Są takiego kierunki filozoficzne które zakładają, że wolność w życiu nie jest możliwa. Jedna szkoła mówi, że los człowiek to skutek rzeczy, które wydarzyły się wcześniej, i na tej podstawie determinuje on swoją przyszłość. Samemu nie ma na to wpływu, bo jego decyzje podejmuje otoczenie w jego imieniu. Inna szkoła mówi, że człowiek nie jest wolny, bo musi oddychać. Innymi słowy, zawsze są jakieś warunki które człowiek musi spełnić by w ogóle funkcjonować, a przez to wolny całkowicie nie jest.
Ja jestem ze szkoły filozofii obiektywizmu, i tutaj człowiek jest jak najbardziej wolny. Sam determinuje swój kształt i los, nikt mu tego nie odmawia. Ale obiektywiści wiedzą, jak bardzo odpowiedzialne i ważne jest bycie wolnym. I nie każdy jest w stanie to udźwignąć, wielu wybiera któryś z wymienionych wcześniej kierunków jako wytłumaczenie tego, że wcale nie jest odpowiedzialny za to, co zrobił. Bo on nie jest wolny, to jego przeszłość zdeterminowała jego teraźniejszość. On tylko tam był, i w jego ocenie tylko tyle człowiek może: być. Ale to już inny temat.
Tutaj chcę napisać wam o wolności twórczej na przykładzie pisania scenariusza.
W tym rejonie można znaleźć wiele przykładów na to, że człowiek nie jest wolny. Jego wyobraźnia jest ograniczona, bo nie może wymyślić nowego koloru, a wszystkie historie są w rzeczywistości różnymi wariantami siedmiu czy tam dziesięciu fabuł. Typowe gadanie mające na celu nakłonić drugiego człowieka, by ten nie wysilił się. Poddał się. Przestał wierzyć w siebie i sens tworzenia. Dzięki temu osoba głosząca takie poglądy będzie żyć otoczona przez ludzi którzy nigdy nic nie stworzyli, a dzięki temu - ona nie będzie mieć wyrzutów sumienia, że niczego w życiu nie stworzyła. Ona jest bezpieczna przed samą sobą, i tylko to się liczy.
Idźmy dalej - gdy już zaczniesz tworzyć, wtedy zawsze są jakieś reguły, którymi musisz podążać. I tworzysz je sobie sam. Decydujesz, czy twoja historia rozgrywa się w świecie prawdziwym czy wymyślonym przez ciebie. Czym oddychają bohaterowie, czy oddychają, ile mają słońc na niebie i jakiego ono jest koloru. I musisz się stosować do tego wyboru. Twoi bohaterowie nie mogą w pewnym momencie zrobić czegoś, co nie będzie "w ich stylu". Tutaj też można usłyszeć kogoś, kto ci powie, że nie jesteś wolny, bo nie możesz właśnie zrobić tego co chcesz. Ponoć twoja sztuka jest teraz twoim właścicielem, a nie na odwrót. Ludzie którzy tak mówią nie chcą wolności, ale ucieczki od odpowiedzialności. Nie chcą pogodzić się z tym, że to właśnie oznacza prawdziwa wolność: przyjęcie konsekwencji swoich wyborów. Tworzysz bohatera i potem musisz nim kierować tak, by on sam wyraził na to swoją zgodę. Budujesz historię na jakichś fundamentach i nie możesz następnie ich ignorować.
Jak to wygląda przy właściwym pisaniu? Na początku jest raczej powszechne to uczucie zagubienia i przytłoczenia tego, ile można zrobić z pustą kartką. Niewiadomo, gdzie zacząć, i co zrobić z tym, co już się napisało. Najgorsze jest jednak to uczucie, gdy masz scenę którą lubisz, i nie możesz do niej doprowadzić widza. Albo inaczej: coś zmienisz wcześniej, i wtedy orientujesz się, że następna scena nie może nastąpić, bo to będzie się gryźć ze sobą. Spędzasz tygodnie na męczeniu się, by to wszystko ze sobą połączyć na siłę, zachować wszystko w obrębie jednego tekstu.
Osobiście, częstym dla mnie momentem był ten, gdy pisałem coś nudnego - ale robiłem to bo wiedziałem, że doprowadzę w ten sposób do ciekawego dialogu, a może nawet całej sceny! Innym przykładem są momenty kluczowe dla fabuły, których nie możesz zmienić ot, tak, bo wtedy całość opowieści pójdzie w trzy dupy. Więc zachowujesz je, ale jednocześnie rośnie to uczucie bycia ograniczonym - przez samego siebie! Znika też ta frajda z pisania, tworzenia. Najczęściej siedzisz i gapisz się w pusty arkusz godzinami, próbując teoretycznie jakoś to wszystko połączyć, a w rzeczywistości mimowolnie odbiegasz myślami we wszystkich innych kierunkach... myślisz o innych tekstach. Tych, gdzie jest tylko pomysł i reszta wciąż zależy od ciebie. Tam nie masz tych wszystkich ograniczeń.
I tym samym dochodzimy do mojego tekstu, który nazywa się "Kara ludzka".
Jest to scenariusz przedstawiający świat, w którym system sprawiedliwości opiera się na innych zasadach niż nasz obecny. Mianowicie - poszkodowany decyduje tu o tym, jaka kara jest wymierzana. Bohaterkami są dwie kobiety: Jowita, która zostaje sparaliżowana od pasa w dół w skutek tego, że druga kobieta imieniem Sylwia prowadziła po pijaku samochód. Teraz Jowita podejmuje decyzję o tym, że w ramach kary będzie łamać Sylwii nogi. A gdy te się zrosną - złamie je ponownie. Wszystko w ramach systemu sprawiedliwości.
Tekst ten znajduje się obecnie w fazie "gotowego szkicu", jak ja to określam. Można to przeczytać i zrozumieć ogólny przebieg fabuły. Kilku scen brakuje, całość liczy 77 stron na tę chwilę i wymaga też wielu poprawek. Ale w tym momencie liczy się tylko opowieść o procesie twórczym, i uczuciach które mi towarzyszyły gdy tworzyłem ten scenariusz.
Mianowicie - w pewnym momencie zorientowałem się, że jestem wolny. To było gdzieś w połowie tekstu, gdy intensywnie myślałem nad kierunkiem fabuły, i wtedy nastąpiła ta duchowa wręcz chwila gdy uświadomiłem sobie ile możliwości jest przede mną. I mogę zrobić co tylko chcę z tą historią. I miałem odwagę to zrobić. Pisanie tego było nieustającą niespodzianką, w której czułem się nieskończenie swobodnie. Ta produkcja mogła być większa i głębsza pod każdym względem. Mogłem robić co chciałem. Nawet wprowadzić nową postać pod sam koniec fabuły, wymyślać jej głębokie tło fabularne... ale nie korzystać z niego. Nie dodawać niczego na siłę. Mogłem brać pod uwagę śmierć bohaterów w wielu różnych momentach i tworzyć kilka linii fabularnych jednocześnie, a następnie mieszać je ze sobą jak tylko chciałem. I wciąż miałem w tym wszystkim na uwadze czytelnika/widza, który przecież musiał mnie zrozumieć. Nie zatraciłem się w tej wolności.
Jeśli miałbym pisać dalej, musiałbym zacząć wnikać w szczegóły scen których wy nawet nie znacie. Dlatego teraz napiszę tylko: to uczucie wolności twórczej było wspaniałe. W tamtej chwili nie liczyło się, że to było pisanie do szuflady. Miałem z tego radość. I ta wolność trwa. Nie czuję, że ten skrypt jest nienaruszalną świętością która mnie kontroluje. Nie, to ja nadal tutaj jestem twórcą. Mam odwagę ją zmienić, nawet drastycznie. Dostałem już pierwsze uwagi, i niemal natychmiast wiedziałem dokładnie co z nimi zrobić. Wiem, co dodam do tego tekstu. Wciąż poruszam się swobodnie w tym fikcyjnym świecie, który ja stworzyłem.
Wciąż pozostaje temat, na który uwagę zwróciła pewna niewiasta z którą rozmawiałem o tym na Nowych Horyzontach: skąd w takim razie wiem, że coś będzie skończone? Z takim nastawieniem mogę przecież pisać w nieskończoność. A wtedy wiadomo: zaatakuje mnie uczucie niespełnienia. Jak mam być wolny od tego? Cóż - tym zagadnieniem zajmę się gdy już coś w końcu ukończę.;-) Teraz chcę wam napisać to: dotknąłem wolności twórczej. Ona jest możliwa. I jest wspaniała!
Bonus!
Jeśli chcielibyście zobaczyć jak wygląda początek "Kary ludzkiej", to tutaj przygotowałem wam swego rodzaju teaser, czyli pierwsze 10 stron. Które w rzeczywistości wynoszą ich dwanaście, ale to już inna sprawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz