Po ulicach Los Angeles jeździ kilku ludzi z kamerami. Nie są związani z żadną ze stacji telewizyjnych, ale zależy im, by być na miejscu zdarzeń pierwszymi i sprzedać nagranie do którejś. To może być wypadek, pożar, strzelanina, katastrofa, napad z włamaniem - cokolwiek. Lou Bloom jest samotnikiem - ma własną kamerę, jeździ własnym samochodem, sam zatrudnia pomocnika który robi za drugi obiektyw oraz GPS. Z pozoru liczy się tylko mięsisty materiał, który będzie można skadrować i wziąć za niego hajs. Sprawa jednak nie jest tak banalna - temat kontrowersyjności oraz pokazywania treści graficznych przez media to tu wątek ledwo obecny. Sama prezentacji pracy w stacji czy policji na miejscu zbrodni jest nieco zbanalizowana i "byle-jaka". Szczególnie, jeśli oglądaliście wcześniej "Newsroom".:)
Mnie zaintrygował główny bohater, który nie jest jasny i łatwy do przewidzenia. To głównie zaleta całej produkcji - wiele tu chwil które nie są standardowe i nie idą zgodnie z myślą widza oczekującego typowego kina. Główny bohater jest niespodzianką w każdej kolejnej scenie, pokazuje niebywałą klasę i styl, a wszystkiego jego skrajności łączą się w całość, reżyser nie utrudnia ani też nie ułatwia dokładnego poznania go. Wszystko jednak tworzy spójny, logiczny obraz, który dostarcza odpowiedzi, chociaż w związku z zakończeniem - o którym za chwilę, bez spoilerów - nie bardzo wiem, co z tymi odpowiedziami mam teraz zrobić.
Lou Bloom z jednej strony zatrudnia pomocnika, by ten pomagał mu z nawigacją gdy ten będzie prowadził swoje auto z dociśniętym gazem przez nocne LA, z drugiej - zna miasto lepiej od niego, i orientuje się w tym, które ulice są w trakcie remontu. Nagrywa fenomenalny materiał na którym widzi bandytów, by następnie wyciąć wstęp i nie pokazać go policji. A resztę zanosi do najpodlejszej telewizji w mieście by wytrzeć tamtejszą prezes o podłogę, dobitnie uświadamiając jej, że bez jego materiałów oglądalność spadnie i ta poleci ze stanowiska. Kim jest bohater i jakie są jego prawdziwe motywacje? Zastanawiałem się nad tym gdy razem jeździliśmy rozświetlonymi w mroku ulicami Los Angeles jego klasycznym, czerwonym samochodem.
To po prostu porządna produkcja. Sprawnie wyreżyserowana, dobrze odegrana, ciekawie napisana (najlepszy składnik). Ma prawie wszystko co było trzeba, po seansie powinniście być usatysfakcjonowani. Ja na pewno, bo nawet zakończenie było słabe w taki obiecujący sposób. Moja ocena byłaby wyższa, gdyby nie finał. Napisać, że film się urywa, to za mało. On się dopiero zaczął rozkręcać. To powinna być dopiero pierwsza trzecia opowieści. To był jedynie pilot serialu, który anulowano i nie zobaczę drugiego odcinka. Prezentacja bohatera, pomysłu, tylko rozwinięcia brakuje. Co też wywołuje we mnie pozytywne uczucie - chciałem więcej.
A może za rok Netflix zapowie pierwszą serię "Nightcrawlera"? Byłoby miło. Opening z Judas Priest itd...
6/10
Anegdota: nie widziałem początku filmu. Seans był w innym mieście, do którego jedzie się 20 minut. 16:20 bus, o 16:45 "Wolny strzelec" miał się zacząć. Pierwszy się spóźnił, byłem na miejscu o 16:50. Miasta w ogóle nie znałem, jeszcze się zgubiłem, na szczęście starsza para mnie zaprowadziła do kina, bo miała po drodze. Będę im to pamiętał. Tu najlepsze: z powodu wyborów wejście do kina było "Obok". Wchodzę z boku i nikogo, żywego człowieka. Otwieram jedne drzwi, kotara i film słyszę za nimi. Drugie drzwi otwieram, to samo. Innych nie ma, to stwierdzam, że zapłacę po seansie i wchodzę. Przyszedłem na scenę, w której Lou zatrudnia chłopaka, jadą, tamten pomylił się o 2 przecznicę, potem ćwiczyli nawigację podczas szybkiej jazdy.
Jakoś na 30 minut przed końcem, gdy Lou i chłopak kłócili się o wynagrodzenie przed czuwaniem pod domem podejrzanych, do sali kinowej wszedł mężczyzna. Bez kurtki, z plakietką. Wtedy jakoś dotarło do mnie, że ten wieczór mogę skończyć w areszcie. Natychmiast wymyśliłem sobie, że zobaczył na kamerze jak wchodzę i tylko czeka jak będę wychodził. To zagadałem do niego, wyjaśniłem sytuację, a on: "Aha... Tak, nie ma problemu" i wrócił do oglądania. Zamieszanie w związku z wyborami, nawet przeprosił. A po seansie stwierdził, że nie ważne. Nawet jak nalegałem, że chcę zapłacić, to nie chciał (bo wciąż zamieszanie i problemy w związku z wyborami). Jest jeszcze opcja kupna przez Internet, jeśli będzie więcej seansów to na pewno kupię. W końcu to tylko 13 złotych miało być... W sumie obejrzenie filmu wyniosło mnie tyle ile bilet na bus w obie strony, czyli 8 zeta.:)
Tak w ogóle to pierwszy raz byłem w sali kinowej z balkonem. Albo drugi. Pamięta ktoś kino Kosmos w Lublinie? Byłem w nim na Spider-Manie 2, i nie mam pewności.
No widzisz, a na mą ładną buźkę nikt nie daje się nabrać i za darmo wpuścić nie chcą. Fak.
OdpowiedzUsuńNa szczęście dla mnie, było ciemno na sali...
UsuńZmieniłem system komentarzy i twojego teraz nie widać :(