Opis tej produkcji brzmi: Agent Phil Coulson wraca do S.H.I.E.L.D., gdzie dowodzi małym oddziałem świetnie wytrenowanych agentów, którzy zajmują się niesklasyfikowanymi jeszcze dziwnymi i trudnymi do zrozumienia sprawami. Potem to się zmienia, dlatego już nawet nie pamiętałem. Pierwsze wrażenie nie jest złe - jest jak jest, ale nie nudzi, nie zabija głupotą, da się oglądać. Jest dosyć standardowo: zbieranie ekipy, parę lekkich żartów, jakaś rebeliancka postać która na koniec zaczyna pracę dla tych, których nie lubi. Brzmi jak 10 innych seriali, które nawet taki laik jak ja widział.
A więc konkrety: "Agenci..." to serial nastolatkowy, co wiele mówi. Ludzie, którzy coś faktycznie umieją, trzymani są na drugim planie, a na pierwszym są ludzie którzy nic nie umieją ale są jacyśtam (nie przestrzegają reguł, nie współpracują w drużynie, fsdhfdfj!) i muszą pracować nad swoim charakterem i to wszystko czego trzeba by być najlepszym, najważniejszym, najbardziej lubianym. We wszystkim. Gdy jest lekko, jeszcze da się na to patrzeć, ale gdy dojdzie do poważniejszych momentów, to widać, że ci ludzie nie rozmawiają ze sobą jak dorośli.
Większość treści to połączenie: gadania o robieniu rzeczy zastępującego faktyczne robienie rzeczy; deus ex machiny w postaci wynalazków które robią wszystko co się tylko wymyśli (poszukują kogoś? Wystarczy przeglądać "naszą klasę", jakiś nastolatek zrobił sobie zdjęcie z naszym gościem w tle!); science mambo-jambo polegającego na używaniu co jakiś czas słów "joniczny" (scenarzysta tego serialu pojęcie o nauce i eksperymentach wyciągnął z "Labolatorium Dextera"). I nauka jest tu wytłumaczeniem wszystkiego, każdej mutacji. Nawet jak posypiesz kogoś pieprzem wystawionym na słońce to też będzie mutacja.
Co do fabuły nie ma tu za wiele do pisania, pomijając pustą dramaturgię oraz nijakie zwroty akcji, o których za chwilę. Z grubsza: ogląda się to nieźle. Tempo jest utrzymywane, historia jest przejrzysta, rozwój postaci jest zauważalny i można go docenić. Nic wielkiego, ale jest jeden konkretny minus: od pewnego momentu każdy odcinek ma ten jeden hiper-debilny moment, który zachęca by wystawić środkowy palec w kierunku monitora. Najpierw gada się o niesamowitym wykrywaczu kłamstw, którego nie da się przejść, by potem kłamca przeszedł go z koszulką na której jest napisane: "JESTEM KŁAMCĄ, KRETYNIE".
Akcja też jakaś jest, ale wydaje się podobna do tych produkcji w których aktorzy nie umieją się bić więc użyto trzęsącej się kamery by to zamaskować. Z wyjątkiem tego, że w "Agentach..." potrząsanie zastąpiono szybkim montażem i wygodnym ustawieniem kamer. Ale i tak widać, że ci ludzie choreografię otrzymali na godzinę przed startem kręcenia, a wymyślono ją 15 minut wcześniej.
Plus - widać, że budżet na efekty specjalne nie był wystarczający. Zastanawia mnie tylko, na co on tak naprawdę był. Nie na aktorów, reżyserów ani scenarzystów. Może poszedł na wynajęcie lokacji?
Wszyscy aktorzy są słabi, i to na poziomie który może irytować (nie tylko dlatego, że do końca udaje im się zachować nijakość pomieszaną ze stereotypami). Aktorka grająca Jemmę to taka miss świata która na koniec każdej kwestii jest z siebie nieskończenie zadowolona bo właśnie udało się jej wypowiedzieć 11 spółgłosek pod rząd bez wylewu krwi do mózgu. Ilekroć ta grupa ma przekonać widza do czegoś to się po prostu nie udaje. Okrzyki rozpaczy, gniewu, czegokolwiek, nic nie działa. Linia po łzie na policzku Skye w 12 odcinku to makijaż, jestem pewny.
A potem mija 10 odcinek i serial trochę zmienia swój styl. Teraz są zwroty akcji, dramaturgia, "Winter Soldier", wszyscy umierają!
Ale u Marvela nikt nie ginie na stałe, ani też nie umiera w przekonywujący sposób. Problem w tym, że oni wciąż umierają. Giną tak często, że musieli zacząć umierać drugi raz, by cyferki się zgadzały.
Dramaturgia z kolei opiera się tylko na jednym: konflikcie dobra ze złem. A dobro jest dobre, bo walczy ze złem. A zło jest złe, bo walczy z dobrem. I to wszystko co dostaniecie, chyba że satysfakcjonuje was "Będę władać całym światem, buahaha" gdy po drugiej stronie tytułowi Agenci krzyczą "Mieliśmy być tarczą która chroni świat przed takimi ludźmi i się nie poddamy!". W dwóch słowach: cały ten konflikt jest bez znaczenia.
Podobnie jest ze zwrotami akcji. Przykładowy wielki cliffhanger wygląda tak: pojawia się jakaś babka, która wcześniej była z 5 minut na początku odcinka, powiedziała wtedy, że jest po "naszej" stronie, a pod koniec... DRAMATYCZNA MUZYKA, KWESTIA DO STRESZCZENIA NA POCZĄTKU KOLEJNEGO EPIZODU, POWOLNE ODSŁONIĘCIE TWARZY I O KURWA ONA NIE JEST PO NASZEJ STRONIE! TA... jak jej tam... Maryla Rodowicz?
Czasem są ze dwa takie zwroty pod rząd. Liczba ta rośnie z kolejnymi epizodami. "Agenci TARCZY" przestał mieć jakąś fabułę, teraz są tylko owe puste zwroty akcji.
Ten serial jest niewiarygodnie tani i leniwy, w znaczeniu: chcieli osiągnąć pożądany efekt jak najmniejszym wysiłkiem. Bardzo łatwo jest podać przepis na ten serial: są dobrzy i źli, walczą ze sobą. W każdym odcinku okazuje się, że a) ktoś kogo mieliśmy na dobrego jednak pracuje dla złych; b) ktoś kogo mieliśmy za złego jednak nim nie jest; c) ktoś, kogo mieliśmy za transparentnego, ma tajemnice, które potem okazują się nieszkodliwe, by potem okazało się, że ma jeszcze inne, które mogą lub nie być szkodliwe, można kontynuować dowolną ilość razy; d) jakaś postać dowiaduje się o tym, o czym wie widz od kilku odcinków. Ponad to, jeśli chcesz zabić kogoś kto nie jest statystą, musisz mieć od razu plan, jak go przywrócić do życia. Tu możliwości również są nieskończone. Dla większego efektu stosować w kolejności przypadkowej.
I pomyśleć, że po obejrzeniu "Winter Soldier" byłem ciekaw, jak sprawa w uniwersum Marvela się rozwiąże.
Sezon I - 4/10.
Gwoli ścisłości, oglądałem zgonie z zaleceniem: pilot, potem epizod szósty, i następnie od epizodu 10 do końca.
Podobno im dalej, tym lepiej, choć ja nie oglądałem. Drugi sezon zbiera znacznie lepsze opinie
OdpowiedzUsuńJa widziałem 15 sekundową zapowiedź w TV, by stwierdzić, że tyle to nawet ja nie wypiję, a Ty cały sezon obejrzałeś? WTF?
OdpowiedzUsuńMoże jakbym dalej oglądał "The Walking Dead" wtedy bym zasłużył, ale "Agenci.." nie są tacy trudni w oglądaniu :) Właściwie, mógłbym to oglądać dalej, a nawet nadrobić wcześniejsze epizody...
OdpowiedzUsuńTa, ponoć od 10 odcinka w górę właśnie zaczęło być dobrze.;-) I niby było, tylko łatwo było to przejrzeć i dostrzec miałkość dramaturgii.
OdpowiedzUsuńDam sobie fujarę uciąć, że nawet najgorszy odcinek TWD, będzie lepszy od
OdpowiedzUsuńtego komiksowego syfu. Opaska w Twych rękach i nie marudź!!