wtorek, 15 lipca 2014

(książka) Tysiąc wspaniałych słońc

Melodramat, 2007


Trzydzieści lat życia pary kobiet w Afganistanie, na tle rewolucyjnych wydarzeń, wojen, konfliktów, starć i zrzucania bomb. A bohaterki ledwo co z tego dostrzegają, bo na horyzoncie mają wyłącznie swoje własne problemy, które nie znikają w zależności od sytuacji politycznej, jaka obecnie w kraju panuje. Temat intrygujący, ale wykonanie masochistyczne, więc dosyć szybko olałem tę książkę, i czytałem do końca, bo... liczyłem, że potem wydarzy się coś, co podniesie poziom i uzasadni takie pochlebne przyjęcie tej książki.

Mariam to pierwsza z bohaterek. Jest nieślubnym dzieckiem wynikłym z nielegalnego związku, jej ojciec miał trzy żony, ale zrobił skok w bok z jakąś wariatką i teraz ją odwiedza co tydzień, by na oczach małoletniej Mariam się kłócić z matką. Matka będzie cały czas wyklinać jej ojca i pluć na niego jadem, by osiągnąć w ten sposób cholera wie co. Ojciec z kolei jest miły, daje jej prezenty i w ogóle. A mała stoi po środku i ucieka przed torturowaniem psychicznym, które robi jej matka, w ramiona ojca, z którym chce spędzić 15 urodziny. Chce pójść do kina. Gdy ojciec się nie stawia, jedzie do niego, do miasta, śpi pod drzwiami jego posiadłości, rano okazuje się, że jednak był w środku i świadomie jej nie wpuścił. Mariam wraca więc do matki i zastaje ją dyndającą na gałęzi. Przyznaję, był to moment gdy wydałem z siebie jęk żalu. Ale krótko później zorientowałem się, że to nie był dramat, tylko mechanicznie wykalkulowana manipulacja czytelnikiem, polegającą na coraz bardziej skrajnym, niedorzecznym, a na końcu nawet kreskówkowym przerysowaniu kolejnych takich dramatów w życiu bohaterek książki. I dlatego po pierwszych 100 stronach nic mnie już nie ruszało, i nawet przez myśl mi nie przeszło, że to ma w ogóle coś wspólnego z rzeczywistością, że autor chciał przekazać jak wygląda dzisiejsza sytuacja kobiet w Afganistanie. Nie, chciał pokazać, że ludzie na Titanicu mieli lepiej, dorzucił do tego Jeffreya z "Gry o tron", "Przesłuchanie" w wersji hardcore, zalał to "Listą Shindlera" i sprzedał jako "spójną" całość.

I miałem rację. Wiedziałem dokładnie, co się stanie dalej, i to było słuszne podejście, bo historia drugiej bohaterki jest jeszcze bardziej mechaniczna. Tam nie tylko zdarzają się jedno nieszczęście za drugim, ale też wszystko zmierza do szczęścia. A gdy do niego prawie dochodzi, jednak tak się nie staje... By dopiero kilka stron dalej do tego doszło, dzięki czeum szczęście jest jeszcze bardziej pewne! Jeszcze bardziej prawdziwe i będące w zasięgu ręki! I wtedy właśnie wszystko trafia szlag, i mamy "Johnny Got His Gun". Prawie. Byłem przygotowany na to 100 stron wcześniej, więc zostało mi się tylko nudzić. Nawet komentarz odnośnie całej książki miałem gotowy dużo wcześniej. Bo ona w ogóle się nie zmienia.

Jakby tego było mało, bohaterki cały czas zdają się wychodzić ze swojej bajki i rozmawiać tak, żeby głupi czytelnicy też zrozumieli cały dramat. Postaci główne nawet i po wielu latach bycia bitymi i pogardzanymi za posiadanie waginy wciąż mają chwile, gdy pomyślą "Och, nie, oni nam tego nie zrobią, nie mogą!" a druga jej tłumaczy z politowaniem i troską: "Mogą, mogą...". Tępa dzida.

Całość jest napisana bardzo ślicznym językiem, a rozwój wewnętrzny bohaterek jest spójny i został skonstruowany bardzo ładnie. To mi się bardzo podobało. Oczywiście, wyłączając takie momenty jak powyżej.
3/6


Jeszcze kilka słów o ekranizacji... Takowa ponoć powstaje. Miałem w ogóle napisać pierwsze 10 stron, ot, dla treningu, ale książkę musiałem oddać. W każdym razie, miałem zamiar zacząć od sekwencji snu, gdy Leia leży w śpiączce po wybuchu. Chciałem tam pokazać, jak je kolację (drogi wystrój, jak w "Pięknej i bestii") ze swoim ukochanym przy świetle z kominka, z którego zaczyna po chwili padać śnieg który wygasa wszelkie światło po cichu. Następnie bohaterka budzi się poobijana w szpitalu, wszystko na początku pokazywane z jej PW. Po pierwsze, widzi w tle Miriam siedzącą pod ścianą, bez wyrazu na twarzy. Spogląda na leżącą po czym wychodzi. Leia znowu mdleje, jest ciemność, po chwili słychać głos Raszida, który siedzi już przy łóżku chorej. Potem następuje rozwój ich znajomości, Leia słyszy opowieść o swoim ukochanym, i te pierwsze 10 minut miało się kończyć na wyrażeniu zgody na ślub. Teraz chętnie zobaczę, jak to zrobili zawodowcy. :)

2 komentarze:

  1. Jaki koorwa Pakistan?!?

    Pedał.

    - goandrewgo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Afganistan, Pakistan, Iran, Francja, myli mi się to...:) Poprawiłem. Dziękuję.

      Usuń