piątek, 26 lipca 2013

Felieton o cyferkach (part III)

Było o początku, kiedy to ludzie - w tym ja - oceniali to bez wiedzy, na podstawie czego oceniają. Było o konsekwencjach, kiedy to chciałem wiedzieć, czemu coś oceniam tak jak oceniam. Okazało się jednak, że to tylko prolog do właściwej drogi. Nie mogę tej drogi przedstawić dokładnie, bo nie wiem w którym momencie dostałem się o dany stopień w górę, kiedy zrozumiałem, że pewne działania nie mają sensu i przestałem je robić. Mogę na pewno wymienić te główne, w dosyć losowej kolejności. Pomijam tu wszystkie działania z rodzaju pisania do innych: "Jeśli sam nie rozumiesz to nie potrafię ci wytłumaczyć", bo zawsze było poniżej mojego poziomu.
W każdym razie - jak znalazłem się tutaj, pisząc dużo oraz często, i właśnie w ten sposób, oto kilka negatywnych powodów.


- używanie zwrotów "Czemu tak nisko"*, "Naprawdę tak słabo?"** i "Dałbyś przynajmniej..."

- zasłużył/nie zasłużył, jako odpowiedź na każde pytanie. "Czy to dobry film? - Nie zasłużył na tę nagrodę"; "Podobał ci się? - Zasłużył na statuetkę". I ogólnie całe to gadanie o filmie skupiające się wyłącznie na niemówieniu o nim samym.

- Pisanie o kimś, że daje niskie oceny, ignorowanie i/lub kpienie z tej osoby na tej podstawie. Przez krótki okres czasu, tak. Wypowiadanie się o generalnym obrazie całości, bez określania o jakie oceny mi chodzi, ile ich jest, i dlaczego uważam je za niskie, i co to "za niskie" w ogóle oznacza. Ignorowałem te kwestie, nie wiedząc w ogóle co robię, a było to deprecjonowanie tych osób. Pewnego dnia sam stałem się osobą o której inni mówili, że daje niskie oceny, po czym pierdolnąłem barana w ścianę i do dnia dzisiejszego mi to wystarczyło.

- skracanie wrażeń z seansu średnio do jednego zdania + rozmawianie o filmie bez konkretów. W zasadzie już o tym pisałem wcześniej. Chodzi mi o te rozmowy bez znaczenia w stylu: "Spodziewałem się czegoś innego!; Ale mogłeś dać chociaż wyższą ocenę; Och, no, może jak kiedyś powtórzę; Trzymam kciuki". I zgadnijcie o jakim filmie piszę. A potem jeszcze ktoś inny wcina się z tekstem: "Och, naprawdę? A ponoć taki dobry...". Inna osoba: "Cóż, każdy ma inny gust! Pozdrawiam!"
Między innymi z tego punktu wyłoniło się pisanie oddzielnych notatek o filmach, bez wiedzy filmowej. Wychodziło krótko, bez konkretów, ale to już był wymóg który sam sobie postawiłem i musiałem go spełniać. A skutki były wyłącznie długofalowe.

I właśnie:
- pisania o filmach bez wiedzy filmowej. Czyli myślenie, że reżyser to ten co biega z kamerą i kręci cały film, a "akcja" to wybuchy i pościgi. Opierało się to na jakichś wspólnych wyobrażeniach i wymienianiu się zdaniami które nic nie znaczyły i jednoczesnym udawaniu, że jest inaczej.
Dziś wygląda to już naprawdę brutalnie. Sam byłem wielokrotnie obrażany, bo wiem na czym polega logika m.in. w filmach. A ci co mnie obrażali nie wiedzieli, i na tej podstawie mnie obrażali. Ale ja mówię, kiedyś było inaczej. Wtedy tylko pisali w stylu "głupotą jest oczekiwać logiki od filmu sci-fi".

Można by jeszcze powymieniać, ale to są te główne wady. Pozostałe są jedynie ich mieszankami, pochodnymi lub "wstępami" do nich - ktoś zaczyna od jednego głupiego zdania i kończy na wyzywaniu się w Internecie, by udowodnić sobie że wie mniej od tamtych.


*to w sumie zabawne, że ludzie wciąż zadają mi takie pytania, mimo że o każdym tytule coś piszę.
**mam wrażenie, że wciąż tego czasami używam... ale zawsze coś po tym następuje.

1 komentarz: