Nowa lista na Netflixie jest beznadziejna. To absolutne dno. Wiecie, jeśli trafiacie na jakiś tytuł podczas przeglądania katalogu to nie musicie go odrazu oglądać, zamiast tego dodajcie go sobie na listę i możecie wrócić później. W grudniu Netflix zmienił owa listę, zabierając numerki przy każdej pozycji. Teraz nie wiecie, ile ich tam macie. Albo załóżmy, że chcecie mieć tam porządek. Na ten przykład: na samym dole, od 350 numeru, macie ugrupowane seriale w kolejności chronologicznej. Kiedyś gdy znaleźliście nowy to dodawaliście na listę, wpisywaliście obok pożądany numerek i był porządek. Teraz już tak się nie da. Możecie te tytuły przesuwać. Łapać i przesuwać. Bardzo wolno. Nie opłaca się. Można co najwyżej kliknąć jakąś pozycję by powedrowala na samą górę. Teraz chcę oglądać produkcję z 2015 roku. Ctrl + f, znajduje je, klikam... I system dostaje zawału. Można klikać kilka, ale więcej? Nie, nie, wtedy kolejka się crashuje, pozycję latają w tę i z powrotem, trzeba odświeżyć, to trwa o wiele za długo. Dzięki temu lista stała się bezużyteczna i spełnia jedynie najbardziej podstawowe funkcje.
A piszę o tym, ponieważ zaraz znowu będę pisał pochlebnie o tej najlepszej stronie w internecie, jaką jest Netflix. Żebyście wiedzieli, że zachowuję równowagę.
Opiszę wam, jak to wygląda na świecie (US, UK). Są filmy anglojęzyczne. Głównie XXI wiek. Trochę nowości, które pół roku temu w kinie, ale to garść. Od groma seriali, ale nie wszystkie. Sporo tytułów z lat 90'tych. Trochę z lat 80'tych, 70'tych... A potem to już coraz mniej, aż do lat niemych, których to przedstawicieli jest garść. Można policzyć na palcach jednego człowieka. Niewiele lepiej jest z kinem europejskim, azjatyckim i "innym" ogólnie mówiąc. Coś jest, nawet ciekawe pozycje, ale to tylko mały skrawek katalogu.
Ten jest duży, szczególnie w US. Kilka tysięcy produkcji. UK i inne są biedniejsze przynajmniej o połowę i więcej, niektóre wynoszą tylko kilkaset pozycji. Często są to te same co w US, ale jednak mówimy tu o oddzielnych zbiorach funkcjonujących oddzielnie od siebie. Pewne rzeczy możesz obejrzeć tylko w US, inne w UK, a następne obejrzysz w obu. Inne rzeczy tam już są i inne są dodawane. I wszędzie są ludzie narzekający, że nie ma na tym Netflixie nic do oglądania i zastanawiają się co miesiąc, czy nie anulować abonamentu. W US szczególnie.
Po czym Netflix przychodzi do Polski i Polacy są zaskoczeni, że otrzymują dokładnie to samo co cała reszta świata. Hańba, żenada, wypierdalać. Tak, dobrze przeczytaliście. To się naprawdę wydarzyło. Polacy mieli tu chujową sytuację. Rodzimy rynek nigdy nie był zbyt głęboki i większych zysków tu nie było - mogliśmy sami się utrzymać nawzajem i tyle. Telewizja karmiła reklamami - zwróciliśmy się do VoD. Ale to też było chujowe. Zainteresowaliśmy się serialami - rynek za nami nie nadążył. Zainteresowaliśmy się premierami - rynek spał w najlepsze. To zwróciliśmy się do piratów. Ale zawsze była ta nutka wstydu. Wtedy uzyskaliśmy rozgrzeszenie: za oceanem jest taka strona, gdzie można oglądać wszystko za cenę jednego wyjścia z dziewczyną do kina! Ale nie możemy z tego korzystać, bo nie! Skandal. Oglądalibyśmy, ale nie ma go w Polsce.
W tym były kliki. A kliki to reklamy. Mnóstwo, mnóstwo klików. W artykuły o chujowej kondycji rynku, mniej o przyczynach, ale grubo i gęsto o objawach. Można narzekać, to się dobrze czyta. I można skomentować: "nic dziwnego, że piracimy skoro nie ma w kraju dobrej usługi. Jakby była to bym płacił!". To się klika! A więc dopisujemy za każdym razem: "Gdzie ten Netflix?". Tworzymy mit serwisu, gdzie jest wszystko co było i będzie w historii kinematografii. Kreujmy zbawcę. I kliki lecą. Ktoś pierdnął i jego gazy brzmiały mniej więcej jak "Netflix w Polsce za gdfdhhtgrutyitttttt" - piszmy o tym!
Oczywiście, że ludzie się zawiedli, gdy blokadę zdjęto i można było legalnie wejść na Netflixa z polskiego terenu. Zobaczyli to cudo na własne oczy, poszukali w katalogu "Kevin sam w domu", nie ma, czerwona lampka się włącza. Dostali dokładnie to co cała reszta świata, a nie coś wykreowanego przez media. Czego więc chcą ludzie którzy nie umieją sami sprawdzić, jaki jest stan faktyczny tego, czego się domagają? Wyrażają swoje oburzenie. I klikają w artykuły których autorzy wyrażają podobne niezadowolenie. Im mocniej tym lepiej. Najlepsza komedia zaczęła się gdy zaczęli domagać się, żeby Netflix wypierdalał. Nie ma polskiego menu, ceny nie są w złotówkach, katalog mniejszy a płacą tyle samo co obcokrajowcy (słychać, że mamy w kraju Frankowiczów pozbawionych pojęcia o ekonomi, nie?). Łatwo do tego dołączyć akcent poniżenia. Zagraniczna korporacja traktuje Mesjasza Europy jak jaskiniowców, nie pozwolimy! I kliki lecą...
Gdy pierwszy raz wszedłem na Netflixa też się zawiodłem. Bo nie było "Babylon 5" i "The Shield". Dwa tytuły które was chuja obchodzą, prawda? Ale mam szerokie horyzonty i znalazłem mnóstwo tytułów dla siebie. Spokojnie mogę "przeżyć" tam bez potrzeby zwracania się do nielegalnych źródeł przez kilka lat nawet - a ten czas się wydłuży, bo przecież codziennie dochodzą nowe pozycje w których zbyt często znajduję coś dla siebie. I za to jestem wdzięczny tej stronie, ale to nijak nie blokuje mi możliwości by dostrzec pełnię sytuacji: Netflix nie jest idealny. Napisałem na początku trochę gorzkich słów, a mogę jeszcze więcej - w końcu wielu przekonało się parę dni temu jak problematyczne jest przeglądanie katalogu BEZ zakładania konta. Strasznie to głupie, przyznaję. Mogę sobie pisać, że Netflix jest najlepszą rzeczą w Internecie, ale to znaczy tyle co "najlepszy film Michaela Baya". Znalezienie jakiejkolwiek przejrzystej, estetycznej i funkcjonalnej strony w Internecie jest powodem do wykupienia lotu pierwszą klasą do Vegas, by tam celebrować to niepowtarzalne wydarzenie. A potem wrócić i zobaczyć, jak ktoś wpadł na poroniony pomysł by zepsuć ową witrynę w jakimś nieznacznym stopniu. Wywalić kokpit z Filmwebu, na last.fm już nie widać ile znajomi słuchali danego artysty, na sklep Steama nawet nie ma po co już wchodzić.
Przyznaję: Netflix nie jest dla wszystkich. Rozumiem słowa zawodu ze strony kogoś, kto chciał sprezentować go swoim dziadkom, ale oni tylko po niemiecku i rosyjsku, więc angielska strona to zły wybór. Rodzice mają podobny problem z pociechami. Nawet już nie ma co wymieniać różnych wariacji kinomanów, którym ta strona nie będzie potrzebna... w końcu statystycznie rzecz ujmując - to nie jest również strona dla mnie, bo z mojej listy "do obejrzenia" na Netflixie jest jedynie jakaś niewielka część. Około 30%.
Ja mam tę zaletę, że chodziłem do wypożyczalni gdy pozostali ściągali filmy z Internetu. Często mój dialog ze znajomymi kinomanami wyglądał następująco:
- Weź to obejrzyj.
- Nie mają tego w mojej wypożyczalni.
- To ściągnij.
- Nie umiem.
- To cię nauczę.
- Może kiedyś. Jak skończy mi się to co mam w wypożyczalni. To obejrzę najpierw. I to się nie zmieni, dopóki mam co - i za co! - wypożyczać. O patrz, karnet do warszawskiego Iluzjonu...
Ten sposób myślenia dotrwał we mnie do dnia dzisiejszego - bo Netflix nie jest idealny. Nie ma wszystkiego. Ale ma coś! I ma tego dużo, aż nie mam czasu by piracić nawet jak mam parcie by coś konkretnego zobaczyć. Na jakiś czas mi wystarczy. I póki mam powód, by jeszcze przez miesiąc tam być, to będę zadowolony móc za to płacić. Około 40 złotych miesięcznie. Kiedyś to starczyło na trzy filmy. Albo parę odcinków z jednego sezonu serialu. Stare, dobre czasy, racja?
Nawet pogłoski o tym, że włodarze Netflixa mają zamiar zablokować możliwość korzystanie z innych wersji serwisu poprzez zmianę IP, nie robią na mnie wrażenia. Po pierwsze - nie wiem, jak skuteczne i prawdziwe one są. A nawet jeśli stracę tę możliwość to obecnie na rodzimej wersji mam obecnie jakieś 110 filmów i blisko 40 seriali. Powiedzmy, że starczy mi to na... 5 miesięcy. I trudno, anuluję subskrypcję. Spróbuję HBO GO. Albo wrócę do Hulu. W tym aspekcie utrata Netflixa wywołuje we mnie też pozytywny nastrój - w końcu znajdę czas na nadrobienie innych rejonów kina, z którymi przez ostatnie miesiące nie miałem styczności. Bo jak mocno bym nie darzył Netflixa sympatią, to jednak tu chodzi przecież o kino.
I tak to wygląda. Oddałem sprawiedliwość, gdzie się ona należała. Będę tym jednym chłopem co napisze: "Jestem zadowolony". Nie sugerujcie się hejtem, który poleciał w ciągu ostatnich kilku dni. Ponoć tradycyjne media opłaciły kilka artykułów, by ludziska dalej płacili za telewizję. Ta, też w to nie wierzę - chociaż wiele "testów" i kryteriów oceny dziennikarzy były zwyczajnie niewykonalne do spełnienia. Zaskoczeniem jest dla mnie przede wszystkim nazywanie abonamentu "wysokim" - dajcie spokój, płacę mniej niż dwa złocisze codziennie za film, który chcę obejrzeć. Kiedy w historii ludzkości mogłem to robić jeszcze taniej?
Nie mówię, że nie macie powodu, by mieć złe wrażenia. Ale kurde, strasznie wydziwiacie. Chciałem dać w tym zalewie absurdu jakiś pozytywny głos, który ma akurat coś wspólnego z rzeczywistością. Dla samego siebie, chociażby, by mieć jakąś odtrutkę po przeczytaniu kolejnej klikalnego artykułu na temat "wejścia Netflixa na Polski rynek" (co zresztą nie miało nawet miejsca, zdjęli tylko blokadę by nie można było wejść z Polski na ten przykład). I mam nadzieję, że to trochę wam rozjaśni sytuację, i zdecydujecie się jeśli już to samemu wyrobić swoje zdanie. Mam nadzieję, że znajdziecie coś dla siebie. A jeśli nie - liczę, że wkrótce pojawi się na rynku twór który was zadowoli. Albo niech chociaż HBO GO pójdzie po rozum do głowy i nie będzie ode mnie wymagać peselu (!!!!) przy rejestracji. Wtedy wszyscy skorzystamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz