piątek, 8 maja 2015

Avengers: Age of Ultron (7+/10) A kiedy będzie wersja reżyserska?

Superhero, 2015


Akcja "Age of Ultron" rozpoczyna się za granicą, gdzie na scenę wchodzi rodzeństwo mutantów*: Quicksilvera oraz Scarlet Witch. Ta druga mąci w głowie Tony'emu Starkowi, pokazując mu świat w którym znowu dojdzie do inwazji Chitauri jak w pierwszym "Avengers", jednak tym razem nie będzie bomby atomowej pod ręką, by posłać ją do portalu. Co wtedy? Nie daliby sobie rady. Trzeba wymyślić na tę okazję coś specjalnego. W ten sposób powraca do pomysłu Ultrona: sztucznej inteligencji, której celem byłby wieczny pokój na Ziemi. Gdy ten jednak ożywa, od razu obraca się przeciwko twórcy i jego drużynie, identyfikując ich jako największych wrogów stojących na drodze rozwojowi ludzkości. Jak ma być dobrze, skoro nie ewoluują? Sam robot szybko zostaje zniszczony, ale Ultron jest oprogramowaniem, i wciąż gdzieś istnieje. Tylko gdzie go szukać? Jaki jest jego plan?


Już tutaj widać postęp względem pierwszej części, i ten trend utrzymuje się do samego końca. "Age of Ultron" to produkcja barwniejsza - chociaż paradoksalnie kolorów jest tu mniej - konkretniejsza, ciekawsza, która daje więcej miejsca postaciom na wszystko czego by potrzebowały. Z technicznego punktu widzenia obie produkcje nie są podobne pod żadnym względem, z wyjątkiem spełnienia obietnicy dobrej zabawy i akcji. Walki, wybuchy, pościgi - nie ma się do czego przyczepić, nawet do zdjęć lub montażu. Pościg za ciężarówką i kamera podążająca za Black Widow na motorze - bliżej perfekcji być nie mogło, idealnie czyste ujęcia. Wykorzystano fakt bohatera zbiorowego i teraz najczęściej Avengersi walczą wspólnie. Thor uderza w tarczę Kapitana by posłać falę uderzeniową w grupę wrogów, Kapitan rzuca tarczę Black Widow, komunikują się cały czas i informują o nowych rzeczach, Steve Rogers dowodzi i wydaje rozkazy. A bawią się przy tym jak doktorzy w "Srubs" przy swojej pracy. Piknie.






To zaskakująco poważny film - wciąż zabawny, ale jednocześnie bohaterowie muszą dokonywać wyboru, nie są jednowymiarowymi herosami tylko bohaterami którzy wciąż ryzykują i mają koszmary które nimi kierują. Bardzo wiele miejsca poświęcono na wątek ochrony ludzkości - Marvel wysłuchał ludzi zniesmaczonych widokiem Supermana z "Man of Steel", który cały czas zabierał przeciwnika w centrum miasta by tam bić się na tle product placement. W "AoU" pierwszy dramat należy do Bannera nienawidzącego się za to, że przeradza się w zielonego stwora mogącego wymknąć się spod kontroli i zacząć zabijać niewinnych ludzi. Nie ma w tym przesady, problem jest zrozumiały i prawdziwy.Gdy Iron Man wezwie na pomoc znaną z trailera Weronikę - cały czas będzie się starał zabrać Hulka z miasta. Połowa dramaturgii finałowej części bierze się z problemu, jak nie pozwolić by ktokolwiek zginął. I to zadziałało.

Za drugą połowę odpowiedzialny jest Ultron. Pojawił się w teaserze na ostatnie sekundy i kompletnie zawładnął moją wyobraźnią. Było go widać tylko przez moment, gdy podchodził w stronę widowni, i był faktycznie przerażający. Gdy usłyszałem, że w filmie jest również śmieszny, miałem obawy, że to się nie połączyło - ale tak właśnie się stało. Desing Ultrona wciąż powala, gdy można mu się przyjrzeć. Naprawdę nie wiem, jak mogli stać przy nim i nie trząść się jednocześnie. Jest faktycznie zabawny, ale w swój sposób, nieprzypominający reszty bohaterów. Nie rzuca ripostami i ciętymi uwagami. Sami odkryjcie jego pierwszy żart. Albo ten, gdy odciął przez przypadek rękę. Warto gościa poznać, chociaż to wariat.






Przede wszystkim imponuje ze względu na swoje działania i charakter. Gdy znika, nie wiadomo gdzie jest, jak go pokonać, ani co tak naprawdę planuje. Bohaterowie analizują to co mówił, próbują go poznać, zrozumieć i przewidzieć ruchy. A gdy dochodzi do finału nie ma tam po prostu jakiejś armii lub bomby którą trzeba rozbroić. Trzeba kombinować, bo Ultron może wygrać gdy zginie on i jemu podobni.

Tu jednak zaczyna się problem, bo motywacje Ultrona lub rodzeństwa mutantów* są dosyć wybiórczo wytłumaczone. Można się domyślić, jak miał wyglądać pełny ich obraz** jednak w filmie sporo wycięto. Ogłoszono już, że miał się pojawić Loki na kilka minut ale będzie można go zobaczyć dopiero w wersji rozszerzonej. Tu i tam można dostrzec trochę chaotycznie zmontowanych scen, na których oszczędzono czas (Black Widow jedzie samochodem, w następnej scenie jest już gdzie indziej bez pokazania jak z samochodu wysiada), jest również multum scen w których nie wiedziałem, co się dzieje. Thor idący się kąpać do jakiegoś Źródełka wziętego prosto z "Lost", gada potem o kryształach z "Dragon Balla"***, a ta pierwsza lokacja? - nawet nie wiem gdzie zacząć! Dlaczego tam, dlaczego razem, skąd wiedzieli, że to tam będzie, jak to stracili... O kurczę.

Dlatego nie poszedłem na drugi seans. Bawiłem się bajecznie, ale to nie jest zabawa na dwa razy pod rząd. Nie w wersji kinowej, której ponowny seans jeszcze mógłby niepotrzebnie uwydatnić słabe strony filmu, które zapewne znikną w wersji rozszerzonej. Boję się zresztą, że to film zbyt duży i twórcy nie wykorzystali tego co mieli. Pierwsza część była prosta, ale zrobiono z tego co mieli wszystko co się dało. Podstawowy film bez zarzutu. Z kontynuacją jest taki problem, że można było zapewne pójść nieco dalej.

Dlatego wybieram czekanie. Szczególnie z uwagi na to, że na papierze to produkcja pod każdym względem lepsza - więcej w bezpośrednim porównaniu które niedługo napiszę. Dlatego biegnijcie do kin zanim zdradzę wam co zrobili w opozycji do nudnego początku z pierwszej części.
7+/10 (8+ dla wersji reżyserskiej?...)

PS. Soundtrack przy pierwszym słuchaniu średni. Przed filmem biegałem słuchając go i w ogóle nie czułem się epicki. Niech ktoś poprosi Marvela, by zaczął współpracę z Giacchino! I gdzie w filmie słychać "The Vault"?

PS 2. Ulubiony żart: z nabojem.

PS 2,5. Drugi ulubiony: "For God's sake!" Ultrona.


*z tym, że Marvel nie ma praw do X-Menów, więc tutaj nazywają się... jakoś inaczej, ale wiadomo o co chodzi. I QS jest zupełnie inną postacią tutaj niż w "X-Men: Days of Future Past".

**Coś w stylu: Avengersi są zagrożeniem, bo rozleniwiają zwykłych ludzi. Żyją oni w pokoju więc nie starają się, nie rozwijają. W skrócie: obrastają w tłuszcz zamiast ćwiczyć na siłowni i gdy przyjdzie co do czego to zginą od byle jakiego agresora. Można to nazwać stopowaniem ewolucji, bo nagle zaczęli przeżywać wszyscy a nie najsilniejsi. Tak więc bez superbohaterów ludzkość wzięła by się do pracy nad sobą i matematycznie miałaby większe szanse by przetrwać... A teraz niech mi ktoś przypomni, z którego filmu to wziąłem, bo nie pamiętam.

***zapewne trzeba obejrzeć "Dark World" by ogarnąć (2h później) ...A jednak nie. Do diabła.

13 komentarzy:

  1. No to lecę:

    -Postaci bliźniaków to słaby żart. Nie mają charakteru, a najciekawsze w nich jest tylko możliwość podejrzewania o skłonności kazirodcze. Elizabeth Olsen wygląda jak wyjęta z teledysku Closterkellera, co sprawia, że chętnie zaprosiłbym ją na spacer po cmentarzu, lecz już jej miotanie kolorowymi światłami to ciąg kiczowatych scenek. Aaron Taylor-Johnson nie wart jest wzmianki: totalnie bezbarwny.

    -"Koszmary na jawie" to jakiś surrealizm dla ubogich. Serio, adaptowanie horrorowych wizji zupełnie tu nie pasuje... Do tego motyw walki bohaterów ze słabościami to sztampa: takie rzeczy są niemal w każdym serialu- trzeba mierzyć się z własną przeszłością w odcinkach specjalnych. Nie tylko to schematyczne, ale także zostało zaledwie liźnięte. Rogers tęskni za dawną ukochaną i co z tym robi? W sumie nic. Wizja się pojawiła, później znikła, a żadnej refleksji to nie przyniosło. Bannerowi jest źle z własną klątwą i to zostało ciekawiej poruszone, ale to nadal temat przewijający się przez poprzednie odsłony Hulka. Sterylizacja Wdowy to świetny motyw i jako tako poruszony, lecz już o Thorze wspominałem: po co on miał wizję, co ona oznaczała, po co poszedł się "wykąpać"? Jeśli montażysta to wyciął to słabo, bo pozbawił film istotnych elementów.

    -Wspólna walka bohaterów jakoś mi się nie podobała, ale to chyba już kwestia gustu. Trochę głupio to wyglądało, gdy Wdowa podawała tarczę Ameryce niczym podczas gry w koszykówkę.

    -Motyw że każde życie się liczy, jest absurdem. Przypomina mi "Power Rangers" gdzie sugerowano, że miasto się wali, a jednak nigdy nikt nie ginie. Tutaj to samo: rozpieprz koszmarny, a jednak każdego co do jednej osoby ratują. W pierwszym "Avengers" w 10 minut pada 20 trupów, a wszystko to pozytywne postaci. Tutaj giną tylko źli (z jednym wyjątkiem), a my musimy wierzyć, że w rozwalonym budynku nikogo nie ma.

    -Tutaj ratowanie świata nie ma zresztą sensu. "Avengers" sami rozpętali piekło na ziemi. Nawet po zwycięstwie opinia publiczna nie powinna zostawić na nich suchej nitki.

    -Humor nie dość że grzeczny, to jeszcze na bardzo różnym poziomie. Powtarzanie żarciku zwanego "wyrażaj się" jest męczące. Cwaniakowatość Starka już nudzi: co by się nie działo, on próbuje rzucać one linerami. Do tego ten "kreskówkowy" Hulk, który czasem komuś nagle przywali i boki zrywać. Poziom "śmiechania" dużo niższy niż w poprzedniej części.

    OdpowiedzUsuń
  2. - Bliźniaki etam. Ich motywacji można się domyślić, zmiany charakteru nie bardzo i w sumie ich "arka" nie była przemyślana... ale nie zwracam na to uwagi póki co. A "miotanie" światełkami mogło wyglądać o wiele gorzej :) Tu wyszło akceptowalnie. Zaskakująco akceptowalnie, jak już nad tym myślę...


    - "Surrealizm dla ubogich", zgadzam się. Mogło być lepiej, jest jak jest i... nie myślę o tym. Jeśli już, to nasuwa się myśl, że to nie byłoby dobre dla pojedynczego filmu. Serialu tak. Powinni ograniczyć tę ideę do Hulka i Iron Mana, może Black Widow, ale to już maks. Taka moja sugestia.


    - Ej, nie mówią wprost, że ktoś zginął, a to różnica! :) Napewno ofiary są, ale sprytnie to ukryli. Stark chce wrzucić Hulka w budynek i sprawdza, że tam nikogo nie ma - i to wszystko. Wiadomo, że z "latającej wyspy" wszystkich żywych ewakuowano, ale czy ktoś umarł od robotów w tym czasie? Możliwe. I tak dalej... Jasne, jakieś ofiary wprost byłyby mile widziane, ale film w moich oczach radzi sobie bez nich. A poziom "powagi" powoli rośnie dla tych filmów, więc trzecia część będzie już ciekawsza...?


    - Ta, "Avengers" sami zrobili piekło i nic. Pewnie to będzie podstawą do "Civil War", ale póki co, im dłużej nad tym myślę, tym słabiej to wygląda. Dajcie mi tę wersję reżyserką :(


    - Poziom humoru bez zmian. A nawet jest bardziej złożony, bo mnóstwo żartów przewija się przez cały seans, za każdym razem atakując z innej strony i śmieszą właśnie dlatego, że widz pamięta wcześniejsze momenty. Vision podający młot Thorowi to nic, potem gada o jego wyważeniu, też nic, ale w połączeniu - perełka!


    Czyli generalnie się zgadzam z tobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, no ja tu nie mam co kontrować :D Generalnie się zgadzamy, ale mamy zupełnie różne oceny. Dziwna prawa...

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu? To ja się zgadzam z tobą, a nie ty ze mną :) Ja jeszcze dodatkowo lubię w cholerę rzeczy w tym filmie. Bardzo podoba mi się choćby idea "kołysanki" na Hulku, że poleciał na końcu w cholerę ("Planet Hulk"?), że Weronikę przygotowali już wiele scen wcześniej... Mogę tak wymieniać.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to to już inna sprawa, bo mnie prócz kilku żartów nie podoba się w tym filmie nic. Niektóre motywy "kupuję", ale nie uważam ich za plusy...

    OdpowiedzUsuń
  6. http://cheezburger.com/8490944256

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze

    http://img-9gag-fun.9cache.com/photo/a6yeZnN_700b.jpg

    OdpowiedzUsuń
  8. Maciej Kowalczyk26 maja 2015 02:17

    Elizabeth Olsen <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Maciej Kowalczyk27 maja 2015 21:28

    dzięki, pewnie skorzystam. Od "Martha Marcy May Marlene" bardzo pięknej zdolnej Eli.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale w "Sztukach..." ma związane włosy i udowadnia, że kobieta z taką fryzurą też może być urocza! To dopiero osiągnięcie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Maciej Kowalczyk27 maja 2015 22:06

    Mało znasz kobiet :P

    OdpowiedzUsuń