czwartek, 26 lutego 2015

(felieton) Kino powinno nauczyć się kochać samo siebie

Co jest wspólnym mianownikiem między wszystkimi dobrymi książkami? Miłość do literatury. Każdy tytuł ma coś z tej mieszanki:

- stary dom z gigantyczną bibliotekę, której sam wygląd zachwyca, nawet jeśli nie umiesz wyjaśnić z jakiego powodu to czujesz;
- postać lubiącą czytać. Jedna, jedyna albo dominująca cecha jej charakteru. Zwykle dziewczyna;
- wymieniony zostanie tytuł ulubionej powieści postaci. Zazwyczaj więcej niż jednej;

"Harry Potter" miał nie tylko Hermionę, ale też cały szacunek do książek. Wiedzy w nich, tajemnic z nimi związanych, ich historią. Były one ważnym obiektem dla całej magii tego świata. Bohater "Norwegian Wood" czytał "Wielkiego Gatsby'ego" i zapytany, czym jest "ulubiona książka" odpowiada, że to taka pozycja, do której zagląda się co jakiś czas by przeczytać ulubiony fragment. Cholera, "Tajemnicę Wawrzyńców" Agathy Christie kupiłem tylko dlatego, że dosłownie pierwszą linijką dialogu było "Kocham książki!". Charlie z "Perks of Being a Wallflower" czytał tyle, że doszedł aż do "Źródła" Ayn Rand.

A co filmy mają? Randalla z "Clerks", rozmawiającego z kumplem o zakończeniu "Powrótu Jedi", a oglądającego pornosy z udziałem shemale.

Prawda, są inne przykłady. Marty McFly inspirujący się "Za garść dolarów" w drugiej części "Back to the Future" by przeżyć w trzeciej. Kevin podczas nieobecności rodziny w "Home Alone" oglądał stare, czarno-białe kryminały dla dorosłych. Kino jest tu czymś pożądanym, symbolem dorosłości, łamaniem reguł. Ale jednak trudno znaleźć w kinie postać która lubi kino, ogląda je. Częściej mogę zobaczyć to medium przedstawione jako coś złego. Pozycja telewizji w sitcomach albo kino Hanekiego, które skupia się na zniszczeniu mitu TV, gdzie dokument miesza się z fikcją, a rzeczywistość zostaje spłycona, manipulowana i odrealniona. Idealnym przykładem jest cudowna scena z "Przyjaciół", w której Joey skombinował profesjonalne fotele do oglądania telewizji tak wygodne, że nie chcieli z nich zejść. Ich wszystkie żarty z tego epizodu skupiają się na tym jednym fakcie. I to jest przezabawne, ale znowu: pod koniec bohaterowie są ogłupieni od nadmiaru kablówki, czyli telewizja ogłupia, bla bla bla... a gdzie jest miłość?

Ta objawia się dopiero gdy wiesz na co patrzeć. To taka warstwa dla nieco wtajemniczonych, którzy dostrzegą w oglądanym obrazie zamiłowanie twórców do innych obrazów. Inspirację kinem, które ci oglądali w dzieciństwie, które podziwiają do dnia dzisiejszego i wyrażają to w sposób niedostrzegalny dla niedzielnego widza. Ostatnio się mówiło np. o "Mieście 44" Komasy, jakoby było po nim widać uwielbienie dla kina Spielberga. J.J. Abrams złożył hołd "Twilight Zone" dodając do "Lost" retrospekcje w każdym epizodzie. Idealnym przykładem są produkcje Joe Dantego, który wypycha scenografię nawiązaniami do kina sci-fi lat 50'tych, 60'tych itd.

Ale to raczej ciekawostka niż to, o co mi chodzi. Po kinie widać bardzo fakt bycia "drugim obiegiem", czyli adaptacją innego medium. Bohaterowie czytają na ekranie (Dostojewskiego we "Wszystko gra" Allena), pokazywane są piękne biblioteki ("Piękna i Bestia", jak ja lubiłem na to patrzeć w dzieciństwie!). Kuriozalnym przykładem jest scena z książkowego "Perks of Being a Wallflower", w którym kilkukrotnie wspomina się o finale serialu "MASH" i jaki impakt on wywarł na ojca głównego bohatera. Cały ten motyw z filmu wycięto! Na końcu ekranizacje częściej zachęcają do sięgnięcia po pierwowzór. Znacie na pewno recenzje w których autor napisał: "Lepiej przeczytajcie książkę". Szczególnie się to tyczy najnowszej literatury YA. Obraz nie tylko nie umie jeszcze dorównać słowu - bohaterowie w filmie rzadko robią coś związanego z tym medium, nie oglądają go, nie mówią o nim, nie interesują się nim. A to ważne, jeśli kino miałoby być kiedyś tak istotne, jak może być.

Do tego czasu pozostaje zakończenie "Cinema Paradiso", "100 lat w kinie" oraz mali bohaterowie "Super 8" kręcący film w trakcie filmu. Najlepsze napisy końcowe w historii! :)

15 komentarzy:

  1. Daniel Muszyński26 lutego 2015 10:36

    Mam szczerą nadzieję, że do czegoś takiego nigdy nie dojdzie. Mnie raczej irytuje ta cała słodycz, którą książki darzą same siebie, czy którą czytelnicy darzą czytanie książek (to całe: "kto czyta, ten żyje podwójnie" itp. pitu-pitu, pierdolenie). O wiele bardziej podoba mi się lekceważący stosunek, który kino ma do siebie i lubienie czegoś z minimum świadomości, że być może lubi się śmieci.

    Jedyny taki przykład kiedy bohaterowie książki czytają coś w książce, który mi się podobał i po którym sięgnąłem po czytane przez tegoż bohatera książki, to było w In Cold Blood, kiedy jeden z morderców, siedząc w celi śmierci, czyta pornosy Harolda Robbinsa. Albo jeszcze w A Confederacy of Dunces, Johna Kennedy Toole'a, gdzie bohater czyta średniowiecznych filozofów. Ale tam, to też jest bardziej dla żartów, jak Clerksach ze Star Warsami, a nie z miłości do słowa pisanego.

    OdpowiedzUsuń
  2. A to niespodziewany punkt widzenia.


    Ale nie miałem na myśli niż różowego ani kiczowatego. Chciałbym zobaczyć na ekranie jak postaci opowiadają ile kino zmieniło w ich życiu, czemu się nim fascynują, żeby taki widz to zobaczył i zrozumiał, że kino może dać coś więcej. Ot, jak ten starszy człowiek opowiadający w "Sto lat kina", jak nie mógł wstać po zobaczeniu finału "Kanału" Wajdy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Był taki świetny serial komediowy "Dream On", w którym bohater większość sytuacji w swoim życiu, bądź zwrotów akcji komentował fragmentami starych filmów. Nie był to może nawet komentarz, ale coś w rodzaju dalekiego skojarzenia do sceny z filmu sprzed kilkudziesięciu lat. Co ciekawe typ (o ile dobrze pamiętam) nie miał nic wspólnego z przemysłem filmowym. Ta przypadłość była spowodowana tym, że rodzice się nim nie zajmowali i sadzali go na dywanie przed TV (co było zresztą w czołówce). Komentując to co napisałem to mam takie wspomnienie, że zawsze fascynowały mnie te fragmenty. CO TO SĄ ZA FILMY?! a przewijały się tam wszystkie możliwe gatunki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie, w "Community" jest podobny zabieg. Bohater imieniem Abed posługuje się obrazem by móc zrozumieć ludzi i znaleźć z nimi wspólny język. Przez to chcę obejrzeć choćby "Kolację z Andre" ("Andrzejem" brzmi mi wieśniacko)

    https://www.youtube.com/watch?v=W75UKtgifF8

    OdpowiedzUsuń
  5. Daniel Muszyński27 lutego 2015 09:33

    Nie widziałem Stu Lat Kina.

    Z przykładów które podajesz w tekscie, ogólnie lubię takie coś co można zobaczyć w Clerksach, Back to the Future, Przyjaciołach czy Community. Jon Glaser w Delocated też jest spoko.

    http://youtu.be/AFH9S7EtybU

    Albo ten koleś, który był kinofilem w Northern Exposure - chociaż widziałem tylko parę odcinków tego saralu

    Ogólnie kiedy to zamiłowanie do kina jest częścią osobowości bohatera albo jest komediowe, to mi nie przeszkadza, ale w Cinema Paradiso i Super 8, to już jest za dużo sacharyny, IMO.

    OdpowiedzUsuń
  6. Daniel Muszyński27 lutego 2015 11:14

    >>Był taki świetny serial komediowy "Dream On"<<

    Ja to kiedyś oglądałem (ale mało, bo leciało późną nocą) i z tego co pamiętam, to tam to oglądanie telewizji też nie było do końca pozytywne, bo główny bohater był taką trochę łajzą w życiu randkowo/prywatnym, i to właśnie z tego powodu, że za młodu oglądał za dużo telewizji zamiast uganiać się za dziewczynami. (Czyli był postacią, z którą mogę się identyfikować :D)

    OdpowiedzUsuń
  7. Eee nie był łajzą. Laski na niego leciały, tylko on był taki trochę nieporadny. Fajna praca. Miał w porządku syna. Była żona też była całkiem spoko. Normalny gość. A serial leciał późno bo cycki często się przewijały.

    OdpowiedzUsuń
  8. Daniel Muszyński27 lutego 2015 11:53

    A tak, prawda, cycki były. Właśnie dlatego to obejrzałem - i potem byłem trochę rozczarowany, bo liczyłem, że tych cycków będzie jednak trochę więcej :) I pamiętam, że Salma Hayek była w jakimś odcinku.

    Był też serial komediowy 1st & Ten. Tam też cycki były :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widziałem tylko 1 sezon "Alaski..." i tam Ed tylko gadał, że lubi kino. Bardziej pamiętam go z dziwnych rzeczy które mówił. O gadaniu z kranem itd...


    "Cinema Paradiso" sam widziałem milion lat temu, i kończył się o 2 w nocy. Nie powiem ci, czy rozumiem twój punkt widzenia. Ale kręcenie filmu w "Super 8" było dobrą zabawą przecież :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jerry Fletcher w "Teorii spisku" zawsze jak widział na wystawie "Buszującego w zbożu" to musiał go kupić. Miał w domu kilkaset egzemplarzy, ale samej książki nigdy nie przeczytał :)

    Gdybym podniecał się lajkowaniem, to bym zalajkował (a może nawet "zalofciał"?) ten tekst. Ale, że się nie podniecam, napiszę tylko - dobra robota!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Te łapki w górę zabijają komunikację. Na disqusie to akurat się sumuje i jest ładną statystyką, więc jak ktoś często komentuje to mu to coś daje. Poza tym - nie korzystam...


    Jakiś czas temu wpadłem na facebooka i skomentowałem co się dało. Zero lajkowania, tylko się wysiliłem, przetrawiłem co się tam u ludzi działo i napisałem parę zdań. Ale miałem udany dzień, bo wszystko co tam zobaczyłem było warte zapamiętania. Mało kto mi coś odpisał, ale łapki zebrałem :)

    OdpowiedzUsuń
  12. To masz tu jedną łapkę ode mnie do kompletu, bo za 12 ludzi nie dostaniesz. Bom się rozgniewał ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam, gdy książkowi bohaterowie mówią o innych książkach. Sporo fajnych rzeczy można dzięki temu poznać. Nawet serie młodzieżowe, skierowane głównie dla dziewcząt, pozytywnie mnie zaskoczyły. Pamiętam, że w takim Pamiętniku księżniczki główna bohaterka pisała o swoich szkolnych lekturach (Austen, Buszujący w zbożu, Zabić drozda, nie-pamiętam-co-więcej, ale sporo klasyki), a w Pretty Little Liars pojawia się bodajże dialog o Sercu oskarżycielem Poe! Czytadełka, a jednak coś człowiekowi dają. No dobra, dziewczynom, bo pewnie żaden chłopak tego nigdy nie przeczyta. Btw, przyciągnął mnie tu, do posta, Charlie i Potter <3 (Norwegian wciąż przede mną, ale z panem Murakami, jak dotąd, topornie nam wychodzi ta znajomość).


    A wracając do głównego tematu czyli filmu w filmie. Przypomniała mi się Anna Karina płacząca u Godarda oglądając w kinie (! no ale to były czasy, gdy ludzie chcąc obejrzeć film, musieli ruszyć zadek i pójść do kina, w sumie nic dziwnego) Męczeństwo Joanny d'Arc. Nie pamiętam już zbyt dobrze filmu, ale chyba także w Marzycielach u Bertollucciego pojawia się motyw miłości do kina. A może to była tylko scena parafrazująca Julesa i Jima? Z serialami jest lepiej, tzn przynajmniej ja mam większe doświadczenie z wyłapywaniem takich lubiących kino. Jest taki serial obyczajowy Kochane kłopoty (Gilmore Girls), w którym bohaterki przynajmniej raz na parę odcinków nawiązują do konkretnych filmów, są to raczej wtrącenia niż rzeczywista rozmowa o kinie, ale zawsze coś. Można znaleźć w sieci listę z tytułami, całkiem ich sporo (książkowych zresztą też! taki fajny typ bohaterki). W Jeziorze marzeń (Dawson's Creek, kolejny serial mojej młodości) główny bohater sam próbuje kręcić filmy, jego idolem jest bodajże Spielberg, nawet o tych filmach rozmawiają czasem. (Hm, gość od E.T. i Parku Jurajskiego, Spielberg, chyba dobrze kojarzę?) Idąc tropem seriali przyszły mi na myśl kolejne dwa raczej-dla-dziewczyn: Plotkara/Gossip Girl (tytuły wszystkich albo większości odcinków były parafrazami tytułów filmów, sporo dawnego Hollywood, na czele ze Śniadaniem u Tiffany'ego, który pojawił się w jednym odcinku jako rzeczywistość senna jednej z bohaterek, ale też Almodovar, Oshima, Altman, Bunuel, Kubrick... blabla) i znowuż Pretty Little Liars (dużo nawiązań do Hitchcocka, scenarzyści go lubią, pojawia się też jeden odcinek stylizowany na film noir, jak widać twórcy młodzieżowych seriali bardzo się lubią z noirem).


    Znowu się rozpisałam, swoim zwyczajem... Pierwszy raz tutaj, więc pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mało mi było, robię więc dopisek ;-) A tak serio, to małe sprostowanie, bo francuska Nowa Fala ogólnie chyba dość mocno metafilmowa była. Godard przecież zrobił nawet film o kręceniu filmu (Pogarda, ok - na podstawie prozy, ale wciąż), podobnie Truffaut w Nocy amerykańskiej (jeszcze nie widziałam, trochę za to słyszałam). O to też chyba zresztą chodziło w założeniach, by przybliżyć kino przeciętnemu widzowi, człowiekowi. Żuławski też w Najważniejsze to kochać miał wątek filmu w filmie, ale tam miało to dosyć pejoratywny charakter (główna bohaterka grająca w filmach porno lub tego typu, by zarobić na życie, pewnie zresztą sam widziałeś, bo czego ty jeszcze nie widziałeś :P).

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam.:) Pierwszy raz przeczytałem Twój komentarz te kilka dni temu z rana jeszcze na telefonie. Chciałem odpisać na kompie i tak się zapomniało... Lepiej teraz niż później odkopywać. Choćby po to, by podziękować za obfite posty!


    Od siebie mogę tylko dodać "Przystanek Alaska", tam była postać Eda, też lubił kino. Ale przeszedłem tylko pierwszy sezon, gdzie niewiele ciekawego z tego wyszło, więc nie zapadło mi to w pamięć.


    ...a chcesz wiedzieć, czego nie widziałem? Poza "Najważniejsze to kochać", "Plotkarą", "Pretty Little Liars"? Około 150 filmów na tegorocznych Nowych Horyzontach nie zobaczę, ot co!!! Taki mam ból, o.

    OdpowiedzUsuń