środa, 13 sierpnia 2014

(serial) Firefly


Western, 2002


Wyjątkowa produkcja. Nie spotkałem się jeszcze z opinią kogoś, kto obejrzał ten miniserial i nie był zadowolony. Jeśli z wam się to uda, to upewnijcie się, że a) nie jest pracownikiem FOX, b) oglądał serial we właściwej kolejności, c) w ogóle oglądał całość, i nie jest jednym z tych dziwaków co to oglądają ułamek serialu a oceniają całość. Ja statystyki nie mam zamiaru obniżać, też jestem usatysfakcjonowany. Polubiłem bohaterów, wykonanie zasługuje na moje pochwały, i chcę wiedzieć, jak to wszystko się rozwinie. Ale nie z kolejnych sezonów, bo produkcja została anulowana, tylko z komiksów i filmu pełnometrażowego.

Najbardziej poszkodowanym w historii telewizji jest oczywiście Straczyński, którego oryginalny pomysł na "Babylon 5" został ukradziony przez Paramount by zrobić "Star Trek: DS9", i to był zaledwie początek jego jazdy. Na drugim miejscu jednak jak widać jest Joss Whedon, któremu FOX wyemitował serial... w niewłaściwej kolejności. Dwuczęściowy pilot wprowadzający w świat, bohaterów i fabułę, wyemitowano jako ostatni 11 epizod. Ponoć krytycy zjechali "Firefly", i był to drogi serial, więc skasowano wszystko, zanim jeszcze coś się zaczęło wykluwać. Produkcja odżyła w jakiś sposób na rynku DVD, zdobyła fanów, trzy ostatnie wyprodukowane odcinki nawet doczekały się emisji. Zrobiono pełnometrażowy tytuł, mający zamknąć wątki poruszone wcześniej. A teraz co? Nic. Fani są, kickstarter jakby co by pomógł, ale prawa do marki trzyma Fox, Whedon jest zajęty u Marvela a Nathan Fillion grający głównego bohatera "Firefly" jest zajęty na planie "Castle". Na dodatek cała ekipa jest już 10 lat starsza. Kanał.

Tak, również ja myślę w ten sposób. Gdyby "Firefly" wróciło, to byłoby... miłe.


Opowieść rozgrywa się w przyszłości, gdy władzę sprawuje Sojusz. Nie wszystkim się to podobało, więc zaczęła się wojna. I oponenci przegrali. Minęło 10 lat od wielkiej wojny, i były rebeliant Malcolm Reynolds zarabia teraz na życie jako przemytnik na pokładzie "Serenity", statku marki Firefly. Jest przegrany, prowadzi żywot przegranego, zapełniając czas lichymi przemytami... ale od czasu od czasu przyjdzie mu na rękę jakiś uczciwy deal. Pewien doktor imieniem Simon prosi o transport. Ciekawie zaczyna się, gdy jego bagażem okazuje się ukryta dziewczyna. Chce ją sprzedać? A może uprowadził? Nie - to jego siostra, River. Na której Sojusz prowadził eksperymenty. Nie wiadomo, co jej zrobiono, ale nie mógł na to dłużej patrzeć z boku, już teraz zachowuje się jak wariatka której ktoś wyjął umysł. Ciekawie? Bo jakby tego było mało, Sojusz zaczyna pościg i wydaje list gończy za poszukiwanymi oraz Malcolmem i jego ekipą.

Ekipa, która została uznana najlepszą drużyną w historii telewizji (nie przeze mnie, ale cóż). Wielu członków, każdy ma swoją historię, każdy ma swoje wady i zalety, każdy jest jakiś i pełni swoją rolę w jakimś odcinku oraz ma wyraziste relacje z pozostałymi. I wszyscy są zabawni, bo na jakieś poważniejsze akcenty zabrakło czasu. Tylko Malcolm nosi w sobie gorycz przegranej po tamtej wojnie, o reszcie niewiele wiadomo ponad to, co widać na pierwszy rzut oka. Ci ludzie to gotowy materiał pod jakiś serial komediowy, zamknąć ich w pokoju, patrzeć jak ze sobą gadają o ulubionym rodzaju toffu i już jest świetny epizod.

Zaskakujące w tej produkcji jest to, że nie ma tu słabych odcinków. Każdy jest bardzo dobry sam w sobie, jakby to był pełnometrażowy film przygodowy z jakiejś serii typu "Indiana Jones" (przypadkowy tytuł który przyszedł mi do głowy). Nie układają się one w całość, jeśli chcesz oglądać "Firefly" dla fabuły to masz przed sobą jakieś 3-4 odcinki. Ale i tak warto obejrzeć wszystkie, bo są świeże, ciekawe i interesujące. Nie ma tu jakiegoś schematu jak w "Stargate" ani też odwracania uwagi od głównego wątku jak w "Farscape". Tu toczy się życie i bohaterowie mają przygody, i w pewnym sensie następują one po kolei. Np. w jednym odcinku jedna postać zostaje pocałowana i okazuje się, że na ustach niewiasty był środek usypiający. Kilka odcinków później ten sam bohater znów ma szczęście i całuje kolejną kobietę... ale tym razem po pierwszym buziaku odsuwa się i zastyga w oczekiwaniu. Ona pyta, co się dzieje, a on: "coś sprawdzam. Długa historia". I wraca do całowania. Krótki moment, może umknąć uwadze, ale jest tam!

Cztery odcinki, które koniecznie trzeba obejrzeć:

Epizod wprowadzający: "Serenity". Pilot trwający 80 minut, albo w dwóch częściach trwających tyle, ile trwa normalny epizod. Wprowadzenie w świat, bohaterów, główną fabułę, nowe postaci, wszystko. Bardzo intrygujące.

Epizod najśmieszniejszy: "Our Mrs. Reynolds". Malcolm po wykonanym zadaniu wraca na statek i orientuje się, że... czeka tam na niego jego żona. Jak to się ożenił? Nic nie pamięta. I nie mogą zawrócić. Dziewczyna bardzo rozpacza, że nie podoba się swojej miłości, nikt nie wie, co w tej sytuacji zrobić. Żona próbuje na wszelkie sposoby przekonać Reynoldsa, by pozwolił jej zostać, ten próbuje wyjść z tego z twarzą, a reszta załogi śmieje się z tego wszystkiego. Mądra i zabawna komedia, która bawiła mnie pomimo tego, że była tak niezręczna. Spora zasługa w tym tych postaci - żaden z aktorów i aktorek nie wychodzi ze swojej roli. Mal pierwsze co robi to zagaduje po cichu Jayne'a, jak bardzo wczoraj się upił. Ksiądz uprzedza, że jeśli Mal wykorzysta dziewczynę, pójdzie do specjalnego miejsca w piekle, obok ludzi kichających w salach kinowych. A Zoe strzeli czarnego focha.

Epizod najlepszy: "Out of Gas". Ale o tym odcinku muszę napisać całe wypracowanie... Jedno z najważniejszych filmowych przeżyć na moim koncie. Rewelacyjny obraz... katastroficzny?

Epizod najciekawszy: "War Stories". Bo to odcinek ściśle fabularny, nawiązujący do głównego wątku. Włamują się do szpitala by sprawdzić, co Sojusz namieszał w głowie River.

Trudno napisać, by był to serial... ważny. To kino przygodowe z gatunku westernu, głębi tu nie więcej niż w "Die Hard" - ale widać, że zmierzał do czegoś więcej. Ludzie ścigający River i jej brata przywodzą na myśl "Z archiwum X", i mogę nawet zgadywać, że miała ona być taką centralną postacią wokół której na przestrzeni sezonów będzie rozwijał się międzyplanetarny konflikt w stylu "Babylon 5"... To z tego powodu tak łatwo jest żałować anulowania takiej produkcji, jakby nagle zniknął jakiś znajomy, który miał wielkie plany. Tyle dobrego, że produkcja w takim stanie wciąż jest warta poznania, bo każdy odcinek zapewnia zabawę sam w sobie.

Ciekawe, co zobaczę w filmie.

1 komentarz: