poniedziałek, 5 października 2015

"Porachunki" (8+/10)

Black Comedy, 1998


Moja notatka o "Przekręcie" nie należy do moich ulubionych. Chociaż film lubię, to nie miałem o nim za wiele dobrego do napisania, za to sporo do narzekania odnośnie całej konstrukcji. Wszystko po to by wyjaśnić, czemu nie lubię tego filmu bardziej. Teraz powtórzyłem "Porachunki" i widzę, że był też jeszcze jeden powód.

W swoim debiucie Guy Richie śledzi losy czterech brytyjskich kolegów: Jasona Stathama, Eddy'ego i dwóch innych. Wspólnym wysiłkiem udaje im się uzbierać astronomiczna dla nich kwotę - składają się oni po 25 tysięcy by Eddy mógł zagrać z miejscową szychą Harrym i jego partnerami w karty. To elitarny klub, gdzie trzeba wyłożyć w 100K, żeby móc zagrać. Harry oszukuje i nabiera naszego Eddy'ego - teraz ten nie tylko przegrywa, ale jest jeszcze winny pół miliona. I ma tydzień by spłacić dług.




Już tutaj widać różnicę do późniejszego "Przekrętu" - obecność punkcików kulminacyjnych w trakcie opowieści. Sprawa w momencie wyjścia jest prosta: mieli wygrać, nie wygrali. Zaczynają się komplikacje. Na scenę wchodzą kolejne postaci, wątki, a reżyser bezbłędnie umieszcza ich w historii w odpowiednim momencie. Wie, kiedy wprowadzić, a kiedy czekać by dać wybrzmieć pozostałym obszarom tej szalonej fabuły. W efekcie powstała zwariowana produkcja, która jest zrozumiała i toczy się w odpowiednim tempie, pozwalającym docenić jak wiele tu się dzieje jednocześnie. 

Stąd też bierze się humor - bo gdy w końcu wybucha finał, wszystko dla widza było przejrzyste. Kto kim jest, co się dzieje i dlaczego. Ale gdy kurz opada, na scenę wchodzą postaci których cały ten cyrk ominął - oni widzą skutki, łapią się za głowę i nie wiedzą co zrobić z wyjątkiem krzyczenia wniebogłosy "Co tu się stało, do Pana Wafla?!" Za sam ten moment należą się filmowi oklaski na stojąco. Sztuka, której niewielu dokonało.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że bohaterom się udało. I to w kompletnie logiczny sposób. Luigi wins Mario Party by doing absolutely nothing. A na koniec puścili "Fools Gold" i zakończyli na doskonałej nucie. Bez przyciągania, z jajem, w skomplikowany i logiczny sposób. Ostatni kadr to film w pigułce - pokażcie go komuś, to nie będzie wiedział co z nim zrobić. Nawet nie obawiajcie się spoilerów. Ten film trzeba zobaczyć!
Film widziałem na Netflixie


"Porachunki" trafiają do mojego osobistego Top 20 1998 roku na miejscu trzecim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz