środa, 24 września 2014

(serial) Detektyw

Crime, 2014


"Detektyw" to projekt kręcony z przerwami przez 17 lat, od 1995 roku do 2012 przez Nica Pizzolatto. Bohaterami są detektywi śledczy pracujący nad aktem mordu z sektą w tle. Związane ciało kobiety z tatuażami gdzie tylko spojrzeć, twarz ukryta, dziwna figurka z gałęzi, ułożona w konkretnej pozycji. Gdzie zacząć? Czego szukać? Po prawie dwóch dekadach zostają zaproszeni na komendę, by opowiedzieli o tamtych wydarzeniach. Właściwe pytania przychodzą z czasem - co się wtedy stało? Czemu są przesłuchiwani oddzielnie? Czy widz o czymś nie wie?...

Składniki tego sezonu wyglądają następująco: 1/15 intrygi kryminalnej, 4/15 napięcia, 5/15 wątków pobocznych z życia osobistego, 6/15 klimatu zepsucia i rozkładu, oraz 15/15 w postaci głównego duetu. Chociaż poszczególne odcinki nie wyróżniają się jakoś szczególnie, to jako całość serial naprawdę lśni. Zaplanowany od początku do końca bez jednej zbędnej sceny.

Akcja dzieje się w stanie Luizjana, pełnego moczar, bagien, pól, zapomnianych miasteczek, które zapewne tętniły życiem około 1850. Nieliczne miasta wpasowują się do tego krajobrazu. Łatwo trafić tu na odludzie, gdzie nawet telefon nie dochodzi, a mieszkańcy są bardzo wierzący w którymś odłam Chrześcijaństwa. Obraz, jaki rozpościerają tu twórcy, jest bardzo niepokojący. Sekty, prostytucja, policja działająca na własną rękę, rytualne mordy, krzywdzenie nieletnich. Wszystko tu jest i przez jakiś czas jeszcze będzie w ten sposób. Wszystko zostaje podkreślone przez jednego z dwójki głównych bohaterów, Rusty'ego, będącego duszą całej serii. Człowiek to zmęczony, bez życia, potrafi spojrzeć w oczy i dostrzec, kim ten ktoś naprawdę jest. W swoich niesie mrok. Otwarcie przyznaje, że nie widzi sensu w życiu, człowiek jest dla niego nienaturalnym tworem. Dostrzega, że wszystko jest zamknięte w pętli kręcącej się od zawsze i zapewne na zawsze. Te dzieci, które uratował z klatki, kiedyś do tej klatki wrócą. Zmienią się tylko twarze i nazwiska, ale cała reszta będzie bez zmian. I znowu. I znowu. Jaki więc sens by coś z tym zrobić?

Jeśli macie z nim problem, weźcie pod uwagę, że ja ich nie miałem. Rusty to smutny człowiek, do tego trzyma swoje przekonania dla siebie. Nie jest tak, że tylko pije, strzela i płacze. To coś zupełnie odmiennego.


Druga wielka zaleta tej historii to wątek przyjaźni/relacji/tolerowania się głównych bohaterów. Prawdziwa, męska... jak to w ogóle nazwać? Jest na to słowo? "Partner jest jak rodzic - nie wybierasz żadnego" mówi Marty o Rustym. Przez trzy miesiące jak zaczęli pracować nie zamienili ani słowa - i to było ok. Gdy już zaczną mówić i poznają siebie nawzajem, to okaże się, że nie przepadają za sobą. Podejście Rusta do życia, śmierci, ponury i "filozofujący" sposób rozmyślania w ogóle nie spodoba się Marty'emu. Każe mu zamknąć dupę i tyle. I to też będzie ok. Czasy prawdziwych facetów na ekranie wróciły, można uronić męską łzę szczęścia. Nie ma tu prywatnej bójki, po której przyjeżdżają media i robią z tego zadymę - jak dobrze wrócić do tego świata! To, przez co ta dwójka przejdzie, szczególnie na poziomie osobistym, to coś wyjątkowego dla kina. Nie będą się lubić, nie będą dla siebie mili, ale też obaj wiedzą, że mają na tym padole tego jednego człowieka, który mu uratuje życie. Słowo zostanie dotrzymane.

Mastershot wieńczący 4 odcinek. Scena słynniejsza od samego serialu. Jak na coś tak chwalonego ma za dużo najazdów na ścianę albo ciemne niebo - ale nawet jeśli było markowane, to wciąż robi wrażenie. To była dobra decyzja, by pokazać te wydarzenia w czasie rzeczywistym - chociaż to zapewne był wybór głównie techniczny. Gdyby były cięcia, odcinek były o kilka minut za krótki.

Najcieplejsze słowo o intrydze jakie mogę powiedzieć to: nie przeszkadza. Niby jakaś jest, ale jak się ją oleje to też się będzie nadążać. Zajmuje też mało miejsca na ekranie - pierwszy odcinek to budowanie wszystkich wątków jednocześnie, drugi w zasadzie sprowadza się do "Nie wiemy co robić i najprawdopodobniej musimy się poddać" ale w ostatniej minucie wpadną na nowy trop! Trzeci to już wielkie opóźnienie wątków kryminalnych, bo najpierw trzeba doprowadzić do istotnego miejsca wątki osobiste Marty'ego... Dopiero 4 i 5 odcinek coś rozkręcają w kwestii budowania napięcia. Odcinki 5 i 8 błyszczą pod tym względem, to też moje ulubione epizody. Spodziewałem się czegoś innego, dostałem "Detektywa", w którym polubiłem inne rzeczy niż zamierzałem. Mi to pasuje, chociaż lepsza fabułą by się przydała. Jeśli nastawiasz się na ciekawe śledztwo, to go nie dostaniesz. Dość powiedzieć, że jednym z najważniejszych tropów na które bohaterowie natrafiają jest... przemalowanie domu. Porównują dwa zdjęcia i myślą: "Może ten malarz miał z tym coś wspólnego!".

- Ah, I shouldn't even fuckin' be here, Marty.
- I believe "no shit" is the proper response to that observation.

Temat minusów mogę jeszcze ciągnąć - niejasna narracja, z początku niby opowiadana przez bohaterów. Wykorzystano przy tym dobrodziejstwo gadania z offu, a potem już pokazano widzowi rzeczy, o których żaden z bohaterów nie mówi. Niektóre wątki się nie kończą, brakuje odpowiedzi - i tu trzeba się zetknąć z fanami próbującymi przekonać cię, że to w istocie plus, bo serial chce być bardziej jak życie, które też przecież nie daje wszystkich odpowiedzi. A w jednym odcinku jeden z bohaterów dostaje taki wpierdol, że powinien umrzeć z 60 razy - oczywiście żyje dalej. Bo to tylko serial.;-) Drobnostki. Jedynym elementem, który mi przeszkadzał, było wykonanie scen za kółkiem. Nie wiem, czy tak je badziewnie zrealizowano, by wyglądały jak kręcone na tle greenscreena, czy to naprawdę był GS - ale efekt jest obrzydliwie sztuczny.

Mam nadzieję, że motywy tu poruszone i rozwinięte będą miały swój ciąg dalszy w drugim sezonie. Niech te wnioski, do których Rusty doszedł, mają jakiś ciąg dalszy. W ten sposób będzie lepsze, zamiast na siłę rozrzedzać mrok. Taki właśnie jest cały "Prawdziwy Detektyw" - chociaż poszczególne odcinki nie zbierają u mnie wysokich not, całość cenię całkiem wysoko. Ogląda się go naprawdę dobrze. Jestem bardzo zadowolony z mnogości nowych elementów, jakie ta produkcja wprowadza do telewizji, i ciekaw jestem, czy wyznaczy nową modę na nihilizm w stylu Rusty'ego. Czekam na drugi sezon.
7/10

PS. I całe to gadanie o wyjątkowości produkcji, bo wspomniano w niej o teorii płaskiego czasu... Proponuję dawać 12/10 dla takich tytułów jak "Babylon 5" i innych wykorzystujących motyw hiperprzestrzeni, oparty na teorii, że przestrzeń jest jak kartka papieru, i tak jak ją można nagiąć by oba jej końce się zbliżyły do siebie... W odróżnieniu od "Detektywa", ta teoria jest często uzasadniona fabularnie, a nie rzucona w twarz widzowi, by budować klimat. W ogóle, "Detektyw" jest jedną z tych produkcji, której fanboje tylko obrzydzają mi dobry seans, zmuszając do szukania błędów chociaż w ogóle ich nie dostrzegłem. I potem tylko myślę: "to nie jest aż tak ambitna produkcja, psychologia postaci nie jest aż tak rozbudowana". Motyw z zataczaniem koła i powtarzaniem - gdy to słyszę to widzę tylko niedostatecznie dobry scenariusz, który zwyczajnie tego nie uniósł i owe powtórzenia równie dobrze mogły być efektem braku pomysłów.

8 komentarzy:

  1. Nie ma co szukać minusów. Też nie przepadam za sytuacją gdy wszyscy coś zachwalają. Jakoś tak "najeżam się" i zaczynam szukać. Jedyne co mi przeszkadzało to gra Metju. Ja wiem że taki miał być. Miałem jednak wrażenie że jako aktor strasznie się dla "Detektywów" napinał. Widziałem go jak taką napiętą do granic możliwości strunę, która miała zaraz pęknąć. Z tym swoim smutkiem i tragedią w oczach balansował na cienkiej granicy. Tak jakby jeszcze, jeszcze chwila i miał parsknąć śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłem pod wrażeniem, z jaką powagą Metju prowadził ten serial. Stawał przed kamerą i jechał bez cienia fałszu w takiej choćby sekwencji skradanie się przez pole w 5 odcinku... A było o to łatwo.

      Usuń
  2. Zachęciłes mnie bardzo żeby siętgnac po ten serial :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Detektyw" to projekt kręcony z przerwami przez 17 lat, od 1995 roku do 2012 przez Nica Pizzolatto."


    Dziwne: nie znalazłem nigdzie informacji, że tyle go kręcili. Ale jeśli tak było, "Boyhood" przestaje być oryginalnym pomysłem :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, "Detektyw" też zgapiał. Najpierw przecież kręcono "Back to the Future" przez 70 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chcę nawet liczyć ile Kubrickowi zajęło czekanie aż małpy ewoluują żeby dokręcić fragmenty z ludźmi w "2001" :p

    OdpowiedzUsuń