środa, 6 czerwca 2012

Lost, sezon 3 | Odcinki 1-4

3x01: "A Tale of Two Cities". Zaskakująco dobry odcinek! Za pierwszym razem jak go oglądałem, minuty po zakończeniu poprzedniego sezonu, moja reakcja była krótka: dno. 1/10 i zdegustowany poszedłem lulu (w końcu była ta 2 czy 4 w nocy).

Teraz po powtórce odcinek jawi mi się jako... dobry! Nie jest wybitny, ale bez bólu go oglądałem, i jest to nadal "LOST", a nie jakaś słabizna!

Na początek, trochę żałuję openingu. Jest rewelacyjny, ale... wyobraźcie sobie, że nie byłoby go, przeniesiono by go na inny odcinek - co wtedy? Myślelibyśmy, że Jacka, Sawyera i Kate przeniesiono z Wyspy! Znajdują się gdzie indziej, a potem bylibyśmy w szoku, że jednak są na Wyspie. Wyobraźcie sobie tylko.:) Oczywiście, wiązałoby się to jeszcze z innymi zmianami, bo Ford i Kate są na powierzchni, ale... już teraz widać dzięki Juliet, że sceny z nimi i sceny z Jackiem dzieją się w innym czasie. To by pobudziło wyobraźnię, współgrało z dywagacjami Jacka gdzie jest. Na końcu pyta, czy jest w jednej ze stacji Dharma, i słyszy potwierdzenie, więc dywagacje ustają, nawet jakbyśmy bardzo chcieli.

Sam opening jest rewelacyjny, ale też dzięki temu, że spoglądam na niego z szerszej perspektywy (powróci on w serialu 3 razy, za każdym razem dopowiadając kolejne sekundy które zmieniają jego wydźwięk!). Poza tym jest cudowne ukrycie Ethana, przez większość czasu myślimy, że to wszystko ma miejsce gdzieś indziej, kolejna retrospekcja ale nowej postaci - Juliet. Ale nie, to Wyspa! A na koniec przychodzi Henry Gale... I nadal nie wiemy, jak ma na imię (dowiadujemy się dopiero na koniec odcinka, ale tylko imię). Plus to szerokie ujęcie na koniec... Ideał. Może nie aż tak genialny jak opening sezonu 2, ale jednak rewelacja.

Sama Juliet - za pierwszym razem byłem przekonany, że gra tak, jakby nie wiedziała, kogo ma grać. I byłem w tym punkcie święcie przekonany, że mam rację, i to przez większą część sezonu. Ale teraz widzę, że to już wtedy była zaplanowana postać którą widz dopiero pozna. Jak gra z Jackiem przez tą szybę, jak go oswaja, uspokaja... Manipuluje. I do końca nie wiemy, czy to osoba dobra czy zła, jaki jest cel porwania trójki Zagubionych...

Plus miniwystęp Emersona w openingu, w spotkaniu z Kate ("Chcę ci dać wspomnienie, bo następne 2 tygodnie będą dla ciebie ciężkie") i przy próbie ucieczki Jacka ("Zabiję ją!; ..Okey"). Świetny! Plus minirelacja Sawyera z Kate (podzielenie się z nią krakersem) oraz zagadka dla niedźwiedzi. Wprowadzenie widza w wątek Alex i Karla, realistyczne zachowanie Jacka w zamknięciu... Naprawdę dużo oferuje ten odcinek, aż muszę zacząć się streszczać.

Kwestia pierwszego ujęcia zaraz po openingu - nie mogę tu o nim pisać niestety, ale to kolejna świetna rzecz, której widz się nie spodziewa. Wraz z finałem sezonu zrozumiecie, czym było to ujęcie. Ale widać dzięki temu, i to nie tylko dzięki temu jednemu ujęciu, że twórcy naprawdę przygotowali sobie grunt pod ten sezon: te klatki, ściągnięcie Jacka do dołu, to miasteczko, postać Juliet... I to budowanie tajemnicy: skąd Others wiedzą o nich tyle? Po co im oni?




3x02: "The Glass Ballerina". Stłuczona szklana balerina staje się początkiem długiej serii kłamstw, które powiedziała w życiu Sun, wiedząc że konsekwencje i tak kogoś dotkną. W retrospekcji poznajemy jej związek z nauczycielem angielskiego z którym w końcu miała romans i miała uciec do Ameryki. Niestety (?), dowiedział się o tym jej ojciec, więc zlecił zabójstwo Jinowi, nie mówiąc mu niczego.

Ogólnie wątek wyraźnie dociśnięty do całej historii (widać jak na dłoni, że twórcy pisząc pierwszą retrospekcję tej pary nie planowali takiej sytuacji), ale jednocześnie nawet w niej pasuje. Ponad to, kontrastuje do wydarzeń współczesnych, więc jest elo.

Dzisiaj Sun z Jinem i Sayidem czekają, aż Jack do nich przyjdzie (kontynuowanie wątku z sezonu 2). Nie przychodzi, więc planują rozbić ognisko gdzie indziej. Znajdują pomost, z którego zabrani zostali James, Jack i Kate w finale sezonu drugiego, a na nim mnóstwo śladów świadczących, że Jack już do nich nie wróci. Sayid planuje zastawić pułapkę, by zwabić w nią Innych.

Narracyjnie jest więc całkiem dobrze, wykorzystano możliwość tego, że nie wszyscy rozumieją angielski.;-) Historię tę i tak trzeba było opowiedzieć, bo taki był naturalny porządek zdarzeń. Zachowano wiarygodność historii.

James i Kate... Z jednej strony heroiczna postawa tego pierwszego, by w chwili potrzeby pocałować ją, a potem w pojedynkę rozwalić wszystkich - to było naprawdę coś. Ale z drugiej strony, pojawienie się pozerów których imię Wpieprzę-Ci-Bo-Mogę nie działa pozytywnie dla tej historii. Twórcy ewidentnie nie wiedzieli, co zrobić z tą dwójką, więc kazali im kopać kamienie (potem się wykręcą niby przygotowaniem pod lotnisko, ale jakoś tego nie kupuję)
Ale po wszystkim przypada scena rozmów w klatce:

- Smakujesz jak truskawki!
- A ty... jak rybne krakersy...

I te uśmiechy.:) Urocze, doprawdy. Przy okazji, w finale zdajemy sobie sprawę, że 1 i 2 odcinek dzieją się najwyraźniej w tym samym czasie. Wracamy do Jacka, któremu Ben Linus (tak, w końcu poznajemy jego nazwisko!) oferuje pewne zadanie, w zamian za które... wróci do domu (pojawia się bardzo ważne dla tego sezonu zdanie: "That's home, Jack, right there, on the other side of that glass"). Ogólnie to jeszcze kilka rzeczy niby tu się dzieje, jak kontynuacja wątku Karla i Alex. 6/10, za końcówkę z Jackiem.




3x03: "Further Instructions". Drugi odcinek, któremu pierwotnie dałem 1/10. Locke łyka jakąś maść, siada w tipi i ma odjazd - to było po prostu głupie. I w zasadzie nadal takie jest, ale z drugiej strony... Locke na powrót wierzy w Wyspę, zamilkł i chce ją przebłagać, więc przypomina sobie jak kiedyś - gdy dziewczyna go rzuciła - pracował na farmie, i tam była taka świątynia dumania... I chciał spróbować. Seems legit. Ale flashback i tak nic nie wnosi.

Generalnie - ja bym ten odcinek wsadził jako pierwszy w tym sezonie. Bezpośrednia kontynuacja wątku wybuchu, podtrzymanie tajemnicy gdzie są Jack i reszta... Plus pierwsze ujęcie, będące kopią pierwszego ujęcia w serialu, tylko że z Lockiem.

W tym odcinku twórcy zaczynają iść w kolejne dziwne tereny, tym razem dają znać, że Desmond po wybuchu bunkra zyskał... jasnowidztwo? Ciężko to kupić. A wątek naprawiania relacji Locke'a z Charliem można było wykonać dużo lepiej. Zamiast tego, mamy początek Locke'a w roli przywódcy rozbitków z 815. [spoiler - czemu teraz dymek pojawia się bez hałasu, a później nie?] 5/10.



3x04: "Every Man for Himself". Niby dzieje się dużo, ale jednak czuć, że to chamskie ciągnięcie. Kobieta zastrzelona przez Sun jeszcze żyje, ale tylko tak długo by Jack mógł stwierdzić czas zgonu. W retrospekcji widzimy, że James był w więzieniu i pracował dla dyrektora, ale... ktoś jeszcze pamięta, że ten chłop szuka mordercy swojej rodziny? I nie obchodzi mnie, że wyszło całkiem naturalnie (była dziewczyna złożyła donos na niego).

Konflikt z Kate podbudowany słabymi dialogami (nie oszukujmy się, Sawyer mógł załatwić sprawę tak, by Kate nie dostała okresu, wszyscy to wiemy) trący tandetą, to samo numer z rozrusznikiem (choć uczciwie - można się było na to nabrać). Można go było wykorzystać bardziej, niczym guzik z drugiego sezonu - ale włożono go i wyjęto jeszcze w tym samym odcinku, nikt o nim nie będzie pamiętać za tydzień.

Do tego skończona głupota w postaci drugiej wyspy. Ben "Spędziłem na tej Wyspie całe życie" Linus widać się nie skapnął o tym. Ludzie, byłoby ją widać z drugiej Wyspy! Nawet niespecjalnie szukając! Oni siedzieli na plaży i gapili się co wieczór przez 60 dni w morze! Jakby coś tam było, to by zauważyli! Tego tam nie mogło być!

Na plus smaczki w postaci "Myszy i ludzi" czytanych w więzieniu, fryzury Forda, ciekawej pułapki którą chciał zastawić... I tyle. O, i plecy Kate.:D (no dobra, drugie wejście pary z 3 sezonu, zbliżenie się do Juliet, miłość między Kate i Sawyerem wykrzyczana w deszczu, ucieczka Kate z klatki na jednym ładnym ujęciu, oraz dowiadujemy się o dziecku Sawyera) 4/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz