynach" z 1959 roku, którego pokazywali w warszawskim Iluzjonie właśnie w ramach przeglądu zwycięzców w Berlinie.

****

I na koniec: jeden z polskich portali filmowych opublikował newsa o tym, że kaskaderki są nieproporcjonalnie rzadziej zatrudniani od kaskaderów (nawet wtedy, gdy w scenopisie płeć kaskadera nie jest wymieniona, więc nie jest istotna). Przejrzałem cztery zagraniczne strony z newsami filmowymi, żaden z nich o tym nie wspomina, łącznie ze źródłem podanym przez rodzimy portal. Owszem, zawiera ona taki news, ale nie jest on w sekcji filmowej. Sam artykuł nie informuje z kolei o najważniejszej rzeczy: jak wyglądały relacje między kaskaderkami i resztą ekipy. Oczywiście w Hollywood o to trudno, dominuje tam narracja "dziękuję wszystkim, praca z wami była czystą przyjemnością" (za 30 lat okaże się, ze za tymi słowami kryła się napaść seksualna), ale bez tego szczegółu nie można nic więcej o tej sprawie napisać. Zresztą, to nie moja sprawa. Pozostaje tylko jedno: należy przypomnieć, że zmuszanie ludzi do zatrudniania ich ze względu na płeć jest dyskryminacją, seksizmem oraz ograniczeniem wolności osobistej, czyli kwalifikuje się jako łamanie podstawowych praw człowieka. A do tego właśnie nawołują zarówno polski portal jak i jej źródło. Może na planie po prostu nie lubią tych kaskaderek za charakter i dlatego nie chcą z nimi pracować? Wiecie - tak jak to jest cały czas między ludźmi? Przypominam, kobiety to też ludzie. Widać ktoś o tym zapomniał w trakcie walki o równe traktowanie.

****

Swoją drogą - uznaję za zabawne, że Polscy dziennikarze posuwają się do takich rzeczy, jednocześnie przecież wzbraniają się przed nadaniem swoim publikacjom jakiejkolwiek osobistości. Zapewne w obawie przed narzucaniem swojej opinii w kontekście informowania o czymś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz