Opowieść o artystach, zanim stali się artystami. Oni mają za sobą tylko początek tej drogi, przed nimi kolejny przystanek: przetrwanie szkoły wyższej. A nawet on niczego nie gwarantuje. Muzycy, tancerze, aktorzy, wokaliści. Wszyscy młodzi i pełni pasji, zamknięci razem, by się rozwijać. Ta opowieść wyróżnia się zaskakującym realizmem - przed kamerą przewija się mnóstwo ludzi, ale nie ma tu wyraźnej fabuły, bohaterowie po prostu są sobą i robią normalne rzeczy, choćby ćwiczą w szkole. I tyle.
Ten film wygląda, jakby naprawdę w 1980 Alan Parker poszedł z kamerą do szkoły na Brooklynie i spędził tam sporo czasu. To jedyny film w którym taniec synchroniczny naprawdę wydaje się spontaniczny, a sceny śpiewania nie są typowo musicalowe. Bohaterowie nie mają "swoich" piosenek, które nagle zaczynają śpiewać, by potem zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Do tego dochodzi muzyka, którą później ludzie będą utożsamiać z latami 80 - a spójrzcie na datę powstania filmu! Wszystko to miesza się z klimatem Nowego Jorku, ujęciami z ręki i namacalnością każdej chwili.
lol, wygląda jakby się bili :) |
To co jest zaletą, jest też wadą. Przez 3/4 filmu ogląda się to świetnie - tempo jest świetne, reżyser zapanował nad wszystkim, bohaterowie tryskali świeżością i naturalizmem, do tego co chwila pojawia się coś fajnego. Żarcik, świetna scena, jakiś moment warty zapamiętania. Dopiero na koniec zauważyłem, że żaden z wątków nie zostanie zakończony. Żaden motyw nie zostanie domknięty. Żadna postać nie rozwinie się do końca. Film w końcu nie zyska wyrazu - nie będzie ani filmem nastolatkowym, ani dramatem. Nie będzie o ciężkim życiu artystów, którzy często kończą jako kelnerzy, ani o tych, którym się udaje. Nie będzie to też opowieść o systemie, który uczy nowoczesną młodzież starymi metodami. Koniec końców chciałem zapamiętać ten film, ale w sumie nie wiem, jako co go zapamiętać. Ciekawy i udany eksperyment?
Jeszcze jedno, pozytywne słowo. Scenę improwizacji w stołówce oglądałem kilkanaście razy, i dopiero za 4-5 razem zauważyłem, że nie widać tam ani razu kamery. A to naprawdę duża, dzika scena, z mnóstwem aktorów na bardzo niewielkiej przestrzeni, która wymagała mnóstwa zbliżeń na wiele jej elementów jednocześnie. I wtedy sobie przypominam, że to tylko film, że były powtórki, a owy chaos to przecież wyśmienita reżyseria, aktorzy z kolei za każdym razem po prostu dawali z siebie wszystko. Magia kina, trudna do przyjęcia.
Dzięki stacji TCM, że kiedyś przypadkiem natknąłem się na ten film.:) To było dobre czasy...
7/10.
PS. Gdzieś tutaj ponoć pierwszy raz pojawia się Harold Perrineau.
- Chyba każdy lubi swojego terapeutę, prawda? Jest chyba na to jakieś słowo...
- Homoseksualista.
Ranking Parkera (czołówka):
1. Ściana - 7/10
2. Harry Angel - 7/10
3. Sława - 7/10
4. Evita - 7/10
5. Najwyższa stawka - 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz