środa, 10 lipca 2013

G.I.Joe: Odwet (....to już? Tylko tyle?)

Action, 2013


To miało być kino akcji 2013 roku. W 2009 roku poszedłem do kin by obejrzeć film "G.I. Joe: Czas Kobry". Nie był do końca dobry, ale przyjemnie się oglądało, i co najważniejszy: był efektowny. Rozwałkę Paryża połączoną z futurystycznym parkourem pamiętam do dziś - jeśli nie wierzycie, na YouTube są jej fragmenty. Akcji jednak było mało - wspomniana scena trwała ile? Z 7 minut? Ale ostatecznie dałem 6/10, choć później tego tytułu już w całości nie obejrzałem. Teraz przyszedł sequel, na zwiastunie pokazano rozdupcz Londynu, wszystko było więc na dobre drodze. Nie wyszło. Oglądałem z myśląc: "Ok, zaraz się zacznie... dobra, to wszystko to tylko przygotowanie do wielkiego finału, będzie dobrze... Finał na pewno będzie super!... Jak to? To już? Tylko tyle? I jeszcze 5 minut napisów końcowych?"

Nie ma dużo akcji. Nie ma fajnych gadżetów. Nie ma tu ultra-zajebistego kostiumu do parkoura z jedynki. Zamiast tego są jakieś chore pszczoły z bombami w odbycie (?) w dwóch scenach i motocykl który umie się rozszczepić na 5 bomb w jednej scenie. Jedynym momentem jaki teraz, w kilka godzin po seansie, wydaje mi się godna uwagi, jest bitwa na ścianie gór - przywiązani w pasie liną, fikają koziołki setki metrów nad ziemią, zabijając przy tym jakichś przypadkowych gości. Absolutnie zbędna chwila, mogli wyłącznie uciekać bez bicia się, ale jest i nawet może się podobać. Cool. Ale oprócz tego pamiętam jakieś trzy sceny, i każda była nudna. Z wyjątkiem końcówki. Ta zawodzi, bo jedyne co po jej obejrzeniu przychodzi mi do głowy, to podtytuł tej notki. Nie czułem, że coś już osiągnęli, że wygrali, że są najlepsi, że sprawa zakończona... Aha, a wspomniany rozdupcz Londynu trwa i wygląda w filmie tak jak na zwiastunie, i bohaterowie nie mają z tym nic wspólnego. Ich tam nawet nie ma. Jest tylko rewelacyjnym, 3-sekundowym efektem specjalnym.



Akcji nie ma, bo fabuła nie daje ku niej okazji. Jest tak nielogiczna, że nawet nie wiem, o co w tym filmie chodziło, i jak wam chociaż streścić wstęp. Kobra zostaje wyrwany z więzienia, i za 48 godzin ma przeprowadzić plan, dzięki któremu - ofkors - zdobędzie władzę nad światem. A "Joe's" w tym czasie będą się pałętać bez planu, byle jakoś dobić do końcówki, w której minie te 48 godzin i w końcu się będzie coś dziać, nie? Właśnie też nie. Wszystko jest na siłę pokomplikowane, kilka postaci się stworzy bez sensu, będzie męcząco i głupio, byle tylko nie było akcji w kinie akcji. Oczywiście, w innych recenzjach poczytacie, że fabuła nie ma sensu, bo chciano by film był efekciarski.
Zwykle to ci źli są w cieniu, knując w tajemnicy, a bohaterowie co chwila muszą działać, by efektownie pokrzyżować plany przeciwnikowi. Teraz widz jest częściej przy tych złych. Dziwne.

Jakby tego było mało - Jon Chu to nie Justin Lin. I sceny akcji, nawet gdy są, nie są wyreżyserowane nawet w połowie tak dobrze, jak wyścigi w "F&F6". Nie było pomysłu na sceny strzelanin, wiele z nich to tylko bieganie i randomowe zatrzymanie się, by strzelać gdziekolwiek. Nie wiedziano kiedy uciąć niektóre ujęcia, jak nadać temu dynamizmu, jak nakręcić czołg by na pierwszy rzut oka czuć jego moc, jak pokazać góry by czuć tę wysokość i tak dalej. Każda scena mogła być co najmniej 2 razy efektowniejsza.

I najmniej słaba rzecz, to wyrzucenie postaci z jedynki. Nie ma Sienny Miller, nie ma pana Eko, nie ma Marlona Wayansa, a Channing Tatum pojawia się na 5 minut, by w końcu umrzeć (to taki mały spoiler, to jest zaraz na początku, serio). Nie żeby mi ich brakowało, ale przynajmniej... ich pamiętałem. Był jakiś moment przywiązania się, była jakaś chemia pomiędzy bohaterami. Początek nowego "GI.Joe" był najlepszy właśnie ze względu na relacje między Dwaynem Johnsonem i Channingiem Tatumem (...nie będę miał wielu okazji by to napisać!). Potem bohaterowie są całkowicie anonimowi i nudni, nawet nie robią fajnych rzeczy. Tylko to latanie na lince pomiędzy górami było trochę fajne.

Jestem zawiedziony. I nie czekam nawet na część trzecią.

I co teraz w temacie kina akcji? "Oblivion" przeszedł niezauważony więc chyba nie warto, nowy "Star Trek" nie jest czystym kinem tego gatunku (więcej sci-fi), nowy "Superman" nie wyszedł, chyba tylko "World War Z" daje mi jakąś nadzieję.


4/10.
http://rateyourmusic.com/film/g_i__joe__retaliation/

PS. Soundtrack też wysłuchałem, choć miałem dość w połowie. Tylko "Honor Restored" warte posłuchania.

12 komentarzy:

  1. Nowy "Superman" nie wyszedł? A oglądałeś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ale oglądałem sporo recenzji, które się w zasadzie pokrywają, i mogę mieć pewność, że mi się nie spodoba.

      Usuń
  2. Taa... Niech zgadnę: ekipa od Nostalgia Critica psioczy na film, więc tobie się z automatu nie podoba, chociaż nawet nie oglądałeś, right?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak czy inaczej - chyba warto się samemu przekonać, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie uważam, by było warto poświęcać czas na ten film.

      Usuń
    2. Ale warto było poświęcić go dla Szklanej pułapki 5 i 11/11/11... Chociaż, uwaga!, miały 100 razy gorsze recenzje, niż MoS. Dziwne...

      Usuń
    3. Akurat "DH5" chciałem obejrzeć sam z siebie. A "11/11/11" pisałem, że zostałem ztrollowany...

      Usuń
  4. Przecież najlepszym, fanem tego lata będzie 'Pacific Rim'. Jutro sprawdzę i dam znać.
    A Supcio nie jest zły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym wciąż zapominam. Ale pamiętam zwiastun z gigantycznymi robotami, czy co to tam jest. Może wyjdzie...

      Usuń
  5. PR wyjdzie,wyjdzie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Taksówkarza byś obejrzał :D

    OdpowiedzUsuń