sobota, 26 lipca 2014

Calvary

Drama & Mystery, 2014


John Michael McDonagh to brat gościa, który nakręcił "In Bruges". Razem sobie żyją w Irlandii i kręcą wokół motywu czarnej komedii. Taki był "Gliniarz" - pierwszy film reżyseria "Calvary" - jednak już jego najnowsze dzieło posiada go tylko trochę. Reżyser przemyca humor w bardzo małych ilościach, prawie niedostrzegalnych. Nie oznacza to jednak, jak się obawiałem, że seans jest doświadczeniem traumatycznym. To z pewnością nie. Jest tylko bardzo życiowy. Aż nie chciałem pisał u góry "Drama". Ale nie wiedziałem za bardzo, co tam dać w takim wypadku.

Opowieść rozpoczyna najlepszy opening 2014 roku: spowiedź tajemniczego grzesznika, dorosłego mężczyzny który wyznaje, że był molestowany przez księdza w wieku siedmiu lat. Pragnie się zemścić, więc postanowił zabić mężczyznę, u którego się spowiada. Tamten zapewne i tak już nie żyje, zresztą - nie wierzy, że to by mu coś dało. Musi tego czynu dokonać na niewinnym. Daje swojej ofierze tydzień. Zabije ją w przyszłą niedzielę. Wszystko to zostało nakręcone w jednym ujęciu - nie widać grzesznika, ekran wypełnia znużona twarz naszego bohatera, księdza granego przez Brendana Gleesona. I to wszystko. Cały "setup" zmieszczono w 2 minuty, mistrzostwo świata. A dalej to już właściwie kino autorskie, bardzo brytyjskie. Trochę w tym melodramatu, tragedii, czarnego humoru, kina drogi... a także zagadki. Bo osobowość możliwego mordercy nie jest wyjaśniona. I będzie to dopiero początek.



Do wielu elementów widz musi dojść na swoją rękę - reakcja ojca na to wydarzenie nie jest tak oczywista jak moglibyście się spodziewać. Następnego dnia pójdzie na peron, gdzie przybyła jego córka, ale czy zadzwonił po nią w związku z tym wydarzeniem, czy może wcześniej? Nie wiadomo. Dzień po dniu, cały tydzień z życia nie tylko głównej postaci ale i całego właściwie miasteczka, nie jest taka, jak można by to przewidzieć po wstępie. Ksiądz załatwia swoje sprawy - prywatne, służbowe, z własnej woli troszczy się o innych. Poszuka tego, kto zafundował jednej z miejscowych śliwkę pod okiem. Uda się na spotkanie z biznesmenem, który ma do niego interes. Będzie próbował znaleźć broń dla sędziwego pisarza. Gdyby nie kilka scen, w których bohater pyta przełożonego o kwestie prawne i poradę, wydaje się, jakby cały wstęp w konfesjonale mógł się nie wydarzyć. Ojciec nie podejmuje żadnych działań w kierunku znalezienia winnego, ani wydania tego, kto chce go zabić. Mówi, że wie, kim on jest, ale czy to prawda? Nie wiadomo. A widz, jeśli ma ochotę, może potraktować całą opowieść jako kryminał, i samemu szukać podejrzanego. Odkryć z czasem, że każda osoba ma tu jakiś motyw. Pielęgniarz-ateista, gej-molestowany w dzieciństwie, sfrustrowany człowiek sukcesu pragnący uwagi... To okazuje się być całkiem kompetentny kryminał!


Przez całą fabułę przewija się wiele wrażliwych tematów. Wielokrotnie główna postać będzie traktowana jako winna wszystkiemu, co Kościół kiedykolwiek zrobił. Tego chce chociaż tajemniczy spowiednik, a Ojciec będzie musiał parę razy przypomnieć, że przecież nie każdy ksiądz to pedofil. Jedną z interpretacji filmu jest to, że miał na celu pokazać, iż wciąż istnieją prawdziwi księża, którzy robią to co należy, i zmieniają na lepsze życie innych ludzi. Służą im radą, uchem, swoim czasem. I że bez niego wiele się zmieni. Każda postać na drugim planie coś uosabia, jest trochę inna od reszty i przedstawia w bardzo naturalny sposób szerszą grupę. Wszystko w małej miejscowości, otoczonej przez morze i zieleń Irlandii. Tę kwadratową górę musicie zobaczyć, przewija się kilka razy w tle. Fascynująca. Tylko włosy Kelly Reilly i broda Gleesona są ładniejsze w tym filmie.

Jako osoba nie zainteresowana tematem boga, zobaczyłem po prostu opowieść o tym, jak jednostka walczy o swoje przekonania, chociaż ma wielkie wątpliwości i będzie to bardzo kosztować. "Calvary" jest bardzo naturalna, wzięto interesujące tematy i ciekawie jest wykorzystano. Ten tytuł będę z pewnością wspominał bardzo dobrze.
...trzeba się będzie przyjrzeć tym nagrodom IFTA.

4 komentarze:

  1. Pope Wojitila... Bez kontekstu bym nie rozczytał. Wcześniej nie widziałem. Szkoda, że na Polskiego Karola musiało trafić.

    Co do Irlandii to nie wiem, ale u nas też sporo się dzieje w tym temacie (babka za znęcanie się nad dziećmi przez 30 lat dostała 2 lata więzienia, bo to siostra i w ogóle oburzenie, jak siostrę do kryminału można zaprowadzić), więc w sumie nie trzeba znać kontekstu. Ale dobrze wiedzieć, że mógł być on zamierzony. Poważne i fajne kino to dobre połączenie.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Raport Ryana nie w kij dmuchał. U nas tylko "Fakty i Mity" go przetłumaczyły, reszta milczała. A fajnie by było posłuchać jak sobie czarna stonka szaleje z dziećmi. A nasz "cudak" to była typowa watykańska marionetka - więcej szkód niż pożytku przyniósł ten jego pontyfikat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewałem się raczej, że napiszesz coś w stylu: "laska w filmie ma ładne włosy? Już oglądam !!". A nie, że będę przed 6 rano siedział na Wikipedii czytając o Raporcie Ryana. Polskie piekiełko takie malutkie przy tym się wydaje... tym bardziej, plus dla filmu za uniwersalność. W "Calvary" nie ma tego nie ciężaru, nie ma palenia na stosie i wychodzenia z baru gdy ksiądz wejdzie do środka.

      "Czarna stonka" to zapewne pingwiny z koloratką. A "cudak" to odnośnie naszego papieża? Wolę nic nie pisać. Nie znam tematu, do tego przeżarty jestem "spadkiem" po byciu Polakiem. Dopiero 5 lat po jego śmierci coś tam zaczęli przebąkiwać, że nie był takim objawieniem jakim go określano. Poczekam na film.

      Usuń
    2. Ładne...co ja pieprze...przepiękne włosy to ma Amy Adams :)

      Usuń