niedziela, 4 stycznia 2015

Justice League: War (6+/10) Tycie Avengers

Superhero, 2014


Jakby z produkcji Jossa Whedona wyjąć całą fabułę - jakkolwiek skąpa by ona była - i zostawić samą inwazję obcych oraz superbohaterów walczących z kolejnym palantem chcącym terraformować naszą zieloną planetę... Wtedy zostaje "Justice League: War". Animacja trwająca 80-minut, w której Wonder Woman je lody, Victora ojciec nie kocha, a Superman rzuca Batmanem przez kilka budynków, bo w "Man of Steel" robił większą demolkę, więc czemu nie. Poza tym pojawi się Flash, Zielona Latarnia oraz Shazam, kimkolwiek on jest.

I to w sumie wszystko, naprawdę. Batman z Zieloną Latarnią chodzą po kanałach Gotham, znajdują tam obce coś, co prowadzi do otworzenia portali przez które wchodzą obcy, więc się biją przez 40 minut. Po drodze dołączają do nich reszta postaci.



I to jest konkretna zabawa. Batman wkurza Zieloną Latarnię, ten więc tworzy sejf i zamyka w nim Gacka. Następnie tworzy lokomotywę bo chce przyłożyć jakiemuś gościowi, więc robi mu ciu-ciu w twarz. W końcu pojawia się chmara obcych gargulców i Latarnia zmienia się w olbrzymiego robota z minigunami wielkimi jak skurczysyn i robi tratatata i wszyscy padają. Batman rozbraja Latarnię gdy ten nie patrzy, bo akurat miał taką ochotę. Superman wkurza się na Latarnię z niewiadomego powodu i rzuca nim przez wszystkie budynki w Metropolis, aż mu tarcza pęknie. A potem z portalu wychodzi finałowy boss który tylko spojrzy na naszych protagonistów i pokłada się ze śmiechu, bo nic mu nie mogą zrobić, i idzie niszczyć wszystko, więc Liga Sprawiedliwych musi zacząć współpracować by podołać wyzwaniu.

Chodzi mi o to, że film ma na pokładzie kupę postaci i robi z nich solidny użytek. Do tego to konkretne kino superbohaterskie, w którym wygrana nie była taka pewna.

"Justice League: War" może pełnić również rolę wprowadzenia w świat JL. Tutaj następuje pierwsze spotkanie Batmana z Supermanem i Flashem, Mroczny Rycerz opowiada o swoich rodzicach, a nawet wymyślają tu w końcu nazwę swojego zespołu. I dyskutują o tym, jak się w ogóle czują z obecnością w grupie.

Nie jest to oczywiście "Avengers 2" - akcja nie jest tak zapadająca w pamięć, a bohaterowie nie wymieniają się tyloma zabawnymi kwestiami. Nie czuję się też, jakbym ich poznał, co w sumie by się zgadzało, bo bardziej zaznajomieni z tematem widzowi nienawidzą tego filmu za złe przedstawienie ikonicznych postaci. Mi przeszkadzała tylko Wonder Woman, która zachowywała się idiotycznie. Ale obejrzałem film dla akcji i bawiłem się zaskakująco dobrze. Plus od Garreta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz