wtorek, 3 marca 2015

(serial) Heimat: Eine deutsche Chronik

Historical Drama, 1984


Wielu kliknięć mi to nie załatwi, hihi. Tytułowy "Heimat" to po niemiecku "Ojczyzna", początkowo był dokumentalnym projektem który rozwinął się w miniserial trwający blisko tysiąc minut i doczekał się kilku kontynuacji, z których ostatnia ukazała się w 2013 roku. I wszystkie wyszły spod ręki nowofalowego reżysera, Edgara Reitza. Pokazuje on losy rodziny żyjącej na wsi, począwszy od lat 20'tych XX wieku, kończąc na roku 1984. Wprowadzenie nowinek technologicznych, elektroniki, telefonu, dojście Hitlera do władzy, SS poszukujące członków, nowa nadzieja dla biednego kraju, atak Polski na Niemcy którego nie można było tak zostawić, więc oddano i wywołano tak WW2...

Zamysł jak najbardziej ciekawy, sam nieraz myślę o tym, że chciałbym zobaczyć jak wyglądało szkolnictwo albo szpitale na przełomie wielkich zmian, np. po obradach Okrągłego Stołu, albo właśnie po skończeniu wojny. Wykonanie jest jednak czymś innym niż oczekiwałem - związki bohaterów z historią są o wiele za małe, nawet jak na takie założenie, a przez to sama fabuła nie jest ciekawa, bo to w zasadzie opowieść o życiu zwyczajnych ludzi których nie zapamiętywałem, a ich losy szybko umykały mi z pamięć. Kolejne epizody oglądałem jakby "na czysto", bez pamięci wcześniejszych - z drobnymi wyjątkami.

11 epizodów, trwających od 58 do 140 minut

Zaskoczony za to byłem sposobem realizacji. Spodziewałem się wolnego, autorskiego kina, albo czegoś w stylu "Berlin Aleksanderplatz", a jednak "Heimat" jest bardzo dynamiczny. Dużo tu dialogów, akcja radzi sobie bez postojów. Tak, to zwykła opowieść w stylu "Samych swoich" z którego wyjęto humor, ale na to czym jest, opowiedziano to całkiem żwawo.

Najciekawszy był odcinek 9, rozgrywający się w 1955 roku. To właściwie porządne kino coming-of-age w stylu "Stowarzyszenia umarłych poetów", w którym syn głównej bohaterki dorósł i teraz podrywa dziewczyny na poematy, gra w zespole jazzowym i zakochał się w starszej o 11 lat kobiecie. Sporo tu też przyjemnych momentów które mogą zapaść w pamięć, jak choćby lot helikopterem na początku. To właściwie taka oddzielna fabuła w której z tyłu przewijają się znane z wcześniejszych lat twarze.

Najbardziej w całości podobał mi się ten stary świat, o którym narrator opowiadał na początku każdego odcina, przeglądając fotografie i opowiadając w skrócie wcześniejsze epizody.

2 komentarze:

  1. A to bym sobie obejrzał. Coming-age w formie serialu brzmi ciekawie Garrecie. No i fajny kadr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie z tego odcinka, mniej więcej po środku. Bohater i jego starsza ukochana idą sobie polaną.:) I w sumie można go obejrzeć bez oglądania reszty serialu. W dalszych odcinkach mówią jeszcze, jaki był ciąg dalszy tych postaci.

    OdpowiedzUsuń