piątek, 20 czerwca 2014

(felieton) otoczka piłki nożnej jest do bani


Często mam wrażenie, że piłkarze nie są ludźmi. Zresztą, nawet szczury umieją opanować stosunek przyczyny i skutku. Sędzia odgwizduje coś, a piłkarze się wykłócają, dostają kartki, nagany, nie grają w następnym meczu... Może mają to w kontraktach, żeby w ten sposób zwiększyć widowiskowość? Nie zdziwiłbym się, gdyby to była prawda. Do tego czasu będę zakładać, że wycieli im mózg, co jest idiotyczne zważywszy na to, co robią z piłką, ale to jedyny logiczny wniosek.

Sędziowie też zawstydzają resztę świata swoją głupotą. Zasady są jakie są, i oni decydują się pracować na stanowisku, którego nie da się tak naprawdę dobrze wykonać. Cały ten zawód jest przestarzały, sam koncept biegania tam razem z zawodnikami to przeżytek. Ale najwidoczniej są zbyt słabi by pracować gdzie indziej to mają coś takiego. To tak, jakby ktoś zatrudniał was na 7 godzin dziennie, dając wam codziennie roboty na 10 godzin bez przerw. I oni przyjmują na siebie odpowiedzialność za takie coś. Z ich pozycji bardzo często nie da się stwierdzić, czy było przewinienie czy nie. Trzeba ich... zresztą, wszyscy wiedzą, co trzeba zrobić. Ale tak się nie stanie.

Będą tylko kuriozalne ulepszenia, z pianką wyznaczającą linię muru oraz cyfrowe czary mary pokazujące, czy piłka wpadła do środka czy nie. Bo kupienie zwykłej kamery nie wystarczy. Za 4 lata zapewne postawią ścianę promieni dezintegrujących, by widownia nie oberwała piłką. Jak któremuś zawodnikowi się wypadnie poza boisko to będzie niedobrze, ale... mówili mu, żeby tego nie robił! Jego wina!
W 2010 roku zobaczyłem, że piłka wpadła do bramki po czym bramkarz ją wyjął i wykopał i... nie było gola, no. Wtedy stwierdziłem, że na miejscu trenera bym zgarnął ludzi i opuścił boisko. Sędzia dał dupy, organizatorzy dali dupy, członek drużyny przeciwnej dał dupy i oszukał... Gdzie tu wartości sportowe? Nie ma. Piłkarze aktorzą, hańbiąc wszystko po kolei od siebie po cały sport, i nikt ich z tego stanowiska nie wyrzuca. Po co więc grać w takiej sytuacji? I o co? Od tego czasu nic się nie zmieniło, jest gorzej, a mundial i piłka nożna najwyraźniej cieszy się dokładnie takim samym szacunkiem co wcześniej. Wysokim. Widzowie to też debile.
Komentatorzy... O co chodzi z tą gadką, że piłka nie jest sprawiedliwa? Są konkretne zasady? Są. Obie drużyny ich przestrzegają? Tak. Był gol? Był. To sprawiedliwa wygrana i koniec gadania. Takie pierdolenie służy jedynie podsycaniu niegasnącego ognia nienawiści. Bo przecież w piłce nie liczy się dobre granie i wygrana, jedynie pokonanie przeciwnika i kłótnia, kto jest lepszy pomimo tego. Serio, mam dosyć czytania, jak to Holandia zgwałciła Hiszpanię (dla przykładu). Już nie można "przegrać" albo "pokonać". Można jedynie zmasakrować, ośmieszyć, zhanbić się... Jest tylko jeden cel używania takich zwrotów, czyli kpienie z tych co byli/są za Hiszpanią, by ich poddenerwować, wkurzyć, wyprowadzić z równowagi. By gdy Hiszpania kiedyś za milion lat pokona Holandię, ten ból się uwolnił i wtedy zaczęli kpić z tych, co będą wtedy za Holandią. I walka będzie kontynuowana, kasa będzie lecieć do zgadnijcie czyjej kieszeni. Do czasu, aż ludzie będą umieli powiedzieć: "Holandia wygrała, Hiszpania przegrała, obie drużyny grały ładnie ale ta która wygrana grała niesamowicie. Chodźmy na banana!". Cała reszta ma w dupie ducha uczciwej rywalizacji, i ma wyjebane na cały sport i każdą jego formę po prostu nienawidzi. Ma gdzieś, jakie wartości uosabia taka choćby piłka nożna. To tylko kolejny powód by móc kogoś nienawidzić. Bo są z innego miasta, kraju, kontynentu. Taki sam rasizm. Przynajmniej jest jasne, co kupują w cenie biletu. Immunitet. To ta najdroższa cześć.

Niemożliwość radości z wygranej jest sama w sobie powodem, że piłka nożna jest do bani. Teraz można się cieszyć jedynie z tego, że ten drugi ma gorzej.

Całe te rozgrywki krajowe nie mają sensu. To zupełnie inne drużyny, kto inny w nich gra w każdym turnieju. Nie ma tam nawet jedności narodowościowej, co się tyczy trenera. To nie narody wygrywają, tylko ci ludzie, ale im się odbiera wygraną i nadaje jakiemuś krajowi. Równie dobrze w muzyce byłby turniej z finałowym starciem Beatlesów z Led Zeppelin, tylko że w Beatlesach grałby Jack White, a zamiast Planta byłby Tom Waits, i nagroda poleciałaby do Polski, mistrza świata w rocku.

Gdy oglądałem tenis, byłem zdziwiony jak tam inaczej publiczność się zachowuje. Jest cholernie uprzejma, nawet gdy Azarenka zaczyna szczytować. Są cicho, klaszczą z wdzięcznością i jest spokój. Nie mówię, że chcę to samo na stadionach, ale też przesadzanie w stronę srania na murawę, gwizdania, darcia ryja i demolowania jest również niewskazane. Po pójściu w takie miejsce czułbym się, jakby mnie cofnęło o 10 tysięcy lat w rozwoju. W tych ludziach nie ma za grosz szacunku do sportu jako takiego, o zawodnikach i tym konkretnym rodzaju rywalizacji.

I jeszcze ten okropny ból dupy, że nauczyciele zarabiają głodowe pensje, a jakiś chłop kopiący szmacianą kulkę jest wart 80 miliardów euro i tym podobne... Skoro generują taki dochód, to do kogo miałby on trafić? Bo to i tak tylko część, do tych najważniejszych ludzi trafia o wiele więcej. Coś po drodze musi skapywać na samych zawodników i trenerów. I gdybyście byli chętni płacić na edukację waszych dzieci tyle ile płacicie na różne eventy sportowe, to wiecie co? Nauczyciele zaczęliby generować większy dochód. I więcej by zarabiali.

Jedynymi rozumnymi ludźmi w tym wszystkim są zapewne ludzie z FIFY, którzy dostrzegli to wszystko. I postanowili zarobić na głupocie.. taki ich wybór. Zagarnęli wszystko, nałożyli na wszystko jakiś dodatek, o wolnym rynku można zapomnieć i jakiejkolwiek namiastce kapitalizmu również, a ludziom to w ogóle nie przeszkadza. A więc działają dalej - każda decyzja należy do nich, wszystko ujebali w reklamach, ceny dali w górę i... i nic. Trudno tutaj nie uznać ich inteligencji. Wiedzą co robią, planują i trzepią niewyobrażalną kasę. Oklaski dla nich. Przynajmniej do czasu, aż zaczęli dokładać do pieca i pilnować, by nic się nie zmieniło

Sama piłka nożna nie jest do bani. To naprawdę cwany sport i nie rozumiem ludzi mających coś do niego jako takiego. Jest techniczny, miesza umiejętności samodzielne ze zgraniem drużynowym, każdy pełni tam jakąś rolę i może być w tym coraz lepszy. Do tego nie wymaga wiele sprzętu, wystarczy kawałek placu, za bramki mogą służyć czyjeś koszulki, a reszta jest opcjonalna - i to wystarczy, by się bawić w każdym miejscu na tej planecie. Granie w ten sposób to spora część mojego dzieciństwa i nie mam zamiaru opluwać go, jedynie cała zbędna otoczka mnie denerwuje, i na dobrą sprawę nie ma meczu, bym o którejś z wymienionych tu rzeczy sobie nie przypomniał. I noszę to w sobie już od dłuższego czasu, dlatego tak rzadko coś oglądam. I nie kibicuję nikomu, chcę tylko obejrzeć dobry mecz. Po usunięciu tego wszystkiego co wymieniłem ten sport nadal będzie taki sam. Zadziwiający, spektakularny i emocjonujący. Nadal lubię obejrzeć jakiś skrót na YT, z meczu Polska-Portugalia 2007 choćby, w ulubionych mam obronę Fabiańskiego w meczu Arsenalu z Bayernem z tego roku. Podziwiam reżyserię większości spektakli, i niektóre momenty pamiętam tylko dlatego, jak je zaprezentowano w telewizji. Chciałbym kiedyś móc pójść na mecz w weekend, do tej pory byłem tylko raz na jakimś nieistotnym spotkaniu w polskiej lidze, a teraz mi się marzy by zobaczyć jakiś finał. Zapłacić pełną cenę, która nie byłaby obciążona haraczem i przez to wyjebana w kosmos. Usiąść na trybunach, kupić jakieś drogie i ciepłe przekąski tam sprzedawane, liczyć na dobre widowisko i je dostać. Zobaczyć sportowców którzy graliby fair i woleliby atakować zamiast od pierwszej do ostatniej minuty bronić; sędziego, który mógłby przestrzegać zasad; a towarzysze siedzący obok nie pragnęliby mnie ogłuszyć. Serio, coś takiego jest na mojej liście do przeżycia, kiedyś, gdzieś. Czasem oglądam jakieś spotkanie i myślę: "Chciałbym to zobaczyć z widowni". W taki sposób chciałbym kiedyś spędzić wieczór. Ale do tego bardzo daleka droga. Tak daleka, że za mojego życia zapewne niewykonalna.

1 komentarz:

  1. To był Górnik Łęczna, 1. liga. Ale przynajmniej na Camp Nou byłeś...

    OdpowiedzUsuń