piątek, 12 września 2014

(Felieton) Hołd dla tego, co dobre, w The Way Way Back


Przeglądam sobie dawne wpisy na blogu i natrafiam właśnie na ten dotyczący "Najlepszych, najgorszych wakacji". W pewnym momencie napisałem tam, że bardzo chciałbym zrobić listę najśmieszniejszych chwil tego filmu. Ot, dla samego siebie. Potem o tym zapomniałem, dlatego gdzieś mi to umknęło, ale tym lepiej, bo dzięki temu mogę to zrobić - prawie - w rocznicę pierwszego seansu. Tak, będę na tegorocznym zlocie filmweb offline. Tylko mnie martwi zmiana knajpy...

Dla porządku, przypomnę: "Najlepsze, najgorsze wakacje" to film, w którym mnóstwo pozytywnej energii miesza się z okropnym prowadzeniem wątków, żenującymi scenami, beznadziejnym pisaniem postaci, tragicznym zakończeniem, prawdopodobnie najmniej ekscytującym punktem kulminacyjnym w historii, schematycznością... można tak wymieniać i wymieniać. A i tak go lubię. Początkowe zamiary trochę musiałem zmodyfikować, bo okazało się, że film mnie już nie śmieszy jak na początku - widać bez umierającej ze śmiechu widowni wokół to już nie to samo. Dlatego wybrałem opowiedzenie o 10 rzeczach, które najbardziej w tym filmie lubię.

Lub jak inni mogą to nazwać: jak bardzo Garret może wyjść na geja w niezaplanowany sposób?



# 10: Pierwsze wejście Owena.

Niby nic, tylko spogląda na głównego bohatera, uśmiecha się... i odjeżdża w drugą stronę. Ale do tego momentu w filmie była tylko nudna rozmowa ojczyma z Duncanem w stylu: "Hej, na ile się oceniasz? Bo ja cię oceniam. Muszę coś powiedzieć, żeby widz mnie nie lubił". I wtedy pojawia się Owen, nic nie mówi, niczego nie obiecuje, a jednak jest nadzieją. "Oho, mam nadzieję, że jeszcze się pojawi... Będę oglądał dalej".


# 9: Jill z "Jak ugryźć 10 milionów dolarów" tańczy do piosenki Mr. Mister

No co? :) Bawi mnie to. Wiem, że to inna postać graną tylko przez tę samą aktorkę, ale jaka to różnica? Do tego śpiewa tekst, który nijak się ma do właściwych słów piosenki... i wychodzi jej to lepiej. "Carry a laser, tralala-la...."


# 8: Peter wraca do domu i mówi do matki...

"Nie teraz, kobieto!". I idzie spać po całonocnej imprezie. Kozacki ten dzieciak jest, ale teraz jakoś trudno ten moment zauważyć. W kinie od razu cała sala umarła, a teraz oglądam i mam wrażenie, że bym go prawdopodobnie przegapił. Tak czy siak - warto to odnotować. Tego trzeba więcej w kinie.


# 7: Pac Man i lekcja życia

Gdy Duncan obserwował Owena, gdy ten grał na automacie, zapytał: "Wiesz, że są tu wzory, nie?". Owen się oburzył i powiedział, by chrzanić wzory. Na końcu zawołał: "W mojej grze nie ma wzorów, wypracuj własny sposób na wygraną" (parafrazuję z pamięci). To całkiem mądre, wykorzystać grę wideo do wytłumaczenia, że nie trzeba się dostosowywać na ślepo. Niby to coś trudniejszego od "lekcji" z "Króla Lwa", o przeszłości która boli, ale można jedynie narzekać na nią lub wyciągnąć z niej wnioski? Dla mnie nie. Tylko to jeden z tych momentów, o których twórcy pomyśleli: "Hej, to całkiem dobre. Zróbmy z tym byle co!". I dali, gdzieś na początku film, bez większego kontekstu. Jedyną reakcją wtedy jest: "czemu ten dziwny typ mówi w ten sposób do obcego dzieciaka?". A do końca filmu już się o tym nie pamięta... na szczęście robiłem notatki jak leci.


# 6: Owen potrafiący przejrzeć przez słowotok Duncana

Główny bohater ma problem z wypowiadaniem się. Denerwuje się, nie wie, co mówić, do tego mówi za szybko i często nie do końca na temat... Fajnie zobaczyć na ekranie postać, która w krótkich słowach potrafi rozwiązać ten problem. Nie od razu, ale wie, co w tej sytuacji zrobić. Miły wyjątek od ludzi, którzy po prostu założyliby, że Duncan to idiota.


#5: Każdy żart Owena miał tu jakąś granicę i cel

Mam tu na myśli żartowanie z Duncana. Łatwo można było się pomylić i dać mu kwestię, którą w teorii powinien wypowiedzieć jego ojczym. Ten żartował, by poniżyć, a przynajmniej by pokazać swoją wyższość i onieśmielić przyrodniego syna. Owen z kolei... uczy. Podchodzić z dystansem do życia - i uczy, że jak nie ma w nim pozytywnych stron, stwórz je!


#4: W każdym dramatycznym momencie główny bohater ma bardzo mało dialogów.

Z wyjątkiem konfrontacji przy ognisku. Ale pozostałe - bohater tylko tam jest. Bez słowa ocenia, myśli, kombinuje, powstrzymuje nerwy, gryzie język, ciska piorunami z oczu. Trochę w tym momencie wykorzystano minus, czyli nie najlepsze aktorstwo Liama Jamesa, ale efekt jest naprawdę satysfakcjonujący i wiarygodny.


# 3: Bohater znajdujący szczęście... w pójściu do pracy

Cholernie rzadki motyw. Duncan nie ma celu, motywacji, pomysłu, nic mu się nie chce... rozwiązaniem okazuje się wejście w świat dorosłych, znalezienie sobie przyjaciela z prawem jazdy i rozpoczęcie pracy. Tak, niewiele pokazano z tego życia - obowiązków i jak je wykonuje - ale liczy się jego spełnienie, nabieranie pewności siebie, przybywanie w towarzystwie które się wybrało. To miła odmiana, zobaczyć bohatera w filmie, który naprawdę "coś" robi, zamiast gadania o wszystkim, jak się czuje i co mu się przydarzyło. Tutaj widać jego rozwój, które chwile na niego wpłynęły, i jaki był tego skutek. Można tylko patrzeć i rozumieć, co daje bohaterowie zadowolenie, jak się rozwija, zmienia, dojrzewa.

Ten film jest wypełniony energią wakacji. Tu można naładować baterie, nacieszyć się słońcem, nawet gdy za oknem jest godzina wilka. Odpocząć, nabrać dystansu, zebrać siły do codziennej walki.


# 2: Bohater decydujący się podjąć męską decyzję o opuszczeniu swojego szczęśliwego miejsca

Na końcu cały ten park wodny, Owen i reszta, to tylko ucieczka, a nie prawdziwe rozwiązanie problemu. Niósł go ze sobą. Sztuczka polega na tym, że Duncan jest jeszcze młody - ma wybór. Może zostać i bawić się, ale zapuścić w ten sposób korzenie i przekreślić całe bogactwo, jakie oferuje mu życie - albo odejść, wrócić do "prawdziwego" świata i stawić mu czoła. I to właśnie robi.

Co stawia go w wygranej pozycji w konfrontacji z ojczymem, który wybrał: "Zapomnijmy o tym, ok?"


#1: Fakt, że Owen i Duncan na końcu się przytulili.

Mało słów, a jednak udaje się pod koniec zapomnieć na te kilka sekund, że zakończenie jest tak skopane, i skupić wyłącznie na tym, co dzieje się teraz. A jest to bardzo ładne. Mężczyźni tak rzadko się na ekranie przytulają, a tu wyszło to tak pięknie! Widać, że prawdopodobnie już nigdy się nie spotkają, i żegnają się teraz na całe życie. Czułem ten ciężar, jaki musiał nastoletni bohater unieść. Scena niczym z najbardziej męskiego westernu.


...I żeby nie było zbyt słodko... Trzy najgorsze wady:
1) scenariusz jest tak ******, aż dziwię się, że nie dostał z 10 Oscarów;
2) AnnaSophia Robb nosi klapki;
3) nadaje się do oglądania wyłącznie w domowych warunkach, gdy większość scen można przewinąć. Wtedy właściwie jest to cholernie dobry film. Nawet nie przeszkadzają mi jego wady.

Kto by się spodziewał, że polskie tłumaczenie może być aż tak idealne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz