niedziela, 3 sierpnia 2014

Ewolucja planety małp

Science Fiction, 2014


I kolejny film, o którego wcześniejszych odsłonach powinienem coś napisać... "Planetę małp" z 1968 roku widziałem, podobnie jak sporo jej kontynuacji. Kiedyś na Polsacie na początku XXI wieku nadawali co tydzień po jednej, mały Garret był zdziwiony i oglądał. Pamiętam z nich łącznie ze trzy sceny: zakończenie jedynki (oczywiście!), jak na koniec dwójki albo trójki inteligentna małpia matka zamieniła swojego syna na "zwykłą małpę", ocalając mu tym samym życie, oraz gdy w bodaj piątej części małpy natknęły się na hologram i zwariowały, bo nie miały pomysły z czym to się je. Trudno coś mi o tych filmach napisać, tym bardziej ocenić. Remake'u Burtona chyba nawet nie wiedziałem, z kolei "Geneza..." z 2011 roku była do dupy. Reżyseria, scenariusz, wszystko beznadziejne. Typowy współczesny blockbuster - nuda, niepotrzebne komplikowanie, głupoty i zero akcji do ostatnich kilku minut. Ta była fajna, animacja małp i tego, jak sobie skaczą - bardzo miłe to było dla oka. Przyjemne i pomysłowe. Z tego też powodu "Ewolucja..." ma u mnie gigantycznego plusa za to, że można ją oglądać bez znajomości "Genezy...". Wystarczy wiedzieć mniej więcej, o co w tym uniwersum chodzi i kim jest Cezar, a reszta to tam, szczegóły.

Minęlo 10 zim, od kiedy małpy pod wodzą Cezara widziały ostatniego człowieka. Sądzą, że epidemia wybiła ich co do jednego. Tak się jednak nie stało, mało tego: ludzie jedną z baz zbudowali całkiem blisko lasu - tu, w San Francisco. Wszystko z powodu źródła energii i pompy wodnej, które się tu znajduje. Trzeba ją tylko naprawić, ta jednak znajduje się na terytorium naszego owłosionego bohatera, który nie chce mieć już nigdy kontaktu z żadnym człowiekiem i zabrania im wchodzenia tam. Ludzie z kolei potrzebują energii. Jeśli nic innego nie da rady, do akcji wejdzie broń palna.

Ta opowieść od początku zbiera moje pochwały za nie bycie zwięzłą fabułą, którą film popiera i ma się jej udać. Są tutaj dwie grupy bohaterów, każda będzie dążyć do swojego celu za wszelką cenę, i nie wiadomo, jak sytuacja na końcu będzie wyglądać. Ani to opowieść o małpach ani o ludziach, tylko o konflikcie między nimi. To prawdziwy pojedynek, wątki rozwijają się równocześnie, nie ma w nich czegoś takiego jak drzwi, które nie zostaną otwarte. Widać, że obie grupy są gotowe, by walczyć za swoje.




"Ewolucja planety małp" to przede wszystkim historia Cezara. Rozwój tej postaci, jego walka wewnętrzna. Tu już nie jest kimś wyjątkowym, to jedna z wielu małp, którą powoli zaczyna przerastać rola jaką odgrywa w społeczeństwie. Wszyscy się go bez sprzeciwu słuchają, podziwiają, liczą na niego. Teraz znajdzie się pośrodku walki, gdy będzie chciał zwycięstwa małp, wolności i bezpieczeństwa - ale nie kosztem pokonania ludzi. Przez cały film przejdzie swoją drogę - opowieść zaczyna się od zbliżenia na oczy Andy'ego Serkinsa, i na takim zbliżeniu się kończy. I w obu momentach widać tam inną postać. Zmieniła się. I w trójce będzie jeszcze ciekawsza, głębsza, bardziej żywa. Gdy pierwszy raz przemówi, nie ma wyboru, po prostu się siada z wrażenia. Sam jego głos jest fenomenalny.

Uwielbiam to, że pokazano jak wygląda życie małp. Jak toczy się ich dzień, ich zwyczaje, można poczuć klimat osady, spokój na wierzchu, ale i obawę którą noszą pod skórą. Już wtedy widać cudowne wykonanie techniczne, idealny balans pomiędzy aktorami w kostiumach oraz prawdziwym lasem, dekoracjami i końmi, a dodatkami stworzonymi przez grafików gdzieś w tle. Świetnie przedstawiono tutaj same małpy - ich spojrzenie na otoczenie, ich dzikość zapowiadającą pewien stopniowy rozwój. Jeszcze nie są inteligentnymi istotami, wciąż potrzebują przywódcy, szybko poddają się instynktowi, i jestem ciekaw, jak to się zmieni w kolejnej części. Uwielbiam to, że przed długi czas porozumiewają się na migi, niewielu w ogóle umie mówić nawet podstawowe zwroty.

Jeszcze z sześć linijek o muzyce. Przed seansem usłyszałem opinię osoby, która zwróciła uwagę na nią, i była zachwycona samym faktem, że to kompleksowy "score", i bohaterowie mają swoje tematy muzyczne. Zwróćcie na to sami uwagę. Na scenę, gdy Cezar kilka razy uderza klawisze, a film to podchwytuje i buduje na nich atmosferę. Wiedziałem, że to Giacchino był kompozytorem, ale zapewne sam bym się o tym zorientował. Było słychać, że to ta sama osoba, która napisała "Hollywood And Vines". Moje faworyty: "Primates For Life", "Gorilla Warfare" oraz "The Great Ape Processional"

"Dawn of the Planet of the Apes" to wyjątkowa produkcja. Już teraz widać, że ten tytuł przetrwa próbę czasu, dzięki jej poważnemu wydźwiękowi. Zapewne domyślacie się sami, o czym jest ta opowieść, i jak się zakończy - napiszę tylko, że twórcy poradzili sobie z tym. Szczególnie zaskakuje, gdy potraktować ją jako blockbuster - bo mimo iż od pierwszych minut zapewnia akcję (świetne polowanie w lesie), to potem skupia się na budowaniu atmosfery. Nie chciałem, by "typowa" akcja wróciła, zaczęli się bić czy coś. Pragnąłem czegoś innego, do tego jednak nie doszło, a twórcom udało się pokazać, dlaczego musiało się skończyć tak a nie inaczej. I w brutalny sposób stawić widza wobec tego, że już teraz nie ma znaczenia to, czyja to była wina.

Zbalansowany na wielu poziomach, wykonany w dorosły sposób. Polubiłem go.


4/4
Będę go wspominał przez lata

Plusy:
- głos Cezara
- i cała reszta
- i Gary Oldman.
- radzi sobie jako samodzielny tytuł.

Minusy:
- Telltale Games nawet nie zapowiedziało adaptacji tego tytułu.

PS. Czy tylko ja mam wrażenie, że w 3 lub 4 części Cezar stanie się antagonistą, i cała marka zmieni się w kinowe "Breaking Bad"?

PSS. Jeśli chcecie gadać o minusach to jest ich trochę. Dziwne budowanie większości postaci - na koniec pamiętam, kto kim był, ale jak miał na imię? Za cholerę. Cała dramaturgia dobrnęła do tego, że nie uważałem jej za wymuszoną, ale też nie do końca mnie przekonała. Jak to możliwe? Wszystko ma charakter zbyt kameralny - nic nie wiadomo o tym, jak wygląda ogólna sytuacja. Czy są inne plemiona małp? Ile w końcu jest ludzi? Biała plama.

14 komentarzy:

  1. "Remake'u Burtona chyba nawet nie wiedziałem" - i nie radzę, bo to przy całej sympatii do reżysera, najgorsza rzecz jaką zrobił. Choć jeśli się nie boisz, i masz chęć się po pastwić w kolejnym wpisie, to śmiało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kolejnym filmowym wpisie będę się zachwycać ostatnią kwestią w "Aniołowie o brudnych twarzach".:)

      Nie pamiętam, kiedy ostatnio oglądałem coś, wiedząc, że to będzie słabe... W styczniu? Kompletnie nie mam na to czasu. Ani ochoty.

      Usuń
  2. A jaki był przepraszam plus Oldmana? (no chyba że go lubisz jak ja :), to wtedy był to plus). Jednak samej jego postaci mogło nie być, lub mógł go zagrać ktokolwiek inny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno go nie lubić, chociaż często wybiera słabe filmy.

      A plus w tym filmie jego jest taki, że przemowa mu się udała na początku filmu. Był wiarygodny i szczery, dawał nadzieję. A na końcu, gdy powiedział "Ratuję ludzkość" tylko jego aktorstwo unosiło tę scenę.

      Usuń
  3. Coś dodam od siebie.

    Mnie urzekło, że nie ma tu trywialnego podziału na „dobrych i złych”.

    Cezar – ten szlachetny, kocha ludzi, bo był przez nich kochany. Najważniejsza dla niego jest małpia rodzina - ale to z tej ludzkiej wyniósł wszystkie wartości, którymi się teraz posługuje, wie że ludziom zawdzięcza swe i ich istnienie. Zapomniał, że ludzie potrafili zadać mu cierpienie, a nie wie chyba, jak ich gatunek podobny jest do homo sapiens.
    Koba z kolei ludzi nienawidzi, ale czy można go nazwać tym złym? Przez 10 lat katowany przez nich – ja bym sam chciał ich powybijać za to do nogi. Co do ostatniego. Doskonale go rozumiem. A, że zrobił to złymi środkami, zrywając rodzinne więzi, zaprzepaszczając więzi rodzinne, to inna bajka…

    A u ludzi? Czy Dreyfusa możemy określić czarnym charakterem?? Absolutnie nie. Ten gość, chce tylko przetrwania i godnego funkcjonowania swej społeczności. A że chce swój lud uzbroić? Bo widzi przecież zagrożenie. I miał zresztą rację. Po prostu rozważył wszystkie alternatywy i próbował dmuchać na zimne. Nie można go za to winić. Przesadził na końcu, ale stracił w życiu już tyle, że teraz chciał dać ocalałem szansę na godne życie (zrobił to co uważał za słuszne). Był wg mnie w porządku.
    No i Malcolm- taki cholerny idealista. Myśli, że świat jest czarno biały. Nie dostrzega różnych odmian szarości. I za to też zapłaci. Za bycie, w gruncie rzeczy, życiową „pi*dą”.

    Dla mnie to film o braku komunikacji. Lub o jej nieudanej próbie. O tym, że dzisiejszy świat nie mówi i nie będzie mówił jednym głosem. Będzie tylko coraz więcej podziałów. I żadna apokalipsa tych podziałów nie zniweluje. Spotęguje je, lub stworzy kolejne.

    No, jeśli już amerykański blockbuster zmusił mnie to chwili rozwagi, to znaczy, że to dobre kino było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dla mnie... o rasizmie. I tym, że środowisko nie warunkuje tego, kim się człowiek staje. Cezar myślał, że małpy są lepsze od ludzi i teraz się nauczył między innymi tego, że tak nie jest.

      Brzmi jak banał, na dodatek to potencjalny spoiler. Nie chciałem o tym pisać w głównym tekście, bo w filmie przedstawiono to o wiele ciekawiej. Wyższość obrazu nad słowem.

      Usuń
    2. To co napisałem, to też banał, ale takie jest sedno. Widać w trochę innych rejonach szukasz, ale grunt, że węszysz. Czyli jest dobrze.

      Usuń
    3. Różnimy się, to i w innych rejonach szukamy. Ja z pewnością nazwę Kobe złym, bo mści się nie na tych, co zadali mu ból. I poświęca inne małpy, by osiągnąć swój cel. Który też nie da mu żadnej satysfakcji... I tak dalej.

      Swoją drogą, podczas szarży na bazę ludzi powinien umrzeć jako pierwszy, a potem jeszcze z sześć razy, skoro jego bracia ginęli bez pardonu.

      Usuń
    4. Heh, mnie też trochę to raziło, że wszyscy padają wokół niego, a on nic, ba, jeszcze szarżuje jak szalony. Przymykam jednak na to oko...

      Usuń
  4. ja tu widzę też film o fatum bo zobaczmy jak blisko było w sumie do może nie przyjacielskich ale chociaż neutralnych stosunków jak mało brakowało by wojna małp z ludźmi nie wybuchła gdyby nie nienawiść koby która okazała się silniejsza od wszystkiego coś co pojawiło się w starej serii z l70 gdy w ostatniej scenie UWAGA SPOILER ostatniego filmu kamera najeżdża na pomnik cesara który płaczę tam był to znak przełamania fatum czego znakiem jest scena poprzedzająca gdzie dzieci małp i ludzi bawią się razem pod okiem wychowawców z obu gatunków KONIEC SPOILERA ;-) a sam film fajny choć były niedociągniecia efektów 3D gdy gałęzie za plecami przeświecały na wylot :) no i jeszcze kwiatek do ogródka tłumacza jak u licha przetłumaczyli dawn czyli świt planety małp na ewolucje ??ten świt ma tu duży sens bo początek nawiązuje do filmów typu walka o ogień czy innych o ludziach z czasów jaskiniowych i wcześniejszych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam widziałem wersję 2D. A "Ewolucja..." też jest dobrym określeniem tego, co się dzieje w filmie. Ale będę miał problem z zapamiętaniem tego, tak jak dziś nie przypominam sobie, jaki był polski tytuł "Rise of the Planet of the Apes"

      Co do fatum, ja tu widzę tylko nie najlepszą dramaturgię scenariusza. Widać wyraźnie, że twórcom nie zależało bardzo na pojednaniu się tych dwóch grup. Nie ma tu na przykład żadnej umowy między Malcolmem i Cezarem. Tylko "pozwólcie nam wejść, bo tamci przyjdą i będzie ból", zamiast "Pozwólcie nam mieć energię, to wam damy leki, warzywa, cokolwiek chcecie". Nie ma próby przekonania pozostałych ludzi, by ci podzielili się bronią z małpami. Tego typu zabiegi powinny się pojawić, gdyby chciano obrać inny kierunek. Wybrano inny.

      Osobiście, zrzucam to na karb konwencji i kilka nazwisk stojących za scenariuszem, oraz fakt, że z tego musiał wyjść letni film a nie miniserial.:)

      Usuń
    2. no i nie byłoby ciągu dalszego filmu który jest już na 99.9% pewny ciekawe tylko czy będą chcieli nawiązać do zakończenia w stylu starej serii czy zakończyć tam gdzie skończył się pierwszy film czyli małpy władcy świata i dzicy ludzie ich niewolnicy no i ciekawe czy zobaczymy w następnych filmach malcolma i jego rodzinę :).ps nawiasem to lester del rey napisał przed wojną opowiadanie gdzie ludzi zastąpiły psy inteligentne po angielsku miał tytuł Faithfull po polsku wierny jak pies warto sobie przeczytać (drugi tom droga do SF jamesa gunna )

      Usuń
  5. Na Polsacie w wakacje przed rokiem 2005 leciało to co tydzień i co tydzień byłem zdziwiony, że są dalsze części. Na KMF jest opis całej serii, czytałem parę tygodni temu. W każdym razie małpy na pewno natknęły się na hologram w drugim filmie, przestraszyły się, ale po chwili rozwiązały zagadkę. Nie wiem, czy miałeś na myśli to zdarzenie, które błędnie umiejscowiłeś i opisałeś, czy może rzeczywiście było coś takiego w piątej części (skończyłem serię w połowie czwartego odcinka).

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega film! Dzięki za tak szczegółowy opis, ale lepiej iść do kina! PIONa

    OdpowiedzUsuń