sobota, 19 kwietnia 2014

Cudowna Mila (7/10)

Disaster, 1988



Ilość przypadków i jak wiele od nich zależy nie jest istotna. Ważne, jak się do nich człowiek ustosunkuje. Przypadkiem natknąłem się na "Cudowną milę" w polecanych pod filmem "Zabić księdza", chociaż nie wiem, co te dwa tytuły mają ze sobą wspólnego. Przypadkiem w ogóle owe rekomendacje działały wtedy. Stwierdziłem: "Ciekawy tytuł. Zobaczę, o czym jest". Harry Washello przypadkiem zaspał 12 godzin i zamiast odebrać dziewczynę z pracy 15 po północy, obudził się o 3:45 i w biegu udał się do baru licząc sam zapewne nie wiedząc na co. Przed lokalem stała budka telefoniczna, a tam przypadkiem cały czas coś dzwoni. W końcu bohater odbiera - słyszy młodego człowieka pracującego w silosie nuklearnym. Dowiaduje się, że rakiety już zostały wystrzelone. Zostało im... 50-70 minut? Chłopak próbował się dodzwonić do ojca, ale pomylił kierunkowe. Ostatnim, co Harry usłyszał, były dźwięki strzałów po drugiej stronie słuchawki. Harry wybiera uwierzyć i przekazać to dalej. Część ludzi z baru uwierzyła, część nie. Jedni wykonali telefon i usłyszeli o pewnych zachowaniach władz, które by potwierdzały atak nuklearny. Reszta spakowała co miała pod ręką i zaczęła uciekać, troszcząc się o siebie. Harry najpierw jednak musi zabrać swoją dziewczynę, która poszła do domu po tym, jak ten się nie stawił by ją odebrać.

Mam za złe filmowi, że postać kobieca jest taka bezwładna i miejscami irytująca. Już jej reakcja na to, że chłopak się nie stawił, jest przesadzona. Jakby miał wrócić z wojny, ale nie wrócił, bo umarł, ale go wskrzesili i pierwsze co zrobił to zdradził ją z krokodylem. A potem jest cały czas noszona na rękach, zaprowadzana wszędzie, nic jej nie mówią bo "lepiej żeby nie wiedziała", z czego wynika jej obrażona mina i "Nie podoba mi się twoje zachowanie!" oraz "Ja nie chcę!". A jak już coś zaczyna robić to akurat w tym momencie, gdy tego NIE powinna! Argh !!!

Po drugiej stronie jest rewelacyjny bohater. Jakby od Johna McClane'a zabrać karabiny, półnagość oraz zagrożenia przez które ten zginął 4 razy w samej "Szklanej pułapce", to pozostałby właśnie Harry Washello. To szary, przeciętny przekozak, który o czwartej nad ranem znajduje w sobie tyle energii ile prawdopodobnie właśnie w tej chwili leci w kierunku LA. Od początku reaguje żywiołowo na to co usłyszał przez telefon i domaga się od obcych ludzi jakiejś reakcji, żeby mu uwierzyli albo cokolwiek. Biegnie po dziewczynę, puka do drzwi i nawet nie czeka tylko od razu wyważa drzwi, pakuje zaspaną July to wózka z supermarketu i wio. Nie ma pilota do helikoptera? Zbiega na dół i pyta wszystkich napotkanych ludzi, czy ktoś umie pilotować. FUCK YEA !!!

Drugim głównym bohaterem jest samo miasto - Los Angeles. Akcja zasadnicza zaczyna się tuż przed godziną wilka - ulice są prawie puste, ale życie wciąż się toczy. To jest rok '88, jeszcze przed "The Wire" kręconym na ulicach Baltimore, dlatego widok takiego realizmu naprawdę mnie zaskoczył. Cała akcja toczy się na ulicach LA (albo zbudowano doskonałe wrażenie tego), bohaterowie cały czas biegają przez skrzyżowania, nawet gdy samochody zaczynają przejeżdżać, a na dachu z którego miał startować helikopter rozciąga się przepiękna panorama na metropolię. Im bliżej świtu tym coraz więcej ludzi dowiaduje się w jakiś sposób prawdy. Na początku był tylko jeden samochód, wraz z rozwojem akcji, gdzieś w tle przejedzie jakiś pojazd, coraz częściej, coraz więcej. Widać, że uciekają gdzie pieprz rośnie.Wraz z nastaniem świtu nawet policja bierze nogi za pas, a na ulicach pojawia się coraz więcej ludzi i pojazdów. Powstaje chaos...

Taka zawartość wybija się jednak dzięki doskonałym zdjęciom i świetnej reżyserii. Tempo od początku do końca rośnie, presja upływającego czasu pompuje adrenalinę do tego stopnia, że gdy jest jedna krótka scena w której bohater nie biegnie tylko przystaje na chwilę - wtedy coś mnie zżerało od środka. Ale poza nią dynamika jest zarzutu. Dzięki genialnym ujęciom śledzącym, faktycznie przywołującym na myśl "Children of Men", szczególnie w końcowych scenach na ulicy. Produkcja przypominała momentami tunel zasysający widza w środek tego wszystkiego, pokazując całość bez żadnych cięć i przekłamań. Wprowadzono widza tam na ulicę i do budynku. Czułem się jakbym naprawdę znalazł się w gigantycznym mieście w środku nocy na pustej ulicy (znam to uczucie jakby co). Miałem poczucie otwartości świata filmowego, tak jakby to była gra komputerowa, w której można podejść do telefonu i go odebrać, wjechać przez witrynę do sklepu, przejść przez każde drzwi. To poczucie otwartości jest bardzo istotne w ogólnym odbiorze filmu.

To szczególnie imponujące, ponieważ większość filmu rozgrywa się o świcie. To chyba pierwszy taki przypadek, jaki w kinie zobaczyłem. Nie wiecie o czym mówię? A sprawdźcie ile świt trwa, a potem z jakim wyprzedzeniem trzeba wszystko planować, by ten okres wykorzystać na taśmie. Bo choć część scen końcowych rozgrywa się we wnętrzu, parę ujęć zrobiono "Od góry", to jednak pozostałe powstały przy naturalnym świetle.

Do końca jednak nie wiadomo, czy to wszystko to prawda. Czy telefon był prawdziwy, czy Harry dobrze zrobił mówiąc o tym wszystkim nie mając tak naprawdę namacalnych dowodów. Do katastrofy i tak dochodzi, gdy ludzie na ulicach zaczynają wariować ze strachu. Oni nie potrzebowali żadnych rakiet. Czy faktycznie ich nie ma? Im bliżej końca to jedna z najmniej istotnych pytań. Kino katastroficzne potrafiące wywołać zachwyt i zostające w pamięci.
https://rateyourmusic.com/film/miracle_mile/

6 komentarzy:

  1. Ach, już myślałem, że tak zatytułowałeś posta o Zielonej mili :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze że się za niego zabrałeś :) No i się rozpisałeś, bo i warto było o tym filmie. Ocenę dałem mu taką samą. W zasadzie ten film to taki tytuł, że wypada jakiś fanpejdż mu założyć :) Rzadko się zdarza żeby w jednym tytule zamknąć tyle gatunków filmowych. Trochę komedii romantycznej, film akcji, thriller, kino katastroficzne. Jedna wielka jazda na kwasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć jest to nawet kino surrealistyczne.

      Fanpejcz to coś wspólnego z facebookiem? Nie bawię się w takie rzeczy...

      Usuń
  3. Podłapałeś mą sugestię o 'Children of Men' widać ;) Tak mi się skojarzyło. Ujęcia w tym filmie są fantastyczne.
    No i młody Mark Greene kekeke :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy sam bym je skojarzył. Walka na ulicach połączone z długimi, ruchomymi ujęciami, raczej bym to z jakąś grą połączył.

      Ta, "Ostry dyżur".

      Usuń