czwartek, 26 marca 2015

(felieton) VoD nie jest dla mnie, choć jest temu tak bardzo bliskie


W teorii to ideał. Jest sobie strona, na niej film, zakładasz konto albo nie i oglądasz, wcześniej płacisz kartą w kilka chwil i masz np. 48h by obejrzeć dowolną ilość razy. Czasem od razu w HD, czasem trzeba do tego dopłacić, czasem bez HD i już. Teoria.

W praktyce część takich stron należą do TVN, Polsatu i innych, a to wiadomo: niech ich pies goni. Inne są związane z konkretną usługą telewizyjną. I jeśli tego nie wiesz to się wystraszysz, bo cię proszą o podanie peselu przed obejrzeniem. Ale tak czy siak, ich też niech pies pogonił. Ja chcę film, a to czego nie chcę, to wykupowanie abonamentu we wszystkich dostawcach, by dopiero potem zapłacić za obejrzenie "Watahy". A byli tak blisko dostania moich pieniędzy... Kwestię tego, ile z moich pieniędzy na ten "legalny" proceder naprawdę idzie do twórców, a ile na haracz, wolę zostawić.

Należy dodać, że VoD to tak naprawdę VHS bez reklam. Jakość obrazu to jedno, ale przede wszystkim nie ma opcji które są standardem od czasu DVD, czyli wyboru wersji językowej czy też z napisami. Wciąż jestem nowym odbiorcą tej usługi, więc nawet nie zwracam uwagi przed zakupem. Dopiero po odpaleniu "Bardzo poszukiwanego człowieka" słyszę lektora, a przy "Muppety: Most Wanted" polski dubbing. I reaguję donośnym: "CO KURWA?!".


Największa wada VoD to co innego. To usługa skierowana do widza innego niż Garret. Do telewidza. Do człowieka, który wrócił po pracy do domu, w lodówce nie ma alkoholu, pornosy żona zablokowała i pomimo oberwania stołem nie ma zamiaru wyjawić hasła, więc zostają - na potrzeby niniejszego przykładu - filmy. Więc wchodzi na stronę, przegląda ofertę, klika po katalogu, wybiera tytuł, przegląda opinie na jego temat, proces trwa aż będzie przekonany do któregoś filmu i ogląda. Premiera, sensacyjny, od 16 lat, z tą aktorką którą lubi. Kupuje, ogląda, wyłącza w połowie albo zasypia, koniec dnia. Powtórzyć.

Ja jednak wiem od razu, co chcę oglądać. Więcej - wiem to od kilku lat. Moja lista z tytułami zaznaczona do obejrzenia na filmwebie  liczy ponad 1100 tytułów. Nie potrzebuję tekstów zachęty, nie potrzebuję kategorii, nie potrzebuję reklam. Potrzebuję tylko wiedzę, że ten film tam jest. A o to trudno. Raz, że większość produkcji jest przywiązanych tylko do jednej strony VoD. Dwa, nie ma jakiejś strony typu Łowcy Gier (witryna skupiająca wszystkie promocje i obniżki na gry) na której byłyby zgromadzone wszystkie oferty tego typu w Polsce. Zostaje tylko wyszukiwarka - na samych stronach jak Cineman są tylko kategorie i reklamy. 5000 tytułów, a żaden dla mnie. Obejrzyj animację, bajkę. Najnowszą premierę, czyli "Tarzana" z 2014 roku.

Minął już etap, gdy wchodziłem do wypożyczalni i po 10 sekundach miałem garść tytułów, które chciałem obejrzeć z tego co mają na składzie. To już obejrzałem. Byłem tam, gdy na polskim rynku pojawiły się pakiety reżyserów, i wypożyczałem produkcje Bunuela. Teraz już rozglądam się dalej, 4000 filmów na liczniku i kopię głębiej. A oferta VoD to w 95% typowa oferta telewizyjna. USA, nowości, "głośne filmy" z "głośnymi nazwiskami".

Niech mi ktoś wyjaśni, czemu takie usługi są skierowane do ludzi nieobeznanych w temacie, nieczytających recenzji, niedoedukowanych, którzy oglądają kilka filmów rocznie, zamiast do widzów takich jak ja, którzy najchętniej chodziliby do kina kilka razy w tygodniu i oglądają setki tytułów co roku? Bo takich jak ja jest niewielu, wiem.

Fajne by było, gdyby filmweb zamiast bawić się w kolejne usuwanie przydatnych funkcji, olewanie użytkownika oraz kombinowanie, jak tu zachęcić go do wyłączenia adblocka, podpisał porozumienie z tymi wszystkimi stronami vod. W ten sposób jeśli któryś film z mojej listy do obejrzenia byłby tam, dostałbym powiadomienie. Byłby zysk dla obu stron, przynajmniej w teorii. Filmweb przecież nie stawia na takich użytkowników, którzy chcieliby płacić za oglądanie. Taka współpraca nie byłaby zbyt owocna.

A więc jest luka w rynku dla konkurencji.

Póki co, polskie produkcje oglądam w ten sposób (Ida, Hardkor Disko, Chce się żyć). Premiery na koniec roku też będę w ten sposób nadrabiał, chociaż tu trzeba trzymać tempo (gdzie jest "Edge of Tomorrow"?!) Co do reszty, pozostaje mi czekać. Nie tyle na ich premierę w moim kraju, bardziej na coś w stylu Spotify, tylko dla filmów i seriali. Jestem gotów płacić za to abonament miesięczny w wysokości 200 złotych. Tyle w końcu kiedyś zostawiałem w kasach wypożyczalni i kin. Kto jest chętny po moje pieniądze?


PS. Nowy sezon "Community" oglądam na Yahoo dzięki dodatkowi Browsec dla Opery (coś jak Hula dla Chrome). Ktoś wie, czy ma to wpływ np. na steama który ma w regulaminie, że jeśli wykryje zmienianie ip na komputerze to zablokuje na stałe konto? Niby ten zapis odnosi się do kupowania np. na Rosyjskiej wersji steama w rublach, które są teraz niedorzecznie tanie, ale czy jest ryzyko przy oglądaniu? Bo chcę oglądać w końcu ten serial legalnie, odblokowuję adblocka i w ogóle, ale jak mam za to stracić swoje gry to wolę już ściągać.

PS 2. Wiem, że Netflix ma wywalone, czy ktoś ogląda ich usługę spoza USA. Rozważam kupno tego miesiąca za darmo.

1 komentarz:

  1. Może to i lepiej, że VOD to shit: gdyby grali tam kubańskie filmy z
    przed pół wieku, albo w ogóle jakieś "hipsterstwo" to bym się nie
    wypłacił :D A i właściciele by średnio zarobili, bo wątpię czy wiele
    osób by za to płaciło...

    Oczywiście żartuję: myślę, że i chętni
    by się znaleźli, a ja sam nigdy nie byłem zwolennikiem ograniczania
    możliwości widza. Miło by było coś wyjątkowego obejrzeć w ładnej jakości
    i z polskimi literkami.

    Ale na razie zachwycam się
    możliwościami youtube: wiadomo rarytasy tam są w jakości VHS Rip i po
    angielsku, ale przynajmniej za darmo. Jestem obecnie strasznie
    zdziwiony, czemu wcześniej upierałem się by oglądać nieme filmy i
    spaghetti westerny z innych źródeł, gdy tam mam ich pod dostatkiem.

    OdpowiedzUsuń