piątek, 13 czerwca 2014

(felieton) Garreciątko u dentysty

Na początku roku przy jedzeniu wypadł mi kawałek zęba.
Nie bolał mnie wcześniej, w trakcie ani potem. Nawet nie podejrzewam, czemu tak się stało. Parę miesięcy później, już po przeprowadzce, czułem w buzi dziwny zapach. Bardzo rzadko, gdy coś zjadłem albo przy myciu zębów wsadziłem w ten niepełny ząb włosie szczoteczki, wtedy czułem ten zapach. Dziwny i nie do określenia, dziś podejrzewam, że to był zapach próchnicy. Na początku sądziłem, że to problem z wodą, i jakiś osad z kranu mi się tam zbiera, ale po zmianie czajnika i zakupie filtra, nadal problem był. A więc - do dentysty. Tam chirurg stomatolog wsadził mi metalowy patyk do feralnego zęba i poraził mnie ból. Słyszę, że to się nadaje do zatrucia albo leczenia kanałowego... albo mam wyjść w cholerę.
W kwestii wprowadzenia - to była moja pierwsza wizyta u dentysty na zabiegu. Na hasło "zatrucie zęba" pomyślałem o wielkiej strzykawce wbijanej w dziąsło, co będzie boleć jak poród, z tego co słyszałem. A leczenie kanałowe to kojarzyłem z czymś największego kalibru, jak operacja mózgu albo kręgosłupa. Tyle samo czasu, zachodu i środków na to trzeba poświęcić - pomyślałem. Nie wiedziałem, że tak naprawdę to są całkiem podstawowe zabiegi trwające bardzo krótko, więc, łagodnie mówiąc, zacząłem się tam na fotelu dentystycznym, denerwować. Stomatolog widząc to, zaczął mnie opieprzać, że się jak dziecko zachowuję. Potem mnie opieprza, że muszę się zdecydować, co ona ma teraz robić. Ja mu mówię, że nie wiem. To on mnie opieprza, że ja nie wiem, w międzyczasie tłumaczy mi, jak taki zabieg będzie wyglądać. Porządnie mnie przy tym opieprzając, że musi mi to tłumaczyć, oczywiście.


Byłem przygotowany, że tam usiądę, lekarz zobaczy mojego zęba, podłubie tam tym mini-wiertłem, wsadzi mi plasteliny i będzie po wszystkim. I okazało się, że mniej więcej to kryje się pod terminem "zatrucia", i ową trutką był ten "kawałek plasteliny", jak ja to nazywam. I po dwóch tygodniach mam wrócić, potem się dowiedziałem, że będę miał robione kanałowe.

Jednym z największych plusów bycia po takim czymś jest możliwość trollowania ludzi, że to boli jak sukinkot. Nie - "wkręcania ich", tylko właśnie "trollowania". Nie żebym miał to robić, bo to przecież strasznie głupie, i co się przed zabiegiem w Internecie naczytałem to moje. O tym, że boli gorzej niż poród...

Najgorsze jest odpowiedzieć na to głupie pytanie: czy będzie boleć? Tyle lat studiów i treningu, a odpowiedzi na to nie znajdziesz w uczelni. Każdy ma inny próg bólu, jak uczyli w  "Scrubs". Ja miałem wiele szczęścia w tym przypadku, bo ząb mnie nie bolał, gdy na zabieg się udawałem, i był tak naprawdę na przyszłość. Polega on na zatruciu zęba, pogrzebania tam trochę wiertłem, wykonania kilka razy czynności, która kojarzyła mi się z wycieraniem papierem ściernym, tylko że wykonywanym na mojej szóstce. Następnie wyciąganie nerwu z zęba z pomocą czegoś na kształt igły. Potem była kolejna wizyta, w której z grubsza dotknął mi tam parę razy długą igła, wypełnił dziurę... i tyle. Garret ma za sobą leczenie kanałowe bez znieczulenia. I najbardziej w tym wszystkim bolało mnie to dotknięcie uszkodzonego zęba na samym początku, zwykłym dłutem dentystycznym. Potem, cóż - przyjemne to z pewnością nie było, ale nie bolało z reguły. Jak już to na samym końcu zabiegu, gdy lekarz docierał do samego dziąsła. I za każdym razem były to trwające pół sekundy kopniaki bólu, który z całą pewnością mnie nie paraliżował. A po tej połowie sekundy już go nie czułem.

Moje szczęście sięga dalej, bo trafiłem do naprawdę znakomitego gościa. Mimo, że to był mój pierwszy raz, mogłem dostrzec jego profesjonalizm. Ledwo tam usiadłem on już zaczynał swoje, trzymał mnie pewnie, nie było czasu bym miał panikować. Polecam gapić się na sufit i nie zwracać uwagi na to, co stomatolog wam wkłada do ust. Nie to miałem na myśli. Ale ta długa igła na samym końcu nie była taka okropna.
Inna sprawa, że to wciąż nie jest przyjemne doświadczenie, i w noc po pierwszej części zabiegu obudziłem się i miałem dziwne jazdy na jawie, spowodowane przez te smaki pozabiegowe utrzymujące się w paszczy. Poważnie.

Całe to zdarzenie zachęciło mnie do reflekcji. Na przykład, za cholerę nie chciałbym, by takie zabiegi były całkowicie bezbolesne. Jakaś konsekwencja musi być, a ja po latach głaskania zębów zacząłem je tak na serio szczotkować. Są gorsze rzeczy, i ból zawsze będzie trzeba będzie brać pod uwagę, a takie wydarzenia o tym przypominają. Myślałem też o pięknym rozwoju technologii, dzięki któremu ja miałem piekielnie skomplikowany zabieg przeprowadzony bez żadnego problemu i to w ekspresowym tempie. Wiecie, jak to wyglądałoby 5 lat temu? 10? 50? Albo jak to wygląda w innych miastach, krajach? Mam tyle szczęścia!

Poza tym, nic nowego. Jedynie moja wrogość do Publicznej Służby Zdrowia ma od teraz twarz. Ten dentysta zasługiwał, by pracować w lepszych warunkach, bez kagańca polityków którzy w życiu nie byliby w stanie zrobić tego, co on. Po tym jak wyszedłem, on musiał swój cenny czas poświęcać na wypełnienie naprawdę debilnych papierków, a siedząc jeszcze w poczekalni słyszałem rozmowy innych oczekujących, mających ból dupy spowodowany tym, że uważali go za swoją własność - że się spóźnił, że zabieg trwa za długo, że ktoś za 10 minut jest gdzie indziej umówiony.. To też wina PSZ, która głosi, że to pacjent jest najważniejszy. Ten chirurg stomatolog na to nie zasługiwał.

4 komentarze:

  1. Ja tylko do dentysty chodzę prywatnie, a to od czasu ślepego dentysty w państwowej przychodni. Bólu się nie boje ale zamroczonego faceta z ostrymi narzędziami jak najbardziej. U dentysty w czasie zabiegu trzeba sobie myślami odpłynąć gdzieś daleko, i już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje szczęście się powiększa.;-) Mój ślepy nie był. O warunkach za bardzo wspominać nie chciałem, ale te umywalki z jakimś tanim płynem do mycia naczyń z supermarketu tam były. I wystarczyły, bym się za bardzo nie rozglądał. W przyszłości oczywiście będę pierwszy do skorzystania z prywatnego stomatologa.

      W jego przypadku nie będę musiał się obawiać, że oto źle opłacany i niedoceniany chłop właśnie trzyma wiertło w mojej paszczy. Takiej osoby trzeba się obawiać. Tylko mieć nadzieję, żeby ich gniew nie trafił rykoszetem w pacjenta, który jednak jest tu winny ich sytuacji w mniejszym stopniu.

      Usuń
  2. Jakich masz ulubionych reżyserów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, trudna kwestia, bo kiedy ostatnio się nad nią zastanawiałem, to było w czasach, gdy jakość reżysera mierzyłem jakością jego filmów (a jakość filmów też mierzyłem w równie pokrętny sposób).

      Teraz na szybko mogę wyróżnić Edwarda Yanga, Chaplina, Żuławskiego Seniora, D.W.Grifitha, Kevina Smitha, Wesa i Paula Thomasa Andersonów, Wajdę...

      Usuń