poniedziałek, 16 czerwca 2014

(książka) Sto lat samotności

Literatura piękna?, 1967

Po pierwsze - wypożyczyłem ją 28 marca, na ponad 2 tygodnie przed śmiercią Marqueza, więc cichaj. Po drugie: nie czyta się tego opornie. Właściwie to nawet jest całkiem nieźle. Może kwestia dobrego przekładu, ale szło przeczytać te 50 stron na dzień bez problemu. Tylko czas trudno było znaleźć. O ironio. "Sto lat samotności" skupia się na losach mieszkańców Macondo oraz - w efekcie - samego miasteczka, by przez ten pryzmat opowiedzieć o wielu rzeczach. Ludzkości, życiu i jak źle oraz jak dobrze może ono wyglądać. Albo i nie, może to opowieść o penisach? Sporo ich tutaj. Możliwe, że trzeba znać losy Ameryki Południowej, by zrozumieć w pełni o co biegało z tymi 3000 trupami w pociągu albo Kampanią Bananową?

Dialogi są w ilości śladowej, fabuła jest opowiedziana z pozycji ogólnej, trzymającej dystans, i niezwykle elokwentnej. Jest tu tyle wydarzeń, jakby każda strona miała co najmniej trzy wydarzenia, wokół których ktoś mógłby napisać całą powieść, ale tutaj narrator prześlizguje się po każdym w jednakowym stopniu, przechodzi do następnej postaci i jej losów. Pod względem gatunkowym, jest to po części powieść historyczna, romans, dramat, fantastyka, dokument... Ludzie żyją sobie normalnie, rozwijają społeczność, budują kolejny budynek, znajdują kolejne zainteresowania, idą na wojnę, odchodzą, wracają, a pomiędzy tym wszystkim wydaje się, jakby w każdym domu był pokój zamknięty od stu lat, w którym tylko określeni ludzie mogą porozumieć się z mieszkającymi tam duchami.

Urszula zadawała sobie pytanie, czy nie wdał się w jakieś podejrzane interesy, czy nie kradnie albo nie skończy jako koniokrad, i wyrzucała mu marnotrawstwo, ilekroć otwierał szampana tylko po to, by wylać sobie pianę na głowę.Tak go to gniewało, że któregoś dnia, gdy wstał w wyjątkowo promiennym humorze, przyszedł ze skrzynką pieniędzy, puszką kleju i szczotką i wyśpiewując na całe gardło stare piosenki Francisca el Hombre zaczął tapetować dom od góry do dołu wewnątrz i na zewnątrz banknotami jednopesowymi. Stare domostwo, pomalowane na biało od czasu gdy wyniesiono pianolę, przybrał podejrzany wygląd meczetu. Wśród popłochu całej rodziny, oburzenia Urszuli i radości tłumu, który wypełnił ulicę, by uczestniczyć w tej apoteozie marnotrawstwa, Aureliano Drugi wytapetował dom do końca, od fasady aż do kuchni, nie wyłączając łazienek i sypialni, i wyrzucił zbywające banknoty na podwórze.
- Teraz - oświadczył na zakończenie - mam nadzieję, że nikt w tym domu nie będzie mi już mówił o pieniądzach.

Rodzą się, umierają, i od nowa - "Sto lat samotności" pokazuje smutek, powtarzalność, monotonię i obojętność, oraz jak trudno jest wyrwać się z tego cyklu, gdy raz już się tam trafiło. Jakie jest to wygodne i łatwe, jak nędznie może wyglądać. Nie zmusiła mnie do wielu refleksji jednak, zapewne jestem na to za młody. Ale duch tej książki we mnie został, i kiedyś się przebudzi. Czuję to.
4,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz